Wielogłosem o…: „Gra o Tron”, sezon 6

No i stało się – szósty sezon Gry o tron przeszedł już do historii. Pamiętacie, jak ponad rok temu jednym z najczęściej zadawanych w Internecie pytań było Czy Jon Snow wróci?. Odpowiedź na to pytanie już znamy, poznaliśmy również odpowiedzi na wiele innych pytań, których jeszcze parę miesięcy temu nie mogli sobie zadawać nawet najbardziej zagorzali fani sagi Pieśni Lodu i Ognia, a to z prostego powodu (a zarazem chyba pierwszej takiej sytuacji w historii popkultury) – produkcja HBO wyprzedziła literacki pierwowzór, autorstwa George’a R.R. Martina! Już sam ten fakt wywołał wiele kontrowersji, jednak twórcy serialu zapewniali, że szósta odsłona Game Of Thrones będzie najbardziej spektakularną z dotychczasowych. Czy słowa dotrzymali? W pewnym sensie tak, bo choć najnowszy sezon z pewnością nie jest najlepszym, nasi redaktorzy zgodnie twierdzą, że bije na głowę serię piątą. Na brak niespodziewanych zwrotów akcji i emocjonujących powrotów nie można było narzekać. Niejeden widz zachwycił się kapitalnymi scenami batalistycznymi, inny z kolei uronił łezkę w chwili, na którą nie był gotowy. I choć zdarzały się również momenty słabsze, trzeba przyznać, że Gra o tron wciąż przyciąga przed telewizory, trzyma w napięciu i rodzi dziesiątki teorii spiskowych oraz dyskusji fanów. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co Głos Kultury sądzi na temat szóstego sezonu najpopularniejszego serialu na świecie, zapraszamy do zapoznania się z tekstem poniżej, ostrzegając jak zawsze w takich przypadkach, przed spoilerami.

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Ten sezon miał lepsze i gorsze momenty. Bywało patetycznie i wzruszająco, bywało zabawnie i intrygująco, ale zdarzały się także momenty nudne i przeciągnięte do granic wytrzymałości widza. Niektóre wątki były poprowadzone świetnie, inne wręcz przeciwnie i mogłoby ich nie być w ogóle, a widz wiele by na tym nie stracił. Był to jednak sezon dużo lepszy niż poprzedni i naprawdę daje spore nadzieje na kolejny, tym bardziej że twórcy tak spletli w ostatnim odcinku wszystkie wątki, że z jednej strony ukierunkowali je dość wyraźne, z drugiej jednak zostawili sobie pole do popisu. Gra o tron zawsze będzie widowiskiem, a nie serialem, bo nawet jeśli fabularnie zawiedzie widzów, to możemy być spokojni o poziom wizualny kolejnych odcinków. Historie wciągają, do wielu bohaterów już się zdążyliśmy przyzwyczaić… Raczej nie ma nic, co jakiegokolwiek fana skłoniłoby do opuszczenia serialu przed jego zakończeniem. I choć tak jak wspomniałam – twórcom zdarzały się gorsze chwile, to sezon był w gruncie rzeczy udany i wyprodukowany z rozmachem.

Przemek Kowalski: Według mnie był to jeden z najlepszych sezonów Gry o Tron do tej pory. O poprzedniej odsłonie piątej pisałem, że przebija czwartą, ta z kolei przebija piątą, co już samo w sobie powoduje, że sezon szósty to kolejny krok do przodu na przestrzeni ostatnich trzech lat. Działo się baaardzo dużo (o czym zresztą zaraz w plusach), wiele było wzruszeń, widowiskowych scen; wiele wątków zostało również sprowadzonych na dobre (moim zdaniem) tory. Zarówno twórcy serialu jak i część obsady, zgodnie twierdzili przed emisją najnowszej odsłony, że będzie to najlepszy sezon w historii produkcji HBO. Czy był najlepszy? Raczej nie, choć też trzeba zdać sobie sprawę z tego, że GoT nie jest już nowością, która wywoływała u widzów wielkie „wow” w trakcie pierwszych sezonów już samym swym rozmachem. Obecnie wysoki poziom serialu jest już uznawany za coś normalnego, dlatego też pojawiają się – według mnie wyssane z palca – narzekania. Nie twierdzę oczywiście, że Gra… to produkcja bez wad, uważam jednak, że niektórzy stawiają poprzeczkę zbyt wysoko, oczekując ideału w każdym detalu, w każdej scenie, w każdym geście każdej postaci. Inna sprawa, że zabawę psuje też sama popularność serialu i wszechobecne w Internecie spoilery oraz teorie, gdzie oczywiście część z nich musi się potwierdzić, po czym malkontenci mówią tylko: „eee, to było oczywiste już od dawna”. Jeśli mowa jednak o popularności, nie da się zaprzeczyć, że Game of Thrones, nadal znajduje się na szczycie każdego rankingu najlepszych seriali, bijąc kolejne rekordy oglądalności czy piracenia kopii w sieci. Dlaczego? Bo to nadal, niezmiennie od kilku lat, najlepsza produkcja telewizyjna, która przykuwa uwagę widzów na całym świecie i moim zdaniem swoją wielkość po raz kolejny potwierdziła.

got13

Paulina Leszczyńska: Dla mnie sezon piąty był dosyć nudny, po nim nadszedł jednak emocjonujący sezon szósty. Zwrotów akcji, zgonów i emocjonujących powrotów nie brakowało. Prawdopodobnie po ubiegłorocznym finale, każdy chciał poznać kontynuację wątku Jona Snowa. Teraz nawet fani książek nie wiedzą, czego się po serialu spodziewać. Sama fanką papierowego pierwowzoru nie jestem. Długie opisy i polityczne wywody Martina zwyczajnie mnie nudzą. Do serialu trafiają jednak tylko najciekawsze i najbardziej ekscytujące wątki. Taka selekcja sprawia, że niemal każdy odcinek chwyta widza za gardło i przyprawia go o gęsią skórkę. Czyż nie o to właśnie chodzi? Serial daje do myślenia nawet na długo po seansie, wydarzenia szokują i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Te fikcyjne postacie wnikają w nas, a ich perypetie na nas oddziałują. Gra o tron to emocjonująca walka, w której wspieramy wybrane strony. To przypomina rozgrywki sportowe. Wybieramy faworyta i trzymamy za niego kciuki w drodze po zwycięstwo.

Mateusz Norek: Jestem wielkim fanem tego serialu i twórcy naprawdę musieliby się postarać, żeby mnie do niego zniechęcić. Dopóki w Grze o Tron będą pojawiać się ciekawe, mocno nakreślone postacie – a pomimo ich dość konsekwentnego eliminowania, nadal jest ich naprawdę sporo i czasem sam się sobie dziwie, że jakoś umiem spamiętać te wszystkie imiona i tytuły – będę oglądać go z przyjemnością. I nie potrzebuje do tego nie wiadomo jakiej akcji i efektów specjalnych, dla mnie są one jedynie dodatkiem do niesamowicie wciągającego świata, pełnego intryg i tajemnic. A jeśli już mowa o tajemnicach, podczas tego sezonu wielką frajdę sprawiło mi czytanie fanowskich teorii na temat dalszych wątków i dyskusja o nich ze znajomymi, również tymi, którzy czytali książki. Serial wyprzedził już fabularnie powieści Martina i w wielu wątkach obrał inne tory, więc takie dyskusje są tym ciekawsze, bo pozbawione spoilerów.

Faktycznie sezon szósty mógł wydawać się ciekawszy od piątego, dużo wątków zostało zamkniętych, a dwa ostatnie odcinki to prawdziwa fabularna burza, zaserwowana dodatkowo z niespotykanym wcześniej rozmachem.

PLUSY I MINUSY SEZONU

Paulina: Zdecydowanym plusem są ciekawe wątki. Najbardziej interesujący okazał się dla mnie ten opowiadający o Ramsayu Boltonie i jego bezwzględnej drodze do władzy. Oczywiście jeżeli widzowie dotrwali aż do szóstego sezonu, z pewnością lubią gigantyczne stosy trupów. Również i tym razem twórcy nie zawiedli i zapewnili nam odpowiednią dawkę zgonów. Z gry odpadły kluczowe postacie. To się ceni.

Minusem są pewne niedociągnięcia i niekonsekwencje. Nudził mnie wątek Aryi, dla mnie był nieco zbyt chaotyczny. Niektóre zgony mogły zostać przedstawione efektowniej, a dzięki temu lepiej by je zapamiętano. Wielki wybuch w dziesiątym odcinku, choć zdecydowanie odchudził obsadę serialu, nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Pokazanie tak istotnej sceny już na samym początku było błędem. Z reguły twórcy przez godzinę bawią się z widzem, a na minutę przed pokazaniem napisów końcowych kompletnie go miażdżą. Wybuch umieszczony w pierwszych minutach odcinka sprawił, że obszedł się on bez większego echa.

got10

Sylwia: Zgodzę się z Tobą, Paulina, co do wątku Aryi – był nudny i w zasadzie poza ostatnim odcinkiem niepotrzebny, można go było spokojnie streścić tak, jak na przykład została streszczona podróż Varysa w ostatnich dwóch odcinkach. Dla mnie również już od dawna minusem jest wątek Brana – przypomina mi flaki z olejem i naprawdę nie rozumiem tych, którzy zachwycają się jego “przygodami”. Dlatego jego historię również muszę zapisać po stronie minusów tego sezonu. Nawet wątek z Hodorem nie wzbudził we mnie takich emocji, jak u większości fanów. Doceniam, ale w zasadzie to wszystko. Spekulacje na temat gmerania Brana w przeszłości mnie nudzą i nawet śmieszą trochę, choć nie do końca wiem, dlaczego tak jest. Czy wpływ na to ma drewniany aktor wcielający się w sparaliżowanego Starka? Czy może fakt, że nie wszystko w jego wątku zrozumiałam? Możliwe, jednak nie pomaga także nijakość w jego historii i wiecznie zbolała mina przeplatana “przerażającymi” białkami oczu. Mój pies robi takie, kiedy śpi, i jest wtedy o wiele ciekawiej.

Za minus uznaję również to, że zatraciłam gdzieś poczucie czasowości w serialu. Nigdy nie wiem, ile czasu minęło, jak szybko doleciał kruk z wiadomością, ile trwała bitwa, jak długo ktoś był uwięziony. Albo ja nieuważnie oglądam, albo nie do końca jest to zaznaczane. Zwracam na to uwagę, bo lubię móc odnieść jedno wydarzenia do drugiego w czasie, a ten sezon trochę mi tę możliwość odebrał.

Natomiast chyba największym plusem sezonu jest to, że wreszcie wszystkie wątki wydają się zazębiać, a serial przypomina coraz szybciej pracującą machinę, podczas gdy w poprzednich sezonach niekiedy wydawało się, że jest ona po prostu nienaoliwiona i choćby chciała, to nie może ruszyć z miejsca.

got9

Przemek: O ile za Branem nie przepadam, o tyle nie mogę się z Tobą, Sylwio, zgodzić, ponieważ twórcy wreszcie jakoś tę postać urozmaicili i doprowadzili do miejsca, do którego zmierzała od momentu spadnięcia z wieży. Wreszcie sceny z Branem są (według mnie) interesujące. Nie wiem, jakie plusy miałbym wymienić ponieważ dla mnie cała Gra o tron to jeden wielki plus. Nie wiem również, do czego miałbym się przyczepić. Może do wątku Dorne, ale do tego z pewnością wrócę jeszcze w dalszej części tekstu. Co więcej? Nie wiem, na prawdę nie wiem; mnie ten sezon zahipnotyzował i oglądałem go z wypiekami na twarzy. Nazwijcie mnie psychofanem, sorry, ale będę się tego trzymał, mimo że naprawdę chciałem doszukać się jakichś większych dziur. Nie widzę ich. Poważnie.

Mateusz: Taka już niestety nieszczęsna dola serialu, że bazuje mniej lub bardziej na książkach, musi więc przedstawić pewne wątki, o których z pewnością lepiej się czyta, niż je ogląda. Wątku Brana będę jednak bronił, bo nawet jeśli wydawał się nieco nużący, retrospekcje, które ukazywał, były i ciekawe, i bardzo istotne dla fabuły (szczególnie te z Wieżą Radości). A scena z Hodorem udowodniła mi, że Martin nadal umie zaskakiwać i naprawdę wszystko ma świetnie przemyślane.

Sylwia: Ja po prostu wątku Brana nie lubię. Nie umiem powiedzieć dlaczego, ale tak jest. I tym bardziej mam nadzieję, że wniesie w końcu do serialu coś naprawdę wyśmienitego i może go polubię dzięki temu albo chociaż zaakceptuję. A póki co jego wizje przeszłości potwierdzają jedynie to, czego widzowie od dawna się domyślali.  Ale chyba chciałeś jeszcze wspomnieć coś o wątku Aryi?

Mateusz: O ile Aryę Stark uwielbiam, scenarzyści jakoś nie umieją prowadzić jej opowieści – sezon wcześniej głównie siedziała w półmroku obmywając zwłoki, teraz okazała się nie do zabicia, biegając po mieście ze śmiertelnymi ranami. Tak samo biedny Sam – nie wiem, czemu tak rozciągnęli jego wątek, ten widok biblioteki na końcu jakoś nie zrobił na mnie wrażenia i co gorsza nie oczekuję w kolejnym sezonie polepszenia tej części fabuły.

Sezon zaskoczył mnie jednak bardzo pozytywnie już na samym początku. Bałem się, że Sansa i Theon przez kilka dobrych odcinków będą próbowali zgubić pogoń i nie zamarznąć przy tym, a tu proszę – już w pierwszym odcinku sprawa się wyjaśniła i niedługo potem Sansa wreszcie spotkała brata, Theon zaś wrócił na rodzinne wyspy. Oczywiście wielki plus za powrót Ogara – Sandor Cegane to jednak z moich ulubionych postaci, jestem szalenie ciekaw, jak potoczą się jego dalsze losy (szkoda, że nie sprawdziła się jedna z teorii fanów, która mówiła, że w próbie walki zostanie on wystawiony przez Wielkiego Wróbla przeciwko swojemu bratu – Górze). Największy znak zapytania zaserwowała mi bitwa bękartów, bo z jednej strony szacunek za świetne, techniczne wykonanie, z drugiej ilość głupich rozwiązań fabularnych w jej trakcie przekroczyła poziom przyzwoitości.

got4

Nie podzielam zdecydowanie zdania Pauliny o budowaniu napięcia w ostatnim odcinku. Wysadzenie Septu Bealora było zaskoczeniem i na początku, a dzięki temu, że akcja nie urwała się na tym, mogliśmy obserwować skutki tego zdarzenia, które były bardzo ciekawe. Cersei zaplanowała to wszystko i zdawała się nie przejąć śmiercią ostatniego dziecka – Tommen w końcu ją zdradził, najpierw nie przychodząc jej z pomocą, kiedy siedziała w więzieniu, a później zabraniając rozstrzygnięcia sądu przez próbę walki. Przez swoje działania stała się zdecydowanie głównym złym serialu, zastępując Ramseya (choć przejmujący władzę nad Żelaznymi Wyspami Euron Greyjoy też podobno jest niezłym skurwielem, pewnie siódmy sezon wyłoni zwycięzcę).

NAJLEPSZY ODCINEK/SCENA

Przemek: Jeśli mowa o najlepszym odcinku, to tutaj kandydatury mam dwie i są to oczywiście (oczywiście?) dwa ostatnie odcinki, czyli odpowiednio epizod dziewiąty – Bitwa Bękartów oraz dziesiąty – Wichry zimy. Ciężko mi zdecydować, który wybrać, jeden był po prostu epicki do granic możliwości, drugi niewiele mu w tym ustępował, tyle że pod innymi względami, przede wszystkim rozwiązując kilka wątków, zaskakując oraz pchając akcję zdecydowanie do przodu. Ostatecznie postawię jednak na Battle of Bastards, ponieważ otrzymaliśmy tam 100% GoTGoT. Bądź co bądź Gra o tron to historia, w której dużą rolę odgrywają rycerze, ich pojedynki, walki o dobre imię danego rodu oraz chęć usadowienia się wygodnie na Żelaznym Tronie. To ostatnie dostaliśmy w pierwszych kilkunastu minutach, kiedy to Daenerys rozbija w pył atakującą Meereen armię sprowadzoną przez Dobrych Panów. I jak ona tego dokonuje! W końcu smoki sieją popłoch i zniszczenie! Wreszcie wojsko Danny na lądzie również ma sporo do powiedzenia. Na to czekał chyba każdy fan Khaleesi a.k.a. Niespalonej a.k.a. Matki smoków a.k.a. … ( ;) ), do których sam się zaliczam. I jeszcze to zawadiackie: „Przyszliśmy tu omówić warunki Waszej kapitulacji”. Boskie! Dalej, jak wszyscy dobrze wiemy, miała miejsce największa do tej pory bitwa w historii serialu, której rozmach naprawdę powalał! I tak – wynik można było przewidzieć (w końcu niezłym bezsensem byłoby ponownej zabicie Snowa) oraz tak – Jon po raz kolejny udowodnił, że myślenie nie jest jego najmocniejszą stroną, rzucając się sam z mieczem na całą armię Boltonów. Jednak na wszystko to można przymknąć oko, kiedy otrzymujemy sceny batalistyczne, jakich pozazdrościć może większość wojennych produkcji dużego ekranu, że o serialach nie wspomnę. Nie wiem nawet, jak opisać geniusz tego, co widzieliśmy na ekranie, ale jako że podejrzewam, że nie ja jeden w redakcyjnym gronie właśnie Battle of Bastards uznałem za najlepszy epizod, to dam się wykazać koleżankom i kolegom.

Paulina: Tutaj raczej nie będę oryginalna. Podobnie jak przedmówca, najlepiej zapamiętałam odcinek dziewiąty, czyli Bitwę Bękartów. Walka zmartwychwstałego Jona Snowa i podlejszego niż sam Joffrey Baratheon Ramsaya Boltona w niejednym momencie przyprawiła mnie o ciarki. Choć generalnie to ten odcinek skradł moje serce, nie pojawiła się w nim moja ulubiona scena.

got20

Mateusz: Gdybym miał wybrać najlepszy odcinek, pewnie byłby to ostatni, wolę jednak skupić się na poszczególnych scenach.

Sylwia: A ja coś tam jednak wybiorę i nie będzie raczej zaskoczeniem, że ja również wymienię dziewiąty epizod jako najlepszy w szóstym sezonie. Nawet nie chodzi o widowiskowe sceny batalistyczne, ale o to, że był to bodaj pierwszy odcinek Gry o Tron od naprawdę dawna, podczas którego siedziałam jak na szpilkach i ani razu nie spojrzałam na zegarek czy za okno. Nie nudziłam się ani przez moment. W tym odcinku cały czas coś się działo i nawet jeśli niektóre sceny i wydarzenia były do przewidzenia, to zostały przedstawione tak, że nie sposób było odwrócić wzrok od ekranu. Mało co denerwowało, mało co wzbudzało niesmak – było tempo, były emocje. Jak za starych dobrych czasów tego serialu, chciałoby się rzec. Przypomniał mi się pierwszy sezon, kiedy wszystko oglądałam z zapartym tchem. Oby był to tylko przyczynek do siódmego sezonu, a nie ostatni zryw umierającego.

Ale przejdźmy w końcu do konkretnych momentów. Dwie najlepsze dla mnie sceny z całego sezonu, a również jedne z lepszych w całym serialu, miały miejsce w ostatnim odcinku. Pierwsza to moment, kiedy Daenerys mianuje Tyriona swoim namiestnikiem. Niby nic takiego, ale chyba pierwszy raz widać było na twarzy Tyriona nie pogardę, nie ironię, smutek, złość, chęć zemsty, radość, zadowolenie, satysfakcję czy milion innych emocji, które pokazywał nam w tragicznych lub komicznych scenach, lecz autentyczne wzruszenie, połączone z wiarą i nadzieją. Widać było, że to, co mówi Matce Smoków, jest prawdziwe; karzeł naprawdę pierwszy raz odkąd go znamy, uwierzył w coś nie dlatego, że tak należało, nie dlatego, że dawało mu to korzyści i nie dlatego, że tak było najłatwiej, tylko dla samej czystej wiary. Peter Dinklage zagrał tę krótką w zasadzie scenę fenomenalnie, czym w sumie wywindował ją najwyżej w rankingu najlepszych scen.

Podobnie rzecz ma się ze sceną, kiedy Cebulowy Rycerz rzuca Melisandre figurkę jelenia i każe wyznać prawdę o tym, co zrobiła z córeczką Stannisa. Liam Cunningham zagrał rewelacyjnie i nie chodzi tu o złość i atak na Lucy z Rancza, ale o to trwające ułamek sekundy drgnienie rozpaczy na samym początku. W tej scenie był taki ładunek emocjonalny, jakiego nie miewały inne, ważniejsze i na pozór o wiele bardziej widowiskowe sceny.

Paulina: Fragment, który poruszył mnie w szóstym sezonie najbardziej, to śmierć Hodora i kultowe już “Hold the door”. Spektakularne wyjaśnienie ułomności Hodora i pochodzenie jego imienia naprawdę wbiło mnie w fotel, o wielkiej rozpaczy i żalu już nie wspominając. Chyba wszystkim nam będzie brakować tego odważnego olbrzyma, prawda?

Sylwia: Mnie niekoniecznie. Scena była niezła, ale do samego Hodora nie żywiłam jakichś specjalnych serialowych uczuć i nie odczuwam jego braku. Zazwyczaj było mi żal, że robi za tragarza i ochroniarza Brana i wszyscy mają go gdzieś. Nawet jego śmierć (poza widzami) w nikim nie wzbudziła większych uczuć. Męczyłam się razem z nim, widząc go na ekranie, więc mam nadzieję, że teraz obydwoje odczujemy ulgę. Ale ja znowu się wtrącam – już oddaję Ci głos, Paulina.

got26

Paulina: Jednym z lepszych momentów było  również odczytanie listu Ramsaya do Jona. Bluźnierstwa i groźby zamieszczone w nim, wyraźnie pokazują, jak złą postacią jest potomek Boltona. W chwili zapoznania się z wiadomością, bohaterowie zrozumieli, że przegrana oznacza dla nich koniec. Dotarło to również do nas, widzów. Bo przecież groźby Ramsaya to nie tylko puste słowa. Wszyscy wiemy, do czego jest zdolny.

Mateusz: Gdy tylko Ser Davos znalazł figurkę należącą do Shireen, czekałem na konfrontację z Melisandre i podobnie jak Sylwia, nie zawiodłem się, to była świetna i mocna scena.

Sylwia: A myślałam, że tylko mnie tak to poruszyło.

got21

Mateusz: Niesamowicie podobały mi się również sceny kaźni, jakie Starkówny zafundowały swoim wrogom. W patrzeniu, jak Arya z dziką przyjemnością podrzyna gardło Freyowi, wykreślając kolejną postać ze swojej listy, a Sansa ze stoickim spokojem tłumaczy Ramseyowi, że wygłodzone ogary za nic będą miały lojalność wobec niego, było coś niesamowicie satysfakcjonującego. Taki przyjemny smak brutalnej sprawiedliwości, który w mrocznym świecie Gry o Tron jest przecież rzadkością. Podobnie zresztą z zemstą Sandora Clegane’a, któremu nie dane było na długo pozostać pacyfistą.

Wielkie wrażenie zrobiła na mnie scena z Hodorem, nie chodzi nawet o samą jego śmierć, ale o świadomość, że była to najtragiczniejsza postać w tym uniwersum, zniszczona przez przypadkową zabawę z cofaniem się w przeszłość.

Sylwia: Hm… jeśli wątek Brana jest tak ważny, jak twierdzicie, to chyba błędem jest określanie tego, co się wydarzyło, jako przypadku i zabawy…

Mateusz: Jako ostatnią wymienię przybycie Jaimego do Królewskiej Przystani po zdobyciu Riverrun. Moment, w którym widzi on przesycony zielenią dzikiego ognia dym nad miastem, a następnie koronowaną Cersei może być kluczowy dla ich relacji. W końcu Jaime został królobójcą, zabijając Szalonego Króla – Aerysa, ponieważ ten chciał wysadzić Królewską Przystań właśnie za pomocą dzikiego ognia. Analogia jest aż nazbyt widoczna, być może więc historia się powtórzy.

Przemek: Gdyby nie pewne mankamenty, to za najlepszą scenę uznałbym ostatnie kilkadziesiąt sekund odcinka Hold The Door. Naprawdę się wzruszyłem i powiem szczerze, że nie pamiętam, by jakikolwiek moment w serialu czy filmie aż tak bardzo mną poruszył od dawien dawna. Nie wiem, jak to opisać. Szkoda tylko, że cała scena zaczyna się od walki Dzieci lasu z Wędrowcami i kosmicznych (a zarazem śmiesznie wyglądających) kolorowych wybuchów. Kiedy zaczynała się omawiana scena już miałem w głowie: “O Boże, co oni tworzą? Nieee, nie róbcie tego”. Potem nadeszło Hold The Door i prawie łzy stanęły mi w oczach, jednak jako całość tej sceny wyróżnić nie mogę. Dlatego też moim numerem jeden zostaje pierwsza akcja z Królewskiej Przystani z ostatniego odcinka. Świetnie budowane napięcie podkreślone idealnie wręcz dopasowaną muzyką, po czym następuje wielkie BUM a jako wisienka na torcie – uśmiech Cersei. Kapitalne!

got18

NAJGORSZY ODCINEK/SCENA

Mateusz: Również w tej kategorii wolę wskazywać sceny, nie było jakiegoś krytycznie słabszego odcinka.

Przemek: Najsłabszym odcinkiem był według mnie epizod szósty, czyli Blood of My Blood. Nie mówię, że był jakiś fatalny jednak nie da się ukryć, że dość nudny, zwłaszcza w porównaniu z piorunującą końcówką poprzedniego Hold The Door. Tutaj dostaliśmy Sama (bleeee) oraz chwilowe zabicie akcji w Królewskiej Przystani. Kiedy czekałem na fajną rozpierduchę, oto Tommen i Margery wychodzą razem, ściskając się za dłonie, a całość podsumowuje fałszywy uśmieszek Wróbla. Niespecjalnie przypadło mi to do gustu.

Sylwia: Niestety z mojej obietnicy danej samej sobie, że po każdym odcinku będę zapisywała sobie jego tytuł i wrażenia, jakie wywarł na mnie ogółem, a także poszczególne wątki i sceny, pozostały jedynie puste słowa. Znów zapomniałam i znów mam problem ze wskazaniem najsłabszego odcinka, tym bardziej że kilka pierwszych zlało mi się w jeden. W każdym razie początek sezonu z pewnością nie był powalający, a wszystkie odcinki, w których Arya była dziewczynką bez imienia i w których pokazywano ją nader długo, były podszyte słabizną.

Paulina: Podobnie jak Sylwia, również miałam zapisywać wrażenia po każdym odcinku. Po co jednak? Lepiej utrudnić sobie życie… Pamiętam jednak, że dla mnie najgorszym odcinkiem był ten z numerem sześć. Cały tydzień czekałam na spektakularny epizod, by po niespełna godzinie stwierdzić, że nic ciekawego się nie wydarzyło. W tym odcinku nie pokazano nic, co wpłynęłoby znacząco na fabułę całego sezonu. Muszę więc przyznać, że był to jedyny raz podczas oglądania tegorocznego wydania Gry o tron, kiedy autentycznie się nudziłam i niecierpliwie odliczałam czas do końca. Wstyd twórcy, wstyd.

A teraz przechodzimy do momentów. Dla mnie jedną z żałośniejszych scen było samobójstwo Tommena. To powinno być coś szokującego i niespodziewanego. Tymczasem długie ujęcie otwartego okna tuż po wybuchu było dość jasną sugestią, że beznadziejnie zakochany w Margaery król zwyczajnie nie zniesie bólu związanego z jej śmiercią. Tommen był zresztą najważniejszą do tej pory postacią w serialu, to on nosił przecież koronę. Tymczasem jednak jego śmierć przeszła bez echa. Zresztą, koronacja Cersei również do spektakularnych nie należała…

got17

Sylwia: Dla mnie jedną z najgorszych scen w tym sezonie była zemsta Cersei na kobiecie, która znęcała się nad nią, gdy Królowa była więziona w lochu. Nie dość, że taka gimnazjalna zemsta w ogóle nie była w stylu Cersei, to w dodatku po prostu cała scena wypadła jak dla mnie strasznie groteskowo. Poza tym Lena Headey przez cały sezon ma jedną miną, a ten moment był po prostu kroplą, która przelała czarę. Ta postać była dużo lepsza, kiedy była wielowymiarowa, a nie kiedy zaciska usta i lodowatym wzrokiem patrzy w nicość.

Co do samobójstwa Tommena, to mam zupełnie inne odczucia niż Ty, Paulina. Dla mnie właśnie pozorna bylejakość tej sceny podsyciła emocje. Poza tym, moim zdaniem, Tommena do tego czynu nie skłoniła tylko ogromna miłość do Margaery, ale także to, że widząc, jak wielu niewinnych ludzi zginęło, poczuł, że zawiódł jako władca. Co tłumaczyło również to długie ujęcie okna – nie uświadamiało to przedwcześnie widza o tym, co zrobi król, ale miało pokazać to, co również on widział – swoją klęskę i ogromną stratę. Dla mnie ta scena akurat była trafiona w punkt, a jego cicha i skromna śmierć na tle tych widowiskowych odznaczała się, przez co nabrała wyrazu. Nie mówiąc już o tym, że Gra o tron nie raz już udowadniała, że najważniejsza osoba to wcale nie ta, na głowie której spoczywa korona…

Paulina: Masz rację Sylwia, twórcy starali się nadać tej śmierci pewnej głębi i większego znaczenia. Generalnie pewnie wywarłoby to na mnie wielkie wrażenie, jednak po tylu latach z serialem jestem przyzwyczajona do niespodziewanych i krwawych śmierci, które absolutnie wbijają mnie w fotel. Już chyba zwyczajnie przestałam doszukiwać się w Grze o tron symboli, a oczekuję jedynie zapierających dech w piersiach zwrotów akcji i znacząco odchudzających budżet serialu efektów specjalnych.

Sylwia: Widzisz, a jak tak już przyzwyczaiłam się do szokujących i krwawych śmierci, że nie robią one na mnie wrażenia. Odwrotnie było z samobójstwem Tommena – było ono tak nie w stylu produkcji HBO, że wywarło na mnie spore wrażenie.

Przemek: Najsłabsza scena? Spotkanie Sama i Goździk w rodzinnym domu tego pierwszego. Twórcy chcieli chyba dać tu sporo emocji, a wyszło drętwo i nijako.

Sylwia: Racja – kompletnie zapomniałam o tej scenie. Hm, ciekawe dlaczego?

Mateusz: Dla mnie była to scena pościgu Aryi w odcinku ósmym. Wcześniej ledwo przeżyła jakimś cudem, krwawiąc, przeszła pół miasta i została uratowana przez Lady Crane. Niedługo potem znowu musi uciekać przed Waif i choć ta scena ma naprawdę przyjemny finał, kiedy okazuje się, że przez ślepotę opanowała do perfekcji walkę w całkowitym mroku, to poprzedzający ją pościg jest zbyt absurdalny. Arya ze świeżymi ranami skacze z wysokości, stacza się ze schodów, biegnie niemal sprintem… scenarzystów zdecydowanie tutaj poniosła fantazja.

got14

EWENTUALNE DZIURY FABULARNE

Sylwia: Nie uważacie, że w stosunku do pierwszych sezonów odległości pomiędzy poszczególnymi miejscami pobytu bohaterów magicznie się skurczyły? Albo to czas potrzebny na ich przebycie zmalał? W każdym razie kiedy poszczególni bohaterowie, jak chociażby Daenerys czy Arya, wędrowały do celu, do konkretnych miast i krain całymi odcinkami, czasem nawet potrafiło to trwać cały sezon, jakby twórcy chcieli nam pokazać, jak wielki jest świat przedstawiony, wykreowany przez Martina, a wizualizowany przez nich. I choć niekiedy bywało męczące to, że postaci bardzo długo się szukały i docierały do miejsca przeznaczenia, było to wytłumaczalne, a my zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Ostatni sezon (a może dwa ostatnie, pamięć już mi szwankuje przez wzgląd na długie odstępy pomiędzy nimi) odszedł od tego całkowicie, co doskonale widać w ostatnim odcinku. Arya ni stąd ni zowąd pojawia się w zamku Freyów, mimo że dopiero co była w Braavos; Daenerys płynie sobie zadowolona z Meereen, zahacza o Dorne w ułamku sekundy. W takim tempie, po godzinie powinny się mierzyć z Cersei wzrokiem. Nie twierdzę, że jest to niewykonalne, odległości nigdy nie były dokładnie określone w serialu, ale na boga, powinni się twórcy przynajmniej trzymać tego, w co kazali wierzyć na początku serialu, kiedy każda odległości do pokonania była tak wielka, że klękajcie Lannisterowie.

Zastanawiam się też, dlaczego Cersei nie odrastają przez cały sezon włosy? No dobrze, o jakieś 3 centymetry może się wydłużyły. Nie chce mi się wierzyć, że królowa w swej próżności postanowiła zostawić je na znak jakiegoś protestu, bądź aby pokazać, że wcale jej tym nie oszpecili czy zawstydzili. Bo gdyby tak było, twórcy raczej by to zaznaczyli, informując o tym widza.

Przemek: Co do zarzutów o przemieszczanie się postaci to nie Ty jedyna na nie wpadłaś, wielu widzów kpiło nawet z tego jak szybko przemieszczał się chociażby Varys. Wytłumaczyli to sami twórcy, którzy dali najprostszą i jedyną słuszną odpowiedź – poszczególne wątki nie dzieją się w tym samym czasie, dlatego też, no dajmy na przykładzie Varysa, minęło trochę czasu od jego pobytu w Dorne do wyprawy na statku z Danny. Fakt, że w samym serialu można było odnieść dziwne wrażenie, jednak rzeczywiście wersja panów z HBO trzyma się kupy.

got19

Co do Cersei, to wiesz, nie mieli wtedy takich fajnych szamponów jak my teraz :). A tak na poważnie, to nie mam pojęcia, dlaczego nie odrastają, może wolno jej rosną? Może chce, żeby włosy odrastały wraz z jej marszem na szczyt? Who knows?

Sylwia: Wyjaśnienie twórców trzymałoby się kupy, gdyby w poprzednich sezonach nie wydłużali każdej podróży i dokładnie ją pokazywali. Dla mnie to nie jest wytłumaczenie, tylko uproszczenie, które nie bierze pod uwagę faktu, że twórcy przyzwyczaili do czegoś widzów i stąd te zarzuty. Gdyby od początku serialu zdecydowali się nie pokazywać tych podróży i w jednym czy dwóch odcinkach pokazywać ich koniec i początek – nie byłoby pewnie tematu. Poza tym ten ostatni odcinek został tak sklecony, że ja po prostu nie kupuję tego wytłumaczenia – serial poszedł na łatwiznę, bo było to potrzebne, i tyle.

A skoro, jak sprytnie zauważyłeś: “nie ja jedna na to wpadłam”, to coś musi być na rzeczy. I wydaje mi się, że nie ma co na siłę bronić twórców, zasłaniając się tym, że odcinek był genialny i na pewne sprawy trzeba przymknąć okno – wiadomo, serial rządzi się swoimi prawami, ale mogli o tym pomyśleć już podczas kręcenia pierwszego sezonu, podczas którego, a także podczas kolejnych, uzbroili widzów w świadomość, że odległości pomiędzy miejscami takimi jak The Twins a Braavos, Meeren a Dorne i tak dalej nie są do pokonania w kilka, a nawet kilkanaście dni. A jeśli już przyzwyczaili, powinni się konsekwentnie tego trzymać. A jeśli już muszą upchać w jednym odcinku czyjąś podróż stąd dotąd, to niech wyraźnie zaznaczą, że upłynęło więcej czasu, niż może to wynikać z odcinka. Rozumiem, że zastosowano w tym odcinku różne linie czasowe i nie wszystko działo się w tym samym momencie, ale przez pryzmat poprzednich wyczynów twórców – wypadło to po prostu żenująco i śmiesznie.

Co do Cersei to oczywiście nie miałam tu na myśli jakiejś poważnej dziury logicznej, bardziej są to po prostu głośne przemyślenia, które nie wiedziałam, gdzie umieścić, zdecydowałam się więc na kategorię, która w moim odczuciu jest najbliższa.

Przemek: Wszystkim nie da się dogodzić. Jak bohaterowie podróżowali wolno, to były stękania, że za wolno, że przedłużanie niepotrzebne. Jak RAZ przyspieszyli to też wszyscy narzekają ;).

Sylwia: Zapewne dlatego, że przyśpieszyli nagle, z przytupem, prędkością świetlną i bez zaznaczenia, że to „różne linie czasowe”. To nie LOST do cholery.

Paulina: Prawda, te podróże w szóstym sezonie były wręcz irytujące. No bo jakim cudem? Przecież chyba nie są w stanie się teleportować? Innym nietrzymającym się kupy wątkiem jest historia Aryi i Ludzi Bez Twarzy. Dobrze, są mordercami. Okej, są anonimowi. Jak wielu przestępców, noszą też maski. Jakim jednak cudem po nałożeniu maski zmienia się ich głos i postura? Takie rzeczy to się mogą dziać w produkcjach science fiction, ale w Grze o tron? Rozumiem, że tutaj również mamy elementy magiczne, takie jak smoki czy zaklęcia Melisandre, jednak jak dla mnie to jest już grubą przesadą.

Sylwia: Ja się z kolei zastanawiam, kiedy Arya nauczyła się zmieniać twarze. Nie było to pokazane, nie było to też powiedziane, a uciekła stamtąd dopiero tak naprawdę otrzymawszy pozwolenie na dalszą naukę, kiedy dopiero co jej zaufali. To zresztą druga rzecz, której nie rozumiem – poznała ich sekrety, a puścili ją ot tak? Bezwzględni mordercy? Przedziwne. Nie mówiąc już o tym, jak krwawiła, po czym pokonała w słabości kogoś, z kim wcześniej nie miała szans. Ech… dla mnie w ogóle wątek tej dziewczynki to niewypał w tym sezonie, mimo że jeszcze do niedawna jej losy były tymi, na które zawsze najbardziej czekałam.

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że twórcy trochę zakpili sobie z widza, ponieważ do przedostatniego odcinka utrzymywali nas w przekonaniu, że Margaery coś knuje i ulega Wróblowi tylko dlatego, że ma swój własny, szczwany plan (co zresztą byłoby w jej stylu), tymczasem w finałowym odcinku okazuje się, że zwyczajnie liczyła na łagodne traktowanie… stoi to według mnie w opozycji do jednej ze scen, kiedy szeptała coś na ucho swojej babci, która wtedy – tak jak widz – zrozumiała, że jej wnuczka nie zwariowała, nie zrobili jej prania mózgu, tylko coś knuje…

got16

Przemek: Tu się zgodzę, choć nie wiem, czy nazwałbym to zakpieniem z widza, prawdopodobnie taki był zamysł od początku – Margery miała zginąć w Sepcie. Podejrzewam, że w książce wyjdzie to bardziej zawile, ponieważ prawdopodobnie to właśnie młoda Tyrellówna wysłała swoją babcię do Dorne. Szkoda, że scena wybuchu nie została poprzedzona właśnie sceną rozegraną u Martellów. Jednak rzeczywiście, ja również się zawiodłem, przede wszystkim dlatego, że cały czas uważałem, że Margaery więcej w tej grze ugra, tymczasem zginęła ot tak. Nadal jednak uważam, że to Margaery stała za porozumieniem z Dorne i nie zginęła jako poddana Wróbla. To całkowicie kłóciłoby się z obrazem, jaki kreowali spece z HBO oraz Martin.

Sylwia: Masz rację, z tym zakpieniem z widza to trochę przesadziłam. Po prostu lubiłam tę postać i jej wkład w serial i szkoda, że została tak łatwo pokonana.

Przemek: Jednak jeśli już jesteśmy przy Dorne, to i ja się do czegoś doczepie, bo zdzierżyć tego nie mogę! Jedyny ród w historii siedmiu królestw, który wiele lat wcześniej jako jedyny nie ugiął się przed inwazją Targaryanów, ród dumny i waleczny, po raz kolejny nie dość, że traktowany jest przez HBO po macoszemu, to jeszcze robią z rządzących tym obszarem bandę nieudaczników. Olenna wprost kpi z Bękarcic i nic dziwnego, skoro wyglądają tak śmiesznie, jednak oczy mnie bolą, jak pogardliwie traktowana jest rodzina, która powinna być darzona przez innych zdecydowanie większym szacunkiem.

Sylwia: A właśnie, scena z Olenną uciszającą kolejne potomkinie Xeny, wojowniczej księżniczki, była boska!

Mateusz: Co do różnic czasowych, to chyba kwestia gustu, mnie one zupełnie nie przeszkadzały, choć rzeczywiście trudno dyskutować z tym, że jest to zabieg bardzo niekonsekwentny. Cersei widać postanowiła zostawić sobie takie włosy, nie ma zwyczajnie innego wytłumaczenia, być może miały jej przypominać o zemście na Wróblu. Ludzie Bez Twarzy są zagadkowi i nie dziwi mnie, że potrafią zmieniać twarze – być może to po prostu jakaś iluzja, być może magia – to w końcu serial fantasy. Czy są zwykłymi płatnymi mordercami, czymś bardziej na zasadzie kapłanów? Dlaczego Jaqen H’ghar pozwala odejść Aryi? I kim tak naprawdę jest? Dla mnie te wszystkie tajemnice budują klimat i wcale nie chcę otrzymać odpowiedzi na tacy. A Margaery faktycznie tylko na pozór “nawróciła” się przy Wielkim Wróblu, jak zauważyliście, znak który zostawia swojej babce, doskonale o tym świadczy. Zresztą w Sepcie w pewnym momencie krzyczy do Wróbla, by przestał gadać głupoty o bogach i zastanowił się nad absencją Tommena i Cersei. Piękna Margaery Tyrell była oczywiście bardzo sprawnym graczem, zwyczajnie miała pecha, zginęła, bo kochała brata i to dla niego zawarła pakt z kapłanem. W ostatnim odcinku rozśmieszyła mnie natomiast ta totalnie niepotrzebna i typowo filmowa scena, kiedy Lancel Lannister, służący Wielkiemu Wróblowi, dźgnięty przez jakiegoś dzieciaka (serio?), zauważa beczki z dzikim ogniem i podejmuje próbę zapobiegnięcia wybuchowi. Czołga się w pocie czoła, świeczka pali się wolno, on już prawie ją gasi, a tu bum! Jak dla mnie kicz.

Sylwia: Dokładnie – miałam co do tej sceny takie same odczucia.

got11

Mateusz: Dużo nielogicznych rozwiązań doszukałem się natomiast w bitwie bękartów. Armia Ramseya Boltona miała sporą przewagę liczebną, jednak podczas samego starcia zupełnie tego nie widać. Kiedy tarczownicy Ramseya otaczają wojska Jona, wcale nie widać dużej przewagi liczebnej. Widać za to jakąś niezrozumiałą pasywność wojsk Snowa, bez żadnej reakcji dają się otoczyć i utworzyć szyk piechocie Boltona. Podczas początkowego starcia konnicy, piesze  oddziały Dzikich potrzebują sporo czasu, by dołączyć do walki, jednak kiedy dowodzący łucznikami Davos postanawia szarżować, w ułamek sekundy znajduje się w środku bitwy. Wun Weg Wun Dar Wun zginął bohaterską śmiercią, ale czy naprawdę nie można było wyposażyć w jakiś kawałek drzewa, włócznię, COKOLWIEK? Może to jakieś plemienne zasady dotyczące walki jedynie gołymi rękami (ale przecież gigant atakujący Mur miał łuk), ale ciężko było nie pomyśleć, jaki popłoch w wojskach Ramseya mógłby siać olbrzym z bronią białą.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI 

Paulina: Sansa zawsze mnie irytowała. Nie mogłam znieść jej zadartego nosa i tego wyrazu dumy na jej twarzy. Jej powody do radości skończyły się zresztą już w pierwszym sezonie. To jednak nie nakłoniło jej do nabrania pokory. Zagubiona Starkówna zmieniała mężów, ufała niewłaściwym ludziom i to ostatecznie zaprowadziło ją w objęcia Ramsaya Boltona. Nigdy nie doceniała tego, co pomimo jej tragicznego położenia, jej ofiarowano. Bo czyż Tyrion Lannister nie był znacznie lepszym mężem? Jak się przekonała w Winterfell, mogła trafić znacznie gorzej. Wygląda jednak na to, że w szóstym sezonie w końcu wydoroślała. Zmiana koloru włosów ma oznaczać również jej przemianę wewnętrzną? Rudy w takim razie wcale jej nie służył. Po ucieczce z Theonem i odnalezieniu Jona, w końcu zrozumiała jak wielkie ma szczęście. Kto zawsze traktował swojego bękarciego brata z pogardą? To Arya była siostrą, która go szanowała. Sansa była zwyczajnie zbyt dumna, by traktować niewinnego Jona z należytym szacunkiem. Kiedy okazał się ostatnią deską ratunku, w końcu zebrała się na przeprosiny. Lepiej późno niż wcale. Ostatecznie jestem skłonna wybaczyć jej postawę, jaką prezentowała wcześniej. Przecież to ona wraz z Littlefingerem przybyła Jonowi na pomoc podczas Bitwy Bękartów. Sansa ciężko pracuje na odkupienie swoich win. Ostatecznie, nie należy do negatywnych postaci. Ostatnia scena dziewiątego odcinka jest świetnym dowodem na to, jak olbrzymią przemianę przeszła. Śmierć Ramsaya nawet jej nie poruszyła. Pozostawiła swojego “męża” na pastwę krwiożerczych bestii, a jej wymowny półuśmiech w ostatnim ujęciu daje nam do zrozumienia, że w końcu wyzbyła się uczuć i nie zawaha się, gdy będzie miała okazję ugodzić swoich wrogów. Wciąż jednak nie podoba mi się, że jest jak chorągiewka. Zmienia się w zależności od sprzyjającej jej sytuacji. Albo tak, albo siak! Sanso, zdecyduj się wreszcie!

got27

Przemek: To ja może parę słów o mojej ulubionej postaci (a zarazem w ogóle jednej z ulubienic w literackim świecie), tej której najwięcej się chyba oberwało w tym sezonie (dosłownie w serialu oraz od widzów), czyli o Aryi. Ok, przyznaję, wątek w Braavos został przeciągnięty. Czy słusznie? Może tak, może nie. Sam miałem już w pewnym momencie wątpliwości, jednak ostatni odcinek pokazał według mnie, że był to zabieg celowy, właśnie po to, by w dziesiątym epizodzie zrobić jeszcze większe “wow”, kiedy ni stąd ni zowąd Starkówna podrzyna gardło starego Freya (huraaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!). Nie czepiam się, jak wielu, sceny, w której ugodzona sztyletem Arya daje radę i uchodzi z życiem – ja tam skakałem z radości, bo okazuje się, że coś w niej jest, że nie jest to postać, którą ot tak zabije byle czwartoplanowa bohaterka. Będąc jednak szczerym i sprawiedliwym – jak większość, liczyłem na to, że młoda wilczyca dołączy do Ludzi bez twarzy i dopiero wtedy wróci do Westeros. Stało się inaczej i myślę, że dam radę jakoś to przeżyć, najważniejsze, że wróciła do domu i jak pokazał ostatni odcinek szóstego sezonu, raczej nie zamierza przebierać w środkach ani okazywać łaski. Ciekawe tylko, kto zostanie kolejną ofiarą? Z listy, którą jakiś czas temu sporządziła Arya uchowali się już chyba tylko Góra oraz Cersei. Czyżby szybki koniec panowania na Żelaznym Tronie?

Sylwia: Przed rozpoczęciem tego sezonu byłam przekonana, że najciekawszą postacią do omówienia, po finałowym odcinku będzie Snow. Byłam absolutnie pewna, że po jego zmartwychwstaniu zajdą w nim jakieś zmiany. Nie fizyczne – nie spodziewałam się po nim jakichś nadludzkich mocy czy lodowato zimnych oczu. Nie. Liczyłam po prostu na to, że przeżycie własnej śmierci zrobi z tej jakże ważnej, ale jednocześnie nijakiej i mdłej postaci nie tylko ważnego gracza, ale także intrygującą postać, niejednoznaczną i wielowymiarową. Tymczasem Jon jest tak samo sflaczały i niedoprawiony, jak był już od dawna. Jego zbolała mina i: „nie wskrzeszajcie mnie ponownie” są po prostu miałkie. Snow ma być zawodnikiem, człowiekiem pełnym lodu i ognia… kimś! A nie jest, niekiedy wydaje się, jakby na niczym mu nie zależało, jakby nic go nie ruszało. Nie chcę takiego Snowa, protestuję! Może potrzebna mu baba? Kto wie…

Przemek: Ja Snowa ogólnie nie lubię od początku ;). Dlatego nieźle zrzedła mi mina, gdy przeczytałem w Internecie by z Song of Ice and Fire, wyciąć “G”. Co dostajemy? Ehhh

got23

Sylwia: Dziwnie też zachowuje się Melisandre. Z hardej, pewnej siebie i wojowniczej kobiety emanującej seksapilem stała się zahukaną, nieśmiałą kobietą, która nawet nie jest w stanie wszystkim spojrzeć w oczy. Dlaczego? Nie jestem pewna, ale nie podoba mi się to, bo Grze o tron coraz bardziej brakuje mocnych kobiet. Na szczęście mamy lady Mormont – ona ratuje honor kobiet takich jak na przykład Sansa. To jest kobieta z jajami! Ale zakładam, że ktoś z Was na pewno zechce powiedzieć o niej kilka słów.

Mateusz: Z przyjemnością Sylwia zacznę od postaci, która skradła ten sezon – młodziutkiej i charyzmatycznej Lyanny Mormont, która, jak się okazało, ma więcej charakteru niż większość władców na Północy, a jej przemowa w ostatnim odcinku była bardziej epicka niż wszystkie przechwałki Khaleesie, które robią się już nudne (kiedy ukazała się przed Dothrakami na smoku i znowu zaczęła te pompatyczne przemówienie, nie wiem, które już z kolei, ziewnąłem srogo).

Przemek: Tu akurat się nie zgodzę, wszyscy chwalą tę małą, a tak naprawdę to kiedy widzieliśmy ją pierwszy raz, grała jedną miną i dwa razy machnęła ręką. Natomiast w ostatnim odcinku to akurat myślałem, że spadnę ze śmiechu z fotela, jak widziałem ją piszczącą na wielkich wojowników Północy. Wypadła przekomicznie. Ogólnie uszła w tłoku, ale żeby się zachwycać?

Sylwia: Oj, Przemek, nie bój się, może nie będzie konkurentką dla Twojej ukochanej Aryi ;).

Mateusz: Ramsey Bolton przeszedł w tym sezonie samego siebie. Zabójstwo swojego ojca, który dał mu wszystko, nie przejmując się tym, że nie pochodził on z prawego łoża, a zaraz potem rozkazanie rozszarpania jej żony razem z niemowlęciem przez psy to nie była scena dla widzów o słabych nerwach.

Samą przyjemnością było oglądanie scen z Jaimem Lannisterem, to chyba w tym momencie najbardziej ciekawa i niejednoznaczna postać. Każdy jego dialog z kimś miał w sobie coś innego, specyficznego. Wspomniałem już o momencie pod koniec ostatniego odcinka, kiedy Jaime widzi Cersei zasiadającą na tronie – świetnym kontekstem dla tej sceny jest jego wcześniejsza, szczera rozmowa z pojmanym Edmunem Tullym, kiedy mówi o uczuciu do siostry – wtedy jeszcze jest w stanie spalić pół świata, by do niej powrócić. Zupełnie inny jest podczas konwersacji z Brienne, ona wyzwala w nim prawdziwie rycerskie cechy z honorem na czele. Freyowi rzuca obelgę prosto w twarz, ma dość udawania i robienia dobrej miny do złej gry.

Sylwia: Tak naprawdę, to Jaime od samego początku serialu jest najbardziej niejednoznaczną i wielowymiarową postacią, która wciąż balansuje na granicy dobra i zła, moralności i jej wyzbycia się, zasad i ich braku. To czyni go arcyciekawą postacią i nieprzewidywalną.

got12

Mateusz: Paulina, nie rozumiem aż tak ostrej oceny Sansy. Przecież Jona Snowa widziała dobre kilka lat wcześniej, jeszcze jako durna i beztroska dziewczynka. Od tamtego czasu minęło cześć sezonów i stała się ona zupełnie inną osobą, naznaczoną licznymi zdarzeniami. Przeszła tyle, że dla mnie sporym sukcesem jest to, że nie postradała zmysłów, jak Theon. Wyciągnęła lekcję pokory i nie da się już tak łatwo zmanipulować, również osobom, które zapewniają ją o swoich dobrych intencjach, jak Littlefinger. Może dlatego też nie do końca na początku ufa Jonowi, nie mówi mu o rycerzach Doliny, którzy na jej prośbę przybędą mu z pomocą w bitwie.

Również zmiana Melisandre jest całkowicie uzasadniona. Jak widać nawet tak żarliwa kapłanka może przejść chwilę bolesnego zwątpienia, w końcu, jak powiedział Davos, jej proroctwa o niezwyciężonym Stannisie okazały się błędem i doprowadziły do śmierci tysięcy ludzi. Zaskakujące było, jak bardzo była świadoma tego, co zrobiła, zwłaszcza małej księżniczce, ale zaskakujące jak najbardziej na plus.  

AKTORSTWO 

Przemek: Z mojego punktu widzenia największe oklaski za ten sezon należą się Sophie Turner (Sansa) oraz Iwanowi Rheonowi (Ramsay). Rheon po raz kolejny zagrał świetnie, udowadniając, że ktoś w ekipie Game of Thrones przeprowadził naprawdę udany casting do tej roli. Ten bezczelny uśmieszek, za który aż chciałoby się strzelić mu w gębę (oczywiście Ramseyowi, nie gościowi od castingu ;)). Bezbłędny do samego końca! Pochwalę również Turner, która dojrzewa na naszych oczach i mówię tu nie tylko o jej kobiecych wdziękach, ale przede wszystkim o grze aktorskiej. Była w tym sezonie świetna, bardzo dramatyczna i w moim odczuciu niezwykle przekonująca w większości scen. Oby tak dalej.

got22

Sylwia: Lena Headey gra z jedną miną przez cały sezon, Isaac Hempstead Wright gra cały sezon z jedną miną… Szósta odsłona serialu nie dała się wykazać niektórym aktorom, albo to oni nie wykorzystali potencjału swoich postaci. Jednak nikt nie denerwował mnie tak, jak aktorka wcielająca się w ścigającą Aryę dziewczynę od Ludzi bez twarzy, bodajże Waif czy jakoś tak (koledzy z redakcji i koleżanki – dziękuję za pomoc w tym temacie!). Dla mnie wygrywa ona w rankingu najgorszych aktorów tego sezonu, przebijając nawet Brana. Jej postać była poprzez takie aktorstwo karykaturalna i śmieszna, wytworzona sztucznie i pozbawiona jakiegokolwiek wymiaru człowieczeństwa.

Nie zawodzą natomiast kolejny raz Peter Dinklage, Iain Glen, a także Alfie Allen – te postacie są wiarygodne, wielowymiarowe i pełne emocji, które przenoszą się na widza. Nie bez powodu zresztą wymieniłam dwie sceny z wymienioną dwójką aktorów, jako najlepsze, a wpływ na to miało właśnie wyśmienite aktorstwo.

Mateusz: Och, no właśnie, w sumie w tym sezonie Theona było znacznie mniej niż w poprzednich i pod względem aktorstwa to spora strata, bo choć świetnie zagranych postaci nie brakuje, Alfie Allen zdecydowanie się wybija. Również Peter Dinklage paradoksalnie nie miał aż tak dużego pola do popisu, choć tekst: I drink and i know things stał się już kultowy. Pochwaliłem postać Jaimego Lannistera, więc wypada również wyróżnić Nikolaja Coster-Waldau. Maisie Wiliams jako Arya Stark, Sophie Turner jako Sansa Stark, Liam Cunningham jako Davos Seaworth – wszyscy wypadli bardzo dobrze.

Paulina: Oczywiście ulubieniec publiczności Peter Dinklage jako Tyrion Lannister znów nas nie zawiódł. Ten człowiek po prostu jest stworzony do pracy przed kamerą! Sophie Turner, podobnie zresztą jak Sansa, przeszła pozytywną przemianę. Wciąż nie jestem jej fanką, jednak jest znacznie lepiej. Oby tak dalej! Absolutnym zwycięzcą sezonu pod względem aktorskim (tutaj zgodzę się z Przemkiem) był Iwan Rheon wcielający się w Ramsaya Boltona. Jeżeli myśleliśmy, że nie trafi się następca godny Joffreya, byliśmy w wielkim błędzie. Po jego śmierci nastała era bezwzględnego Ramsaya. Rheon pokazał wszystko to, co trzeba, i to na najwyższym poziomie! Szaleńczy głos, przyprawiający o ciarki śmiech i morderczy wzrok to wszystko to, co w Ramsayu lubimy najbardziej. Chociaż samej postaci nie znoszę, Rheona wręcz uwielbiam. Brawo! Będzie mi Ciebie brakowało.

got2

Słabo po raz kolejny wypadł Kit Harington. Jego Jon Snow to bohater jednej miny. Ci, którzy sądzili, że wizyta w świecie umarłych w jakiś sposób go odmieni…

Sylwia: to ja!, to ja!

Paulina: …przeżyli olbrzymie rozczarowanie. Isaac Hempstead Wright znów nie pokazał NIC. Jest tylko irytującym i wścibskim Starkiem, który życie własne stawia ponad życiem innych. Rola ta nie wymaga od niego żadnych zdolności. Musi tylko leżeć i mentalnie ingerować w życie innych ludzi. Tyle roboty! Mam nadzieję, że dzieciak w końcu dostanie nauczkę. W piątym sezonie zyskano sporo cennego czasu, zupełnie pomijając jego jakże nudny wątek.

SPRAWY TECHNICZNE

Mateusz: To był najdroższy z wszystkich sezonów Gry o Tron i chyba widać było to gołym okiem, zwłaszcza w przedostatnim odcinku. Mimo moich licznych zastrzeżeń co do przebiegu bitwy, samo jej techniczne wykonanie było genialne – była brutalna, dynamiczna i wykonana z rozmachem. Efekty specjalne również nie zawiodły, to nie jest co prawda serial, w którym każda scena świeci się od magii, ale w końcu mieliśmy i smoki, i giganta, i Białych Wędrowców wraz z ich nieumarłymi hordami. Twórcy sami zresztą przyznali, że zabili więcej wilkorów niż w książkach, bo zwyczajnie nie było już ich na ukazanie budżetu.

Bardzo ciekawy był początek ostatniego odcinka, kiedy w trakcie utworu Light of the Seven obserwujemy bohaterów w Królewskiej Przystani przygotowujących się do sądu. Na początku trochę ten klimat mi nie pasował, był zdecydowanie inny, ale jednak te powolne sceny stały w świetnej opozycji do kulminacyjnego momentu, który miał niedługo nastąpić.

got5

Paulina: Nie po raz pierwszy twórcy udowodnili, że na swojej pracy się znają. Symboliczne ujęcia, jak wspomniane wcześniej otwarte okno w komnacie Tommena czy półuśmiech Sansy, pozostawiają widzom pole do interpretacji. Oczywiście, efekty również nie zawiodły. Nie zabrakło smoków oraz spektakularnych i widowiskowych ujęć. Niektóre sceny ukazane podczas Bitwy Bękartów były naprawdę spektakularne. Chorda wściekłych koni pędzących wprost na Jona Snowa naprawdę robi wrażenie. Zresztą, sam Kit Harington przyznał, że kręcenie tego fragmentu wzbudziło w nim pewne obawy i uzasadniony dyskomfort. Gra światłem, świetna muzyka oraz przemyślana scenografia naprawdę cieszą oko. Po raz szósty więc, pod względem technicznym Gra o tron mnie nie zawiodła.

Sylwia: Finałowy odcinek wywołał we mnie ambiwalentne uczucia. Pod względem fabularnym było lepiej i gorzej, pod względem emocjonalnym również, jeśli jednak chodzi o sprawy techniczne takie jak ujęcia i muzyka, to epizod ten stał na najwyższym poziomie, wysuwając się chyba na prowadzenie pod tym względem. Muzyka była dobrana fenomenalnie – budowała napięcie i świetnie grała na emocjach, a odcinek był zmontowany równie rewelacyjnie. Zresztą kolejny raz cały sezon nie zawiódł pod tym względem – nie jestem znawczynią efektów specjalnych, więc nie wypowiem się na ten temat, ale jak dla mnie wszystko jest naprawdę na solidnym poziomie, do którego Gra o tron przyzwyczaiła już swoich widzów.

Przemek: W zasadzie powiedzieliście już wszystko, ja jednak – jeśli mówimy o widowisku samym w sobie – chciałbym wyróżnić akcję ze smokami z początku ostatniego odcinka. Świetne!! W poprzednim sezonie sezonie, kiedy Danny odlatywała z areny, wyglądało to bardzo sztucznie, teraz natomiast zapierało dech w piersi! Już się nie mogę doczekać kolejnych bitew w wykonaniu armii Daenerys. Tak więc… Keep Calm and DRACARYS!

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Paulina: Bywało lepiej i gorzej, lecz mimo porażek, Gra o tron nadal pozostaje moim ukochanym serialem. Dopracowano to, co zawiodło w piątym sezonie. Wątki poprowadzono bardziej przemyślanie i pracowano nad nimi z większą konsekwencją. Również tym razem nie zabrakło polityki, która dla osób dyplomacją niezainteresowanych nie była raczej zbyt uciążliwa. Plusem jest dla mnie ukazanie wszystkich wątków w ostatnim odcinku. W przeciwieństwie do poprzednich sezonów, tutaj finał pozostawił wszystkie postacie w jasno określonym punkcie. Każdy dokądś zmierza i każdy ma plany, które będzie starał się zrealizować w kolejnym sezonie. Ponadto, wiele scen było dość kontrowersyjnych, co obudziło falę dyskusji wśród internautów. Powstało mnóstwo fanowskich teorii, które naprawdę mają sens. Czy się sprawdzą? O tym przekonamy się być może już w przyszłym roku. Zawsze z wytęsknieniem czekam na kolejną serię i czekać będę również tym razem.

Sylwia: Ten sezon wywołał sporo emocji i dyskusji u widzów. Jedni są mniej, drudzy bardziej zadowoleni. Jedno jest jednak pewne – produkcja HBO wciąż przyciąga przed telewizory, wciąż trzyma w napięciu i wciąż wywołuje mnóstwo teorii spiskowych, rozważań i gdybań, a to zawsze nakręca kolejne sezony i świadczy o tym, że jest dla kogo je tworzyć. Gra o tron to naprawdę dobry serial, który umie się zrehabilitować po gorszych odcinkach, zawsze warto więc dawać szansę kolejnym.

Przemek: Sezon lepszy niż poprzedni, który mi ze względu na wymienione już wcześniej powody oglądało się świetnie! Wreszcie zostałem czymś zaskoczony! Akcja mocno ruszyła do przodu i to na każdym froncie; wszystko nieubłaganie zmierza do finału i dzieje się to z klasą. Były wzruszenia (Hodor), była zemsta (Starkowie, Cersei, Arya), była wielka bitwa oraz zmartwychwstanie. Działo się sporo i naprawdę nie widzę żadnego powodu, by za rok GoT nie osiągnęła jeszcze lepszej oglądalności, a poziom nie miał wciąż wzrastać, skoro tego właśnie doświadczyliśmy w sezonie szóstym.

got25

Mateusz: Najczęstszym grzechem seriali jest zbyt długie ich przeciąganie. Jest oglądalność, więc scenarzyści dwoją się i troją, by z trzech sezonów, które były zaplanowane i dobrze rozpisane, zrobić dwa razy tyle. Czasem kolejne sezony nijak mają się do pierwotnego założenia i klimatu serialu i widz zaczyna dochodzić do wniosku, że ogląda to wyłącznie z sentymentu i przyzwyczajenia. Na szczęście, o ile możemy dyskutować nad lepszymi i gorszymi momentami Gry o Tron oraz wytykać produkcji HBO mniejsze lub większe błędy, chyba wszyscy zgodzimy się co do tego, że wymienionych przeze mnie, ciężkich grzechów GoT nie popełnia. To nadal wielki, nakręcony z rozmachem serial fantasy, który nie ma w zasadzie konkurencji w swoim gatunku. Zginęło zapewne wielu bohaterów, których lubiliśmy, nie raz i nie dwa odgrażaliśmy się za to twórcom, lecz w tytułowej grze jest jeszcze wielu graczy, których losy śledzi się z zapartym tchem. Ja osobiście nie żałuję ani jednej minuty, którą poświęciłem, oglądając najnowszy, szósty już sezon.

NADZIEJE NA VII SEZON

Sylwia: Widzę ciążę Sansy, która zrobi z niej silną babkę. Ale silną nie w gębie, tylko również w czynach. Widzę – nie wiem czemu, ale urosło we mnie takie wrażenie – jakieś zakazane uczucie między Sansą a Snowem. Widzę wielki, intelektualny bój między Cersei a Daenerys. Widzę Aryę, która wymierza sprawiedliwość na własną rękę i robi to zjawiskowo. Widzę lud, który uświadamiając sobie, że ich królowa posłała w potrzebie własnej wendety niewinnych na śmierć, podnosi bunt. Widzę ją stratowaną i opluwaną przez maluczkich. Widzę Sama, który odkrywa przerażający sekret, który zmienia losy świata. I widzę Brana, który mnie nie irytuje. Tak – to moje nadzieje na następny sezon.

Paulina: W siódmym sezonie widzę spotkanie Daenerys i Jona, którzy są przecież rodziną. Może się w sobie zakochają? Kto wie? Ich relacje jak na razie zna tylko Bran. Przewiduję śmierć Cersei i kolejną koronację. Być może Jaimego? Także wydaje mi się, że Sansa nosi w sobie owoc związku z bezwzględnym Ramsayem. Widzę Olennę Tyrell, która chce pomścić śmierć wnuczki i działa wspólnie ze Żmijowymi Bękarcicami, którym również zależy na śmierci Cersei i Góry. Arya i Bran może w końcu spotkają Jona i Sansę? Rodzeństwo z Winterfell znów będzie razem w swoim ukochanym domu. Mam jednak nadzieję, że siódmy sezon również nie zawiedzie i pełen będzie krwawych bitew, nieoczekiwanych zwrotów akcji i spektakularnych, tak charakterystycznych dla Gry o tron, zgonów. Szczerze życzę sobie także, by kolejny sezon nie został skrócony i otrzymał te dziesięć epickich odcinków, na które tak zasługuje.

Mateusz: Niestety to już potwierdzone, że kolejne dwa sezony będą liczyły jedynie siedem epizodów, ale patrząc na oczekiwania niektórych widzów, dla których serial ma za dużo wątków i się dłuży, może to i dobrze. Cóż mogę dodać do tego, co napisaliście… Mam nadzieję, że Tyrion będzie miał w kolejnym sezonie z kim się napić, a scenarzyści nie każą flocie Daenerys zbyt długo zostać na otwartym morzu i akcja naprawdę zaskoczy nawet najbardziej marudnego fana. Koniec tego sezonu stwarza tak naprawdę niemal nieograniczone możliwości dalszego poprowadzenia fabuły. Ja bardzo chciałbym zobaczyć na ekranie nowych bohaterów, którzy jeszcze bardziej ubarwią świat Gry o tron, a być może całkowicie zaburzą podział sił i odkryją przed widzami moce, o jakich nikomu w Westeros się nie śniło. Liczę również na kolejne, duże sceny batalistyczne.

Przemek: Czego oczekuję? Nadal tego świetnego poziomu i historii, która wbija w fotel! Na szczęście, nie mam nawet cienia obaw, by miało stać się inaczej. Co myślę, że może się wydarzyć? Trochę racji może mieć Sylwia odnośnie Sama. Bohater jest nijaki, jednak po coś go tam trzymają i sądzę, że rzeczywiście może coś z tych jego nauk wyniknąć. Sansa w ciąży z Ramsayem? Jak najbardziej! I tak jak Paulina, sądzę, że zrodzi się uczucie pomiędzy Jonem a Daenerys. Po pierwsze – myślę że, Danka nie bez powodu zostawiła w Meereen swojego kochasia, po drugie – od zawsze Targaryenowie wiązali się ze sobą, a jakby nie patrzeć Jon i Danny to rodzina. Poza tym Cersei raczej za długo sobie nie porządzi. Fajne byłoby też ponownie spotkanie Aryi z Ogarem. Możliwości jest sporo i aż serce się kraja na myśl, że zostało już tylko kilka odcinków. Jak oni chcą zmieścić wszystkie te wątki? Nie mam pojęcia, ale wierzę, że się uda i jeszcze za sto czy dwieście lat bardowie przemierzać będą wszystkie królestwa świata, by pieśnią wychwalać ekranizację Martinowskiej sagi.

got24

Fot.: HBO

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Paulina Leszczyńska

Absolwentka filologii angielskiej, studentka zarządzania zasobami ludzkimi, miłośniczka kina, literatury, wszelkiego rodzaju muzyki, podróży, kuchni wegetariańskiej oraz kawy.

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

5 Komentarze

  • Chyba najbliżej mi do opinii Sylwii, choć generalnie z każdym zgadzam się przynajmniej w jednej kwestii. Jestem zaskoczony, że ktoś oprócz mnie nie rozpaczał po śmierci Hodora. Scena dramatyczna i smutna, oczywiście, ale mnie nie wzruszyła – co wcale nie jest niemożliwą sztuką. Przykładowo ostatnio oglądałem anime, które wręcz łamało mi serce.

    Mam inne wrażenie niż Przemek. Albo inaczej – przynajmniej w moim przypadku jest odwrotnie, niż napisał to tutaj. Rozczarowania w tym sezonie nigdy nie brały się u mnie z za wysokich oczekiwań. Ja tyle tego oglądam (i w tym jest sporo fajnych tytułów), że jakoś urok GoT nie działa i patrzę na serial, wydaje mi się, z dystansem. Choć fakt, że doskonałości oczekuję – tak jak od każdej produkcji. Przy czym doskonałość w moim słowniku to brak elementów wyraźnie słabszych. Tu kilka takich słabszych było.

    Co nie oznacza, że nowa seria GoT mi się nie podobała. Pierwsza połówka sezonu stała na bardzo dobrym poziomie. Druga część już okazała się gorsza, zaledwie dwa odcinki trafiły w moje gusta – przytaczana tu „Bitwa Bękartów” i epizod z powrotem Ogara. Ogólnie sezon dobry, ale poprzedni (przez wielu mocno krytykowany) bardziej mnie ekscytował. Naprawdę był udany i, gdyby tak jeszcze dać lepsze Żmijowe Bękarcice, to byłoby super.

    Ciekawe, że nie tylko ja mam myśli o związku Dan z Jonem. Tylko obawiam się, że pozostanie to w sferze spekulacji i nie wystąpi w serialu. Chociaż mój sceptycyzm wynika też z 6. sezonu, gdzie zabrakło fantastycznych niespodzianek i czasami odwagi, żeby poprowadzić wątek bardziej niekonwencjonalnie i z sensem (tak, piję do Aryi. Skoro nie chcieli jej zabijać, mogliby wymyśleć coś lepszego niż… Wiadomo co). Ale kto wie? Obym się mylił.

    Swoją drogą, naprawdę liczę, że ktoś w HBO się obudzi i zauważy, że fantasy skrywa wiele zacnych tytułów, które można zekranizować po GoT. Bardzo bym chciał, aby padło na „Imperium Grozy” Glena Cooka – niedoceniana seria, a ma takie momenty, że szok. Jak postacie ginęły, to mnie krew zalewała i musiałem zbierać szczękę z podłogi. Styl pisarza jest dość oszczędny (chyba że opisuje bitwy), ale w przypadku ekranizacji liczy się historia – resztę zrobi scenografia, muzyka i inne techniczne drobiazgi. Ewentualnie jest jeszcze cykl Stevena Eriksona (nie czytałem go, ale opinie są pozytywne).

  • Bardzo ciekawy tekst! Strasznie długi, ale do porannej kawy jak znalazł!

  • Następną sagą fantasy jaką powinno sie zekranizować by widzowie zbierali szczęki z podłogi jest „Archiwum Burzowego Światla”, Sandersona. O ile ktos podejmie się przełożenia tego na ekran. To byłby EPIC przez duże „e”!

    • Ta seria też jest świetna, zdecydowanie się zgadzam ;) Tylko może wcześniej niech autor ją skończy, bo na razie napisał tylko dwa tomy ;P

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *