Ildikó Enyedi jest reżyserką, która dość rzadko prezentuje swoje filmy. Kolejne tytuły powstają w odstępie kilku lat. Największym jej międzynarodowym sukcesem był obraz Dusza i ciało nagrodzony w 2017 r. Złotym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie. To właśnie tenże sukces otworzył jej drzwi międzynarodowych salonów, aczkolwiek w 1989 r. zdobyła w Cannes Złotą Kamerę za debiutancki Mój wiek XX. Historia mojej żony jest powrotem węgierskiej reżyserki na bulwar Croisette, gdzie melodramat był prezentowany w konkursie głównym. Na polskie ekrany trafia sumptem dystrybutora Aurora Films, Głos Kultury zaś objął tę premierę swoim patronatem medialnym.
Spis treści
Wrażenia ogólne
Klaudia Rudzka
Historia mojej żony to wnikliwe studium związku dwojga bardzo odmiennych osób. Ludzi, których z pozoru różni wszystko, ale jak to mówią – przeciwieństwa się przyciągają. Jest to w końcu opowieść o relacji i przeżywanych wraz z nią emocjach, uczuciach, tęsknotach i sekretach. To również historia o dwójce toksycznych osób, które wraz z biegiem czasu wzajemnie się niszczą. Osobiście zaskoczyła mnie końcówka filmu, która dla mnie była w pewnym sensie kojąca. Nie chcę zdradzać szczegółów, więc zapytam – czy ty, Michał, miałeś podobne odczucia czy może odmienne?
Michał Mielnik
Przede wszystkim, w pierwszej kolejności, wobec tego, co obejrzałem na ekranie, zaskoczyły mnie negatywne recenzje dotyczące tego filmu, które, jak mniemam, wynikają z odmiennych oczekiwań wobec najnowszego obrazu Ildiko Enyedi. Jej poprzedni film, tj. Dusza i ciało (Wielogłos o filmie znajdziecie TUTAJ), nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na Berlinale, był niekonwencjonalnym podejściem do tematu melodramatu, gdy tymczasem Historia mojej żony reprezentuje nurt kanoniczny, aczkolwiek także tutaj uważam, że jest to tylko pozorny zabieg, całość zaś staje się w istocie metanarracyjnym esejem o tej konwencji gatunkowej – wyobrażeniem o melodramacie raczej, niż jego odtworzeniem. Mimo tematyzowanej, w szczególny zresztą sposób, namiętności, jest to paradoksalnie chłodna relacja, która przypomina mi nieco Nić widmo Paula Thomasa Andersona.
Rys fabularny
Klaudia
W Historii mojej żony główne role odgrywają dwie postacie. Jest to holenderski, szanowany, lecz samotny marynarz Jakob oraz Lizzie, która wkrótce staje się jego żoną. Filmowa opowieść zamknięta jest w siedmiu rozdziałach, stanowiących życiowe lekcje głównego bohatera. Jest to adaptacja powieści pod tym samym tytułem, jednego z najbardziej znanych węgierskich pisarzy – Milána Füsta. Film rozpoczyna zakład, polegający na poślubieniu pierwszej kobiety odwiedzającej restaurację. Tą kobietą jest wspomniana wcześniej Lizzie, co rozpoczyna trwającą kilkanaście lat przeprawę przez piekło okraszoną pięknymi chwilami.
Michał
Klaudia właściwie wyjaśniła wszystko. Fabuła jest zresztą pretekstowa i dygresyjna, właśnie poprzez tę literacką, epizodyczną strukturę. Przy tak skąpej historii (czego nie poczytuję w kategoriach wady) zdumiewa niemal trzygodzinny metraż, który jednak ani na chwilę nie pozwala na znużenie i to mimo powolnej akcji, jeśli w ogóle możemy w tym miejscu mówić o jakiejkolwiek akcji. Oczywiście w jakiś sposób oryginalny jest już punkt wyjścia, a zatem męski zakład – pierwsza kobieta, która wejdzie do kawiarni, zostanie moją żoną. To fantazja, aczkolwiek mam wrażenie, że dość popularna wśród mężczyzn. Wielu właśnie w taki romantyczny sposób wyobraża sobie inicjację miłosnej relacji z kobietą.
ZALETY I WADY FILMU
Klaudia
W Historii mojej żony urzekła mnie prostota, z jaką reżyserka potrafi zobrazować umiejętność postępowania w taki sposób, by życie przestało mieć smak. Bardzo trafnie odzwierciedliła wszystkie stadia związku – od początkowej fascynacji, euforii i radości, poprzez zwątpienie, brak drugiej osoby i tęsknotę, aż po paranoje, zmęczenie i poczucie zniewolenia. Według mnie jest to dość uniwersalna historia opowiadająca o tym, do czego może prowadzić relacja, w której obie strony są w pewnym sensie toksyczne. Mimo że historia dzieje się w XIX wieku, spokojnie możemy odnieść ją do współczesności. Kolejną zaletą jest według mnie sposób, w jaki reżyserka przedstawiła odmienność charakterów i nieszczęśliwą miłość, w której pojawiały się przebłyski szczęścia. Film bowiem bogaty jest w sceny, które mimo swojej pozornej zwykłości między wierszami przemycały ogromny ładunek uczuciowy i emocjonalny. Niewątpliwą zaletą jest również warstwa wizualna, stanowiąca tło dla losów bohaterów. Szczególnie przypadły mi do gustu sceny na morzu, które w pewnym sensie stanowiły odzwierciedlenie duszy Jakoba. Jeśli miałabym mówić o wadach, to jedyną byłby przydługi metraż filmu, który sprawiał, że niektóre wątki mogłyby zostać zakończone szybciej bądź zostać pominięte. Mimo to filmowa opowieść nie dłużyła mi się, a wręcz przeciwnie – wbrew pozorom minęła dość szybko.
Michał
Podobał mi się już sam koncept wyjściowy fabuły. Żart, który inicjuje opowieść. Zresztą humoru jest tam całkiem sporo, zwłaszcza na początku. Faktycznie, film może zrazić swoją długością, choć dziś metraż trzech godzin nie jest już jakąś formą ekstremum. Przyznaję, że obawiałem się tego, a jednak w ogóle nie odczułem. Także rzekomej literackości obrazu, w której świetle można byłoby ów tytuł odbierać jako pachnącą naftaliną ramotkę (pojawiały się bowiem enuncjacje wskazujące na powinowactwo z Lalką Prusa). Mimo że jest to ekranizacja prozy, to jednak Historię mojej żony definiować należy poprzez wizualność. Nie jest to po prostu książka przełożona na kino, ale autonomiczne i w pełni integralne dzieło świadome swej filmowości.
PROBLEMATYKA
Klaudia
Głównym tematem filmu, mówiąc najprostszymi słowami, jest po prostu miłość. Miłość prowadząca do zguby, zniszczenia, paranoi, ale również miłość szczęśliwa, przynosząca ukojenie, radość i poczucie spełnienia. To również miłość przesadna i osaczająca, prowadząca do pogłębiającej się paranoi, która niszczy drugiego człowieka i prowadzi do swojej własnej zguby. Wydawałoby się, że to dość banalna problematyka, która nie odkrywa niczego nowego. Jednak Historia mojej żony miała w sobie elementy, które urzekły mnie na nowo i mimo znanych, powtarzanych schematów w żadnym stopniu nie nużyły, a wręcz potrafiły być zaskakujące.
Michał
…a według mnie właśnie tematem jest nie tyle miłość i namiętność, ile wyobrażenie o niej utrwalone w sposób, w jaki rozmaite teksty kultury zdefiniowały postrzeganie tego zjawiska. Figury mężczyzny i kobiety, wykorzystane w filmie, są tutaj jednak w pewnym stopniu archetypiczne. Postawny, barczysty marynarz i niewinna, dziewczęca kobieta o aparycji Lolity. Gdyby jednak podchodzić do tematu merytorycznie, a nie tylko konceptualnie, to faktycznie film podejmuje wątek miłości, ale dość przewrotnie, gdyż jest to portret niedopasowania, zazdrości, a w rezultacie „niemiłości”, jeśli mógłbym użyć takiego, może niefortunnego, ale jednak oddającego sens opowieści, terminu.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Klaudia
Historia mojej żony to film, w którym pierwsze skrzypce należą do Lizzie i Jakoba. Wraz z biegiem fabuły zaczynamy rozumieć, z jak różnych pochodzą światów. Jakob jawi się jako archetyp mężczyzny, surowy kapitan będący gościem w swoim domu z powodu długiej żeglugi. Zaangażowany w pracę, odpowiedzialny, twardo stąpający po ziemi i przede wszystkim szaleńczo zakochany w kobiecie, której tak naprawdę nie zna, co, jak nie trudno się domyślić, prowadzi do przykrego finału. Lizzie natomiast jest osobą, którą ciężko rozgryźć. Fenomenalna Léa Seydoux doskonale wpisuje się w postać wolnego ducha, kobiety niezwykle pociągającej, intrygującej i pięknej. To, co również urzeka w kreacjach postaci, to niemożność jednoznacznej oceny moralnej zarówno Lizzie, jak i Jakoba. Nie potrafię ocenić, czy bohaterowie z premedytacją podejmowali swoje decyzje. Gdy próbuję to zrobić, zawsze znajduje się usprawiedliwienie, które niweczy moją tezę. A jak było u Ciebie, Michał?
Michał
Tak, to aktorski koncert dwójki aktorów. Rzadko pojawia się ktoś trzeci. W tym sensie pewnym rozczarowaniem jest postać grana przez Louisa Garrella pojawiająca się zaledwie w 2, 3 scenach. Paradoksalnie, mimo epickiego rozmachu, to kameralna intymna opowieść o trudnej, zniuansowanej relacji kobiety i mężczyzny. Fakt, że nie sposób do końca odgadnąć motywacji, które nimi kierują, nie jest dla mnie wadą, ale właśnie zaletą. Nie traktuję tego zatem w kategoriach scenariuszowej niekonsekwencji co do rysunku psychologicznego bohaterów. Intryguje mnie ta tajemnica, której poszukuję w kinie.
AKTORSTWO
Klaudia
Jak wyżej wspomniałam, dla mnie Léa Seydoux była doskonałym wyborem w obsadzeniu roli Lizzie. Idealnie wpasowywała się w wykreowaną postać zarówno pod względem gry aktorskiej, jak i wyglądu samego w sobie. Charakterystyczna uroda aktorki idealnie korespondowała z jej postacią i jednocześnie stanowiła kontrast do Jakoba, w którego rolę wcielił się Gijs Naber. Należy tu również wspomnieć o Louisie Garrelu, którego mogłoby być na ekranie trochę więcej.
Michał
Sukces poprzedniego filmu jednak wciąż stosunkowo mało znanej węgierskiej reżyserki zapewne umożliwił jej zrealizowanie międzynarodowego projektu z udziałem gwiazd kina francuskiego kina. Nie jestem jakimś szczególnym admiratorem Seydoux, ale tutaj jest wyjątkowo uwodzicielska. Pozytywnym zaskoczeniem staje się kompletnie mi wcześniej nieznany holenderski aktor Gijs Naber. Taki właśnie miał być grany przez niego bohater – męski, mrukowaty mężczyzna o porywistym, surowym usposobieniu.
KWESTIE TECHNICZNE
Klaudia
Historia mojej żony to bardzo malarski film, którego kadry mogłyby stanowić odrębne dzieła sztuki. Przyćmione barwy i gra światłem doskonale wpasowują się w wewnętrzne przeżycia bohaterów, o czym pisałam wcześniej. Chciałabym również zwrócić uwagę na dobre odwzorowanie XIX-wiecznej epoki łącznie z kostiumami i detalami. Jeśli chodzi o muzykę, to stanowiła ona dopełnienie historii, podkreślając wagę ekranowych wydarzeń.
Michał
Bez zarzutu. Fantastyczne zdjęcia, tak intymne, jak i prezentujące marynistyczne panoramiczne ujęcia. Fizycznie wręcz czuć zapach pitego armeńskiego brandy, jak i piwa serwowanego w nędznych zatęchłych portowych spelunach. Tym samym film Ildiko Enyedi poprzez to, co stanowi kwintesencję kina jako formy sztuki, znakomicie oddaje ducha epoki.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Klaudia
Historia mojej żony to film, do którego warto wracać. Myślę, że to jedna z tych pozycji, które można oglądać za każdym razem na nowo i odkrywać coś niezauważonego wcześniej. To również pozycja, która mimo znanej nam wszystkim tematyki potrafi zaskoczyć i zadziwić. To w końcu bardzo dobry film opowiadający o uczuciu, które podobno zdarza się raz w życiu.
Michał
Nie przestraszcie się metrażu. To jeden z tych filmów – rzadko mi towarzyszą tego typu wrażenia – którego wartość nie jest oczywista, a który zyskuje po głębszej refleksji towarzyszącej widzowi dopiero po wyjściu z kina. Jakkolwiek zmysłowy i wizualny, to jednak sens zyskuje później, odkrywając kolejne znaczenia.
1 Komentarz
Bardzo ciekawa recenzja krytyczna. Przeczytałam z zainteresowaniem. Właśnie oglądam film i jestem kompletnie zauroczona zdjęciami i klimatem. No i ogromne odkrycie – ten cholernie wysoki Gijs Naber… Bardzo ciekawy obraz, zdecydowanie za mało gwiazdek na Filmwebie i IMDB.