Dom grozy to serial łączący historie różnych literackich bohaterów – Doriana Graya, Drakuli czy dr. Frankensteina. Jego twórca, John Logan, umieszcza te postacie w jednym świecie – mglistym Londynie w czasach wiktoriańskich, zarysowując jednak przy tym główny wątek. Produkcja niedawno została zakończona, a winę za taką sytuację można upatrywać głównie w niskiej oglądalności. Szkoda, że widzowie nie poznali się na Domie grozy (bądź Penny Dreadful – jak kto woli). Zarówno Krzysiek, jak i Michał, uważają dzieło Logana za wyśmienite i chcieliby oglądać go dalej. W swoim Wielogłosie skupiają się na zwłaszcza na 3. sezonie serialu i tym, w jaki sposób został zakończony. Czy godnie? Przekonajcie się sami.
WRAŻENIA OGÓLNE
Krzysztof Lewandowski: Dom grozy to jeden z moich ulubionych tytułów. Produkcja zawróciła mi w głowie od pierwszego odcinka, dzięki mrocznemu klimatowi wiktoriańskiej Anglii oraz różnorodnym postaciom pochodzącym z klasyk literatury grozy. Do moich ulubionych momentów często należały sytuacje, w których bohaterowie zbierają w ciemnym pomieszczeniu, w kominku płonie ogień, za oknem jest ciemność, a niebezpieczeństwo może nadejść w każdej chwili… Właśnie wtedy czułem największą ekscytację historią. Serial miał więcej atutów – doskonałą kreację panny Ives w wykonaniu Evy Green bądź nieśpieszne rozwijanie fabuły. Jednak drugi sezon podobał mi się w mniejszym stopniu ze względu na natłok romansów. Przez to dokończyłem go dopiero przy zabieraniu się za oglądanie trzeciej serii. Końcówka okazała się lepsza i do ostatniego odcinka serialu (kontynuacji niestety raczej nie będzie) byłem już przeważnie zachwycony. Będzie mi brakować Domu grozy, zwłaszcza że nawet teraz jest materiał na następne sezony.
Michał Bębenek: Penny Dreadful (do teraz nie jestem w stanie przyzwyczaić się do polskiego tytułu, który jest zwyczajnie beznadziejny, w tym tekście będę więc używał tytułu oryginalnego) to również jeden z moich ulubionych seriali, więc w tej kwestii nie będziemy się kłócić. Poprzednie dwa sezony doskonale zbudowały klimat grozy i naprawdę świetne postacie (pomimo ich mocno wyeksploatowanej popkulturowej tożsamości). Seria trzecia, i niestety ostatnia, nie ustępuje wcześniejszym w żadnym aspekcie, dodatkowo dokładając kilka zupełnie świeżych cegiełek, jak chociażby przeplatanie plenerów klasycznego, gotycko mrocznego Londynu, przestrzennymi panoramami Teksasu, wprowadzając świetną nutkę Dzikiego Zachodu. Penny Dreadful to taka trochę Liga niezwykłych dżentelmenów wymieszana w kotle razem z klasycznymi horrorami, lecz jednocześnie zachowująca idealne proporcje. To naprawdę trudna sztuka zrobić serial, w którym jednocześnie występują między innymi Drakula, Frankenstein i jego monstrum, Wilkołak, wyznające diabła wiedźmy i Dorian Gray, nie popadając przy tym w przesadę i karykaturę. A Johnowi Loganowi udała się ta sztuka.
Uwaga! W dalszej części tekstu występują spoilery.
Odradzamy czytanie osobom, które nie oglądały 3. sezonu Domu grozy.
PLUSY I MINUSY SERIALU
Krzysztof: Na pewno do zalet serialu należy klimat – czająca się groza, mglisty i mroczny Londyn, w którym ukrywają się różne stworzenia oraz wmieszane w to wszystko znane postacie kultury (Frankenstein, Jekyll, Lucyfer, Drakula czy Dorian). Jest to połączenie przemyślane i ekscytujące, dzięki któremu Dom grozy zyskał wielu fanów. Jednak w trzecim sezonie nie zostało to do końca wykorzystane, ale o tym szerzej opowiem później. Należy także docenić kreowanie historii, powolne, lecz celowe, bo pozwala na wsiąknięcie w produkcję. W najnowszej serii mamy do czynienia z fascynującą opowieścią, która potrafi zaskakiwać widza, tworzyć tajemnice i dochodzić do mocnych momentów. Wreszcie na pochwałę zasługują postacie, których charakterystyka jest nam starannie przytaczana i nawet ktoś pozornie mało interesujący może odkryć swoje drugie oblicze (mowa tu o Renfieldzie). Ale najbardziej w pamięci pozostają główni bohaterowie – zmagająca się w tym sezonie z problemem samotności panna Ives, skandaliczny Dorian bądź rozpaczający z powodu nieszczęśliwej miłości doktor Frankenstein. Co najważniejsze twórcy rozsądnie planują czas poświęcony na poszczególne charaktery – teraz np. wpletli wątek rozgrywający się w Ameryce i powiązany z przeszłością Chandlera. Dla mnie była to świetne urozmaicenie od Londynu, a Ty, co o tym sądzisz, Michał?
Michał: Zgadzam się. Jak już wspomniałem, Teksas i ogromne amerykańskie pustynne przestrzenie, były doskonałą odmianą, wprowadzającą nieoczekiwaną świeżość do serialu. Nieoczekiwany był też sojusz Ethana z Hecate, jedną z wiedźm, z którymi walczył w poprzednim sezonie. Z pośledniej pomocnicy czarnego charakteru, zmieniła się ona w naprawdę wyrazistą samodzielną postać, której na dodatek udało się zdobyć moją sympatię.
Krzysztof: Chociaż doceniam zmianę otoczenia w wątku Ethana, to nie podzielam Twojej opinii na temat Hecate. Moim zdaniem była ona jednym ze słabszych punktów programu, bo w sposób nie do końca mnie przekonujący skłoniła bohatera (przynajmniej tymczasowo) do przejścia na złą stronę – a nawet spędzili razem namiętną noc, co było niepotrzebne. Nie pasowało mi to do postaci Ethana.
Michał: Natomiast wątki londyńskie były jak zawsze wciągające, mroczne i przepiękne wizualnie. Panna Ives od samego początku spajająca całą tę menażerię horrorowych postaci, bardzo wyraźnie stanowi oś serialu i najważniejszą jego bohaterkę. Tym razem opuszczona i porzucona, zmagająca się z depresją, powoli dochodzi do siebie, wraz z pomocą pani psycholog, do złudzenia przypominającej wiedźmę, która wyszkoliła Vanessę (a jednocześnie jest to kolejna postać z mitologii Drakuli – Doktor Seward, a właściwie jego żeńska wersja). Cały ten wątek to najsilniejszy motyw tego sezonu i sprawdza się znakomicie.
Krzysztof: Z minusów muszę wymienić zakończenie. Nie mam wrażenia, że to miał być finałowy sezon. Dodano kilka nowych postaci, z którymi nie zdążyliśmy dobrze się zapoznać. Losy głównych bohaterów nie zostały w satysfakcjonujący sposób zamknięte. Generalnie czuć pośpiech i niedokładność, a te stają w opozycji do tego, jak świetnie twórcy rozwijali serial przez ponad połowę trzeciej serii. Coś podczas jej tworzenia musiało się stać, jakiś aktor może zrezygnował – innego wytłumaczenia nie widzę, ponieważ naprawdę byłem przekonany, że stawiane są fundamenty pod następny sezon. Jednak plany uległy nagłej zmianie, przez co otrzymaliśmy po prostu zły finał. Budzi emocje, a melancholijnym stylem i poetyckimi fragmentami pasuje do konwencji produkcji, ale wypada słabo. Kreowana od pierwszego odcinka intryga zawodzi rozwiązaniem, niektóre sekrety nie wychodzą na jaw, choć powinny, pojawiają się błędy, a zachowanie panny Ives nie wydaje się logiczne. Do tego część wątków zostaje urwana… Pozostaje mi życzyć sobie i nam wszystkim, żeby doszło do cudu – niech Netflix przejmie Dom grozy. Poza tym przejścia niektórych bohaterów na stronę ciemności wypadały mało wiarygodnie, między innymi Ethana właśnie.
