fokstrot

Wielogłosem o…: „Fokstrot”

W świecie, w którym żyjemy, teraz, w tym momencie, toczą się setki różnych, mniejszych lub większych konfliktów zbrojnych. Takich, w których giną ludzie, a większość ofiar to bezbronni cywile. Są miejsca na ziemi, takie jak tereny Izraela i Palestyny, gdzie nigdy nie jest bezpiecznie, prawdopodobnie nigdy nie zapanuje tam pokój, a obie strony konfliktu mają niewinną krew na rękach. W izraelskiej armii obowiązkową służbę muszą odbyć wszyscy młodzi obywatele, tak mężczyźni, jak i kobiety. Reżyser filmu Fokstrot, Samuel Maoz, jako 20-latek brał udział w wojnie libańskiej w 1982 roku i to zdarzenie wydaje się kluczem do zrozumienia jego filmów. Po dwudziestu latach wrócił do tych wspomnień w dokumencie Całkowite zaćmienie, a następnie w fabularnym Libanie (2009), za którego zdobył Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Tam postawił na brutalny realizm, pokazując wojnę z perspektywy młodej załogi czołgu, w najnowszym dziele natomiast rysuje o wiele szerszą i jednocześnie mniej jednoznaczną perspektywę. Na ile Fokstrot, objęty przez Głos Kultury patrontem medialnym, to film o żałobie, na ile dramat rodzinny, a na ile komentarz na temat bezsensowności wojny? Na te zagadnienia spróbujemy odpowiedzieć w naszym Wielogłosie. Na usta może cisnąć się jeszcze pytanie, czy ten odległy konflikt, w który uwikłane są zupełnie odmienne nam kultury, może być dla nas zrozumiały, choć tutaj odpowiedzią mogą być słowa bohatera Jarheada, innego dzieła, które naturalnie przychodzi na myśl w trakcie seansu Fokstrota: Każda wojna jest inna i każda jest taka sama.


WRAŻENIA OGÓLNE

Małgosia Kilijanek: Najnowszy film Samuela Maoza to w skrócie: pustynne ścieżki, samotne wielbłądy w punkcie kontrolnym, panika żołnierza objawiająca się otworzeniem ognia, rodzinne cierpienia i wielka niepewność. Akcja rozgrywa się we współczesnym Izraelu, wciąż tkwiącym w konflikcie zbrojnym, którego końca nic nie zapowiada. Mimo ukazywanej krytyki wojny oraz izraelskich działań, reżyser nie skupia się w narracji głównie na polityce, ale zwraca raczej uwagę na dramat rodziny, związany ze stratą jej członka. Podzielony na trzy segmenty Fokstrot rozpoczyna się od wizyty w domu Feldmannów żołnierzy, niosących przerażającą wiadomość: państwa syn, Jonathan, zginął wczoraj na posterunku. Otwierająca drzwi ekskluzywnego mieszkania Daphna (Sarah Adler) już po minach gości wie, po co przybyli, i mdleje. Michael (Lior Ashkenazi), jej mąż i zarazem mający na swoim koncie sukcesy architekt, zdaje się być oniemiały, wręcz katatoniczny, a oficerowie nie mówią mu nic o okolicznościach śmierci pierworodnego, meldując iż “poległ na służbie” (motyw tego eufemicznego sformułowania przewija się do końca filmu) i nakazują co godzinę pić szklankę wody.

Wsparcie zapewnia mu brat, Avigdor, mający zamiar powiadomić bliskich o tragedii oraz pogrzebie. Uroczystość ta ma zostać zorganizowana przez armię, a konsultant wysłany do Michaela w celu omówienia jej szczegółów sugeruje, by w czasie ceremonii wypowiedzieć się o poległym, nawet w zabawnym tonie, gdyż odrobina uśmiechu może pomóc poradzić sobie… i żyć dalej. Na tym etapie filmu można dostrzec szereg reakcji na informację o śmierci bliskiej osoby i zobaczyć, do czego mogą doprowadzić. Po pięciu godzinach od pierwszej wizyty, wojskowi wysłannicy pukają do drzwi Feldmannów ponownie, aktualizując poprzedni komunikat. Michael zaczyna zachowywać się psychotycznie, czemu próbuje zapobiec żona, będąca nadal pod wpływem substancji odurzającej, zaaplikowanej jej wcześniej przez przybyłych.

Akcja przenosi się do kolejnego miejsca – izraelskiej pustyni, a dokładnie do przejścia kontrolnego, przy którym stacjonują młodzi żołnierze. Wśród nich znajduje się Jonathan (Yonaton Shiray), który przepuszcza w punkcie kontrolnym wędrujące wielbłądy i uczestniczy w sprawdzaniu docierających tam pojazdów. W pakiecie znalazły się też przeprawy przez błoto, zapadający się kontener i konsumowanie mielonki. Bohater w każdym możliwym momencie zajmuje się zapełnianiem notesu rysunkami, które nawiązują do historii opowiedzianej mu przez ojca jako ostatnia bajka na dobranoc. Dzieli się nią z kolegami i wydaje się być ona znacząca dla całości fabuły.

Trzecia część dzieła Maoza to powrót do mieszkania, w którym rodzice niejednoznacznie rozmawiają o synu. Ale na ten temat rozpisywać się nie będę, aby nie zdradzić finału.

W nawiązaniu do tytułu i trzech tanecznych scen można doszukiwać się przedstawienia życia jako fokstrota, w którym poruszać się można wedle wzoru: do przodu, do przodu, w prawo i stop; do tyłu, do tyłu, w lewo i stop.

Mateusz Norek: Fokstrot zaczyna się niezwykle mocno, bez zarysowania postaci czy przygotowania widza w jakikolwiek sposób na to, co ma nastąpić – przez kilkadziesiąt minut będziemy świadkami bolesnych zmagań ojca ze świadomością utraty swojego syna. Michael Feldmann z całych sił próbuje zachować spokój, a my obserwujemy jego praktycznie samotne cierpienie, kiedy jego omdlała żona śpi, córka nie odbiera telefonu, a matka chorująca na Alzheimera wyraźnie nie rozumie powagi sytuacji. Wydaje się, że czara goryczy przelewa się, kiedy wojskowy rabin informuje, że nie może on zobaczyć przed ceremonią ciała syna, ale najgorsze (o ile jest to odpowiednie słowo) ma dopiero nastąpić. Film osadzony w tym momencie już w pewnych ramach, nagle postanawia zupełnie zmienić nie tylko miejsce akcji i bohaterów, ale i środki wyrazu. Trafiamy na położony na zupełnym odludziu punkt kontrolny, w którym obecność młodych żołnierzy wydaje się zupełnie zbędna, kiedy częściej niż przejeżdżające tamtędy samochody, obserwują drepczące nieśpiesznie drogą wielbłądy. Film jeszcze raz zaserwuje nam taką zmianę klimatu i za każdym razem stanie się bardziej abstrakcyjny. Przez chwilę pojawia się nawet narrator i część historii z młodości Michaela przedstawiona jest w formie rysunkowych obrazków, takich, jakie rysuje jego syn. Dużo jest w Fokstrocie ciekawych i istotnych scen, symboli, dużo emocji i dramatyzmu, nie jestem jednak pewny, czy wszystkie te narracyjne elementy i środki kinowego wyrazu tworzą spójną całość. Choć może oczekiwanie od takiego filmu jasnej puenty jest naiwnością z mojej strony.

Warto jeszcze wspomnieć o historii, przez którą reżyser postanowił nakręcić Fokstrota. Kilka lat temu jego córka wstając późno, poprosiła ojca, by zamówił jej taksówkę (co zdarzało się często), by nie spóźniła się do szkoły. Ten w ramach nauczenia jej odpowiedzialności odmówił, mówiąc, żeby jak wszyscy pojechała autobusem. Niedługo po tym, jak córka Maoza wyszła z domu, w radio podano komunikat, że samobójca wysadził się w tej samej linii autobusowej, którą miała pojechać. Zrozpaczony reżyser nie mógł dodzwonić się do córki i przeżył najgorszą godzinę swojego życia ze świadomością, że być może wysłał swoje dziecko na śmierć. Na szczęście córka spóźniła się na ten autobus i pojechała kolejnym, jednak echo tamtych wydarzeń widać bardzo wyraźnie w najnowszym dziele reżysera.

 

WADY I ZALETY FILMU

Małgosia: Zacznę od minusów: druga część filmu, która rozgrywała się na pustyni, stała się wyjątkowo monotonna. Uznałam, iż to zabieg celowy, pokazujący dość dobrze bezsensowność funkcjonowania punktu kontrolnego, których w kraju jest zapewne pod dostatkiem, a co za tym idzie bezzasadność w pełni obowiązkowej służby wojskowej młodych obywateli. Mimo to, wolałabym żeby była albo skrócona, albo przedstawiona trochę bardziej atrakcyjnie, nie zanudzając powtarzalnością i marazmem. Co prawda jedno z końcowych już zdarzeń okazało się zdumiewające, elektryzujące i jednocześnie przerażające, ale mogło wydarzyć się wcześniej. Za kolejną wadę uważam ograniczoną uniwersalność. Owszem, Fokstrot bardziej skupia się na dramacie rodzinnym, jednak wątek polityczno-wojenny nawiązujący do postępowania Izraelskich Sił Obronnych (Israel Defense Forces, IDF) również jest istotny dla fabuły. By zrozumieć wszystkie zabiegi reżyserskie i metafory, warto byłoby dobrze znać losy współczesnego Izraela na tle zarówno politycznym, jak i międzynarodowych konfliktów.

Mateusz: Mnie natomiast bardzo pasował klimat tych scen i ich tempo – cały film zresztą toczy się tym samym, niespiesznym rytmem. Przede wszystkim całość pustynnego posterunku została stworzona z dbałością o najdrobniejsze detale, ledwo trzymający się szlaban, który z pewnością nie powstrzymałby jakiegokolwiek samochodu, zniszczony parasol ogrodowy przy siedzeniu jednego z żołnierzy, zakurzony van, o którym w kolejnym podpunkcie napiszę nieco więcej, wieża obserwacyjna, wreszcie zapadający się kontener służący stacjonującym chłopcom za barak – wszystko to tworzy swoistą zamkniętą całość, mały świat. Monotonia oczywiście jest jego integralną częścią, bo czwórka żołnierzy cały czas wykonuje te same czynności i codziennie odgrzewają te same puszki z mielonką. Kiedy powoli wsiąkamy, jako widzowie, w ten rytm, a sceny z wielbłądem, tańczącym Jonathanem i jego przewrotną opowieścią o rodzinnej pamiątce mogą wywołać na naszych twarzach uśmiech i spokój po pierwszej, mocnej części filmu, wtedy Fokstrot uderza, przypominając, że stacjonujący młodzi żołnierze wyposażeni są w strach i ostrą amunicję.  

Małgosia: Zaletą dzieła Samuela Maoza są z pewnością ciekawe kadry, w dużej mierze prezentujące rzeczywistość widzianą od góry (czyżby boska perspektywa?) oraz zbliżenia na ludzkie oblicza. Dzięki tym ostatnim pierwszoplanową rolę w wielu scenach odgrywają emocje, co jest w równej mierze zasługą aktorów. Warto docenić także wyłaniającą się wielokrotnie absurdalność jako zabieg celowy oraz odwagę reżyserską do podejmowania trudnych tematów. Podobała mi się też ścieżka dźwiękowa (choć dzieło jest dość oszczędne w tło muzyczne), a szczególnie jej fragment stanowiący końcówkę produkcji: Spiegel im Spiegel Arvo Pärta.

Mateusz: Dla mnie odwaga reżysera jest zdecydowanie największym plusem Fokstrota i myślę, że właśnie przez nią dzieło Samuela Maoza zostało tak mocno docenione. Każdy rodzic w Izraelu musi być gotowy na to, że państwo wezwie jego dziecko do odbycia obowiązkowej służby, w czasie której mogą stać się różne rzeczy, zwłaszcza, jeśli trafi w zapalne miejsce, a tych nie brakuje. Jednak o ile antywojenny wydźwięk Fokstrota jest wyczuwalny niemal od pierwszej minuty, o tyle końcowe sceny drugiej części filmu to już jawna i niezwykle mocna krytyka Sił Obronnych Izraela, która na pewno przysporzyła reżyserowi przeciwników wśród rządzących państwem. Fokstrot jednak to również odwaga na stopie obyczajowej w kraju, który oczywiście na pewno nie jest jednolity poglądowo, ale wydaje mi się mocno zbudowany na patriotyzmie i tradycji, również tej religijnej. Tutaj natomiast jedna z najbardziej pamiętnych scen opiera się na opowieści, w której rodzinny, religijny symbol zostaje przeciwstawiony z pornograficzną gazetą, która jednak również ma swoją, wcale nie głupią czy płytką symbolikę. Kolejne dwa mocne filary filmu to aktorstwo Liora Ashkenazi (choć nie tylko jego) i piękne zdjęcia, o tym jednak jeszcze napiszę.

 

NAJLEPSZA SCENA

Małgosia: Nie wiem, czy mogę wskazać konkretną, najlepszą według mnie scenę. Wolałabym wyróżnić pierwszy akt Fokstrota, ponieważ okazał się najbardziej trzymającym w napięciu i dezorientacji, a także transcendentnym. Później tempo akcji się zmniejszyło, emocje nie utrzymywały się już na tak wysokim poziomie. Z niewinnego początku rozwinęło się coś niespodziewanego i tragicznego. Pierwsze skrzypce odgrywa w tej części Michael, a raczej Lior Ashkenazi, który czyni to praktycznie bez słowa, wszystkie wyjątkowo skomplikowane uczucia i reakcje wyrażając za pomocą mimiki. Nie sposób też nie analizować jego zachowania, kiedy z szoku i pozornego spokoju przechodzi ono w furię. Przedstawiona tragedia może być największą obawą każdego rodzica młodych Izraelczyków, a prawda ta może być dla widza uderzająca.

Mateusz: Dla mnie zdecydowanie ciekawsza była część dziejąca się na odludnym posterunku, pełna absurdów, ale też świetnie nakręconych scen. Już pierwszy, otwierający ten rozdział filmu kadr ze znudzonymi żołnierzami, którzy podnoszą przydrożny szlaban dla przechodzącego powoli wielbłąda, to dla mnie mistrzostwo. Nie tylko jeśli chodzi o aspekt wizualny, ale również pokazanie, jak bardzo złudna jest potrzeba obsadzenia tego kawałka drogi przez żołnierzy przez całą dobę. Kolejna świetna scena następuje zaraz po pierwszej, kiedy Jonathan Feldmann po raz pierwszy mówi siedzącemu obok koledze o tańcu, jakim jest fokstrot – po chwili z karabinem zaczyna tańczyć, traktując broń jako swoją wyimaginowaną partnerkę. Podczas tańca widzimy też całą blokadę wraz z kontenerem mieszkalnym w całej okazałości – fikcyjny, niepotrzebny punkt kontrolny pośrodku niczego. Kilka lat temu głośno było o amatorskim filmiku, w którym oddział izraelskich żołnierzy w czasie patrolu w palestyńsko-izraelskim mieście Hebron zaczyna nagle tańczyć do popularnego utworu popowej wokalistki. Izraelskie wojsko skrytykowało postawę żołnierzy, zapowiadając ich ukaranie, ale choć film szybko usunięto z kanału YouTube, został wcześniej wiele razy skopiowany i był szeroko komentowany na całym świecie. W trakcie tańca Jonathana widzimy też starego vana, na którym namalowana jest uśmiechnięta dziewczyna w stylu Pin-up girls, podobna do tej, którą narysował Jonathan, i do tej, która znajdowała się na rozkładówce magazynu, otrzymanej przez niego od ojca. Takie też panie były malowane na amerykańskich samolotach podczas II Wojny Światowej i wydaje mi się że w kontekście całego filmu nie jest to przypadek.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Małgosia: Za głównego bohatera filmu uważam Michaela, który z początku zdaje się człowiekiem nieco enigmatycznym i silnym, w szczególności psychicznie. Wraz z rozwojem wydarzeń jego wizerunek pęka, kruszy się i odsłania coraz bardziej wnętrze czy raczej prawdziwe oblicze. Okazuje się, iż jego rodzina nie uniknęła Holokaustu, a on sam przez błąd w dzieciństwie wpędził matkę w poważne kłopoty zdrowotne. Dodając do tego przeszłość w armii, budujemy biografię złożoną z trudnych wspomnień, pełną niedopowiedzeń. Choć stał się cenionym architektem i wydawać by się mogło, iż wiedzie całkiem dobre życie, należąc do przedstawicieli klasy średniej, okazuje się, że wciąż walczy z przeszłością. Daphna początkowo stara się mu pomóc, lecz później obnaża jego słabości. Oboje przeżywają żałobę na swój sposób, z pozoru razem, w rzeczywistości osobno. Jonathan zaś to bohater, o którym wielu rzeczy można się jedynie domyślać. Alma, jego siostra, okazuje się być postacią epizodyczną.

Mateusz: Zdecydowanie ciężar aktorski spoczywa na barkach Michaela Feldmanna. To przede wszystkim on pokazuje nam kluczowe w Fokstrocie emocje – rozpacz i żal po stracie syna. Często sceny tego typu w filmach nie są długie, są w pewnym momencie ucinane, by pokazać tylko część żałoby bohatera, bo jej ogrom możemy przecież dopowiedzieć sobie sami. Tutaj jednak towarzyszymy Michaelowi cały czas, dokładnie możemy studiować jego emocje. Pozorna nieobecność jest tylko maską, pewnie również związaną z szokiem. Również w ostatniej z trzech części filmu, jest on centralnym punktem. Inaczej przedstawiony jest Jonathan. Choć jest centralną postacią, kamera najczęściej pokazuje go wraz z jego trzema towarzyszami broni, jakby dla podkreślenia, że stanowią oddział. Trzecią ważną postacią jest żona Michaela, Daphna, prezentująca bardzo skrajne emocje i w zupełnie inny sposób przeżywająca śmierć syna, choć oczywiście ma to związek z ciągiem przyczynowo-skutkowym fabuły, więc nic więcej nie napiszę.

AKTORSTWO

Małgosia: Na wyróżnienie w tej kategorii zasługuje przede wszystkim Lior Ashkenazi i jego fantastyczna, emocjonalna gra z ograniczoną ilością słów. Równie interesująco w kwestiach posługiwania się przede wszystkim mimiką i spojrzeniami wypada Yonaton Shiray, czyli Jonathan. Mam wątpliwości co do jakości scen, w których pojawiała się Shira Haas, niezbyt przekonująca w swej roli, ale pozostali bohaterowie wydawali się wiarygodni.

Mateusz: Jak najbardziej się zgadzam – Lior Ashkenazi wykonał tutaj kawał dobrej, aktorskiej sztuki, a najlepszym potwierdzeniem tej opinii niech będzie fakt, że został uhonorowany za rolę w Fokstrocie nagrodą dla najlepszego aktora przez Izraelską Akademię Filmową. Rolę Jonathana chwaliłem już przy okazji omawiania najlepszej sceny, ale prawda jest też taka, że nie miał oprócz niej zbyt dużego pola do popisu. Inaczej jednak odbieram Shire Haas w rolii Daphny Feldmann. W pierwszym akcie nie widzimy jej co prawda często i być może po przebudzeniu po środkach uspokajających nie jest do końca sobą, ale pokazuje się jako wspierająca męża, piękna i atrakcyjna, a przy tym dużo młodsza od niego kobieta. Trzeci akt to diametralnie inna postać – wyraźnie rozbita, nie do końca świadoma tego, co robi (mycie rąk), nieemanująca już tak kobiecością, ostra i oskarżycielska w stosunku do męża.

KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Wizualnie Fokstrot to uczta dla oka. Ujęcia są długie, a każdy kadr pieczołowicie dobrany. Widać to szczególnie podczas scen na posterunku Jonathana, w których otwarte przestrzenie kontrastują z ciasnotą i brudem mieszkalnego kontenera. Gdy obserwujemy Michaela, zwłaszcza na początku filmu, kamera skupia się na jego kamiennej, ale zdradzającej masę emocji twarzy. Zbliżenia są zresztą częste również w późniejszych momentach. Wieżę obserwacyjną na posterunku kamera zwiedza dokładnie, widać każdy szczegół, brud, krople wody ściekającej po starym sprzęcie łącznościowym, ilość petów w popielniczce.

Małgosia: Przyznaję Ci rację, Mateuszu – wizualnie Fokstrot jest bardzo przemyślanym i dobrze wykonanym projektem. Wspomniane kadry to zasługa operatora filmowego, Giory Bejacha, który w 2009 roku stworzył z Maozem nagrodzony Złotym Lwem w Wenecji Liban. O oszczędności tła dźwiękowego wspomniałam już wcześniej, jednak w tym filmie długotrwała cisza była jak najbardziej wskazana. Pojawia się w nim jeszcze klamra kompozycyjna, ale oprócz faktu istnienia, nie wnosi wiele do fabuły; wydaje się wręcz zbędna.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Zanim przejdziemy do podsumowania, jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju. Podczas oficjalnego polskiego zwiastuna Fokstrota pod koniec moją uwagę zwróciły dwie rekomendacje – od „Vanity Fair” i „The Guardian”. Ten pierwszy określa film Samuela Maoza jako fascynujący i zabawny, drugi natomiast używa słów ważny i dowcipny. Oczywiście wiem, że są to zapewne cytaty wyrwane z kontekstu dłuższej recenzji, niemniej jednak mimo szczerej próby puszczenia tego mimo uszu (lub bardziej mimo oka) nie mogę nie napisać, że nie umiałbym w żaden sposób określić Fokstrota obrazem choć trochę zabawnym lub dowcipnym. I jasne, elementy humorystyczne są tutaj obecne, jednak ich absurdalna otoczka lub majacząca wokół aura żałoby nijak nie pozwala mi się zgodzić z takimi przymiotnikami. Co o tym myślisz, Gosiu?

Małgosia: Jak najbardziej się z Tobą zgadzam. Nie wyobrażam sobie, by określić ten film zabawnymdowcipnym. Prędzej użyłabym określeń trudny oraz skłaniający do refleksji. Tak jak stwierdziłeś, aura żałoby towarzyszy omawianej historii i nie pozwala mi na uśmiech podczas fragmentów z humorem. Fokstrot to opowieść o śmierci, żalu oraz stracie, ale też o dzisiejszym Izraelu. Obraz teraźniejszości tego kraju można uznać za kontrowersyjny, z czym szczególnie utożsamiły się tamtejsze władze… Minister Kultury i Sportu, Miri Regev, potępił produkcję Maoza, twierdząc, iż jest to dzieło zdrady i państwo nie powinno było go finansować. Co ciekawe, film ten został uhonorowany ośmioma nagrodami Ophira (izraelski odpowiednik Oscara), w tym nagrodą dla najlepszego reżysera, najlepszego filmu oraz najlepszego aktora (Lior Ashkenazi). Pomysłu na fabułę i poruszenia wielu istotnych kwestii można Maozowi pogratulować, jednak brak dynamiczności w przejściu między poszczególnymi częściami jest raczej rozczarowujący. Przynajmniej dla mnie. Poza tym, warto obejrzeć Fokstrota choćby po to, by zobaczyć, jak samemu odczyta się jego filmową definicję oraz pozwolić sobie na dostrzeżenie problemów, z jakimi borykają się ludzie mieszkający jakieś cztery tysiące kilometrów od nas.

Mateusz: Nie spodziewałem się, że Fokstrot będzie aż tak odważnym obrazem. To film, który bawi się oczekiwaniami widza, myli tropy, zmienia klimat i żongluje rozmaitymi środkami wyrazu. Czasem sam nieco gubi się w tym tańcu i wyraźnie zabrakło mi w dziele Maoza mocniejszej kropki nad „i” w finale filmu, niemniej na pewno nie jest to jedynie sztuka dla sztuki i jego obejrzenie zmusiło mnie do kilku istotnych i niekoniecznie wesołych refleksji. Wizualnie ostatnio tak mocno zachwycił mnie chyba Blade Runner 2049, który też dawał czas na chłonięcie widoków. Aktorsko, mimo małej ilości dialogów, również stoi na bardzo wysokim poziomie. Sam fakt możliwości zobaczenia w kinach niszowego u nas, izraelskiego kina jest na pewno ciekawym doświadczeniem i za to na pewno plus dla Aurora Films.


Fot.: Aurora Films

 

Ocena Małgosi: 6/10

Ocena Mateusza: 7+/10

fokstrot

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *