kierunek: noc

Wielogłosem o…: „Kierunek: noc”

Wczoraj (1.05.br.) swoją premierę na Netflixie miał belgijski serial pod tytułem Kierunek: noc (Into the night). Produkcja z międzynarodową obsadą jest luźną adaptacją prozy polskiego pisarza, Jacka Dukaja, a fabuła pierwszego sezonu w dużej mierze rozgrywa się na pokładzie samolotu pasażerskiego lecącego z Brukseli do Moskwy. Kierunek: noc okazało się dla naszych redaktorów zaskakująco wciągającą historią, w której główne role grają dobrze napisani i zagrani, ciekawi bohaterowie. Jak Sylwia i Mateusz oceniają produkcje w poszczególnych kategoriach? Co uznają za wady, a co za zalety serialu? Zapraszamy do lektury Wielogłosu!

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, toteż siadłam do seansu z czystą głową. I pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to napięcie, w którym trzymany jest widz. Myślałam, że to kwestia pilotowego odcinka, ale utrzymuje się ono w zasadzie cały czas na tym samym poziomie, co bardzo rzadko się zdarza. Kierunek: noc zaskoczyło mnie pozytywnie, choć nie miałam wobec serialu żadnych oczekiwań.

Mateusz Cyra: Ja w zasadzie wiedziałem tylko trzy rzeczy: będzie to ekranizacja prozy Jacka Dukaja, Tomek Bagiński jest jednym ze współproducentów serialu i że obsada ma być międzynarodowa. Oczekiwań nie miałem w zasadzie żadnych, także nie mogę powiedzieć, że Kierunek: noc mnie rozczarowało lub zachwyciło. Po seansie mogę natomiast powiedzieć, że generalnie rzecz biorąc, jestem zadowolony i nie mam poczucia zmarnowanego czasu.

 


RYS FABULARNY

Sylwia: Wszystko zaczyna się ma lotnisku w w Brukseli, gdzie poznajemy jedną z głównych bohaterek, Sylvie. Kobieta wsiada do samolotu lecącego do Moskwy, a jej bagażem są między innymi… prochy ukochanego. W międzyczasie na tym samym lotnisku widzimy wyraźnie czymś przejętego mężczyznę w wojskowym mundurze. Przez chwilę na ekranie lotniskowego telewizora widać leżących w bezwładzie ludzi. Kiedy mężczyzna i Sylvie znajdują się w jednym samolocie, dowiadujemy się, o co chodzi. Wytłumaczysz w skrócie?

Mateusz: Otóż włoski major posiada zatrważającą informację – nie wdając się z niepotrzebne szczegóły – słońce zabija. Wszystkich, bez wyjątku. Nikt nie wie czemu i pewnie odpowiedzi na to pytanie nie przyjdzie nikomu poznać. Bez ceregieli informuje pilota i wszystkich pasażerów, że jeśli natychmiast nie polecą na zachód, a nie na wschód (jak pierwotnie zaplanowany był lot), mogą w zasadzie nie odpalać silników. Kierunek ich podróży musi pozostać bez zmian – żeby załoga przeżyła, samolot musi uciekać przed słońcem. Początkowo w obliczu tak absurdalnej informacji nikt nie chce żołnierzowi wierzyć, dlatego pasażerowie się buntują, a kapitan nie chce słuchać poleceń obcego człowieka, ale wyszkolony w rozwiązaniach siłowych major zmusza pilota do zmiany trasy, co oczywiście ratuje pasażerom życie. Niestety będzie to dopiero początek zmagań w tej nowej, nieznanej nikomu sytuacji.

WADY I ZALETY SERIALU

Sylwia: To ciągle napięcie, o którym wspomniałam, należy oczywiście zaliczyć do zalet produkcji. Właściwie od pierwszych minut jesteśmy pewni, że coś się dzieje, że coś się stanie, że coś jest bardzo nie w porządku. Podoba mi się też wykorzystanie tego rodzaju opowieści, w której bohaterowie po kolei dostają więcej czasu i mogą stać się dla widza kimś ważniejszym, niż na początku się zdawało. Znamy to bardzo dobrze, chociażby z takich seriali jak Orange Is the new Black czy GLOW, ale jest to formuła, którą trudno się znudzić.

Sam pomysł to dla mnie również dość oczywista zaleta. Motyw ucieczki przed nagłą katastrofą nie jest oczywiście niczym nowym, a podróż bohaterów i szukanie schronienia i zapasów nieco przypominało mi nieustającą wędrówkę z serialu The walking dead, jednak tutaj głównym wrogiem nie jest horda zombiaków, a słońce, przed którym w zasadzie nie ma ucieczki. No chyba że w noc. To plus fakt, że miejsce akcji również jest nietypowe (pokład samolotu – z którego nie można tak po prostu wysiąść czy uciec) czyni produkcję Netflixa w miarę oryginalną, co przy takim zalewie tytułów jest już jakimś wyczynem.

Mateusz: A widzisz, moje pierwsze skojarzenie poszło od razu w kierunku serialu Lost, bo po latach dostaliśmy znowu „thriller samolotowy”, że się wyrażę w taki sposób z braku lepszego porównania.

Sylwia: Mnie jakoś z Zagubionymi belgijska produkcja w ogóle się nie skojarzyła. Wracając jednak do tematu kategorii… za najważniejszy plus serialu uważam jego bohaterów, a dokładniej to, że nie są oni jednowymiarowi. Mają swoje sekrety, swoje mroczne strony, ale każdy z nich jest człowiekiem, takim jak widz – ma też słabości, czuje, współczuje i odczuwa. Boi się, żałuje, wątpi. Podczas seansu trudno kogokolwiek skreślić całkowicie lub całkowicie zawierzyć komukolwiek.

Mateusz: To prawda, to niewątpliwie największy plus serialu. Obsada i dobrze napisany scenariusz sprawiają, że ten serial wciąga od pierwszej do ostatniej sceny i trudno się od niego oderwać. Bohaterowie serialu Kierunek: noc zostali tak napisani i zagrani, że na przestrzeni tych tylko sześciu dość krótkich, jak na serial dramatyczny, odcinków jesteśmy w stanie dowiedzieć się na ich temat rzeczy niezbędnych do oceny – czy będziemy im kibicować, czy jednak z miejsca trafią na naszą czarą listę. A później okazuje się, że to wcale nie jest tak proste, jak początkowo założyliśmy i przyjdzie nam kilkukrotnie przewartościować swój osąd danego bohatera. I to jest naprawdę świetne, bo wraz z przebiegiem wydarzeń zmienia się także i nasza perspektywa.

Sylwia: Jeśli chodzi o wady, to chciałabym wspomnieć o jednej dosłownie rzeczy, której odrobinę mi zabrakło. Biorąc pod uwagę, że pasażerowie samolotu dowiadują się, że wszyscy ich znajomi, rodziny i bliscy umarli lub umrą wkrótce… trochę za mało jest w nich wszystkich żalu, żałoby, rozpaczy. Rozpacza jedynie Jakub, który nie może pogodzić się ze stratą ukochanej, i Sylvie, która opłakuje partnera – ten jednak zginął wcześniej, na raka trzustki. Zabrakło mi tego elementu wiarygodności, a jego przebłysk najwyraźniej dostajemy w jednej króciutkiej scenie ze stewardessą Gabrielle.

Mateusz: Fakt, można uznać to za wadę. Ja wspomnę też o tym, że nie do końca odpowiadało mi natężenie wzajemnych pretensji, oskarżeń i piętrzących się kłótni o najdrobniejsze pierdoły, gdzie wszyscy stali wobec tego samego zagrożenia i zamiast skupić się na tym, tracili energię na często niepotrzebne niesnaski. Przy czym zdaję sobie sprawę, że jedni się ze mną zgodzą i uznają to za wadę, a inni stwierdzą, że niepotrzebnie się czepiam, bo tego typu zachowania w obliczu tak stresogennej sytuacji są bardziej niż prawdopodobne.

Sylwia: Sama właśnie miałam to wtrącić – wydaje mi się, że tak mogłoby to wyglądać, bo czy stoimy w obliczu największej katastrofy, czy przed nami kolejny dzień jakich wiele – ludzie to ludzie, kłócą się, chcą udowodnić swoje racje, mają swoje charaktery, które właśnie w takich sytuacjach jeszcze mocniej się rysują.

Mateusz: Przytoczę również rzecz, która rzuciła mi się w oczy, ale osobiście nie widzę w tym skazy serialu – w samolocie dziwnym trafem znajdują się osoby, których zdolności czy życie zawodowe sprawiają, że są niezbędni w grupie, a cała ta podróż ma w ogóle prawo bytu. Tyle że znowu – jedni będą na to kręcić nosem, inni uznają, że nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.

Sylwia: Też zwróciłam na to uwagę i był moment, kiedy przez chwilę uznałam to za wadę, ale szybko zdałam sobie sprawę z tego, że to jest właśnie prawo filmu, prawo serialu, prawo świata przedstawionego. To tak jakby czepiać się, że dziwnym trafem superbohater zawsze jest tam, gdzie komuś dzieje się krzywda, a zakochany facet w komedii romantycznej zawsze zdąża na lotnisko w ostatniej chwili, zanim jego ukochana wsiądzie do samolotu…

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: Jak wspomniałam wyżej, bohaterowie są napisani ciekawie i nie są płascy, ale trzeba też zaznaczyć, że nie każdy z nich dostał tyle samo czasu. Domyślam się, że kolejne sezony (jeśli powstaną) powinny wyrównać ten bilans. Najwięcej serialowego serca okazano jak na razie Sylvie, Mathieu, Ayazowi i Rikowi. To oni dostali także niedługie retrospekcje, dzięki którym możemy poznać ich w czasach Sprzed kataklizmu.

W zasadzie każdego trudno rozgryźć. I tak ciekawym przypadkiem jest chociażby pilot samolotu, Mathieu. Jako mężczyzna nie robi na nas szczególnie dobrego wrażenia i ma swoje na sumieniu, jednak jako kapitan wzbudza w nas podziw tym, jak mocno przedkłada bezpieczeństwo pasażerów nad wszystko inne. Mimo że świat, jaki znają, się kończy, mimo że nikt nie będzie go rozliczał z jego obowiązków. Mentalność kapitana i osoby odpowiedzialnej za ludzkie życia pozostała w nim nienaruszona. Bardzo ciekawą i bardzo dwuznaczną postacią jest Ayaz, jednak nadal niewiele o nim wiemy. W serialu pokazane zostały nam jego dwie skrajne strony osobowości – agresywna i opiekuńcza – i jestem bardzo ciekawa tego, jak dalej zostanie poprowadzona ta postać.

Mateusz: Podobnie mieszane uczucia możemy kierować w kierunku Rika – ten podstarzały mężczyzna szybko staje się jedną z centralnych postaci ocalałych z samolotu, bardzo jasno deklarując swoje poparcie dla zachowań Terenzio, przy jednoczesnej pogardzie wręcz dla zachowań Ayaza czy pilota samolotu. Trudno jednak wskazać, jakie jego umiejętności mogłyby okazać się przydatne dla grupy, a w pewnym momencie jego nieustanna gadanina sieje tylko coraz więcej fermentu. Z drugiej strony retrospekcja pokazuje nam zupełnie inne oblicze nieco irytującego dziwaka, a finałowy odcinek udowadnia, że nie warto go przekreślać. Zupełnie odwrotnie zbudowano postać Sylvie, która od samego początku wzbudza w nas ciepłe uczucia, a naszą sympatię do bohaterki podsycają dodatkowo jej niełatwe wspomnienia. Jednak im bliżej ostatniej sceny, tym trudniej popierać wszystkie działania kobiety.

AKTORSTWO

Sylwia: W zasadzie nikomu nie mam nic do zarzucenia. Wszyscy spisali się bardzo dobrze i wiarygodnie zagrali swoje postaci, tworząc charakterystyczne kreacje. W szczególności wyróżniłabym Mehmeta Kurtulusa (Ayaz), Stefano Cassettiego (Terrenzio) i Jana Bijvoeta (Rik). Również Ksawery Szlenkier wypadł bardzo dobrze, o czym wspominam z satysfakcją.

Mateusz: Tak, trudno przyczepić się do kogokolwiek. Nawet dzieciak gra przyzwoicie, co wcale nie jest rzeczą oczywistą w serialach oraz w filmach. Twórcom udało się skompletować międzynarodową, dobrze współpracującą ze sobą obsadę, nie stawiając na żadne wybitnie znane nazwisko – każdy z aktorów ma już jakieś doświadczenie, większość widzieliśmy zarówno w wysokobudżetowych produkcjach (np. Equilibrium, czy Mr. Nobody), jak i w kinie arthouse’owym (jak np. w Dwóch kobietach, Borgmanie czy Oczach Węża)

 KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Pierwszy belgijski serial z pewnością nie dostał zbyt okazałego budżetu, ale nie przeszkodziło to twórcom w zrobieniu przyzwoicie wyglądającej, sześcioodcinkowej produkcji. Zgodzisz się ze mną?

Sylwia: Tak, co więcej, mam wrażenie, że scenariusz został tak napisany, a cały projekt tak pomyślany, żeby widzowie nie mieli odczucia (jak np. przy Wiedźminie), że zabrakło trochę grosza.

Mateusz: Właśnie – większość akcji dzieje się we wnętrzu samolotu oraz okazjonalnie na lotniskach, a w samych retrospekcjach w większości oglądamy mieszkania bohaterów. To pozwoliło uniknąć nadwyrężania budżetu. Zresztą praktycznie cały serial dzieje się nocą, co również pozwoliło sprytnie oszczędzić. Chciałbym wspomnieć coś na temat muzyki, jednak poza samym serialem nie jestem w stanie przypomnieć sobie niczego, co by ze mną pozostało, dlatego uznam po prostu, że jako tło do akcji muzyka spełniła swoje zadanie, ale już poza obrazem dźwięki kompozytorów nie mają wiele do zaoferowania.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Bawiłem się dobrze, miło spędziłem przy tym serialu czas i po finałowym odcinku jestem ciekaw, co wydarzy się dalej, w którą stronę to wszystko zabrnie. To chyba definicja dobrze zrealizowanej produkcji, nieprawdaż? Oczywiście Kierunek: noc nie jest produkcją, która odmieniła moje życie, coś we mnie zmieniła czy sprawiła, że na moment zapomniałem o całym świecie i będę tęsknił za bohaterami, dlatego muszę podkreślić, że przysłowiowego „szału” nie ma, ale to całkiem fajny serial, z którym warto się spróbować, choćby ze względu na polskie akcenty i fakt, że twórcy trzymają nas w nieustannym napięciu.

Sylwia: Kierunek: noc zaskoczył mnie pozytywnie, bo siadając do serialu, o którym w zasadzie nic nie wiedziałam (poza tym, że jest luźną adaptacją prozy Dukaja), nie spodziewałam się, że każdy, absolutnie każdy odcinek, będzie trzymał mnie w takim napięciu. Choć przez długi czas nie sympatyzowałam z żadnym bohaterem na tyle, by trzymać za niego kciuki czy płakać po nim jakoś rzewnie, to i tak od początku do końca seansu siedziałam jak na szpilkach, co rusz zastanawiając się: Czy zdążą? Co postanowią? Jak to rozwiążą? Kim oni są? Czy wróci? Belgijska produkcja z miłymi i zaskakującymi polskimi elementami powinna wielu widzom przypaść do gustu. Ma w sobie wiele elementów, które znamy już z innych produkcji, ale opakowane zostało to i ograne całkiem ciekawie. Moim zdaniem nie ma tu mowy o odgrzewanym kotlecie. Może nie jest to także lot pierwszą klasą, ale całkiem ciekawa wycieczka, której drugiej tury na pewno będę z zaciekawieniem wypatrywać.

Fot.: Netflix

kierunek: noc

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *