Duża ryba i begonia

Wielogłosem o…: „Duża ryba i Begonia”

Duża ryba i Begonia, fenomenalna chińska animacja, której dystrybutorem w naszym kraju jest Mayfly, ma dziś swoją kinową premierę! Bardzo się cieszymy, że obraz ten zagościł na polskich ekranach, a jeszcze milej nam poinformować, że Głos Kultury objął ten tytuł patronatem medialnym. Dawno już nie widzieliśmy animowanej historii, która w tak wyjątkowy i niezwykle emocjonalny sposób opowiadałaby o niesamowitej mocy przyjaźni i miłości, a także o tym, do czego dwa te uczucia prowadzą, a mianowicie – o gigantycznym poświęceniu; takim, które trudno sobie na co dzień wyobrazić. Duża ryba i Begonia to jednak nie tylko fantastyczna opowieść pod względem poruszanej w niej problematyki – to również fascynująca baśń osadzona w chińskim folklorze, czerpiąca garściami z tamtejszych wierzeń, mitów, podań i legend (sporą inspiracją dla twórców była Księga Gór i Morza – jest to starożytny chiński traktat dotyczący geografii i mitologii). Pochwalić należy rówież muzykę i samą animację, która powstawała przez wiele lat – dzięki temu wszystko jest jednak dopracowane w najmniejszym szczególe. Nie przedłużając – zapraszamy do lektury Wielogłosu, w którym Sylwia i Mateusz dyskutują o filmie.


 

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Uwielbiam filmy animowane. Oglądam ich całkiem sporo, jak na dorosłego widza, i czerpię z tego ogromną przyjemność. Nie chodzi tylko o fakt, że animacja daje człowiekowi pewien rodzaj wytchnienia, odprężenia i przyjemności, bo niemal zawsze ten rodzaj kina jest ściśle powiązany z dzieciństwem bądź młodszymi odbiorcami, ale też o to, że większość takich produkcji może pochwalić się naprawdę świetnym wykonaniem i zasiadając wygodnie w fotelu na sali kinowej, można cieszyć zmysły pięknem animacji oraz muzyki. W naszym kraju zdecydowaną przewagę, jeśli chodzi o masowego odbiorcę, mają filmy produkowane przez największe studia, takie jak Walt Disney (Kraina Lodu, Zwierzogród, Zaplątani), Pixar (Coco, Toy Story, Odlot), DreamWorks (Madagaskar, Jak wytresować smoka, Shrek), Blue Sky Studios (Rio, Epoka Lodowcowa) czy Sony Pictures (Hotel Transylwania, Klopsiki i inne zjawiska pogodowe), a prawdziwą rzadkością jest możliwość obejrzenia filmów animowanych spoza głównego nurtu. Dlatego tym bardziej cieszy, że znalazł się w Polsce ktoś, kto zdecydował się wypuścić na rynek chińską animację Duża ryba i Begonia, produkcję egzotyczną dla europejskiego odbiorcy, ale świetnie przyjętą na całym świecie – wszak film ten zarobił ponad 90 milionów dolarów, co stanowi drugi najlepszy wynik finansowy w historii chińskiej animacji. Taki sukces mnie nie dziwi, ponieważ będąc świeżo po seansie, mam w sobie praktycznie same pozytywne wrażenia. Na dodatek po tych ponad 100 minutach jestem bogatszy o doświadczenia ściśle związane z chińskimi mitami, legendami i wierzeniami, a do tej pory były mi to kwestie zupełnie obce.

Sylwia Sekret: Ja również uwielbiam filmy animowane – paradoksalnie potrafi być w nich niekiedy więcej prawdy i realizmu niż w tradycyjnych filmach z aktorami wcielającymi się w innych ludzi. Bajki przenoszą nas w zupełnie inny świat, a przy tym wszystkim opowiadają o sprawach niezwykle istotnych, niemal zawsze robiąc to w bardzo uniwersalny sposób – bo od tego właśnie są. Duża ryba i Begonia to naprawdę wspaniała opowieść – zupełnie inna od tych, które znamy, ale przepiękna dodatkowo właśnie przez to. Szczerze żałuję, że znalezienie “na szybko” czegoś więcej o chińskich mitach i legendach nie jest wcale takie łatwe w odmętach polskiego Internetu, bo ta produkcja mnie zachęciła do tego, aby w tę kulturę zgłębić się właśnie od tej strony. Świat wykreowany w chińskiej animacji jest tajemniczy, magiczny i ma zarówno swoje piękne, jak i brzydkie strony. Podczas seansu poznajemy je i coraz bardziej bliscy stają nam się bohaterowie, którzy nam w tym pomagają. A seans ów jest po prostu doświadczeniem naprawdę ubogacającym widza.

WADY I ZALETY FILMU

Mateusz: Za największą zaletę animacji Duża ryba i Begonia uważam fabułę. To przepiękna, pełna metafor i obcego dla nas folkloru baśń, poruszająca uniwersalny, ponadczasowy temat życia i śmierci, przemijania, siły miłości i przyjaźni, poświęcenia, oddania i walki o swoje przekonania. Uniwersalizm tej historii przełożył się na jej międzynarodowy sukces, ponieważ przedstawione przez Xuana Lianga oraz Chuna Zhanga wartości są istotne dla ludzi na każdej długości i szerokości geograficznej. 16-letnia Chun, zamieszkująca świat znajdujący się gdzieś między naszym, ludzkim a tym boskim, jak każdy jej rówieśnik, musi przejść Rytuał Przejścia, dzięki któremu na siedem dni przeniesie się pod postacią czerwonego delfina na Ziemię i będzie mogła doświadczyć jak działania jej ludu wpływają na ludzkość oraz ich świat. Członkowie jej społeczności są bowiem czymś (kimś) w rodzaju personifikacji sił natury, a jedno z ich określeń to Inni. Część z nich potrafi wpływać na wodę, część na wiatr czy ogień, a jeszcze inni (jak rodzina Chun oraz sama bohaterka) potrafią wpływać na florę, pobudzając ją do wzrostu i tchnąc w nią witalność i energię. Jednak zasady Rytuału są jasne –  pod żadnym pozorem nie wolno im zbliżać się do ludzi, ponieważ wywoła to gniew bogów, czego skutki mogą być opłakane. Dopowiesz resztę, Sylwia?

Sylwia: Pewnie, że dopowiem. Chun w momencie swojego pierwszego wypłynięcia na powierzchnię wody zauważa stojącą na brzegu małą dziewczynkę i starszego od niej chłopaka, który wygrywa piękną melodię – szybko okazuje się, że to rodzeństwo. Charakterystyczne zbliżenie na jego twarz nie pozostawia widzowi złudzeń co do tego, że dziewczyna skrywająca się pod postacią delfina została momentalnie zauroczona przez chłopca. Pamięta jednak o zakazie zbliżania się do ludzi i choć korci ją, by podpłynąć do łódki, na której później rodzeństwo z brzegu wypłynęło na otwarte wody – nie robi tego. Jednak ich spotkanie jest nieuniknione. Tuż obok wielkiego wiru wodnego Chun zaplątuje się w sieć rybacką i to właśnie ten chłopak ratuje czerwonego delfina – poświęcając tym samym własne życie, kiedy wir go porywa, a jego ciało, już martwe, opada na dno. Główna bohaterka nie może pogodzić się z tą śmiercią i kiedy wraca do swojego świata, gotowa jest zrobić wszystko, by przywrócić życie swojemu wybawcy. Nawet jeśli ją samą będzie to kosztowało pół życia. Jednak nic nie dzieje się od razu i dusza chłopca będzie musiała najpierw dojrzeć w ciele ryby i dopiero, gdy urośnie dostatecznie dużo – będzie mogła powrócić w ciele chłopca do świata ludzi. Chun opiekuje się rybą, którą nazywa Kun, ale jej obecność nie podoba się pozostałym Innym…

Mateusz: Kolejnym niekwestionowanym atutem jest oczywiście wykonanie animacji. Przepiękna paleta kolorów, pobudzające wyobraźnię krainy bądź elementy architektoniczne oraz niecodzienne dla Europejczyka, kojarzone bardziej z utworami Studia Ghibli, elementy świata przedstawionego, takie jak zwierzęta towarzyszące bohaterom Dużej ryby i Begonii – wszystko to fascynuje i budzi podziw, ale nie ma się co dziwić – animacja powstawała niemalże 12 lat!

Sylwia: Tak, animacja w tej bajce zachwyca z każdym spojrzeniem – zwłaszcza sceny rozgrywające się na wodzie lub pod nią są przepiękne. Nie wiem jak Ty, ale ja widzę głównie kolor błękitny, kiedy myślę o Dużej rybie i Begonii. Kojarzy mi się niemal z obrazem namalowanym farbami akwarelowymi

Mateusz: No tak, to skojarzenie w tym momencie wydaje się być oczywiste.

