Już dziś, czyli 24 stycznia, na Netflixie oficjalnie startuje kolejna część przygód tej bardziej mrocznej i pewnej siebie wersji Sabriny. Serial zaprezentuje kolejnych 8 odcinków, w których bohaterowie zmagać będą się nie tylko z problematycznymi roszczeniami do piekielnego tronu, ale i swoistym najazdem na Greendale cyrkowej zgrai, pod którą podszywa się tajemnicze plemię pogan. Chilling Adventures of Sabrina jest jednym z popularniejszych seriali powszechnie znanej platformy streamingowej i nie zapowiada się, aby po sezonie trzecim miało to ulec zmianie. Tym razem czeka nas o wiele więcej mroku, czerpania z klasycznych rozwiązań gatunkowych horroru, ogromne pokłady „sabrinowatego” klimatu, dobrze poprowadzone wątki, nowe, zapadające – w głównej mierze – w pamięć postacie, zastraszające, co odcinek rosnące wyraźnie tempo akcji oraz te same problemy, z którymi produkcja borykała się w poprzednich sezonach. Czy warto zatem poświęcić czas blond nastolatce o diabelsko-anielskich mocach i pozostałym bohaterom uniwersum, które razem reprezentują? Według nas, choć problemów Chilling Adventures of Sabrina się nie ustrzegło, jest zdecydowanie lepiej aniżeli – pod względem fabularnym – w chaotycznie poprowadzonym sezonie drugim, w dodatku o wiele grzeczniejszym i spokojniejszym w stosunku do tego, co czeka nas w najnowszych odcinkach.
WRAŻENIA OGÓLNE
Magda Przepiórka: Trzecia część Chilling Adventures of Sabrina nadal posiada w sobie to, czym serial urzekł mnie w swoich początkach. Jednocześnie, tak jak części poprzednie, mroczna wersja Sabriny nie jest wolna od wad. Wciąż dominuje tutaj szybkie tempo akcji, pchając fabułę do przodu niczym mały huragan, wątki – zazwyczaj zgrabnie – wymieniają się miejscami, a charyzmatyczne – w głównej mierze – postacie nadal stanowią o sporej sile serialu. Za tym idą jednak te same błędy, które charakteryzowały części poprzednie. Absurdalne rozwiązania, brak ciągów przyczynowo-skutkowych i inne chaotyczne, nieadekwatne do charakterów postaci zachowania potrafią przyprawić o niemałe zawroty głowy. Acz Chilling Adventures of Sabrina od początków nie stawiało przecież na tę wyświechtaną praktyczną logikę, zresztą nie dlatego serial ten sprawia mi tak dużą satysfakcję w śledzeniu rozwoju zaprezentowanego w nim alternatywnego świata. Sezon trzeci to wszystko, co w Sabrinie najlepsze, ale i najgorsze, dużym krokiem naprzód jest jednak postawienie nacisku na intensywny rozwój uniwersum, a zminimalizowanie skupienia się na wątkach romansowych w porównaniu do części drugiej.
Natalia Trzeja: Po usilnych próbach, porażkach i rzucaniu kłód pod nogi wreszcie dotarliśmy do centrum całego uniwersum Chilling Adventures of Sabrina – do piekła ukrytego w kopalni. Odnalezienie tajemniczego wejścia przez spółkę Sabriny w drugim sezonie było tylko preludium do czegoś większego, co niezmiernie ucieszy fanów „sabrinowskiego” klimatu. Osobiście nie jestem zbyt wielką fanką drugiego sezonu, co nie znaczy, że jest spisałam go na straty. Jednak nie był też on „przewyborny”. Określiłabym go bardziej jako lekki „odmóżdżacz” po ciężkim dniu spędzonym w towarzystwie uczelnianych notatek – niewymagający, nieuciążliwy, po prostu fajnie, że jest. Dlatego z niewielką rezerwą podeszłam do trzeciego sezonu, który w porównaniu do swojego poprzednika… wypadł fenomenalnie (pomimo kilku niedociągnięć). Wizja piekła i jego pochodnych urzekły swoją prostotą, horrorem, jak i „bajkowością”, która tak charakteryzuje całe uniwersum Chilling Adventures of Sabrina. Chociaż, nie zaprzeczamy, piekielne motywy zawsze sprawiają sporo piekielnych problemów – bo jak tu pokazać szatańską i przerażającą rzeczywistość tak, aby uniknąć wszędobylskiego kiczu. Po postapokaliptycznej wizji (a może bardziej: jej braku), jaką uraczył nas ósmy sezon American Horror Story (wciąż czuję mentalny ból), każda wzmianka o piekle i końcu świata budzi we mnie uzasadnioną niechęć. Jednak nowy sezon Sabriny zadziałał jak plaster na zranione serce, a cały świat, chociaż nie jest wielce przerażający, nadal chwyta za serducho swoim bajkowym stylem z domieszką horroru i subtelnej masakry. A sama Sabrina z upartej pannicy przemienia się w (nadal upartą) młodą kobitkę, która nadal prezentuje cechy typowe dla zakochanej nastolatki. Niby dorosła, lecz nie do końca… I za to właśnie ją lubimy.
WADY I ZALETY SEZONU
Magda: Serial znowu świetnie zarysowuje relacje i interakcje pomiędzy kobietami, ukazując, że mimo zróżnicowania zbiorowości pod względem charakterów, osobowości i poglądów możliwe jest porozumienie i walka o wspólne dobro. Do grona zalet zaliczam w większości przypadków świetne aktorstwo, które nawet bardziej drętwe dialogi potrafi przekuć w interakcje, które przyjemnie się ogląda. Niebywałym plusem jest także sposób przedstawienia Piekła, pieczołowitość, z jaką twórcy podeszli do kreacji tego świata oraz – co za tym idzie – ogromnie przyjemna zabawa pewnymi postaciami wyjętymi prosto z kart biblijnych, których umieszczenie w fabule sprawiło mi wiele radości. Co do wątku pogan, to może ich kreacja nie wzbudziła we mnie większej satysfakcji, ale okazało się to swoistym rozwiązaniem fabularnym, które skojarzyło mi się ze światem przedstawionym w grze The Last of Us – interesujące, w jakim stopniu to było nawiązanie świadome i zamierzone, a w jakim coś takiego miało faktycznie miejsce w komiksach Archie Comics, na których to Chilling Adventures of Sabrina jest luźno oparta.
Natalia: Po trzecim sezonie mam bardzo dobry humor, więc wolę zacząć od wad, aby następnie przejść do bardziej przyjemnej części. Zdecydowanie na niekorzyść serialu działa tu przedobrzona ilość wątków, która miałaby prawo bytu, gdyby sezon trwał więcej niż tych osiem odcinków. Tak jak już wspomniała Magda, akcja gna do przodu niczym mały huragan, a my jesteśmy rzucani z jednego wątku do następnego. Często miałam wrażenie, że twórcy, tworząc jedną historię, dość szybko zapomną o drugiej. I w takim przekonaniu chyba chcieli trzymać swoich widzów, aby następnie zrobić wielkie BOOM! – „Niespodzianka! O niczym nie zapomnieliśmy!”. Większość spraw została dopięta na ostatni guzik, jednak grzecznie proszę, poukładajmy jedne puzzle, nim zaczniemy kolejne. Na szczęście (i w końcu) twórcy przyszli z pomocą, aby poukładać ten cały miszmasz i, jak się okazuje, wszystko tutaj miało ręce i nogi, a wątki bardzo wdzięcznie się ze sobą splatają i ostatecznie domykają.
A więc zalety! Jak się okazuje, to co jest wadą trzeciego sezonu, może być równocześnie jego zaletą. Kilka równoczesnych wątków z pewnością zniesmaczy część publiczności, jednak, jak się na końcu okazuje, wszystko to było potrzebne, aby doprowadzić historię Sabriny do końca. Cała fabuła stała się wielowymiarowa, a postacie, które w poprzednich sezonach nie miały wiele czasu, aby zabłysnąć, dostaną swoje dodatkowe pięć minut. Owszem, jak wspomniałam, wątków było „troszeczkę za dużo”, co spowodowało, że akcja pędziła niemal z prędkością światła, jednak gdyby serial skupił się na jednym lub dwóch motywach, cała historia byłaby po prostu mdła. Tym, co od początku istnienia Chilling Adventures of Sabrina skrada serce, jest bez wątpienia klimat, który jest niemożliwy do odtworzenia w innych produkcjach (a przynajmniej na takową nie trafiłam). Klimat, który tak umiejętnie łączy ze sobą elementy grozy, bajkowe, religijne i pogańskie w taki sposób, że nie tworzą różnych, odseparowanych części, a wspólnie kreują jedną całość, która bawi, straszy i wzrusza. Z początku odnosi się wrażenie, że oglądamy kolejną produkcję o nastoletniej (zaczarowanej) miłości z mocą ratowania świata, jednak, jak to mawiają, im głębiej w las, tym więcej drzew. Bardzo strasznych drzew. Ta atmosfera towarzyszy Sabrinie od początku serialu, ale w nowym sezonie osiąga ona szczyt i dzielnie się na nim trzyma. Oby tak dalej! Bo przecież pragniemy więcej śmiechu, więcej łez, ale przede wszystkim… więcej krwi! Ale Magda, tu Ci muszę jeszcze przyznać rację – sposób, w jaki zostały przedstawione relacje między kobietami, pozytywnie wpływa na odbiór tego sezonu. W końcu twórcy przestają się bać pokazywania nas jako nieustępliwe wojowniczki i podkreślają, jak dużo szumu wokół siebie potrafi zrobić grupa zdeterminowanych (i wkurzonych!) kobiet. Tematyka feministyczna wciąż się heroicznie trzyma na piedestale i raczej nie zamierza go opuścić.
Magda: Tak! Ten feministyczny wydźwięk jest również czymś, co mnie w całym serialu od jego początków uwodzi. Przechodząc do mnogości wątków w Sabrinie – jest to jednocześnie bolączką produkcji, jak i dużą zaletą. To swoiste przeładowanie akcją staje się powoli znakiem rozpoznawczym serialu, z drugiej strony nie wyobrażam go sobie z innym, wolniejszym tempem. Ach, no i ten klimat, o którym wspominasz! Osnuwa każdy odcinek i mnie samą, pozwalając przymknąć oko na abstrakcje fabularne serwowane chwilami przez twórców. Jestem prawie przekonana, że w kolejnym sezonie twórcy serialu zagęszczą go jeszcze bardziej, wkraczając na coraz to bardziej mroczne, bagniste i niepewne rewiry wyobraźni.
Ty, Natalia, zaczęłaś od wad, ja zostawiłam je sobie na koniec. Z jednej strony wiem, co mi w serialu przeszkadzało, irytowało, z drugiej – nie jestem do końca pewna, czy umiejscowiłabym to stricte w kategorii wad. Tak zwane dziury fabularne, które miały w Sabrinie miejsce, zostały w większości przypadków załatane na koniec, tworząc rozwiązanie dla wijącej się z kąta w kąt przez cały sezon fabuły i mając za zadanie wywołać co najmniej zdziwienie u odbiorcy. Dlatego też – pomimo zbyt szybko domkniętego finału – tego charakterystycznego momentami braku logiki nie uznałabym za wadę pełną. Zresztą od początków Sabrina logicznymi i klarownymi działaniami nie stoi i nie to jest przewodnią istotą serialu. W części tej męczyło mnie jednak nie do końca równe rozłożenie akcentów – pierwsza połowa sezonu była bardziej monotonna od tej drugiej i to właśnie w niej znalazł się pewien odcinek z tarotem w roli głównej, który mnie najbardziej znużył.
PROBLEMATYKA
Magda: Osiem najnowszych odcinków proponuje nam ciąg dalszy historii. Lucyfer został pokonany i uwięziony w ciele ochotnika, Nicka Scratcha, a jednocześnie ówczesnego chłopaka Sabriny – nastolatka postanawia więc wyrwać go z piekielnych sideł. Jednocześnie samo Piekło boryka się z problemami będącymi pokłosiem podjętych decyzji w części drugiej Chilling Adventures of Sabrina. O miano do diabolicznego tronu upomina się tajemniczy Kaliban, który sporo namiesza w planach naszych bohaterów – Sabrina staje z nim w szranki, mierząc się o tytuł nad tytułami złego magicznego świata, czyli pierwszą Królową Piekieł. Równolegle na osi fabularnej pojawia się kolejny wątek, tym razem dotyczący, wydawałoby się, raczej ludzkiego Greendale. Do miasta wita enigmatyczny cyrk prowadzony przez jeszcze bardziej zagadkową zgraję z plemienia pogan. Są to dwa główne wątki i prowadzą one całą część trzecią, jednakże jak to w przypadku tego serialu, w trakcie oglądania pojawi się o wiele więcej pomniejszych i wcale nie mniej angażujących intryg oraz motywów. Podobnie jak w części drugiej zauważalne przyspieszenie tempa akcji następuje mniej więcej w połowie ośmioodcinkowej przygody, nie oznacza to jednak, że epizody przed tą graniczną linią są monotonne, choć faktycznie – samo wprowadzenie do opowiadanej historii poprowadzone mogło zostać zgrabniej. Tak, jak i sam jej finał. Bo fabuła, choć angażująca i emocjonująca oraz wprowadzająca tak wiele nowych elementów rozbudowujących przy tym piekielne uniwersum, pod koniec zostaje zredukowana do minimum, jeśli chodzi o finałowe rozwiązanie. Miałam wrażenie, że zakończenie wątków nie było na tyle ważne, co posianie zalążków nowych, które obrosną część czwartą. A szkoda, bo opowiedziane wydarzenia były chyba ze wszystkich dotychczasowych najbardziej fascynujące i przyciągające uwagę.
Natalia: Tu się zgodzę z Tobą, że zakończenie nie należało do spektakularnych, niemniej jednak uważam, że było bardzo satysfakcjonujące i w pewnym sensie sprawiło mi ogromną frajdę, chociaż, tak jak mówisz, widać, że autorom bardzo zależało, aby stworzyć fundamenty pod część czwartą. Sama problematyka zaimponowała mi tym, że nie przybrała formy kolejnej wyświechtanej historii o młodzieńczej miłości, a podkreślała, jak ważne jest zachowanie równowagi w świecie (i wszystkich jego odgałęzień). Piekło boryka się ze swoimi problemami, zwłaszcza gdy po drugim sezonie jego pan i władca został „szczelnie zamknięty” w ciele Nicka, a równowaga w królestwie ciemności oznacza również stabilizację na ziemi, w Niebie i po prostu wszędzie. Przecież, żeby istniało światło, wpierw ciemność musi zapukać do naszych drzwi, czyż nie?
Magda: Zdecydowanie, równowaga była chyba jednym z określeń przewijających się przez całą część trzecią i wydaje mi się, że problemy z nią związane mogą stanowić nadal jedną z osi fabularnych w dalszych przygodach nastoletniej czarownicy. Podoba mi się również to, jak przedstawione są w serialu próby reformacji i związane z tym ogromne trudności – Sabrina, choć chce jak najlepiej i stara się wybierać rozwiązania z jej punktu moralne, to nie zawsze kończy się to dobrze. Czasami intensywne próby zmian od środka kończą się jeszcze większą izolacją tych, którzy się takowym sprzeciwiają. Sabrina, choć świadoma siebie i tego, do czego dąży – zazwyczaj – jest w końcu tylko nastolatką i w pewnych aspektach brakuje jej doświadczenia, które charakteryzuje dorosłych – zarówno piekielnych, jak i ziemskich – bohaterów.
Natalia: Faktycznie, nastoletniej czarownicy bardzo zależy na wprowadzeniu pewnych „piekielnych zmian”, co podkreśla, jak dojrzałą osobą staje się Sabrina, jednak dalej obecny jest w niej ten młodzieńczy pierwiastek, który za wszelką cenę próbuje jej wmówić: „Zrobię tak, bo ja tak chcę i tak mi się podoba!”. Niestety, nie tędy droga, a fakt, że to Sabrinie pewne rzeczy się nie podobają, wcale nie znaczy, że pół świata musi się pod nią podporządkować. Dziewczyna ma wspaniałomyślne pomysły, tylko dalej nie może zrozumieć, że piekło rządzi się swoimi prawami, na które nawet sam Lucyfer nie ma wpływu. Ale kto to wyjaśni tej nieustępliwej czarownicy?! Wątek dorastania, ale też swego rodzaju wewnętrznej walki pomiędzy dziecięcą niewinnością (i głupotą) a nieuniknioną dorosłością zmuszą Sabrinę to podjęcia trudnych i dojrzałych decyzji. Jednak dalej jest to dziewczynka i skutki nietrafionych postanowień jeszcze długo będą ciągnąć się za bohaterką, jednak czy można mieć jej to za złe? Wszyscy wymagają od niej ogromnej odpowiedzialności, która zadecyduje o równowadze w świecie, a ona jeszcze nawet nie skończyła szkoły średniej!
Magda: Zabawne, jak pośród intensywnych wydarzeń, nieustających zwrotów akcji i plot twistów, w pewnym momencie gdzieś ucieka świadomość tego, że Sabrina to tylko nastolatka – o umiejętnościach i temperamencie przewyższającym ziemską, jak i pozaziemską skalę przeciętności, ale wciąż, dopiero wkraczająca w tę wykalkulowaną, nieustępliwie spiskującą przestrzeń dorosłych.
NAJLEPSZY ODCINEK/SCENA
Magda: Ulubionych scen mam parę i te dotyczą w większości fragmentów rozgrywających się na terenie serialowego piekła. Horror miesza się tam z dużą dozą groteski i igra ze stereotypami, choć wszystko to nie przekracza pewnych granic – ale mam wrażenie, że twórcy z części na część pozwalają sobie na coraz więcej, przynajmniej w segmencie piekielnym, mniej w ziemskim, co cieszy mnie bardzo. Obok Dobrego miejsca jest to jeden z moich ulubionych seriali baraszkujący w religijnej tematyce i jej najbardziej popularnych – nie tylko chrześcijańskich – założeniach. Jednakże do najlepszego, a raczej sprawiającego mi największą frajdę w śledzeniu wydarzeń odcinka, zaliczyłabym ten, w którym Hilda zmaga się z pewną tajemniczą transformacją w niej zachodzącą. Wiele w niej z obrazu Davida Cronenberga Mucha z 1986 roku – filmu, który obejrzany w nastoletnich czasach dorastania nie wróżył spokojnie przespanych nocy. Sporo zresztą w Chilling Adventures of Sabrina nawiązań do gatunków czy filmowych historii oraz samych legend. Taka mieszanka wybuchowa i czerpanie z wielu źródeł i tradycji ma swoje ręce i nogi i trzyma się z resztą w solidnym i zgrabnym uścisku.
Natalia: Ile było tych scen, nic tylko wymieniać! Chociaż większość z nich i tak dotyczyły głównie postaci ciotki Hildy – mojego najukochańszego słoneczka w całej produkcji. Cóż tu dużo mówić, ta postać jest wykreowana po prostu fenomenalnie, a w towarzystwie swojej siostry Zeldy (którą również ubóstwiam) tworzą pierwszorzędny związek dobrego i złego gliny. Dwie charakterne, lecz nadal takie różne. Ciotka Hilda dostała więcej „solówek” w trzeciej części, a każda jej scena z Doktorem Ce wręcz roztapiała moje serduszko w kółko i w kółko. W moim przypadku scena z „transformacją” również wzbudza wiele skrajnych emocji – od współczucia i sympatii po gniew i ogromne obrzydzenie. Jedna z niewielu scen, która zrzuca szatę grzeczności i pokazuje, że nawet taki serial jak Chilling Adventures of Sabrina może pokazać rogi. Wraz z wewnętrzną metamorfozą Sabriny odnosi się wrażenie, że twórcy coraz śmielej sięgają po bardziej „horrorowe” rozwiązania i jako wielka miłośniczka tego gatunku filmowego – kupuję to w ciemno! I mam nadzieję, że to tylko początek tego, czym zostaniemy później poczęstowani. Ach i ta nowa znajomość Theo… nowa postać, która nie dostała wiele „czasu antenowego”, jednak już widać, że chłopak kryje w sobie bardzo duży potencjał. A każda pojedyncza scena to złoto.
Magda: Siostrzany związek Hildy i Zeldy to jest coś, co ubóstwiam w Sabrinie. Wręcz perfekcyjnie ukazane jest to, jak siostry – pod względem charakteru stojące od siebie tak daleko, jak dwa ziemskie bieguny – zazębiają się idealnie. Ich interakcje w tym sezonie (oraz samej Hildy z Doktorem Ce) sprawiły mi od groma serialowej frajdy. Nowa znajomość Theo, o której wspominasz, również dała mi nadzieję na to, że w kontynuacji wątek ten zostanie rozbudowany – poza tym, jest to naprawdę interesujący charakter i od początku wzbudza ogromną sympatię, więc tym bardziej trzymam mocno zaciśnięte kciuki.
Natalia: Oby było go więcej w kolejnych sezonach! Ten uśmiech mogłabym oglądać godzinami…
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Magda: Podoba mi się umieszczenie pod koniec sezonu zalążka pewnego wątku romantycznego, którego częścią składową jest ciotka Zelda – rozwiązanie to może mnie nie zaskoczyło, bo widać było pewne sygnały, które prowadziły do niego, ale z pewnością niezmiernie ucieszyło. Tym bardziej że druga postać jest kolejną z nowych, która ma szansę na spory rozwój, a przede wszystkim chce się oglądać jej poczynania na ekranie, bo osobowość ma zgoła ciekawą. Interesujące jest i to, że największe zainteresowanie przykuwają postacie wyłamujące się z nastoletniego teamu. Choć lubię Theo czy Rosalind, mam wrażenie, że charaktery te stanowią bardziej drugoplanowe tło całej historii. Nie zmienia to jednak faktu, że w najnowszym sezonie wiele od nich zależało i wiele wątków było z nimi zintegrowanych. Harvey nadal jest postacią odrobinę nieporadną, acz niezmiernie urokliwą, którą już chyba zawsze będę darzyć sentymentem (za co odpowiadać może spędzenie dużej części dziecięco–nastoletniego wzrostu w towarzystwie starej serialowej Sabriny w wersji aktorskiej, jak i animowanej). W tym sezonie nadal prym wiedzie Lilith – postać świetnie nakreślona, ale i bardzo zagubiona. Nieumiejąca do końca porzucić przywiązania do tradycji, do tego, czemu wierna była przez tysiąclecia; przy tym posiadająca w sobie ukryte głęboko pod pokładami diabelskiego pyłu zawiązki pierwotnego dobra. Taka mieszanka czyni z niej postać na przekór tragiczną.
Natalia: A ja muszę powiedzieć, że to „rozwiązanie” akurat mnie zaskoczyło, bo przez chwilę nawet nie pomyślałam, że „coś tu się święci”! Jednak jestem z tego powodu bardzo zadowolona, gdyż stosunek Zeldy do tej postaci nie był dla mnie jednoznaczny; miałam wrażenie, że sympatia Zeldy była spowodowana jedynie „umiejętnościami” tej postaci, które bezsprzecznie ocaliły jej skórę. Jednak do mojej złotej trójcy, oprócz Zeldy i przekochanej Hildy, muszę dodać Lilith czy, jak to woli, panią Wardwell. Jest to bohaterka tak bardzo złożona, że dotąd nie potrafię określić jej prawdziwych uczuć w stosunku do Sabriny czy nawet samej siebie. Na początku serialu poznajemy ją jako matkę demonów, która rzuca kłody pod nogi młodej Spellmanównej, by zaraz okazać się dobrym słuchaczem, skarbnicą wiedzy i źródłem bezcennych rad. W trzeciej części natomiast Lilith jest ucieleśnieniem wszystkich tych cech: nienawiści, miłości, mądrości, zazdrości, powagi i sympatii. Najpierw wydaje się „być ponad” Sabrinę, by później stać u jej boku w obliczu ogromnego zagrożenia, aby ponownie stać się agresorem numer jeden. Ale za to właśnie uwielbiam tę postać i z pewnością nie może jej zabraknąć w kolejnych odsłonach Chilling Adventures of Sabrina. Nie jest ani czarna, ani biała, w zamian za to stanowi połączenie różnych odcieni szarości, które sprawiają, że ta bohaterka staje się skomplikowana, zawiła, trudna, ale jakże fascynująca! I nie przemawia tu tylko moje niezmierne zamiłowanie do czarnych charakterów, chociaż postać Lucyfera też jest niczego sobie… Co do ojca Blackwooda – irytujący jak zawsze, pod każdym względem. Tutaj nic się nie zmieniło.
AKTORSTWO
Magda: W tej kategorii niezmiennie zwracam się w kierunku Kiernan Shipki, która wciela się w rolę Sabriny. To, co ta drobna dwudziestolatka wyczynia w serialu, pozwala na stworzenie charakteru z krwi i kości. Charyzmatyczna, zadziorna, momentami aż nadto pewna siebie Sabrina z silnym pociągiem do władzy to jedna z lepszych w ostatnim czasie reprezentantek kobiecej siły na – nie tylko – serialowym ekranie. Nie mogę nie wspomnieć i o Nieświętej Trójcy w składzie: Miranda Otto jako twarda, dumna, ale pod tą czarodziejską zbroją skrywająca wrażliwe serce ciotka Zelda (z nieodłącznie towarzyszącym jej atrybutem w postaci wysublimowanego papierosa i równie eleganckiego sposobu trzymania go), Lucy Davis jako momentami nieokrzesana, na co dzień słodka i naiwna, a jednocześnie niedająca sobie w kaszę dmuchać ciotka Hilda oraz dama nad damami w Chilling Adventures of Sabrina, czyli mroczna Mary Wardwell w roli podwójnej, w którą wciela się Michelle Gomez. Do grona moich ulubieńców aktorskich zaliczam w tej części także aktora, który odpowiada za wykreowanie postaci Kalibana. Większość postaci pierwszo- jak i drugoplanowych odegrana jest co najmniej poprawnie, choć i tu zdarzają się momentami przeszarżowane sceny, szczególnie te bardziej dramatyczne. Muszę także wspomnieć o Faustusie Blackwoodzie, w którego wciela się Richard Coyle – to, co ten diabelski aktor wyrabia na ekranie, osnute jest ogromną charyzmą i magnetyzmem. Choć postać to odrzucająca i wzbudzająca w odbiorcy raczej negatywne uczucia (jednocześnie mam do Blackwooda jakąś taką nikłą sympatię, która chyba narodziła się w jego groteskowym charakterze), zagrana jest prawie że idealnie. Absurdalna, wybuchowa, tragikomiczna, często paranoiczna.
Natalia: To stanowi jedną z najmocniejszych stron tego serialu: silne kobiece charaktery, zagrane z ogromnym wyczuciem, a nawet z pewną dozą miłości do granej postaci. Uparte, waleczne, pyskate, nader ambitne, lecz wciąż kochające i delikatne. I nie tylko Kiernan Shipka zasługuje tu na pochwałę. Owszem, jak na tak młody wiek potrafi zagrać naprawdę fantastycznie, dzięki czemu Sabrina nabiera niemal realistycznego, skomplikowanego wyrazu, który charakteryzuje chyba każdego (żyjącego) człowieka. Nie jest to mała dziewczyneczka, będąca ucieleśnieniem miłości, dobroci i altruizmu, a pyskata młoda dorosła, która czasami chcąc dobrze, powoduje jeszcze więcej kłopotów. Z jednej strony dobra i wspaniałomyślna, lecz nadal jest kobietą, którą pragnienie władzy aż pali od środka. Kieran daje z siebie 200%, nie tylko zwykłe 100%. Jednak ponownie pragnę powrócić do Mary Wardwell, która, jak już wspomniałam, jest dla mnie postacią pierwszorzędną i solidnie wykreowaną. Ta bohaterka w wydaniu Michelle Gomez, jak dla mnie, skradła całe show i na razie nie sądzę, by ktoś mógł zrzucić ją z podium. Co do ojca Blackwooda, to mamy zupełnie inne zdania! Chociaż, dzięki Tobie, zaczynam widzieć Faustusa w nieco jaśniejszych barwach, lecz dalej nie zmienia to faktu, że tego bohatera po prostu nie trawię. Nie wiem, czy to całokształt, czy tylko ten sezon na mnie tak zadziałał, ale Faustusowi mogłabym powiedzieć głośne „Adios!”. Sceny, które dla mnie były przerysowane, przesadzone i karykaturalne ukazywały ojca Blackwooda na pierwszym planie. Ale po tym, co napisałaś, myślę, że może właśnie o to chodziło? Może postać miała zostać wykreowana absurdalnie i paranoicznie? Spośród całej „sabrinowskiej” plejady tylko ten bohater drażnił mnie swoją obecnością, więc może powinnam zwalić to na swoje uprzedzenia, a nie wybór castingowy? Niemniej jednak – choć uwielbiam czarne charaktery, Faustus Blackwood jest tutaj wyjątkiem od reguły.
Magda: Bardzo jestem ciekawa, jak rozwiążą w przyszłych sezonach to – wydawałoby się – niemożliwe do okrzesania pragnienie władzy Sabriny, o którym piszesz. Zauważalne jest, że im dłużej śledzimy losy bohaterki, tym bardziej jej wewnętrzna równowaga zaczyna wpadać w podskoki i niebezpieczne drgania. To rozerwanie pomiędzy miłością do rodziny w postaci ciotek, Ambrose’a i jej przyjaciół a rozpalającym się w niej pragnieniem rządów i kontroli prowadzić może do wykreowania w przyszłości potencjalnie najciekawszych w serialu wątków.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Magda: Sporo w Chilling Adventures of Sabrina prowadzonych dalej i nowych wątków przeplatających się ze sobą, a jednak wszystko to w dużej mierze zazębia się ze sobą. W przeciwieństwie do Sex Education, którego sezon drugi, choć dla mnie udany, satysfakcjonujący i sprawiający niemałą popkulturową frajdę, czasami borykał się z rozporządzaniem wątkami, utrzymaniem ich równowagi. Z drugiej strony część trzecia Sabriny to bohaterowie, którzy zbyt często są niespójni, zachowujący się nieadekwatnie do tego, co jeszcze przed chwilą sobą reprezentowali, na co trudno jest, mimo konwencji seriali, przymknąć oko – z drugiej strony, można zapytać, w jakim stopniu ten chwilami występujący brak spójności jest świadomym założeniem twórców? Mimo nielogiczności, powtarzających się błędów, Chilling Adventures of Sabrina ma wiele do powiedzenia, w szczególności na temat burzenia tradycji i tworzenia jej fundamentów od podstaw, reform, miejsc wydawałoby się – dla tradycjonalistów – niereformowalnych, patriarchatu przenikającym struktury większości religii oraz definicji rodziny i siły, jaką ta generuje, nie poprzez więzy krwi, ale bliskość, która wystąpić może pomiędzy biologicznie niespokrewnionymi ze sobą ludźmi. Sabrina to w końcu serial przede wszystkim przyjemnie się oglądający i bawiący swoimi igraszkami fabularnymi i całym uniwersum, które systematycznie jest poszerzane o nowe rejony.
Natalia: Chilling Adventures of Sabrina nie jest może serialem na miarę nagrody Emmy, jednak dalej jest to kawał dobrej popkulturowej rozrywki. Może właśnie ta „popkulturowość” jest tutaj wystarczającym powodem, aby zapoczątkować relację z tą nastoletnią czarownicą? Chociaż fakt, że serial nie dostaje nominacji tu i tam, i siam wcale nie znaczy, że jest to pozycja stracona. Wręcz przeciwnie – Sabrina pod przykrywką dobrej rozrywki kryje wiele istotnych motywów, które niezmiernie ucieszą „poszukiwaczy głębi” w tekstach kultury. Feminizm, nowoczesna wizja rodziny, (anty)religijne przesłania i dewastacja tradycji wywołają uśmiech u niejednego antytradycjonalisty (i obrzydzenie u tych, którzy wrażliwi są na wszelkie zniewagi w stosunku do religii). Pomimo kilku absurdów i nieścisłości trzecia część podobała mi się o wiele, wiele bardziej niż sezon poprzedni. Drugą część można by określić jako ugrzecznioną wersję tego, co w niektórych momentach zaserwuje nam trójeczka, a ta daje nadzieje na jeszcze mocniejszy finał, który mogą zaserwować nam kolejne odsłony. Twórcy powoli, maluteńkimi kroczkami odchodzą od dziecięcej wizji Sabriny i po trochu serwują coś, co może urzec nieco starszych (i zgłodniałych horroru) widzów. Mam nadzieję, że autorzy będą się tego trzymać.
Fot.: Netflix