Michał: Byłoby to świetną niespodzianką, gdyby rzeczywiście Netflix lub jakaś inna stacja przejęła Penny Dreadful pod swoje skrzydła, niestety finałowy napis “The End” raczej nie pozostawia żadnych wątpliwości. Jaki zresztą byłby sens dalszego ciągu, bez panny Ives? Ale zgodzę się z Tobą, że trochę pospiesznie były zamykane wszystkie wątki. Wielka szkoda, że ostatecznie nie wykorzystano postaci Doktora Jekylla, liczyłem bowiem na jakąś spektakularną walkę z udziałem Pana Hyde’a. Odnoszę wrażenie, że wątek Jekylla/Hyde’a był planowany na kolejny sezon, a teraz postać ta miała być tylko przedstawiona. Niestety, potencjał się zmarnował.
NAJLEPSZY ODCINEK/SCENA
Krzysztof: Najlepszym odcinkiem trzeciego sezonu był czwarty pt. A Blade of Grass. Twórcy musieli w nim wykazać się niesamowitymi umiejętnościami, ponieważ jego akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu z zaledwie dwoma bohaterami. Obie postacie znamy, ale okazuje się, że nie tak dobrze, bo otrzymujemy na ich temat ciekawe informacje. Występuje pewne zaskoczenie, do tego protagonistkę serialu oglądamy w tragicznym stanie – zdesperowaną, wręcz szaloną, zmuszaną do przechodzenia niehumanitarnych metod leczenia stosowanych przez szpital psychiatryczny. Sceny nieraz mają wydźwięk emocjonalny, a nie brakuje również mroku tworzonego przez konfrontację dwójki antagonistów Domu grozy. Od tego odcinka trudno się oderwać.
Michał: No cóż, nie będę oryginalny, bowiem dla mnie również A Blade of Grass to najlepszy odcinek nie tylko trzeciego sezonu, ale całego serialu w ogóle. Takie kameralne epizody w serialach to zazwyczaj murowany pewniak i nie inaczej było w tym przypadku. Panna Ives uwięziona jednocześnie w szpitalu psychiatrycznym i we własnych wspomnieniach oraz jedyna osoba, która ją tam odwiedzała – dobroduszny pielęgniarz, który ku zaskoczeniu widzów okazuje się Johnem Clare, zanim jeszcze doktor Frankenstein przeobraził go w monstrum (swoją drogą, fascynujące było móc oglądać aktora Rory’ego Kinneara wyglądającego jak on sam, bez całego tego image’u potwora). Dzięki temu odcinkowi poznajemy też nieznany dotąd fragment przeszłości Vanessy, jeszcze bardziej uwiarygadniający tę postać. Rewelacyjnie oglądało się aktorski popis Evy Green i Rory’ego Kinneara, który przecież jest aktorem szekspirowskim.
NAJGORSZY ODCINEK/SCENA
Krzysztof: Nie mogłem dać tu innego odcinka niż ostatni. Bardzo mnie rozczarował. Zacznijmy może od starcia z Drakulą, które polega głównie na eksterminacji kolejnych wampirów. Jakby było mało, antagonista pozwala Chandlerowi dostać się Ives, co jest dziwne, zwłaszcza że z pozostałymi bohaterami powinien rozprawić się bardzo szybko – i tak się zresztą dzieje, bo w następnej scenie dusi sir Malcolma. Tylko dlaczego to tyle trwa? Pozostałe postacie teoretycznie powinny nie żyć, w końcu leżą nieprzytomne, pewnie ich zabił… Jednak wstają i wszystko jest z nimi w porządku. Vanessa rzekomo stała się zła, a okazuje się, że chce zapobiec apokalipsie (która rozczarowuje – złowieszcza mgła, żaby, myszy i słabe wampiry to raczej nie jest koniec świata). Tylko dlaczego decyduje się na samobójstwo, które nic nie daje ze względu na proces reinkarnacji? Lucyfer i Drakula dalej będą ją kusić w kolejnych wcieleniach. Właśnie – i Lucyfer, i Drakula, bo żaden z nich nie został uśmiercony. Przywódcę krwiopijców można było zabić, sama Ives miała ku temu sposobność. Nie jestem też przekonany, czy bohaterowie powinni dać mu uciec ot tak… Uważam również śmierć Vanessy za niepotrzebną. Wzbudziła we mnie emocje, ale przy takiej niedokładności scenariusza, bardziej jestem nią zdenerwowany. Już lepiej wypadłby happy end. Swoją drogą, równie dobrze Ives mogłaby teraz powrócić do żywych jako wampir i wtedy nadeszłaby prawdziwa ciemność. Przynajmniej parę kwestii nabrałoby sensu.
Michał: No właśnie, zachowanie Drakuli było dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Po śmieci Vanessy po prostu rozpływa się w powietrzu (?). Nie dosłownie oczywiście, niemniej jednak najpotężniejszy z wampirów tak po prostu sobie odpuszcza i nagle wszystko jest już w porządku? Na to wygląda, bowiem w następnej scenie wszyscy bohaterowie siedzą sobie przy herbatce. Dodatkowo, tak jak wspomniałeś, co oni tam robili tyle czasu? Chandler zdecydowanie nie spieszył się w swojej finałowej scenie z panną Ives. Co w tym czasie robił Drakula? Chyba spodobało mu się duszenie sir Malcolma, bo czynność ta zaabsorbowała go bardziej niż los swojej ukochanej. To był chyba najbardziej rażący motyw w całym serialu. Jednak, mimo wszystko, nie wskazałbym finałowego odcinka, jako tego najgorszego. Zamiast wskazywać konkretny epizod, wolałbym wziąć na celownik konkretny wątek, który uważam za najgorzej poprowadzony w tym sezonie. Mianowicie, wątek doktora Frankensteina, który w tej serii robi się jeszcze bardziej żałosny, niż był do tej pory. Jego szczeniacka miłość do Lily nie wnosi praktycznie nic do fabuły (jedyną wartą uwagi sceną tego wątku, był ostatni monolog Lily, który sprawił, że Victor ostatecznie ją wypuścił). A jakby było mało, towarzysz, którego twórcy mu dobrali, sam okazał się jednym wielkim niedokończonym wątkiem. Kompletnie niewiarygodna jest też scena, kiedy Frankenstein, opuszczając szpital, natyka się na sir Malcolma i resztę ekipy Scooby-Doo i, jak gdyby nigdy nic, przyłącza się do walki.
Krzysztof: Zdecydował się pomóc przyjaciołom, a okoliczności mu na to pozwoliły. Bardziej dziwię się, że wcześniej nie odwiedzał panny Ives, która właśnie przez brak bliskich osób obok siebie stała się podatna na wpływy Drakuli. Co do samego bohatera – jestem w stanie zrozumieć jego miłość kojarzącą się z epoką romantyzmu. Podobała mi się także jego relacja z Jekyllem, w której przyjaźń mieszała się z rywalizacją. Liczyłem jednak na rozwinięcie wątku lekarstwa leczącego ludzi z szaleństwa (przede wszystkim na przykładzie Lily – czy rzeczywiście po kuracji stałaby się dobra?). Możliwe, że ucięto to z powodu kończenia serialu.
AKTORSTWO
Krzysztof: Aktorzy w serialu Dom grozy grają tak wyśmienicie, że brak Emmy dla nich to skandal. Moim zdaniem każdy pasuje do granej przez siebie roli i tworzy fascynujące kreacje. Przekonała mnie w tym sezonie nawet Billie Piper, którą poprzednio ledwo znosiłem. Oczywiście najlepiej prezentuje się Eva Green.
Michał: Eva Green to klasa sama w sobie, już od samego początku serialu. Bardzo lubię tę aktorkę, a to co pokazała w Penny Dreadful, stawia ją zdecydowanie na pierwszym miejscu całej obsady (mam na myśli oczywiście grę aktorską, nie wiem, o czym innym pomyśleliście). Ale cała reszta jej kolegów i koleżanek po fachu nie zostaje wcale daleko w tyle. Zarówno ci znani od początku, jak wspomniany wcześniej Rory Kinnear, Josh Hartnett czy nieco już zakurzony Timothy Dalton, który, mam nadzieję, że dzięki temu serialowi znów wróci do gry (w końcu to facet, który był kiedyś Jamesem Bondem!). Co do wspomnianej przez Ciebie, Krzysiek, Bille Piper (czyli Lily/Brona), mnie ona nigdy nie raziła, nie znałem wcześniej tej aktorki, ale po Penny Dreadful bardzo ją polubiłem. Za to we wcześniejszych sezonach nie do końca trawiłem jej towarzysza – Doriana Graya. Wcielający się w niego Reeve Carney wydawał mi się do tej pory strasznie wymoczkowaty, lecz w ostatnim sezonie nieco zmieniłem zdanie na jego temat. Ucieszył mnie też udział Briana Coxa (co prawda epizodyczny, ale jednak), który pojawił się w roli znienawidzonego ojca Ethana.
Krzysztof: Mnie aktor grający Doriana odpowiadał – młody, roztaczający aurę piękna, kontrowersji i nieustannej rozrywki. Do angażu nie mam najmniejszych zarzutów. Sama postać jest jedną z moich ulubionych ze względu na jej tajemniczość.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Krzysztof: Żałuję, że nie wszyscy bohaterowie doczekali się odpowiedniego rozwinięcia – dotyczy to nowych sylwetek, które (mam takie wrażenie) miały zostać szerzej zaprezentowane w kolejnym sezonie. Przykładowo dr Seward jest podobna do mentorki Ives – gra ją przecież ta sama aktorka. Reinkarnacja nie wchodzi w grę ze względu na wiek, więc byłaby to rodzina? Na to wskazuje, ale uważam, że kryło się za tym coś więcej. Bardzo podobała mi się też Catriona Hartdegan, a wątpię, aby przy tworzeniu tej postaci scenarzyści nie pomyśleli nad uzupełnieniem jej tajemnicami i intrygującą przeszłością. Nie pokazano również przemiany doktora Jekylla, na którą liczyłem. Muszę jednak dodać, że nawet te nierozbudowane persony przykuwają uwagę, a główne postacie sprawują się wyśmienicie. Rozterki, wątpliwości, problemy samotności czy braku akceptacji – te motywy czynią z prawie każdego w serialu wiarygodną i pełną uczuć kreację.
Michał: Również liczyłem, że zobaczymy Pana Hyde’a (o czym zresztą już wspominałem). To chyba najbardziej zmarnowana postać w całym serialu. I podobnie jak Tobie, w oko wpadła mi Catriona Hartdegan (dla przyjaciół Cat) – awanturniczka i śmierciolożka (właśnie wymyśliłem to słowo). Swoimi umiejętnościami wnosiła wiele do drużyny, kiedy przyszło im stanąć do ostatecznej walki (w przeciwieństwie do niektórych, ale o tym za chwilę). Także Hecate pokazała zgoła inne oblicze niż to, które poznaliśmy w drugim sezonie. Z nowych postaci całkiem nieźle udał się Kaetenay, przybrany ojciec Ethana z plemienia Apaczów. Rozczarował mnie za to Renfield, którego kreacja była nieco przerysowana. A jeśli chodzi o główną postać – koniec Vanessy Ives był jednocześnie idealny i rozczarowujący, taki mały paradoks. Rozczarowujący, bo tak naprawdę w tych dwóch finałowych odcinkach praktycznie jej nie było, pojawiła się na chwilę, niby przemieniona i opanowana przez zło, ale jednak nie do końca. Mimo swojej ekranowej dominacji przez cały serial, w finale jej rola sprawiała wrażenie jakiejś takiej epizodycznej, przez co jej śmierć nie miała w sobie tyle dramatyzmu, ile powinna mieć (przynajmniej ja tak to odczułem). A idealny z kolei, ponieważ tylko w ten sposób mogła się zakończyć jej historia. Tylko poprzez śmierć mogła osiągnąć szczęście, była przeklęta i dopóki żyła, nie przestałyby jej prześladować wszelkie mroczne kreatury (dając tym samym pomysły na kolejne sezony, które niekoniecznie byłyby już tak dobre).
EWENTUALNE DZIURY FABULARNE
Krzysztof: Dla mnie dziurą fabularną jest zakończenie głównej intrygi. Koniec świata wypadł marnie, a scenariusz był niekonsekwentny. Przyczepiłbym się też do niedokończenia kilku wątków – ich porzucenie przez twórców mnie nie satysfakcjonuje. Ponadto zabrakło połączenia losów kilku postaci – atutem serialu było to, że one miały osobne historie, ale żyły obok siebie oraz mogły się spotkać i poznać. Tego właśnie nie uświadczyliśmy w pełnym formacie. Bardzo jestem ciekaw, jak zareagowałby Chandler na spotkanie z ożywioną Broną (aktualnie Lily) i wieść, że wskrzesił ją Frankenstein. To ostatnie dotyczy zresztą całej ekipy – czy wciąż patrzyliby na doktora przychylnym okiem? Działania Doriana z Lily miały dobrą kulminację (rewolucji podziękowaliśmy), lecz ich knowania zupełnie nie wpłynęły na główny wątek. Sam Dorian mógł przecież wziąć udział w walce z Drakulą. Potwór Frankensteina także mógłby się spotkać z resztą drużyny. Dochodzi jeszcze brak rozwinięcia kilku nowych postaci omówiony wyżej.
Michał: Nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. Ale winą obarczyć należy raczej włodarzy stacji Showtime niż samych twórców serialu, którzy zrobili, co mogli, starając się w miarę możliwości pozamykać wszystkie wątki, których wcale zamykać nie zamierzali. Lepsze to niż otwarte zakończenie z niedokończonymi motywami. Ale masz rację, Krzysiek, mnie również zabrakło ponownego spotkania Chandlera z Broną. Trochę zadziwiający był też skład drużyny, która w finale ruszyła do walki z Drakulą. Chandler i Kaetenay – wilkołaki działające w duecie (swoją drogą, świetna była scena, kiedy we dwójkę roznieśli w drobiazgi “dzieci nocy”), sir Malcolm, Cat – do tej pory zespół jest idealny, ale co właściwie robili tam niemający żadnego doświadczenia bojowego doktor Seward i doktor Frankenstein? W swoich dziedzinach nie mieli sobie równych, ale naprawdę mam uwierzyć, że w bezpośredniej walce z, należy nadmienić, królem wampirów, ta dwójka zrobiła jakąś różnicę? Spodziewałem się raczej, że wątek potoczy się w ten sposób, że John Clare, poszukując Frankensteina, aby ten wskrzesił jego syna, dołączy do drużyny, licząc po pierwsze na późniejszą pomoc doktora, a po drugie z chęci niesienia pomocy pannie Ives. Zamiast tego, Monstrum wybrało nieco bardziej smutne (żeby nie powiedzieć ckliwe) zakończenie swojego wątku.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Michał: To były naprawdę udane trzy sezony i bardzo żałuję, że Penny Dreadful nie będzie kontynuowane. Była to naprawdę wyśmienita mieszanka horrorowa, przygotowana w idealnych proporcjach. I mimo tak dużej ilości postaci znanych do tej pory ze swoich własnych, osobnych historii, wrzucenie ich do jednego worka wyszło bardzo naturalnie. Nic nie było tam na siłę i każdy element pasował do siebie. Penny Dreadful to piękny ukłon w stronę kina grozy i jego miłośników. Na pewno będzie mi brakowało tego serialu w ramówce (i tej przepięknej czołówki ze świetną muzyką!). A jego twórca, John Logan, wykonał kawał naprawdę dobrej roboty; mam nadzieję jeszcze kiedyś zobaczyć coś równie dobrego, co wyjdzie spod jego ręki.
Krzysztof: Niestety bieżący rok obfituje w brak zamówień kolejnych sezonów dla seriali, które naprawdę polubiłem. Dom grozy do nich należy. Mimo niesatysfakcjonującego zakończenia i słabszych momentów w drugiej serii produkcję zaliczam do najlepszych telewizyjnych tytułów. Opowiedziała wyjątkową, klimatyczną historię, która dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń. Chętnie dalej zagłębiałbym się w skrywający prawdziwą grozę świat Londynu przemierzany przez intrygujących bohaterów. Szkoda, że musimy już się z nim rozstawać – moim zdaniem jest na to stanowczo za wcześnie.
Fot.: Showtime
2 Komentarze
Super serial. Oglądałam w cinemax2, dwa odcinki jeden po drugim bez reklam, cudowny. Szkoda, że tylko 3 sezony, mogłabym to oglądać bez przerwy. Dzieło sztuki. Nazwałabym ten serial horrorem psychologicznym. Czuję niedosyt, mało, mało,mało… Obsada super, muzyka super, nie ma do czego się przyczepić. A postać Vanessy, Eva Green gra obłędnie. Polecam wszystkim, wart obejrzenia.