Sylwia: Na plus zaliczyłabym również to, że wbrew pozorom, pomimo tego, że jest to opowieść jednowątkowa, scenariusz wprowadza do niej wiele drobnych zwrotów akcji i wciąż coś się dzieje – jedno wydarzenie goni kolejne, przez co nie mamy wrażenia, że tkwimy w historii jednostajnej, nieruchomej. Ta baśń dryfuje cały czas – raz wolniej, raz szybciej, jednak całkowicie nie zwalnia tempa ani na moment.

Ogromnie podoba mi się w chińskiej produkcji również to, że tak naprawdę główny wątek okazuje się pobocznym, a poboczny głównym. Jest to bowiem opowieść o dwóch miłościach, które nie mają prawa egzystować wspólnie. Jedna nie ma racji bytu, gdy istnieje druga. I choć fabuła napędzana jest przez jedną z nich, to ostatecznie ta druga okazuje się być najważniejszą i stanowi fundament dla tej opowieści. Czyni również zakończenie słodko-gorzkim, co również jest ogromnym plusem.

Mateusz: Z kolei jeśli chodzi o wady – wspomnę jedną, tę, która najbardziej zapadła mi w pamięci. Może nie jest to wadą samą w sobie, bo wszystko zależy tu od indywidualnej kwestii odbioru danego dzieła, ale finałowa sekwencja była dla mnie zdecydowanie za bardzo przedłużona. Być może dlatego, że jest to część kultury chińskiej i na Wschodzie jest to rzeczą naturalną, na którą nikt nie zwrócił uwagi, dla mnie jednak niektóre sceny z zakończenia były po prostu przeciągnięte do tego stopnia, że kilka razy wołałem w myślach: “to już jest to!, teraz się to wydarzy!”. Z drugiej strony to chyba jedyna rysa na szkle.

Sylwia: Tak, ja miałam dokładnie to samo podczas oglądania tej sceny. Ale kiedy już dobiega końca, następna, która po nieju następuje, wynagradza poniekąd to oczekiwanie widza.

Dla mnie minusem produkcji, jest coś, co wiąże się ściśle z tym, że niewiele wiem o chińskich wierzeniach i legendach. W Dużej rybie i Begonii świat przedstawiony pozwala nam tak naprawdę zaledwie liznąć tej kultury – wielu rzeczy nie rozumiałam, a bardzo chciałam się dowiedzieć. Trapiło mnie na przykład to, dlaczego Inni, mimo że ściśle związani ze światem ludzi, nie pałają do nich sympatią, a wręcz – jak się momentami wydaje – obawiają się ich i uważają za złych. Wiele scen było dla mnie w pewnym stopniu niezrozumiałych dlatego, że świat stworzony przez  Xuana Lianga i Chuna Zhanga jest niesamowicie absorbujący, intrygujący i działający na wyobraźnię – a dostajemy do niego jedynie niewielki dostęp. Rozumiem jednak, że po pierwsze wiąże się to z tym, że nie zostałam wychowana w tej kulturze, a po drugie – jest to mimo wszystko opowieść o miłości, poświęceniu i przyjaźni – nieważne, gdzie osadzona. I to na tym scenariusz skupia się najbardziej.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCA W PAMIĘĆ SCENA

Mateusz: Trudno będzie mi opisać tylko jedną scenę, tym bardziej, gdy chciałbym uniknąć niepotrzebnych spoilerów. Spróbuję jednak zawrzeć to w ten sposób – moment, w którym jeden z bohaterów poświęca się, aby inny mógł wieść szczęśliwe życie, jest absolutną petardą emocjonalną. Z powodzeniem może wycisnąć łzy z tych bardziej empatycznych widzów, ale także niejeden twardziel poczuje w sobie ukłucie malutkiej igiełki smutku i podziwu dla czynu, który dla jednej strony wiązał się z nieodwracalną stratą, szaloną odwagą i poświęceniem, które należało wykazać, wiedząc, że oto nastąpi bezpowrotny koniec, a dla drugiej był wyzwoleniem, drugą szansą i nadzieją, że spełni się wielkie marzenie. Szczerze przyznam, że jest to rzecz rzadko spotykana, by w animacji wątek tak szlachetnego i prawdziwego poświęcenia dla innej osoby był tak rozbudowany i tak pięknie przedstawiony. Na sukces tej sceny złożył się bowiem nie tylko dobrze napisany scenariusz, ale także piękna, dokładająca emocji animacja. Czapki z głów.

Sylwia: Masz rację, jest to zdecydowanie najmocniejsza scena, przepiękna i autentycznie wzruszająca – ja miałam gulę w gardle, podczas oglądania jej. Mnie podobała się również ta poprzedzająca ją, kiedy chłopak i dziewczyna siedzą obok siebie, rozmawiając, a potem leżą nadal blisko i próbują zasnąć. Tu również coś ścisnęło mnie za gardło – jak bowiem pozostać obojętnym, kiedy patrzymy na zakochanego człowieka, który leży tak blisko swojej ukochanej, a nie może jej nawet dotknąć, wiedząc, że ona nie odwzajemnia jego uczuć? To jest naprawdę strasznie wzruszająca historia, a te dwie sceny, są chyba jej kwintesencją.

 

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Główna bohaterka, Chun, ma w sobie coś z buntowniczki. Może nie jest to tak wyraźne, jak w innych produkcjach o małych buntownikach, ale gołym okiem widać, że dziewczyna walczy z zardzewiałym podejściem całej jej społeczności do Kuna, którzy uważają go za źródło całego zła, a nawet wprost mówią o nim “potwór”. Co myślisz o mojej teorii?

Sylwia: Z jednej strony masz rację, z drugiej jednak – oni zdają się mieć pewność, że obecność Kuna w ich świecie jest po prostu niedozwolona i że zaburzy pewien porządek natury. Nie jestem więc pewna, czy można ich winić za ich obawy. Co do Chun, to masz jednak rację – ale pamiętajmy, że jej buntownicza postawa wynika po pierwsze z tego, że czuje się w obowiązku spłacić dług zaciągnięty u chłopca, który poświęcił dla niej życie, a po drugie – w wyniku niezrozumiałego dla nas rytuału i paktu, jaki zawiera dziewczynka z tym, który opiekuje się dobrymi duszami, jej los na zawsze związany zostaje z losem Kuna – nie mogła więc zachować się inaczej.

Mateusz: Bardzo ciekawe są także bóstwa, mające pod swoją opieką ludzkie dusze. Jedno z nich, ekscentryczny stwór płci męskiej mieszkający w kompletnej izolacji, uwielbia otaczać się kotami i palić patyczaki, zajmuje się czystymi duszami, które za życia były dobre i miały na swoim koncie więcej dobrych uczynków. Z kolei drugie z nich, zdecydowanie bardziej przypominające ludzką bezdomną kobietę, zajmuje się duszami, które mają wiele na sumieniu i za życia były złe. Paradoksalne jest jednak to, że byt zajmujący się dobrymi duszami przechowuje je w sterylnym pomieszczeniu, trzymając każdą z dusz (wyglądem przypominającą małe rybki) w odosobnionym akwarium, a sam lubi wchodzić w układy zarówno z ludźmi, jak i z Innymi, i czerpie z tego benefity, z kolei opiekunka dusz nieczystych pozwala swoim podopiecznym (szczury) na pełną dowolność i wydaje się być tą lepszą, bardziej przyziemną i przyjazną. Czyżbyśmy mieli do czynienia z przedstawieniem konceptu yin i yang?

Sylwia: Dodajmy tylko, że wspomniane przez Ciebie dusze są jakby w “poczekalni” i stamtąd odpłyną gdzieś daleko, gdzie na zawsze wędrują dusze, być może wracając do domu.

Ja natomiast nie powstrzymam się i powiem kilka słów na temat matki Chun, Feng. Nie wiem, czy kobieta została przedstawiona tak specjalnie, by uczynić więź, łączącą nastolatkę ze światem jej rodziców, mniej trwałą, by widz nie miał problemu ze zrozumieniem pewnym rozwiązań fabularnych (o których nie mogę mówić), ale kobieta jest po prostu straszna. Jest – w moim odczuciu – taką matką, jakiej raczej nikomu nie życzę. Jej podejście do córki zmienia się jak chorągiewka, nie ma w niej empatii, a jej emocje wydają się być teatralne. Kiedy Chun przygotowuje się do Rytuału Przejścia, Feng rozpacza i niemalże nie chce jej puścić w obawie, że coś jej się stanie, i że córka może nie wrócić. Kiedy znika z pola jej widzenia, wybucha płaczem. Gdy jednak wraca i niedługo później matka znajduje u niej rybę, której w ich świecie raczej być nie powinno – nie tylko o nic nie pyta, nie żąda wyjaśnień dytkowanych zmartwieniem i niepokojem o córkę, ale wręcz wyrzuca Kuna bez słowa. Później odwraca się od córki w okamgnieniu, poddając się ogólnej opinii, nie pytając o nic i nie wiedząc o Chun i o tym, co ją spotkało, absolutnie nic, a kiedy wszystko wskazuje na to, że jej córka umarła – na nowo zanosi się płaczem i żalem. Nic dziwnego, że dziewczyna miała lepszy kontakt z babcią przemienioną w Feniksa i dziadkiem przemienionym w Drzewo.

AKTORSTWO

Mateusz: Aktorzy głosowi spisali się świetnie i nie mam co do tego żadnych uwag. Trudno mi zresztą ocenić pewne rzeczy, bo język chiński jest mi tak obcy, jak ptakom ludzka mowa. Jednak nawet w nieznanym języku można wychwycić emocje, które znalazły się tam, gdzie być powinny. Nie znam żadnego z aktorów, którzy pracowali nad animacją Duża ryba i Begonia, ale w tej produkcji nie jest to ważne.

Sylwia: Tak, głosy były bardzo dobrze dobrane, w tonie aktorów czuć było to kłębowisko emocji, które emanowało z ich bohaterów. Tutaj nie ma się do czego przyczepić.

KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Cieszy mnie fakt, że polski dystrybutor nie zdecydował się na nałożenie polskiego dubbingu, dzięki czemu po pierwsze – od razu wiadomo, że jest to dzieło skierowane do dojrzalszego widza, po drugie zanurzenie się w tym świecie wychodzi bardziej naturalnie.

Sylwia: Dokładnie! Dubbing zniszczyłby jakąś ważną cząstkę tej opowieści.

Mateusz: O animacji wspominaliśmy już kilkukrotnie, że stoi ona na bardzo wysokim poziomie i jest po prostu niezwykle przystępna i przyjemna do oglądania. Na ekranie po prostu widać efekty wielu lat pracy.

Sylwia: 12 lat… efekt końcowy musiał robić wrażenie – i robi. Obrazy są piękne, kolory idealnie dobrane i zachwycające, a niektóre sceny naprawdę graficznie wręcz porywają.

Mateusz: Z kolei za muzykę odpowiedzialny jest Kiyoshi Yoshida, który może być znany polskiemu widzowi z pracy przy japońskich animacjach Shigurui oraz O dziewczynie skaczącej przez czas. Ja niestety jeszcze nie widziałem tych produkcji, ale muzyka z filmu Duża ryba i Begonia jest bardzo subtelna, wysmakowana i po prostu świetnie współgra z wizualną stroną produkcji. Jeśli uda mi się gdzieś znaleźć ścieżkę dźwiękową – z pewnością ponownie odsłucham.

Sylwia: Tak, muzyka przede wszystkim fantastycznie komponowała się z treścią i obrazem. Momentami była wręcz “epicka” – kiedy wymagała tego historia.

A tak na marginesie – wiesz, że kwiat begonii to podobno symbol przyjaźni? A Chun to ptak z mitologii chińskiej.

Mateusz: Nie wiedziałem, ale w zasadzie można było sie tego spodziewać. Tak dopracowany film musiał mieć symboliczne znaczenie także w nazewnictwie.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz:  Duża ryba i Begonia to zajmująca i ponadczasowa baśń, która przybliża chiński folklor, przy okazji opowiadając o sile dobroci i niezwykłym poświęceniu, na jakie stać tylko nielicznych z nas.

Sylwia: Chińska animacja porywa przede wszystkim swoją odmiennością, bogactwem kulturowym, przepiękną animacją, muzyką i oczywiście opowieścią – cudowną opowieścią o miłości i przyjaźni, o tym, co się dzieje, kiedy szczęście ukochanej osoby staje się dla nas najważniejsze – nawet, kiedy ta osoba kocha kogoś innego. Duża ryba i Begonia to wspaniała baśń – orientalna dla polskiego widza poprzez zakorzenienie jej w chińskich wierzeniach i mitach, lecz swojska, ze względu na ponadczasowość i piękno podejmowanego tematu.

Ocena Sylwii: 8/10
Ocena Mateusza: 8/10

Fot.: Mayfly

Duża ryba i begonia

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *