In Dream

Wielogłosem o…: Editors – „In Dream”

Do omówienia najnowszego albumu zespołu Editors zasiedli Patryk i Jakub – panowie byli (i nadal są!) zafascynowani ich poprzednią płytą, a teraz podjęli rękawicę i wzięli na warsztat płytę In Dream. Czy zaspokoiła ich wygłodniałe oczekiwania? A może okazała się rozczarowaniem, plamą w dyskografii tego coraz szerzej cenionego zespołu? Zmiana gatunku nie każdemu wychodzi w końcu na dobre i nasi redaktorzy postanowili przedyskutować, czy Editorsi, romansując z elektroniką, nie strzelili sobie w kolano.

WRAŻENIA OGÓLNE

Patryk Wolski: Jestem po uszy zakochany w poprzedniej płycie Editorsów – The Weight of Your Love. Brytyjczycy trafili w dziesiątkę jeśli chodzi o dojrzałe, rockowe granie i przemyślane kompozycje. I z jednej strony trochę żałuję, że ich kolejna płyta jest tak bardzo inna – no, ale przecież zespół nie może odcinać kuponów od jednego sukcesu, a zmiany gatunków są dowodem na to, że muzycy wciąż są chętni eksperymentować z nowymi brzmieniami. I nie jest to również sytuacja nowa. Editors już wcześniej mieszali brzmienia gitar z komputerowymi efektami, chociaż In Dream to według mnie najbardziej elektroniczna płyta z ich dotychczasowych dokonań. Poza tym – wiele rockowych zespołów zaskakiwało swych fanów, szukając oddechu w muzyce tanecznej. Dlatego, gdy już ochłonąłem i zaakceptowałem zmianę, bez przeszkód wsłuchałem się w najnowszy album Editorsów i jestem z płyty zadowolony – chociaż nie sądzę, abym wracał do niej tak często, jak do jej bezpośredniej poprzedniczki.

Jakub Pożarowszczyk: No cóż, co do The Weight of Your Love mam podobne odczucia, co kolega Patryk. W moim przekonaniu jest to najlepszy album Editors, pomimo doskonałego debiutu, nie gorszego An End Has A Start i jednego z ulubionych na przełomie 2009 i 2010 roku – In This Light and on This Evening, chociaż dzisiaj rzadko do niego wracam. Ale wydaje się, że silnie elektroniczny, taneczny wręcz, z mocnym udziałem producenta albumu, Flooda, jest dobrym punktem wyjścia do tego, co słyszymy na In Dream. Obydwa krążki są zdominowane przez elektroniczne brzmienia, podane one są jednak na odmienne sposoby. Gdy In This Light… cechowała przebojowość, ciągota do przebojów, to w In Dream mamy mrok, melancholię, klimaty rodem z płyt Depeche Mode, a często zaskakujący minimalizm, daleki od pełnego przepychu brzmienia poprzedniczki. Trzeba oddać to, że zespół pokazał odwagę, zmieniając sposób komponowania. W odstawkę odeszły przeboje i zwiewne melodie, które zastąpione zostały dusznym, elektronicznym klimatem, niekoniecznie uwypuklającym chwytliwość utworów.

Editors - No Harm (Official Video)

PLUSY I MINUSY ALBUMU

Patryk: Pomimo że nie jestem fanem takich brzmień, Editorsi w wydaniu electro i house dają radę równie dobrze, jak przy rockowym łojeniu. Z pewnością jest to efekt muzycznej dojrzałości całej ekipy, która podchodzi do swojej pracy z głową i stworzyła swój unikalny styl (chociaż nie wiem, ile jeszcze będą się ciągnęły porównania do Joy Division…). I chociaż gitary zostały zastąpione przez syntezatory, na In Dream wciąż czuć ducha zespołu – jest tajemniczo, transowo i gęsto od emocji. Charakterystyczny, głęboki wokal Toma Smitha zdaje się być nie do złamania – czego by on nie zaśpiewał, to wyjdzie to rewelacyjnie. Zabrakło mi za to konsystencji w tym albumie, motywu przewodniego, który, jak w przypadku The Weight of Your Love, scalałby wszystkie utwory na płycie. Świadomy obraz całości widać za to w warstwie graficznej albumu – wszystkie zdjęcia, w tym okładka, oraz teledyski to dzieło irańskiego artysty, Rahi Rezvaniego. Dominują w nich czarno-białe barwy, a wytworzony przez to nostalgiczny klimat podkreśla głębię wielu utworów – klipy do No Harm, Life Is A FearMarching Orders dodają im dodatkowej siły.

Jakub: Tom Smith swoim wspaniałym głosem, szeroką skalą i coraz doskonalszymi umiejętnościami uratował In Dream. Niestety, warstwa czysto muzyczna momentami bywa nudna, mało porywająca, jakby pozostali muzycy zrozumieli, że stanowią tylko zespół akompaniujący Tomowi Smithowi – ciężko na całym albumie wyróżnić jakikolwiek instrumentalny motyw, natomiast sam wokalista wydaje się, że kompletnie zdominował muzykę Editors; co więcej, on sam zaczął traktować swój głos jak instrument, co słyszymy już w otwierającym album No Harm. Dla mnie Editors to kopalnia hitów, przebojowych kawałków – bo ciężko taki Papillon czy Smokers Outside The Hospital Doors uznać za cokolwiek innego, jak nie kandydatów na listy przebojów – i tego mi zabrakło. Rozumiem, że Editors na In Dream poszli w ambitniejsze granie, niekonwencjonalne rozwiązania, ale mi na tej płycie zabrakło ewidentnych przebojów i nawet zgrabne utwory jak Forgiveness nie ratują sytuacji.

NAJLEPSZY UTWÓR

Patryk: Najbardziej wyrazistym kawałkiem jest dla mnie zamykający płytę Marching Orders. Dynamika tego utworu wzrasta wraz z podnoszącym się głosem Toma Smitha, aby wreszcie wybuchnąć pełnią energii w podniosłym refrenie. Wokaliście towarzyszy w chórku reszta zespołu, aby następnie oddać przysłowiowe 5 minut instrumentom – rytmiczne uderzenia perkusji i pulsujące dźwięki syntezatora tworzą niesamowity efekt. Na wyróżnienie zasługuje również pompatyczne Salvation, które od razu wpadło mi w ucho, a także ballada At All Cost, gdzie Tom Smith niesamowicie operuje wokalem, zniżając głos do najniższej możliwej skali, aby za chwilę wykrzykiwać kolejne frazy.

Jakub: Ja już od samego początku zwróciłem uwagę na podniosły hymn, jakim jest kompozycja Salvation. Powiem szczerze, to też jest utwór ciekawy w warstwie instrumentalnej. Od pierwszych sekund smyki tworzą niesamowity klimat, doskonale sprawdza się schowany gdzieś w miksie fortepian, który zgrabnie uzupełnia budowanie nastroju przed kolejnym, wielkim refrenem Toma Smitha. Szkoda, że to praktycznie jedyny moment, w którym zespół dorównuje wokaliście. Wrażenie zrobił na mnie także oniryczny, minimalistyczny At All Cost.

Editors - Marching Orders (Official Video)

NIENAJLEPSZY UTWÓR

Patryk: Na In Dream nie ma żadnej kaszanki muzycznej, ale mnie osobiście najmniej przypadł do gustu kawałek Life Is A Fear. Przeszywająca uszy wysoka barwa głosu Smitha w refrenie w połączeniu z bardzo głośnymi dźwiękami syntezatora to dla mnie już za dużo. Chociaż muszę utworowi przyznać, że poza refrenem brzmi świetnie.

Jakub: Niestety, na In Dream trafiły się dla mnie dwie kompletne pomyłki. O pierwszej już wspomniałeś, idealnie trafiając w moje odczucia. Drugą niemiłą niespodzianką okazał się Our Love. Obydwa te kawałki brzmią jak nędzna wariacja na temat Depeche Mode i ten irytująco wysoki, bliski falsetu wokal Toma Smitha… Szczególnie szkoda tego drugiego kawałka, bo jak pojawia się przełamanie, wokalista swoim normalnym głosem zaczyna wyśpiewywać frazę: Don’t stop believing… momentalnie wraca magia.

Patryk: O dziwo, Our Love mi nie przeszkadza i jest pewnego rodzaju wstydliwą przyjemnością tego albumu. Nie kręcą mnie takie dźwięki, ale jakimś cudem wysoki wokal Toma Smitha i taneczny rytm piosenki bardzo mi tu pasują.

WKŁAD MUZYKÓW

Patryk: Tom Smith, Tom Smith, Tom Smith… Z takim frontmanem reszta zespołu stoi w cieniu. O jego wokalu już napomknąłem na początku, ale warto jeszcze dodać, że na In Dream śpiewa on sporo wysokich partii wokalnych – w No Harm, Life Is A Fear, Ocean of Night czy Our Love możemy usłyszeć, jaką skalą on operuje. I z reguły podnosiło to jakość utworów jeszcze bardziej.

Bardzo miłym zaskoczeniem był dla mnie gościnny udział Rachel Goswell z zespołu Slowdive, którą usłyszeć można w Ocean of Night (tyle że jedynie jako chórek) i w The Law, gdzie już zdominowała refren, wnosząc do kawałka charakterystyczną dla jej zespołu senną powłokę. Przy okazji, to jeden z nielicznych kawałków, kiedy możemy z pełną wyrazistością usłyszeć dźwięki gitary elektrycznej.

Jakub: Tak, Tom Smith śpiewa partie życia i nawet jak przesadza ze swoją ekspresją (Life Is A Fear Our Love), to trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie – z płyty na płytę śpiewa lepiej, a ja nie mogę się doczekać już akustycznych wersji kompozycji z In Dream, bo w takich momentach wchodzi jeszcze na wyższy poziom. Posłuchajcie akustycznych wersji Papillon.

Editors - Life Is A Fear (Official Video)

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Patryk: W ostatecznym rozrachunku In Dream to dobra płyta, która pokazuje, że Editorsi mają wiele różnych oblicz – całkiem możliwe, że nie widzieliśmy jeszcze wszystkich. Szczerze mówiąc, jestem już ciekaw, co zespół zaprezentuje nam na kolejnym albumie. Widać, że nie pozwalają się szufladkować i sami też tego nie chcą robić. O ile więc nie jesteście purystami, dla których muzyką nie są dźwięki wytworzone przez sztuczny sprzęt, a nie „żywe” instrumenty, to nową płytę od Editors możecie docenić. Może jej nie pokochacie, ale nie wydaje mi się, aby słuchanie jej było czasem straconym.

Jakub: Wypada pogratulować zespołowi tego, że się rozwija, że nie stoi w miejscu i jak słusznie uznałeś – unika za wszelką cenę zaszufladkowania. Tylko nie wiem, czy w tych poszukiwaniach, zmianach, nie rozmyje się z czasem charakterystyczny styl zespołu, który już odrobinę zaczął wymykać się na In Dream. Na ten moment nowa płyta Editors jest dla mnie lekkim rozczarowaniem. Być może ta muzyka potrzebuje większej ilości czasu ode mnie, bo moje ulubione The Weight of Your Love niemiłosiernie długo mi wchodziło. Na razie są momenty, jednak całość nie klei mi się, są dłużyzny, są nawet kompletne pomyłki. Zapewne kolejne LP od Toma Smitha i spółki przyniesie kolejną rewoltę stylistyczną, tylko obawiam się, że przyjdzie czas, kiedy zespół po prostu przesadzi ze swoimi poszukiwaniami.

Fot.: PIAS

In Dream

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *