dusza i ciało

Wielogłosem o…: „Dusza i ciało” [Oscary 2018]

Zawsze jesteśmy dumni z sukcesów filmów, które obejmujemy patronatem medialnym. Kiedy produkcja taka zostaje nominowana do Oscara – aż pękamy z tej dumy, ale chyba trudno nam się dziwić, w końcu to najważniejsza nagroda filmowa, do której już sama nominacja jest sporym sukcesem. I zaszczyt ten spotkał  właśnie węgięrską produkcję pod tytułem Dusza i ciało, która 4 marca powalczy o złotą statuetkę. Film, który w Polsce możemy oglądać dzięki Aurora Films, opowiada historię miłosną kobiety i mężczyzny. Banał  – pomyślicie zapewne… Będziecie jednak w błędzie, bo wyjściowy pomysł, by  Mária i Endre śnili ten sam sen, i umiejscowienie akcji przez większą część filmu w rzeźni, sprawia, że dzieło w reżyserii  Ildikó Enyedi nie ma w sobie nic z banału i ogląda się je jako coś naprawdę wyjątkowego. Poniżej znajdziecie dyskusję Sylwii i Mateusza o tym niezwykłym dziele, które – już teraz to wiemy – z pewnością na długo pozostanie w nazych sercach. Oprócz lektury samego wielogłosu, serdecznie polecamy Wam rzecz jasna również  seans Duszy i ciała, abyście na własnej skórze przekonali się, że stworzenie opowieści o zwykłej miłości, w niezwykły sposób, jest jak najbardziej możliwe. Juz teraz węgierski dramat ma na koncie kilka ważnych nagród, w tym Złotego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu na Festiwalu Berlinale, a my będziemy trzymać kciuki, by zdobył także Oscara.


WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Przyznam szczerze, że zwiastun nie zachęcił mnie do obejrzenia filmu. Odniosłem wrażenie, że będzie to raczej sztampowa i mało odkrywcza opowieść miłosna, która będzie próbować przekonać co bardziej wymagającego widza artystycznymi kadrami i niebanalną muzyką w tle. Gdzieś z tyłu głowy miałem te wszystkie festiwale, wyróżnienia oraz nominacje, a przecież przeciętne filmy takowych nie otrzymują. Dlatego postanowiłem nie oceniać książki po okładce i zabrałem się za oglądanie filmu. I była to świetna decyzja! Cieszę się, że obejrzałem Duszę i ciało – to jedna z ciekawiej opowiedzianych historii miłosnych, w dodatku podejście reżyserki do tematu budzi podziw do jej pracy, a nam daje ogromne pole do interpretacji poszczególnych rozwiązań, scen, zachowań bohaterów. Zdecydowanie nie jest to film do jednorazowego obejrzenia.

Sylwia Sekret: Dusza i ciało to opowieść o dwojgu ludzi, którzy śnią ten sam sen. I gdyby nie zrządzenie losu, które sprawiło, że kontrolerka jakości z rzeźni musiała iść na zwolnienie ze względu na ciążę – nigdy by się o tym nie dowiedzieli. Film Ildikó Enyedi to więc nie tylko produkcja pełna oniryzmu, ale również opowiadająca o przypadkach w życiu człowieka i o tym, jak znaczną rolę grają w tworzeniu ludzkich historii. Choć pierwsze sceny zapowiadały film być może i ambitny, ale – mówiąc kolokwialnie – nudnawy, kolejne kadry rozwiały wszelkie wątpliwości. Dusza i ciało to produkcja nietypowa, intrygująca i angażująca widza nawet wtedy, kiedy na ekranie z pozoru mało się dzieje.

PLUSY I MINUSY FILMU

Sylwia: Plusy? Przede wszystkim świetnie dobrani aktorzy – ale o tym później; również fantastyczne zdjęcia ukazujące senne życie naszych bohaterów – ale o tym także później; pewna nowatorskość w podejściu do tematyki, jaką jest historia miłosna. Węgierska reżyserka zrobiła w zasadzie wszystko, co mogła, by opowieść o Márii i Endrem pozostała w tematyce miłości, jednak pozbawiając ją wszelkich typowych dla tego typu produkcji elementów – no, może poza samym zakończeniem, ale po pierwsze nie będziemy zdradzać fabuły, a po drugie – finał w zasadzie pozostaje poniekąd otwarty, więc można na różne sposoby go sobie interpretować.

Mateusz: Pierwszym atutem, który nasuwa mi się automatycznie na myśl, jest scenariusz autorstwa Ildikó Enyedi. To opowieść o miłości – zdążyliśmy podkreślić to już parokrotnie. Jednak pomysł, by ona i on dzielili ten sam sen? Oczywiście wielu z Was nasunie się teraz na myśl słynna Incepcja Christophera Nolana, ale uważam, że nie należy porównywać tych filmów. Dzieli je w zasadzie wszystko, począwszy właśnie od podejścia do tematyki snów oraz ich współdzielenia przez bohaterów. Wróćmy jednak do filmu Dusza i ciało – pomysł wyjściowy (bo tak też traktuję zamysł reżyserki i scenarzystki), czyli sny, które łączą bohaterów, nie byłby jednak niczym szczególnym, gdyby nie pozostałe elementy, które złożyły się na opowieść o Márii i Endrem. Kolejny atut, poniekąd będący integralną częścią poprzedniego, to magia kontrastów, które przepełniają film węgierskiej reżyserki. Na koniec dodałbym piękne ujęcia oraz naprawdę dobrze dopasowaną muzykę i nieco niepokojące dźwięki będące jakby w tle wydarzeń, ale wyjaśnię, o co mi chodzi nieco później. Gdy mamy już za sobą omówienie zalet, wskażesz jakieś wady?

Sylwia: W tak nietypowej produkcji niełatwo wskazać jakiekolwiek minusy. Dla mnie Dusza i ciało to film, w którym w zasadzie wszystko ze sobą zagrało, bo wcześniej zostało dobrze przemyślane i zaplanowane.

Mateusz: I na tym poprzestańmy – też nie widzę sensu w szukaniu dziury w całym.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCA W PAMIĘĆ SCENA

Sylwia: Sporo było bardzo dobrych scen, mimo że film przez większość czasu rozgrywa się w ciszy i w pewnym napięciu, które nie będzie raczej zrozumiałe dla wszystkich widzów – zwłaszcza tych przyzwyczajonych do typowych melodramatów. Mnie bardzo podobały się sceny, w których Mária odgrywała sceny, które kilka godzin wcześniej rozegrały się między nią a Endrem lub które dopiero miały się rozegrać, wykorzystując do tego solniczkę i pieprzniczkę lub postaci z klocków. Te ujęcia bardzo dosadnie przedstawiały to, co każde z nas niejednokrotnie przeżywało w prawdziwym życiu – że o wiele łatwiej przeprowadzić każdą rozmowę w głowie, układając dialog na spokojnie i odpowiadając na to, co sami, wedle naszego rozumowania, włożymy w usta naszemu interlokutorowi. Jednak nawet, jeśli wydaje nam się, że jesteśmy w stu procentach przygotowani na taki dialog i na każdą możliwą wypowiedź rozmówcy – rzeczywistość szybko to weryfikuje i wniwecz obraca nasze wcześniejsze plany.

Bardzo dobra była również scena, która rozpoczęła się w wannie, ale może Ty będziesz chciał o niej opowiedzieć?

Mateusz: Chętnie. Mając na uwadzę tych z Was, którzy seans mają jeszcze przed sobą – postaram się mówić ogólnikowo. Scena, o której wspominasz, jest istotna, dodatkowo w jakiś sposób przełomowa – zwłaszcza dla Márii, która za sprawą skomplikowanej i niecodziennej dla niej samej relacji z Endrem została niemalże żywcem wypchnięta ze swojej strefy komfortu, która – zdawać by się mogło – do tej pory była czymś tak integralnym dla bohaterki, jak którakolwiek z części ciała. To istotna scena również z perspektywy widza – ileż to już tego typu zagrań widzieliśmy w filmach? I gdy już miałem ziewać ze zniechęcenia, będąc przekonanym, że oto oglądam właśnie ostatnią scenę, która pogrąży całą produkcję w oceanie pełnym przeciętnego chłamu – nastąpiło olśnienie oraz przełamanie schematu! Dość kuriozalne – trzeba przyznać – ale wydaje mi się, że w prawdziwym życiu tego typu sytuacje właśnie tak mogłyby się skończyć. Poza wspomnianą sceną najbardziej podobały mi się także te, pełne niezręczności i niezrozumienia dialogi między dwójką głównych bohaterów.

Sylwia: Zapadające w pamięć, choć nie do końca pozytywnie, były oczywiście także mocne i krwiste ujęcia z samej rzeźni, ale tu wchodzą w grę jedynie kwestie estetyczne. Nie podobały mi się te sceny wizualnie, ale jednocześnie doceniam je i uważam za niezwykle potrzebne i takie, które wiele dla filmu zrobiły. Skontrastowanie zarzynanych krów i zalanych krwią kafelków z pięknem leśnej polany, na której spotykają się dwa obdarzone przez naturę wolnością jelenie – było strzałem w dziesiątkę i jest jednym z bardziej charakterystycznych elementów tego filmu.

Sam finał wzbudził we mnie natomiast mieszane uczucia. Z jednej strony wierzę, że mógłby być mniej oczywisty, utrzymany bardziej w duchu pozostałych scen, a jednak z drugiej strony sama interpretuję go dwojako, dlatego nie mogę spisać go tak po prostu na straty.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: W filmie Dusza i ciało mamy tak naprawdę dwoje bohaterów – reszta to bowiem nawet nie postaci drugo-, a trzecioplanowe. Nie ma co do tego wątpliwości. Mária i Endre są od siebie całkowicie różni, choć w snach – co znamienne – należą do tego samego gatunku zwierząt, różni ich jedynie płeć. On jest dość typowym mężczyzną – z fabuły możemy wywnioskować, że kilka jego poważnych związków z kobietami zakończyło się ostatecznie fiaskiem i poniekąd pogodził się już z tym, że żadnego następnego nie będzie. Ona jest dość nietypową kobietą – raczej nigdy w życiu nie miała życiowego partnera, a już na pewno nigdy nie miała kochanka. On boi się odrzucenia, łatwo go zawstydzić, ona do wszystkiego podchodzi z ciekawością dziecka. W żadnej scenie filmu nie jest powiedziane wprost, że Mária ma jakiekolwiek problemy psychiczne, jednak widzowi trudno nie odnieść wrażenia, że kobieta nie potrafi funkcjonować w społeczeństwie tak, jak reszta – a raczej tak, jak reszta by tego oczekiwała. Kontrolerka jakości nie przejmuje się kompletnie opinią innych (nawet jeśli ci bezczelnie się z niej śmieją w głos lub podglądają, co robi), ale jednocześnie obce są jej “tradycyjne” – nazwijmy to – zachowania ludzkie. Mária jest szczera i prostolinijna – nawet jeśli jej szczerość nie jest w danej chwili wymagana i może komuś sprawić przykrość. Nigdy nie uprawiała seksu, ale choć jest dorosłą kobietą, nie jest jej z tego powodu wstyd – mówi o tym swojemu terapeucie (dziecięcemu – dodajmy), a w ramach nauki ogląda filmy pornograficzne z iście naukowym zainteresowaniem. Bohaterka Duszy i ciała jest bardzo nietypową osobą i raczej nie spotykamy takich ludzi na co dzień, dlatego nie do końca zapewne potrafimy je zrozumieć – właściwie odebrać sygnałów. Tak też dzieje się w przypadku Endrego, który niemal każdy sygnał od niej odbiera jak odrzucenie – tak bardzo bowiem się go boi. Oglądając ich na ekranie, nie rażą nas jednak różnice, jakie między nimi występują – raczej mamy wrażenie, że mogą się od siebie wiele nauczyć i na wiele sposobów wzajemnie obdarować.

Mateusz: W pełni się z Tobą zgadzam. Od siebie dodam też, że bohaterowie – podobnie jak pozostałe elementy filmu – są pełni kontrastów. Endre jest bowiem szalenie przerażony w sprawach sercowych, jego głównym lękiem jest brak zrozumienia oraz ewentualne odrzucenie. Z tego powodu boi się zaangażować, ucieka w lekceważący ton i szuka zapomnienia w byłej partnerce, do której nie żywi już żadnych uczuć, ale gdzieś na jakimś poziomie świadomości mężczyzna uważa, że “była” może zapewnić mu jakiś pewny grunt,  po którym nie będzie błądził, niczym dziecko we mgle, choćby na polu seksualnym. Z drugiej strony Endre emanuje pewnością siebie w pracy – nie bez powodu piastuje wysokie stanowisko dyrektora do spraw finansowych w miejscowej rzeźni. W sytuacji kryzysowej potrafi znaleźć rozwiązanie, bądź posunąć się do delikatnych, acz zdecydowanych sposobów na pozbycie się ewentualnych problemów ze strony policji, która bada sprawę dość nietypowej – zważywszy na miejsce – kradzieży, która miała miejsce w ubojni zwierząt.

Z kolei Mária zdaje się być dla otoczenia przybyszem z obcej planety – na pozór sztywna, kompletnie nieprzystępna, skrywająca urodę pod nijakim ubiorem, wycofana i niezbyt rozmowna, niewdająca się w uprzejme, acz fałszywe wyrazy codziennej uprzejmości w miejscu pracy. Podchodząca do przydzielonych jej obowiązków z iście podręcznikowym podejściem – nie przymyka oka nawet na minimalne odchylenie od normy zawartej w regulaminie, czym nie zyskuje sobie kolegów w rzeźni. Do każdej życiowej sytuacji podchodząca w sposób, jakby miała do czynienia z nową informacją do przyswojenia. Jednak wiele jej zachowań ulegnie zmianie, gdy pogłębi swoją znajomość z Endrem.

Mimo znaczących i widocznych na pierwszy rzut oka różnic – bohaterów łączy zarówno ich podejście do świata, jak i wycofana natura, która w jakiś sposób stanowi dla nich kokon bezpieczeństwa, w którym każde z nich może się otulić przed niepowodzeniami oraz ewentualnym zranieniem.

AKTORSTWO

Mateusz: Nie wiem, czy za casting odpowiedzialna była przede wszystkim reżyserka i scenarzystka, czy też przydzieliła to zadanie komuś zaufanemu – obojętnie jednak, jak było i kto był za to odpowiedzialny – wybory aktorskie to istny strzał w dziesiątkę. Aż jestem zdziwiony, że wcielający się w Endrego Géza Morcsányi nie grał dotąd w żadnej innej produkcji filmowej lub nawet telewizyjnej, bo facet potrafi naprawdę wiele pokazać. Podobnie ma się z Alexandrą Borbély, która dotąd wystąpiła w jakichś niewiele znaczących produkcjach, a tkwi w niej spory potencjał aktorski, który tylko czeka na twórców, którzy podobnie jak węgierska reżyserka wydobędą z niej to, co najlepsze.

Sylwia: Zacznę od tego, że aktorzy zostali fenomenalnie do swoich ról dobrani. Zwłaszcza Alexandra Borbély wcielająca się w rolę Márii – nie tylko świetnie zagrała, ale również wizualnie skomponowała się ze zwierzęcą wersją siebie ze snów swoich i Endrego. Borbély w tej węgierskiej produkcji jest właśnie niczym łania – smukła i dumna, ale łatwo ją spłoszyć, choć nie przez zawstydzenie. Jej ruchy nieraz przywodzą na myśl właśnie spłoszone zwierzę, a do tego dochodzi sam jej wygląd – oczy bezbronnej łani aż się prosiły o tę rolę.

Również Géza Morcsányi zagrał bardzo dobrze i widz miał wrażenie, że aktor dobrze czuł się z tą postacią. Perfekcyjnie odegrał rolę zmęczonego życiem mężczyzny, który już pogodził się z tym, że nie czeka go nic pięknego, gdy nagle pojawiła się ona. Co ważne, między tą dwójką wyczuwalne jest ciągłe napięcie i chemia, co było kluczowe dla powodzenia tej produkcji.

KWESTIE TECHNICZNE

Sylwia: O tym, że Dusza i ciało będzie miało piękne zdjęcia, przekonywał już sam zwiastun. I pełnometrażowy film nie zawiódł pod tym względem. Sceny z prawdziwego życia nie są może majstersztykiem, jeśli chodzi o ujęcia, ale żbliżenia na zaszlachtowaną krowę raczej na jakiś czas odrzucą mnie od jedzenia mięsa, a sceny ze wspólnych snów były po prostu piękne – oniryczne, baśniowe, tajemnicze.

Mateusz: “Zwierzęce” sny bohaterów są faktycznie piękne i mają w sobie coś poetyckiego. Zresztą kontrast między krowami w rzeźni a jeleniami w lesie jest zbyt oczywisty, by nie zwrócić na niego uwagi. Tym bardziej że z tyłu głowy mamy świadomość, że przecież zwierzęta w lesie to tak naprawdę Mária i Endre.

Sylwia: Muszę wspomnieć również o utworze muzycznym, który jako jedyny spodobał się głównej bohaterce. What he wrote w wykonaniu Laury Marling to melodia, która przepięknie wpasowuje się w klimat filmu, a scena, w której zostaje puszczona, jest tak i adekwatna, i nieadekwatna jednocześnie, że wszystko to razem sprawia, iż muzyka ta na długo zapada w pamięć. Piękny utwór, przepięknie wpleciony w tę niezwykłą opowieść.

Mateusz: Zgadzam się. Od czasu do czasu w jakimś filmie pojawia się utwór, który dosłownie mnie hipnotyzuje. Już od dłuższego czasu żadna produkcja nie wywołała tego efektu (żadna niebędąca animacją), a tu nagle pojawia się Dusza i ciało i pozytywnie atakuje nasze uszy dźwiękami tak pięknej piosenki, jak właśnie What he wrote.

Chciałem jednak napisać kilka słów o tym, o czym już zdążyłem napomknąć na początku naszej rozmowy – nie wiem, czy Ty też to wychwyciłaś, ale jestem święcie przekonany, że we wszystkich scenach w rzeźni (mam tu na myśli zakład pracy, nie tylko faktyczne miejsce, w którym zabija się zwierzęta) w tle towarzyszy nam powtarzany miarowo, zupełnie jakby był zapętlony (oczywiście w rozsądnych odstępach czasowych) charakterystyczny dźwięk wystrzału z tego urządzenia, które zabija krowy. Bardzo mocno to na mnie oddziaływało i wpędzało mnie w dość ponury stan. Fajny zabieg, bardzo subtelny i kiedy już zwrócimy na niego raz uwagę, dosłownie wwierca się w nasze myśli podczas seansu, dokładając kolejną cegiełkę do magii kontrastów zawartych w filmie.

Sylwia: Oj nie, ja kompletnie tego nie wychwyciłam… Jednak jeśli faktycznie powtarzał się ten dźwięk w tle, to nieco zmienia to – nomen omen – wydźwięk filmu na bardziej pesymistyczny. Takie mam wrażenie.

OSCAROWE SZANSE

Mateusz: Niestety nie widziałem pozostałych nominowanych produkcji, dlatego trudno wydawać mi osądy na podstawie jednego filmu spośród wszystkich pięciu, które otrzymały nominację. Słyszałem o pozostałych trzech tytułach, ale szczerze mówiąc, nie zagłębiałem się w tę kategorię w tym roku na tyle, by móc swobodnie napisać “ten film ma największe szanse” albo “Oscar powinien powędrować właśnie do niego”. Rzecz jasna z racji, że Dusza i ciało to nasz patronat, sercem jestem właśnie za tym filmem. Oczywiście to niejedyny powód – ja rzadko wystawiam bardzo wysokie noty filmom, a węgierska produkcja dosłownie mnie urzekła.

Sylwia: Ja również nie widziałam pozostałych nominowanych, ale na tę chwilę wydaje mi się, że – niestety – Dusza i ciało ma niewielkie szanse, by zdobyć złotą statuetkę. Nie dlatego jednak, że jest to film słaby, bo nasza powyższa dyskusja udowodniła chyba jasno, że jest wręcz odwrotnie, ale dlatego, że to po prostu nie jest moim zdaniem „oscarowy” film. Pobieżne sprawdzenie tematyki pozostałych nominowanych w kategorii filmu nieanglojęzycznego utwierdziło mnie tylko w tym przekonaniu. Dusza i ciało to piękny, nietypowy i poruszający film, ale jednocześnie dzieło, które nie omawia żadnego “ważnego tematu” – nie wchodzi na grunty polityczne ani nie zagłębia się w relacje – państwo-jednostka; nie ma w nim dramatów na skalę światową. Są za to przeżycia jednostki – takie, o jakich można opowiedzieć zarówno w błahy i niezauważalny sposób, jak i tak, jak to zrobiła Ildikó Enyedi – czyli całkowicie na odwrót. Wydaje mi się jednak, że – niestety – dla komisji szanownej będzie to za mało.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Dusza i ciało to hipnotyzująca perełka, będąca silnym kandydatem do Oscara w swojej kategorii. Gorąco kibicuję tej produkcji, tym bardziej że tkwi w niej jakaś niewypowiedziana magia, która sprawia, że zwykły seans przemienia się w niezwykle silne i emocjonalne przeżycie. Świetny, nieoczywisty i zaskakujący scenariusz, doskonale dobrany duet aktorski i rewelacyjne zestawienie kontrastów – wszystko to składa się na obraz przemyślany, dojrzały i ujmująco piękny.

Sylwia: Dusza i ciało to – wiem, powtarzam się – nietypowy film. Jego innowacyjność i piękno odkrywają się przed nami w pełni, kiedy uświadomimy sobie, że to naprawdę jest “tylko” historia miłosna. “Tylko” opowieść o ludziach, których ciała nigdy by się nie połączyły, gdyby ich dusze nie odnalazły się we śnie. Kontrasty nadają temu dziełu siłę, a wspaniali i tak różni od siebie bohaterowie czynią ją jeszcze mocniejszą. Ta produkcja nie przebije się do “komercyjnego” widza, ale uważam, że to akurat dobrze. Byłoby mi przykro, gdybym usłyszała, jak ktoś się z tego filmu śmieje lub zarzuca mu nudę czy banał. Bo produkcja Dusza i ciało jest dokładnie taka, jak jej bohaterowie – z pozoru zwyczajna, ale kiedy się przyjrzymy, kiedy damy jej szansę – zaczaruje nas swoją unikalnością i takim totalnie ludzkim pięknem.

Ocena Mateusza: 9/10

Ocena Sylwii: 8/10

Fot.: Aurora Films

dusza i ciało

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *