Wielogłosem o…: „Gra o tron”, sezon 5.

Kolejny sezon kultowej Gry o Tron za nami i trzeba przyznać, że twórcy potrafią skłócić między sobą fanów serialu. Jedni bowiem wybaczają im każde przewinienie, inni z kolei coraz bardziej niecierpliwią się i dostrzegają spadek formy. Przemek ocenia produkcję z perspektywy czytelnika, który jest po lekturze wszystkich wydanych do tej pory części sagi Martina, z kolei Sylwia i Mateusz oceniają serial „na czysto”, przez pryzmat jedynie zadowolenia i satysfakcji widza z widowiska, jakim jest Gra o Tron. Co najbardziej im się podobało w sezonie piątym, a co spowodowało zgrzyty w seansie? Przekonajmy się. Jednak zanim to zrobimy, uprzejmie ostrzegamy o spoilerach, których tym razem jest naprawdę sporo. Jeśli wciąż jesteście więc przed seansem bądź lekturą – nie polecamy czytać tego Wieloglosu; w trosce o Wasze zdrowie, robiąc sobie tym samym antyreklamę ;).

WRAŻENIA OGÓLNE

Przemek Kowalski: Wbrew ogólnej opinii, oceniam ostatni sezon Gry o Tron jako całkiem udany. Oczywiście można było zauważyć pewien spadek formy, jednak według mnie dotyczy to tylko pierwszych czterech, może pięciu odcinków; fakt, sporo – bo prawie pół sezonu – jednak nie uważam, żeby było znów tak strasznie. Natomiast druga połówka serii, w moim odczuciu, bije na głowę chociażby tę sprzed roku; działo się naprawdę sporo. Wracając jednak do oceny całości, trzeba też zwrócić uwagę na to, że twórcy bazowali na najsłabszej części sagi, czyli Uczcie dla wron, oraz lepszym, jednak nadal ciut słabszym niż pierwsze trzy tomy, Tańcu ze smokami, co już samo w sobie zwiastowało lekkie obniżenie lotów. Generalnie, Gra o tron od samego początku bardzo wysoko ustawiła sobie poprzeczkę, stąd też moim zdaniem wynika niezadowolenie części widzów z poziomu ostatniej odsłony; ja ze swojej strony oceniam sezon piąty na 4 w skali szkolnej i uważam, że nadal jest to jedna z najlepszych obecnie telewizyjnych produkcji.

Sylwia Sekret: No cóż… nie ukrywam, że piąty sezon tego kultowego serialu mnie rozczarował. Spodziewałam się, że twórcy – nauczeni na własnych błędach z poprzednich, bodajże dwóch, sezonów – przede wszystkim potraktują z szacunkiem czas swojego widza, a tego niestety zabrakło. Oczywiście nadal Gra o Tron ma w sobie to serialowe “coś”, jednak powoli przestaje ono wystarczać, bo nuda i wątki nie prowadzące absolutnie do niczego zaczynają rozmnażać się jak Lannisterowie – między sobą.

cersei wróbel

Mateusz Norek: Perspektywy na ten sezon były naprawdę spore, a co za tym idzie, spore były również moje oczekiwania. Arya w końcu sama decyduje o sobie i płynie do Braavos, aby odnaleźć naszego starego znajomego zabójcę bez twarzy, Jaquena H’ghara. Stannis w pięknym stylu wraca do gry, tworząc imponującą armię, która ratuje Mur przed najazdem Dzikich. Tyrion wyrusza na spotkanie z Daenerys, a Sansa zdaje się przemieniać pod wpływem Lorda Baelisha.

Nie da się ukryć, że piąty sezon ponownie wywraca wszystko do góry nogami, jak to Gra o Tron ma w zwyczaju. Czy robi to w sposób mistrzowski? Zdecydowanie nie. Czy ten sezon miał słabsze momenty? Zdecydowanie tak. Niektóre wątki były przesadnie długie, inne wręcz przeciwnie, wydawały się szczątkowe. Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż ten sam, świetny serial fantasy, który pokochali widzowie na całym świecie. Zdecydowanie pierwsza połowa tego sezonu była nudniejsza, ale myślę, że dwa lub trzy finałowe odcinki usatysfakcjonowały każdego fana.

PLUSY I MINUSY SEZONU

Przemek: Jako wielki fan sagi Martina uprzedzam, że znajdzie się w tym punkcie mnóstwo książkowych spoilerów, z prostego powodu – patrzę na GoT przez pryzmat książek, dlatego też plusy i minusy to te rzeczy, jakie spodziewałem się otrzymać i jakie otrzymałem. Po pierwsze, chyba jedynym wątkiem w ostatnim sezonie, który prowadzony był dokładnie tak jak w powieściach, był wątek Cersei i za to wielkie brawa, gdyż był to zarazem jeden z najlepszych wątków w tej serii z genialną sceną w ostatnim odcinku, o której później.

Co twórcy serialu zmienili na dobre, a co na złe? No więc tak, według mnie na plus była delikatna, jednak zawsze, zmiana w historii Aryi, która w produkcji HBO pokazała swą prawdziwą, psychopatyczną naturę ;). Postać Tyriona przeszła również inną drogę niż w literackim pierwowzorze i tutaj odbieram to zarówno jako wadę, jak i zaletę; wadą jest fakt, iż w wersji papierowej Tyrion podróżuje z postacią, której w serialu w ogóle nie ma, natomiast z kart powieści wynika, że może to być kluczowy bohater dla dalszych losów sagi. Karzełkowaty Lannister w wersji Martina nie spotyka się także z Daenerys, to jednak zaliczam na plus, ponieważ strasznie dobrze oglądało się tę dwójkę razem na ekranie („w końcu!!” – chciałoby się powiedzieć). O zmianach w losach Sansy w zasadzie nie ma nawet co pisać, ponieważ summa summarum rudowłosa Starkówna skończyła tak samo, jak miało to miejsce w Tańcu ze smokami. Do największych minusów zaliczam przede wszystkim historię w moim ukochanym Dorne oraz brak Lady Stoneheart. W sadze Dorne to wielkie, wspaniałe miasto pełne krewkich i walecznych mieszkańców, na czele ze Żmijowymi Bękarcicami – kobietami dumnymi, agresywnymi i mądrymi. Co dostaliśmy? Trzy dziewczynki wyglądające jak z filmu porno klasy D, budzące uśmiechy politowania. Powiedzieć, że było to słabe, to nie powiedzieć nic. Pomijając już fakt, że w książce noga Jaimego Lannistera nie stanęła nawet na dornijskich piaskach (ba, nawet nie miał takiego pomysłu, żeby się tam znaleźć); jestem głęboko rozczarowany tym, że z dumnego rodu, który jako jedyny skutecznie przeciwstawił się najazdowi Targaryenów wiele lat wcześniej, zrobiono w serialu bandę tchórzliwych i mało wyrazistych dziwaków. Wspomniałem także o Lady Stoneheart i jeśli ktoś nie wie, o czym mowa, a nie chce więcej spoilerów (tym bardziej, że w wersji HBO postać ta jeszcze teoretycznie może się pojawić), to nie polecam sprawdzania o co chodzi, bo będzie to bomba, na którą nie jesteście gotowi!

bękarcica

Sylwia: Przede wszystkim, póki pamiętam, muszę przyznać rację Przemkowi. Najpierw jednak zaznaczę, że nie czytałam żadnej części literackiego pierwowzoru, więc oceniam serial “na czysto”, patrząc tylko na to, co zostało mi dane na małym ekranie. I mam do tego absolutne prawo, bo już w pierwszym sezonie Gra o Tron urosła do rangi czegoś więcej niż zwykłego serialu i było wiadomo, że nie będzie ona gratką tylko dla fanów pióra Martina. Stacja HBO, można powiedzieć, dała widzowi prawo wyboru – czytamy i oglądamy lub oglądamy i oceniamy serial wyłącznie przez pryzmat tego, co zajdzie na ekranie.

A teraz wracając do przyznania racji. O co chodzi… oczywiście o Żmijowe Bękarcice! Obawiałam się, że tylko ja będę na nie psioczyć, ale na szczęście tak nie jest. Jako, że w filmach porno nie siedzę tak głęboko jak Przemek, mnie Bękarcice skojarzyły się z bohaterkami jakiejś produkcji spokrewnionej z Xeną wojowniczą księżniczką; z jakimś tandetnym komiksem dla dopiero odkrywających zalety potajemnej masturbacji chłopców, równie tandetnie zekranizowanym. Nie wiem, jak wyglądało to w powieści, ale w serialu to była jakaś pomyłka!

Przemek: Przepraszam, że pozwolę sobie na prywatę, ale jak to “nie siedzę tak głęboko jak Przemek”? A linki kto mi podsyła?

Sylwia: Bez komentarza.

Wątek Bękarcic oczywiście zapisuje się więc na minus, ale nie tylko to. Przede wszystkim niemiłosiernie przeciągniete wątki. Twórcy coraz poważniej igrają sobie z widzem, o którym wiedzą, że zabrnąwszy tak daleko, nie odpuści przez gorszy sezon, zwłaszcza, że sprytnie potrafią nadal upchać jedną czy dwie sceny robiące wrażenie i zrywem pchające akcję do przodu. Czy jednak ten schemat sprawdzi się na długo? Czy widzowie nie będą czuli się coraz bardziej oszukiwani? Umówmy się – wątek Aryi można by śmiało zamknąć w dwóch, maksymalnie trzech odcinkach. Ja w ogóle szczerze przyznaję, że nie do końca rozumiem, o co chodzi z tymi wieloma twarzami, co dokładnie Arya tam robi, co chce osiągnąć, kim są ci wszyscy ludzie i jakie zadanie ma miejsce będące tłem dla tego wszystkiego. Może czegoś nie zrozumiałam, a może mój umysł został zaćmiony przez niemiłosierne rozciągnięcie wątku, który – obawiam się – jeśli zostanie naciągnięty jeszcze tylko trochę, w końcu, puszczony, strzeli mnie w twarz.

arya

Kolejny minus to ostatnia bitwa tego sezonu, która rozpoczęła się i zakończyła niemalże w jednym ujęciu, a widz po raz kolejny musiał obejść się smakiem. Jeszcze jeden – wątek Daenerys, w którym znów nie wydarzyło się wiele, poza jakimś buntem zamaskowanym morderców. Uratował ją jedynie Tyrion, który – niezmiennie – gdziekolwiek się pojawia, wprowadza do serialu życie, barwy i dialogi, których słucha się z przyjemnością. Wspomniałabym jeszcze o kilku dziurach logicznych, jednak nie czas i nie miejsce na to.

deanerys i tyrion

Czas na plusy. Na pewno – jak słusznie zauważył Przemek – wątek Cersei, który nie tylko ciekawie został poprowadzony, ale również zagrany – aktorka w końcu pokazała, ze potrafi zagrać coś więcej niż pogardę i znudzenie. Ostatnia scena z jej udziałem była mistrzowska z jednego, prostego powodu – widz stoi na granicy (to nic, że jej nie przekracza), za którą czai się żal i litość wobec Królowej Matki. A wzbudzenie takich uczuć wobec osoby, która od początku budzi czystą nienawiść, nie jest łatwe. Tym bardziej dziwi mnie zagraniczna nagonka na tę scenę. Wśród filmów i seriali w większym stopniu epatujących seksem i okrucieństwem – wskazują scenę jedną z lepszych, majacą w dodatku podłoże psychologiczne i będącą uzasadnioną na tle całego serialu, jako najgorszą i godną wyśmiania.

Mateusz: Najpierw może odniosę się do tego, co już napisaliście. Niestety, Dorne to najsłabszy wątek tego sezonu i to na naprawdę wielu płaszczyznach. Po pierwsze jedyne, co możemy w nim zobaczyć, to piaszczysta plaża i pałacowe ogrody, do których każdy uzbrojony bandyta może sobie tak po prostu wejść. Po drugie Żmijowe Bękarcice – chciałbym je jakoś obronić, ale nawet uroda Tyene Sand nie mogła odwrócić mojej uwagi od sztucznego akcentu, kłującej w oczy sceny walki i scenariuszowych potworków najniższych lotów (you wanted the good girl but you need the bad pussy). Żeby nie było, scena w więzieniu była całkiem zabawna (postać Bronna uwielbiam), ale bez przesady. Jedyną przekonywującą postacią w tym wątku był Doran Martell.

Jeśli chodzi o Braavos, nie będę tu aż taki krytyczny, jak Sylwia. To prawda, że wątek Aryi był dość rozwleczony i niejasny, ale jej pobyt w świątyni Boga o Wielu Twarzach chyba miał taki być. Trudno było oczekiwać, że od razu stanie się zabójczynią. Piękne skreślenie z jej listy pierwszego nazwiska w ostatnim odcinku utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto było oglądać ją tyle czasu w półmroku, obmywającą zwłoki.

Największym plusem serialu nadal jest rozmach i nawet jeśli zgodzimy się, że było w tym sezonie nieco nudnych scen, to jednak z uwagi na ilość wątków mi te dziesięć odcinków zleciało w ciągu chwili. W poprzednim sezonie mieliśmy pieczołowicie odtworzoną walkę o Mur, tym razem twórcy zaserwowali nam niemalże cały odcinek poświęcony starciu z armią nieumarłych za Murem i za to ogromny plus. Z drugiej strony zgadzam się, że bitwa Stannisa z Boltonami została brutalnie pominięta i nawet jeśli z definicji przypominało to bardziej rzeź, twórcy mogli pokazać to nieco bardziej.

snow walka

NAJLEPSZY ODCINEK / SCENA

Przemek: Najlepszym odcinkiem był bez wątpienia zamykający sezon, ostatni epizod. Wiele wątków zostało naprowadzonych, że tak powiem “na właściwy tor”, poza tym nie brakowało emocji, które towarzyszyły chociażby scenie, w której Arya morduje numer jeden ze swojej listy (jak i konsekwencjom tego czynu), a także marszowi wstydu Cersei ulicami Królewskiej Przystani. Tę właśnie scenę (choć do wyboru miałem co najmniej kilka) uważam również za najlepszą w piątej odsłonie hitu HBO. Świetnie zagrana i nakręcona. Czy tylko ja oglądając ten marsz, miałem w głowie myśl “Boże czy ten Wróbel wie, co zrobił? Przecież już jest trupem!”?

Sylwia: Nie wybiorę najlepszego odcinka, skupię się natomiast na scenie. I tu również – o dziwo – zgodzę się z moim przedmówcą (przedskrybą?). Marsz wstydu w wykonaniu Cersei był sceną mocniejszą niż wszystkie bitwy, które rozegrały się do tej pory. Świetnie zagrana scena mimo tego, że przecież z ust Cersei nie pada ani jedno słowo. Niestety… niestety! Jak się okazuje, Lena Headey odmówiła udziału w tej scenie i zagrała ją dublerka. No cóż… podejścia nie rozumiem, bo produkcja ta pokazywała zarówno bardziej brutalne, jak i bardziej epatujące nagoscią sceny. A ta, o której mówimy nie miała przecież w sobie nic z seksualności! Nie rozumiem podejścia aktorki – zgoda na grę w takim, a nie innym serialu z czymś się przeciez wiąże, do diaska! Pytasz, Przemku, czy tylko Ty miałeś w głowie myśl dotyczącą przyszłości Wróbla. To jeszcze nic – ja i mój partner zgodnie stwierdziliśmy, że znając Cersei, to trupem albo co najmniej ślepcem jest już każda osoba, która miała czelność być widzem upokorzenia najbardziej znienawidzonej kobiecej postaci Gry o Tron.

Mateusz: To prawda, marsz wstydu był bardzo ciekawą i ważną sceną. Jednak nie jestem pewny, co zrobi Cersei, bo coś w niej pękło i być może będziemy mieli  do czynienia z bardzo ciekawą przemianą.

Sylwia: O nie! Cersei, która pokornieje? Tego to ja już nie zniosę.

Mateusz: Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły dwie sceny. Pierwsza z nich, dla mnie na razie najmocniejsza w tym serialu, to spalenie przez Stannisa swojej córki. Przerażająca, wyciskająca łzy, bardzo sugestywna. Po czymś takim Stannis nie mógł skończyć inaczej, niż to miało miejsce w finale.

Sylwia: Racja, trzeba przyznać, że ta scena zapada w pamięć.

Mateusz:Druga scena to walka z hordą upiorów Białych Wędrowców w osadzie Dzikich. Z jednej strony świetna pod względem efektów specjalnych, ale myślę, że też niesamowicie ważna dla całej produkcji HBO. Oto przecież pierwszy raz jako widz widzimy ogrom siły, jaką dysponuje nieprzebrana armia Białych Wędrowców, o których zagrożeniu słyszymy przecież prawie non stop od pierwszego odcinka serialu.

cersei prze marszem

NAJGORSZY ODCINEK / SCENA

Przemek: Ciężko mi w tej chwili wybrać najsłabszy odcinek, zapewne był to jeden z czterech pierwszych, choć konkretnego nie wskażę. Jeśli zaś chodzi o scenę, to tu bez dwóch zdań – pierwsze spotkanie z Bękarcicami na dornijskich piaskach, Boże jakie to było sztuczne i fatalne!

Sylwia: Bardzo ciężkie zadanie przez znudzonym i zniecierpliwionym widzem stawia powyższa kategoria. Wybrać najgorszy odcinek lub scenę to niemal tak, jak poprosić matkę, żeby wybrała ukochane dziecko ;). Większość odcinków niestety była słaba i jest to pierwszy sezon Gry o Tron, w którym nie znalazł się ani jeden odcinek, który przykułby moją uwagę od początku do końca. Pierwsze odcinki były w ogóle jakimś nieporozumieniem, nie działo się w nich nic, co pchałoby akcję do przodu, by w ostatnim odcinku rzucić widzom na pożarcie kilka wątków, w których nastąpił jakiś przełom. Kiepskie zagranie. Ale skoro Przemek poruszył temat naszych ukochanych Bękarcic… scena, w której zamkniętę są za kratkami, a jedna z nich (one w ogóle mają jakieś imiona?) zaczyna drażnić się swoją nagością z Bronnem.

Mateusz: Zdecydowanie najgorsza była walka z Bękarciciami w pałacowym ogrodzie. Oczywiście zupełnie przypadkiem Jamie i Bronn musieli pojawić się tam w tym samym czasie co panny Sand. Nie wiem zresztą, czy walka to dobre określenie. Fatalne ruchy, brak dynamiki, dobrze, że Oberyn nie mógł tego oglądać, bo by ponownie stracił wzrok.

Sylwia: A więc jestesmy niemalże zgodni :). Może nie co do konkretnej sceny, ale co do głównych jej bohaterek. A po namyślę, chyba nawet przyznam Wam rację, panowie i zamienię sobie najgorsze sceny :).

EWENTUALNE DZIURY FABULARNE

Przemek: W moim przypadku dziury fabularne pokrywają się z tym, co napisałem w punkcie o plusach i minusach, także nie mam nic więcej do dodania. Troszkę inaczej ogląda się serial, wiedząc, co się w nim wydarzy, więc niektóre momenty, które dla kogoś mogły być nielogiczne, ja przyjmowałem pewnie jako coś normalnego.

Sylwia: Już mówię. Po pierwsze – mam wrażenie, czy nagle córka Cersei postarzała się o jakieś 4 lata? Ale dobrze, zostawmy to, te kobiety w Westeros w ogóle jakoś szybko dojrzewają. Idźmy dalej. To co przede wszystkim rzuciło mi się w oczy, to samobójstwo Selyse, matki Shireen. Od początku pokazywana była jako matka, która gdzieś ma swoją córkę, a jej obojętność była wręcz bolesna. Shireen bardziej przejmował się Cebulowy Rycerz, a nawet, mimo wszystko, ojciec dziewczynki. Nawet, kiedy mała była już na stosie i krzyczała do rodziców, Selyse powstrzymał wzrok czy wysunięta ręka męża. Dopiero, kiedy było już za późno, rzuciła się w stronę stosu – a i to zrobiła jakoś mało przekonująco i niemrawo. Ad rem – przez cały serial matka pokazywana jako obojętna w stosunku do córki, niemal momentami zdająca się jej nienawidzić – nagle popełnia samobójstwo po śmierci dziewczynki. Spójrzcie – czy tak wygląda matka, której córka zaczyna płonąć żywcem?

matka przed stosem

W moim odczuciu jest to albo źle poprowadzona postać, albo błąd zrodzony z tego, że twórcy chcieli widzom oszczędzić widoku obydwojga okrutnych rodziców. A przecież jakoś byśmy to znieśli, prawda? Kolejna sprawa dotyczy marszu – skądinąd swietnego – wstydu Cersei. Ja się pytam, jakim cudem nigdzie, nawet, kiedy dotarła już do celu, została opatulona kocem i tak dalej, nigdzie nie było króla? Jestem w stanie zrozumieć, że nie mógł nic zrobić (czyżby? – pytam, wątpiąc we własne słowa), ale nie wierzę, że Tommen siedział gdzieś schowany w komnacie! Powinien przynajmniej czekać na matkę przy końcu jej haniebnego szlaku! Pominięcie wątku króla w tak ważnym dla całego serialu momencie uważam za pomyłkę.

Mateusz: Nie zaliczyłbym tego do dziury fabularnej, jednak zastanawia mnie, dlaczego, skoro Ser Alliser Thorne od początku planował (jak widać, nie sam) zabójstwo Jona Snowa, dlaczego w takim razie wpuścił go do Czarnego Zamku wraz z Dzikimi. Co on teraz zamierza z nimi zrobić? Przecież nie ma wystarczającej liczby ludzi, żeby ich pozabijać. Bardzo możliwe jest wyjaśnienie tego w kolejnych sezonie, ale póki co wydaje się to bardzo dziwne. Nie mówiąc już o tym że po śmierci Tego-Który-Nic-Nie-Wie, cały wątek na Murze trafia szlag. Choć oczywiście pojawiają się już spekulacje, że powrót Melisandry akurat wtedy, to nie przypadek i w jakiś sposób wskrzesi ona Jona.

jon snow sam

Sylwia: No ja właśnie za cholerę nie wierzę w śmierć Jona. Jest zbyt ważną postacią – okej, powiecie, że Martin już nie raz uśmiercał ważne postaci, ale coś mi tutaj śmierdzi, bo wątek Jona Snowa okazałby się wtedy kompletnie bez sensu, a wątek na Murze pokazywany by był bez głównej postaci… Nie, nie, tu się na pewno coś wydarzy. Wskrzeszenie, Jon Snow jako Biały Wędrowiec… albo po porstu przeżyje ;). No, zobaczymy

Mateusz:Faktycznie, dziwny jest zupełny brak Tommena, ale zauważcie, że kilka postaci znika tak nagle bez wieści w trakcie tego sezonu. Brak w ostatnich odcinkach również Littlefingera i Margaery. Kolejny absurd to heroiczna wyprawa Mormonta i Daario Naharisa w poszukiwaniu Daenerys, dysponujących jedynie wiedzą, w jakim kierunku pierwotnie poleciał smok. Powodzenia, panowie!

Sylwia: Dokładnie! Też miałam o tym wspominać. Poza tym, to ona ma smoka, więc po co jej oni na ratunek?

Mateusz: No i ta scena zbliżenia Samwella z jedyną kobietą wśród Nocnej Straży. Rozumiem, że to normalne, iż po nieudanej próbie gwałtu kobiecie przychodzi ochota na seks. Oczywiście!

Sylwia: Sugerujesz, że większa ochotę by miała po udanej próbie?

Mateusz: Nie odczułem natomiast zgrzytu w zachowaniu żony Stannisa podczas sceny ofiarowania jej córki Bogowi Światła. To było właśnie świetne, że to właśnie ona, jako osoba najbardziej zaślepiona obietnicami Melisandry i zupełnie nieczuła wobec córki, pękła i błagała o jej ocalenie. To również uwypukliło postawę Stannisa, który, jak się okazało, był w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby uzyskać władzę i tron.

Sylwia: Byłoby świetne, gdyby było może bardziej stopniowe, albo gdyby ona szalała z rozpaczu już podczas wiadomosci o tym, co Stannis chce zrobić, albo chociaż, jak już ją zobaczyła na tym stosie. A ona rzuciła się tak niemrawo, jakby robiła to pod publiczkę. Jeden zryw, powstrzymali ją i to wszystko.  Na a potem się zabiła. Mając takich rodziców, Shireen ta śmierć chyba wyszła na dobre.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: Szkoda, że Sansa, której postać w końcu zaczęła nabierać rumieńców, znów została potraktowana po macoszemu. Czy twórcy serialu naprawdę nie widzą potencjału tej postaci? Nie mówiąc już o tym, jak ważna jest to postać. Najstarsza Starkówna! W dodatku, biorąc pod uwagę stan wiedzy większości bohaterów – jedyny żyjący, prawowity potomek Starków, na Boga! Mam nadzieję, że ruda w kolejnym sezonie w końcu pokaże pazur. Chociaż znając życie już, już będzie się robiła waleczna i ostra, kiedy okaże się, że nosi w sobie berbecia i złagodnieje, i w ogóle.

Co do Aryi… nie jestem pewna, jak ocenić jej przemianę w serialu. Nie zgodzę się z Przemkiem, że w tym sezonie na jaw wyszły jej psychopatyczne skłonności. Po pierwsze było widać zalążki tego już dużo, dużo wcześniej, po drugie… no cóż, poniekąd są one bardziej pokłosiem tego, co ją do tej pory spotkało i wiążą się z pragnieniem zemsty. Psychopatką nazwałabym ją wtedy, gdyby zabijała kogo popadnie, a nie w momencie kiedy wylicza ludzi, którzy skrzywdzili ją lub jej rodzinę.

Jeszcze słówko o ulubienicy mężczyzn – Daenerys. Jej postać niestety z ogromnego potencjału, jakim została obdarzona, z ogromnej sympatii, jaką na początku budziła… została niemal na nowo ulepiona w kobietę zblazowaną, która sama nie wie, czego chce. Mam nadzieję, że jeszcze nakierują ją na dobre tory, bo szkoda by jej było.

Przemek: Arya może i zabija ludzi z listy, jednak to nadal 9-letnia dziewczynka, która na luzie potrafi zasztyletować człowieka, będę się więc trzymał tej “psychopatki” ;).

arya bez twarzy

Sylwia: 9-cioletnia, ta… może w książce. W serialu (i nie mówię tu o wyglądzie) ma ona co najmniej 14 lat. Poza tym tam w ogóle społeczeństwo jest inne – ze skłonnościami do mordobicia.

Przemek: Nie, no w serialu również ma 9 ;). Może też bardziej powinienem napisać “ukazuje mroczny charakter”, jednak nie oszukujmy się – dziewczynka jest wypruta z emocji, jedyne o czym myśli to zemsta i zabija bez wahania, no chyba nie powiesz, że nie jest to lekko psychopatyczne zachowanie?

Sylwia: Gdyby była wypruta z emocji, nie moglibyśmy mówić o zemście, której matką jest nadmiar emocji! Poza tym, mówiśz, że ma dziewięć lat. To, przepraszam, ile miała na początku serialu? Pięć? Wolne żarty. W takim razie, aktorka, która ma lat osiemnaście jest kompletnym nieporozumieniem i nawet dobrze nie potrafią zamaskować jej biustu.

Mateusz: Jak tak teraz myślę, to dochodzę do wniosku, że cała, de facto, dobrowolna decyzja Sansy o wyjściu za mąż za bękarta Boltonów, którzy zdradzili i zabili jej matkę i brata, zakrawa na umieszczenie w dziurach fabularnych. Ona naprawdę myślała, że z tego wyniknie coś dla niej dobrego? Na początku łudziłem się, że szybko zasztyletuje swojego kochanego małżonka, ale tak jak napisaliście, wróciliśmy do starej, cierpiącej Sansy. Dobrze, że dla odmiany do Theona coś dotarło i staje się na powrót sobą.

Sylwia: Ja myślę, że główną rolę w jej decyzji odegrała możliwość bycia panią w jej ojczystym i ukochanym Winterfell, jak wiążący się z tym fakt, że było tam jeszcze mnóstwo poddanych, którzy byli za Sansą i chcieli powrotu rządów Starków. A ona chyba miała nadzieję, że coś jej się uda wywalczyć…

Mateusz: Daenerys ulubienicą mężczyzn? Proszę… jej postać od dobrych dwóch sezonów stoi w miejscu i jak słusznie zauważyłaś, miota się tylko między propozycjami swoich doradców, próbując być jednocześnie sprawiedliwa i miłosierna. Może Tyrion przemówiłby jej w końcu do rozsądku… gdyby tylko nie odleciała zaraz po spotkaniu z nim w siną dal.

Moim ulubieńcem jest w dalszym ciągu Lord Baelish, gracja, z jaką manipuluje pozostałymi, zdawałoby się większymi graczami, jest imponująca. Tym bardziej irytuje mnie fakt, że zabrakło choćby cliffhangera jego postaci, znika on nagle i nie wyjaśnia się, co planuje.

sansa mały palec

AKTORSTWO

Przemek: Co do aktorstwa, w zasadzie nie ma za bardzo o czym pisać, gdyż większość aktorów znana jest z poprzednich odsłon; każdy kto lubi aktorstwo Leny Headey (Cersei), Petera Dinklage (Tyrion) czy Kita Haringtona (w co akurat nie chce mi się wierzyć), nadal będzie je podziwiał. Zdanko więc o nowych postaciach, których nie było znów tak wiele. Najbardziej rzucającą się w oczy był Jonathan Pryce, który wcielił się w rolę Wielkiego Wróbla i według mnie bardzo poprawnie się z tego zadania wywiązał. Surowy, z pozoru ubogi, z szaleństwem w oczach, mniej więcej tak wyobrażałem sobie tę postać, przewracając strony Tańca ze smokami, więc nie mam w tym przypadku żadnych zastrzeżeń. Innymi nowymi postaciami były… tak, tak – Bękarcie córki Oberyna Martella. Chyba już wystarczająco wiele napisałem wyżej o trzech paniach, także oszczędzę im i sobie kolejnego wiadra z pomyjami – nie kopie się leżącego.

Sylwia: Ja tylko powiem, że do tej pory nie byłam jakoś specjalnie zwolenniczką gry Leny Headey, natomiast po jej sławetnym marszu byłam pełna podziwu. Biorąc jednak pod uwagę fakt zatrudnienia dublerki… No, nie popisała się Headey za bardzo.

Mateusz: Gra aktorska ogólnie w całym serialu stoi na bardzo wysokim poziomie. Oklaski na stojąco za swoje kreacje muszą otrzymać ode mnie jednak przede wszystkim dwaj panowie z Winterfell: Alfie Allen jako Theon Greyjoy oraz Iwan Rheon grający Ramsay’a Boltona. Allen idealnie gra złamanego torturami i stojącego na granicy szaleństwa Fetora, w którym jednak drzemie świadomość dawnej osobowości. Równie profesjonalnie wypada Rheon, grając sadystycznego bękarta, uwielbiającego zabijać, torturować i obdzierać ze skóry.

SPRAWY TECHNICZNE/EFEKTY SPECJALNE

Przemek: Gra o tron to Gra o tron – wielomilionowy budżet, więc cóż tu pisać, jak zwykle piękne zakątki globu, wspaniałe widoki itd., itd. Jeśli mowa o efektach specjalnych to jest tu i jeden plus, jak i jeden minus. Na plus wielka batalistyczna scena walki dzikich z Innymi. Genialne! Jak zresztą można było zobaczyć na wielu fanowskich portalach, sami Inni przeszli dość sporą metamorfozę, w najnowszej odsłonie wyglądali jak “po zakupach” i trzeba przyznać, że robili wrażenie. Lekkim minusem była scena z odlatującą Danny. Oczywiście scena sama w sobie świetna, jednak latająca Pani Targaryen wyglądała dość zabawnie, według mnie aż za bardzo widać było w tej scenie pracę komputera.

Sylwia: A nie wspomnisz nic o tym, że po jednej świetnej bitwie, druga znów odbyła się na zasadzie: zaczynamy i kończymy? “Bitwa o Winterfell”, która miała być również zapierającą dech w piersiach batalią znów okazała się sceną przed i sceną po. Czyżby wielomilionowy budżet jednak nie wystarczył?

Przemek: To akurat powinienem był dać w minusach, ale bardziej z tego względu że w wersji książkowej bitwa ta jeszcze nie miała miejsca i bardziej zaskoczony byłem faktem jej zekranizowania niż tym, jak się to odbyło, jednak przyznaję – bardzo słabo.

Mateusz: Mogę się tylko podpisać pod tym, co napisaliście: Imponująca walka za Murem, mało imponująca scena ze smokiem na arenie w Meereen, brak bitwy o Winterfell.

smok

PODSUMOWANIE SEZONU

Przemek: Tak jak wspomniałem na samym początku, według mnie był to całkiem udany sezon telewizyjnego hitu. Przyznaję, był lekki spadek formy, jednak nadal Gra o tron jest wyróżniającą się w ramówce pozycją, którą – przynajmniej mnie – ogląda się znakomicie! Pewnie mogłoby i być lepiej, ale nie popadajmy w skrajności.Twórcy kilka razy strzelili sobie sami w kolano, jednak udawało im się wyjść później z tego obronną ręką. Druga część ostatniej odsłony zachwyciła mnie i w wielu momentach siedziałem jak na szpilkach, nawet mając świadomość tego, co się wydarzy. Także wybaczcie wszyscy hejtujący piąty sezon Game of Thrones, nie jestem w stanie Was zrozumieć i z niecierpliwością wypatruję serii numer sześć.

Sylwia: Wypatruj, wypatruj. Sezon nie był tragiczny, ale podtrzymuję swoje zdanie, że był najsłabszym z dotychczasowych. Brak tu, jak już wspomniałam, przede wszystkim szacunku dla czasu widza. Bądźmy szczerzy – jedna rewelacyjna bitwa i przylatujący na ratunek smok to nie wszystko. I nie chodzi mi o to, że serial powinien obfitować w więcej scen, w których widać będzie efekty specjalne – nie. Chodzi o to, żeby nie serwować fanom odcinków, w których nie dzieje się nic, tylko dlatego, że serial całościowo wypada bardzo dobrze, więc kilka nudnych odcinków nie zrazi dotychczasowych jego miłośników. Szczerze? To już lepiej by było gdyby ten sezon miał trzy odcinki. Mnóstwo było bowiem scen zwyczajnie przegadancyh. I o ile często z rozmów wiele wynika dla fabuły, niejednokrotnie bardzo ważnych rzeczy, o tyle w tym sezonie rozmowy miały zazwyczaj na celu uśpienie widza.

Sezon uratowało to, że w ostatnim odcinku kilka wątków otrzymało porządne kopnięcie, które – miejmy nadzieję – popchnie historię do przodu. Nie zawsze było to co prawda kopnięcie pożądane, ale cóż…

Mateusz: Jestem w stanie zgodzić się z tym, że nie był to najlepszy sezon Gry o Tron, jednak absolutnie nie czuję, że oglądanie jakiegokolwiek odcinka było stratą czasu. Jakby nie patrzeć, mieliśmy wszystko, co fan serialu mógłby sobie życzyć: Nieumarłych, smoki, wielką bitwę, walkę polityczną, dużą dawkę przemocy, pijanego karła, cycki i śmierć naszych ulubionych bohaterów. Swoją drogą, mało było w tym sezonie nagości, nie? :).

Sylwia: Wiesz… Winter is coming, więc trzeba się ciepło ubierać i nie odsłaniać za dużo :).

melisa

NADZIEJE NA VI SEZON

Przemek: No właśnie, sezon szósty, cóż się wydarzy – oto jest pytanie. Praktycznie większość wątków, nawet pomimo zmian, dogoniła już sagę, na dobrą sprawę twórcy serialu zostawili sobie otwartą furtkę tylko w przypadku Tyriona oraz Aryi (choć w jej przypadku, dojście do momentu równemu powieści powinno zająć maksymalnie dwa odcinki)…

Sylwia: A więc zajmie co najmniej pół sezonu – nie doceniasz ich, Przemku :).

Przemek: … dodatkowo całkowicie pominięty został wątek Greyjoyów, którzy u Martina nie są tak bardzo “olewani”, jak robi to HBO, tak więc żeby zyskać na czasie można się spodziewać sporo Żelaznych ludzi w następnej odsłonie, plus chwila z Tyrionem, ale co dalej? Zarówno Cersei, Daenerys jak i Jon Snow to postaci, których losy praktycznie są w tym samym punkcie, w jakim obecnie znajdują się w sadze Pieśni Lodu i Ognia, jak więc zachowają się twórcy serialu? Ważniejszym jednak wydaje się pytanie, czy Martin zdąży wydać Wichry zimy przed premierą kolejnego sezonu serialu, jeśli tak – pół biedy, jeśli nie, będzie sporo, ale to sporo kontrowersji, włącznie z możliwym odwróceniem się od serialu części fanów, będących zwolennikami wersji papierowej, gdyż byłby to chyba precedens, kiedy bijący rekordy popularności serial prześcignąłby swój równie popularny literacki pierwowzór. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na rozwój wydarzeń.

Sylwia: To ja już chyba nie będę miała żadnych nadziei. Mogę jedynie snuć przypuszczenia, które niekoniecznie pokrywają się z oczekiwaniami. Jestem tylko ciekawa, czy wróci wątek małych Starków, których przecież nie było w tym sezonie w ogóle.

Mateusz: Patrząc, jak czasem przewrotnie toczą się losy bohaterów serialu, ciężko bawić się tutaj w proroka. Miło by było jednak zobaczyć więcej scen batalistycznych, wszak Wikingowie pokazali, że można. Niech Sansa wreszcie kogoś (Ramsaya) zabije, a Arya niech nie przestaje zabijać. I jako, że wątek Dorne nie wygląda na skończony, niech w kolejnym sezonie twórcy przyłożą się do niego bardziej.

Sylwia: A dyskusję zakończmy minutą ciszy.

sheeren czy jak jej tam

Fot.: HBO

 

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *