Wielogłosem o…: „Gra tajemnic” [Oscary 2015]

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: „Gra tajemnic” od momentu obejrzenia zwiastuna wydała mi się interesującym filmem. Miałem nawet odczucia, że to może być ten film, który namiesza podczas tegorocznej ceremonii rozdania Oscarów. Po obejrzeniu filmu zdania jednak nie podtrzymuję. To film bardzo smutny i odpowiednio piękny, żeby chwytać za serce większość kinomanów, jednak czegoś w całym obrazie zabrakło, żeby wygrał w zestawieniu z „Pięknym umysłem”, który jest filmem na pewnych płaszczyznach podobnym. Nie wiem jeszcze, jak pozostałe filmy z tegorocznych nominacji oscarowych, jednak zaraz po obejrzeniu wiedziałem, że nie jest to na pewno najlepszy film w 2014 roku. Nie wiem nawet, czy zasługuje na pierwszą 10. Nie zrozumcie mnie jednak źle – to nadal bardzo dobry film o samotności wybitnej jednostki, której losy potoczyły się źle z powodów głupich i dla mnie niezrozumiałych. W tym miejscu chciałbym ostrzec Tych, którzy są jeszcze przed seansem – poniższa dyskusja na temat filmu zawiera kilka spoilerów i czytacie ją na własną odpowiedzialność ;)

Sylwia Sekret: Ja oczekiwania miałam może nieco mniejsze, ale zwiastun pobudził apetyt na coś naprawdę dobrego – tymczasem po obejrzeniu filmu nadal jestem głodna. Niby aktorstwo w porządku, niby temat ważny i podniosły, niby film oparty na faktach – a sam obraz pozostaje dziwnie surowy, jakby w którymś momencie zabrakło serca.

Mateusz: Film, mimo wszystko, na pewno wywoła niemałe poruszenie w Polsce. Już słyszę te oburzone głosy, jaki to film jest kiepski i durny, bo przekłamuje historię i to, że to my – Polacy – tak naprawdę złamaliśmy Enigmę. Z tym, że tak naprawdę to nie jest film o złamaniu Enigmy. To film o wybitnej jednostce, o wpływie, jaki wywarła na otaczających ludzi oraz o tym, że człowieka zniszczyć może tylko (inny) człowiek i chore podejście systemu do jednostki.

Sylwia: Dokładnie. Polacy, Polakami; historia, historią. Finał filmu ewidentnie podkreśla to, co powiedziałeś – to nie jest film o złamaniu Enigmy. Nie wiem też, czy właśnie nie to jest błędem twórców. Można odnieść wrażenie, że film mógłby być o jakimkolwiek innym przełomowym odkryciu czy wynalazku – i tak nie byłoby to ważne. A skoro coś nie jest ważne, to po co wspominać o tym przez dwie godziny?

_TIG2075.NEF

PLUSY I MINUSY FILMU

Mateusz: Największym plusem (nie wiem czy nie jedynym, ale z pewnością najbardziej istotnym) jest sam Alan Turing i grający go Benedict Cumberbatch. Sama postać została perfekcyjnie napisana, a brytyjski aktor dorzucił od siebie wiele, żeby kreacja była nietuzinkowa i warta uwagi. Plusem jest także to, że film – mimo przekłamań historycznych – nie jest tak naprawdę opowieścią o łamaniu Enigmy (jakkolwiek dziwnie to brzmi).

Sylwia: Dokładnie – Benedict Cumberbatch to największy plus tego filmu. Twórców można pochwalić również za to, że umiejętnie przepletli ze sobą trzy plany czasowe, nie wprowadzając przy tym większego chaosu i nie siejąc dezorientacji wśród widzów.

Mateusz: Najistotniejszy minus to niestety nierówno napisany scenariusz. O ile Alan Turing to bezsprzecznie najjaśniejszy punkt filmu, o tyle cała reszta mocno odstaje. W filmie angaż dostały przecież nie byle jakie nazwiska, ale ich obecność jest często praktycznie niezauważalna.

Sylwia: Według mnie strzałem w stopę było zlekceważenie sprawy samej Enigmy, a jednocześnie zrobienie z niej – na pozór – głównego tematu filmu. Natomiast to, co dla uważnych obserwatorów słusznie wysunie się na pierwszy plan – nietolerancja i homofobia, które wepchnięte w tryby państwa i przepisów, potrafią zniszczyć życie zasłużonego dla kraju i świata człowieka, i w ogóle człowieka – zostało powiedziane między wierszami.

NAJLEPSZA SCENA

Mateusz: Było ich w filmie kilka. Bardzo dziwną, ale jednocześnie mocną sceną była ta, w której młody Alan podczas rozmowy z dyrektorem szkoły wyrzeka się swojego przyjaciela, który był jednocześnie jego największą miłością. Widz nie ma pewności, czy jest to z jego strony zasłona dymna, jakaś brutalna próba ochrony siebie, przyjaciela oraz swoich uczuć (których też nie do końca umiał zrozumieć), czy zimne wyrachowanie, które raczej nie pasuje do tej postaci. Co Ty myślisz, Sylwia?

Sylwia: No cóż, moim zdaniem miało to swoje źródło w scenie, w której młody Alan wybiegł na spotkanie swojego przyjaciela, lecz nie znalazł go w tłumie uczniów. Młody, zagubiony chłopak myślał chyba, że Christopher go opuścił i oszukał – i to zdecydowało o wyparciu się go przed dyrektorem. Wtedy byłoby to zatem próbą oszukania nie tyle dyrektora, a samego siebie; chęcią bezsensownej zemsty, która tak często nas dopada.

_TIG2664.NEF

Mateusz: Jednak za najlepszą scenę uważam sam finał i odwiedziny Joan w domu Turinga. Cumberbatch zagrał człowieka opuszczonego, pogrążonego w odmętach depresji, złamanego przez system i innych ludzi. Jego próba sięgnięcia po tabletki hormonalne, które przepisano mu w ramach „wyleczenia” ze skłonności homoseksualnych, chwyta za serce i wywołuje niesmak w podejściu systemu do ludzkich zachowań.

Sylwia: Samo przesłanie sceny, którą wspominasz, wzrusza widza i nawet w pewien sposób oburza, jednak dla mnie gra aktorska w tym momencie mogłaby być ciut lepsza. Najbardziej w pamięci utkwił mi natomiast fragment, kiedy do pracowni Turinga wpadają jego przełożeni, a ten zamyka się i barykaduje drzwi – nie na długo jednak. Finał tej sceny, kiedy Turing własnym ciałem próbuje ratować swoją maszynę, swoje dzieło – mistrzostwo na poziomie gry aktorskiej. Do tej pory mam przed oczami minę Cumberbatcha – minę człowieka na wskroś przerażonego, wystraszonego niczym małe dziecko, niemal drżącego. Za samą mimikę w tej scenie należy mu się jakaś nagroda.

Mateusz: 1:0 dla Ciebie. Wybrałaś scenę faktycznie lepszą, w dodatku nieoczywistą.

NAJGORSZA SCENA

Mateusz: Właściwie nic nie przychodzi mi do głowy. Najsłabsze były chyba tak zwane „zapychacze” nie wnoszące nic specjalnego do filmu. Jak na przykład flirt Hugh Alexandra w barze.

Sylwia: Takiej „perełki” po prostu nie było – większość scen była w jakiś sposób ważna i nic nie zostało przesadzone. Kilkanaście przyzwoitych scen zastąpiło chyba kilka świetnych i kilka gorszych. I nie wiadomo, co byłoby lepsze…

EWENTUALNE DZIURY FABULARNE

Mateusz: Nie wiem, czy można nazwać to dziurą fabularną, ale nie do końca zostało wyjaśnione złamanie Enigmy. Coś albo ja nie do końca zrozumiałem, albo za szybko i zbyt ogólnikowo zostało objaśnione działanie Christophera oraz to, co robili z tymi wiadomościami po złamaniu kodu przez dzieło Turinga. Nie do końca też kupiłem wyjaśnienie, że wystarczyło „Heil Hitler” dla złamania Enigmy.

THE IMITATION GAME

Sylwia: Też nie do końca to zrozumiałam, ale zrzucam to na karb tego, że po prostu się na tym nie znamy – film był natomiast o ludziach, którzy się na tym jak najbardziej znają, nielogicznym by zatem było, gdyby tłumaczyli od podstaw działanie Christophera między sobą. Dziur fabularnych nie wychwyciłam żadnych.

SPRAWY TECHNICZNE

Mateusz: Efektów specjalnych po filmie biograficznym chyba nie ma się co spodziewać, prawda? Scenografia jest poprawna, właściwie nie wiem czy jest tutaj nad czym się zastanawiać. Bardzo fajnie oddano wygląd „komputera” Turinga. Sylwia, pamiętasz w ogóle nominowaną do Oscara muzykę z tego filmu?

Sylwia: To tam była jakaś muzyka? Chyba tylko, kiedy tańczyli w jakimś barze… Na poważnie: nie, nie pamiętam – albo była tak niezauważalna, albo byłam tak skupiona na zrozumieniu działania maszyny, że nie zwróciłam na to uwagi ;)

AKTORSTWO

Mateusz: „Gra tajemnic” to film jednego aktora. Spora w tym zasługa Cumberbatcha, który od siebie dał postaci Alana Turinga naprawdę wiele. Jego rola to subtelna sztuka, oparta w dużej mierze na delikatnych, ale zauważalnych zabawach mimiką oraz odpowiednio wyważonej grze głosem. Cumberbatch nie popada w przesadę, udaje mu się uniknąć przesadnych gestów. Jednak twórcy chyba zbyt dużą uwagę poświęcili nadaniu przestrzeni głównemu aktorowi, pozwalając rzecz jasna odpowiedni mu się rozwinąć, ale przy okazji powodując wyrwę w obsadzie. W niektórych momentach widać to aż nazbyt, bo tak znane aktorskie nazwiska jak Knightley, Strong, Goode, Dance zwyczajnie wydają się być bezbarwne i… nudne. Zabrakło też chyba głównego antagonisty w filmie, albo po prostu – Komandor Denniston jako przeciwnik Alana Turinga był nijaki.

_TFJ0226.NEF

Sylwia: Benedict Cumberbatch zasłużył na nominację do Oscara – tu nie ma co dyskutować. Reszta aktorów, jak wspomniałeś – jest po prostu nijaka. Czy opłacało się zatem płacić tym znanym twarzom za grę, którą otrzymaliby na tym samym poziomie, lecz od tańszych aktorów? Chyba, że dopiero teraz plują sobie w brodę…

Mateusz: Dla jasności – ja się nie czepiam aktorów. W „Grze tajemnic” drugi plan jest słaby ze względu na słaby scenariusz oraz – mam wrażenie – skupienie się twórców tylko na jednej postaci z nadzieją, że wywinduje ona film tak wysoko w górę, iż to wystarczy, żeby wypełnić pustkę. Ale z całym szacunkiem dla Cumberbatcha – nie udało się to, mimo bardzo dobrej kreacji.

Sylwia: A ja się będę czepiała! Co jak co, ale jak ktoś jest nominowany do najbardziej prestiżowej nagrody filmowej, to ja się spodziewam gry aktorskiej, która wbije mnie w fotel. Z niedowierzaniem natomiast obserwowałam grę Keiry Knightley, która, będąc jedną z moich ulubionych aktorek, zagrała po prostu przeciętnie. Czyżby została nominowana, ponieważ zabrakło innych, godnych typów? Oj nieładnie, Akademio, nieładnie…

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Komandor Denniston (Charles Dance) był szefem ośrodka wojskowego w Bletchley. Był także odpowiedzialny za rekrutację szyfrantów, których zadaniem było złamanie Enigmy. Rolę dostał fajny aktor, znany w ostatnim czasie z roli Tywina Lannistera z popularnego serialu „Gra o tron”. Nie wiem czy to kwestia gry aktorskiej, czy też tego, że Dance dostał podobną postać do zagrania, ale zarówno postawą, jak i mową czy gestami do złudzenia przypominał serialowego Lannistera. Komandor był człowiekiem z żelaznymi zasadami,  stanowczym, zdecydowanym i nieznającym sprzeciwu, dlatego bardzo szybko stał się „przeciwnikiem” głównego bohatera. Jednak jako antagonista nie spełnił swojej roli. Właściwie już przy pierwszej próbie Turinga, który zwrócił się o wsparcie u Churchila, Denniston stał się praktycznie zbędny.

_TFJ0076.NEF

Sylwia: Poza głównym bohaterem postaci były na tyle słabe i niezapamiętywalne, że nie chce mi się o nich pisać.

OSCAROWE SZANSE

Mateusz: Na wstępie muszę zaznaczyć, że z tegorocznych filmów nominowanych w kategorii „Najlepszy film” oraz w kategoriach aktorskich, widziałem tylko „Grę Tajemnic”. W związku z tym, trudno z całkowitą pewnością stwierdzić o Oscarowych szansach – chyba że mamy do czynienia z filmem bezsprzecznie wybitnym. „Gra tajemnic” takim filmem nie jest, dlatego w moim odczuciu szans na zwycięstwo w kategorii „Najlepszy film” nie ma żadnych, nawet mimo występujących w ostatnich latach tendencjach doceniania filmów omawiających sprawy homoseksualizmu. W kategoriach aktorskich nominowani są Keira Knightley oraz Benedict Cumberbatch. W przypadku tej pierwszej nominacji zupełnie jej nie rozumiem. Motywuję nominację dla uroczej Brytyjki tym, że zwyczajnie konkurencja w jej kategorii była znikoma, bo odegrała swoją rolę poprawnie, ale nic ponadto. Jednak – jak już zdążyliśmy to wielokrotnie zauważyć – Benedict Cumberbatch stworzył naprawdę dobrą kreację i nawet nie oglądając pozostałych filmów, moim zdaniem, jest głównym kandydatem do zgarnięcia statuetki.

Sylwia: Knightley – wybacz, nie tym razem. Może film był dla niej po prostu za mało kostiumowy? Cumberbatch – póki co, jak najbardziej, ale trzeba jeszcze zobaczyć i ocenić jego konkurentów do statuetki. Jeśli chodzi o inne kategorie, to uważam, że największe szanse „Gra tajemnic” ma jedynie jako najlepszy scenariusz adaptowany.

PODSUMOWANIE

Mateusz: „Gra tajemnic” to film dobry, ale niezbyt udanie wyważony. Scenariusz miejscami jest bardzo dobry, jednak na niektórych płaszczyznach – zwyczajnie średni. W oscarowym wyścigu według mnie film szans nie ma, jednak warto go obejrzeć dla samej gry Benedicta Cumberbatcha. W sumie dzięki „Grze tajemnic” przekonałem się do tego aktora i nawet jeśli jeszcze nie widzę go w gronie swoich ulubieńców, to jest on na bardzo dobrej drodze, by do tego grona wstąpić.

Sylwia: Obraz Mortena Tylduma zawiódł oczekiwania i – niestety – momentami się zwyczajnie dłużył. Docenić należy przede wszystkim historię człowieka, który zamiast być sądzony za swoje postępowanie, uczynki i zasługi, sądzony był za orientację seksualną, co zniszczyło życie tego nieprzeciętnego umysłu.

IG_02630

PS W filmie tym możemy jednak upatrywać szans Polaków na Oscara. Nie dość, że dawno takiego nie dostaliśmy, to jeszcze na oczach wszystkich, za przychylnością Akademii Filmowej, kradnie się Polakom zasługi i obdziera z ich niebanalnej historii? Po tym, co przeżyliśmy, co znosiliśmy? Oscara mamy w tym roku w kieszeni! ;)

Ocena Sylwii: 6,5/10

Ocena Mateusza: 6/10

Fot.: forumfilm.pl 

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *