kobiety z vardo

Wielogłosem o…: „Kobiety z Vardø”

W chłodne, jesienne wieczory zapraszamy czytelniczki i czytelników w wyjątkową podróż literacką na norweską wyspę Vardøya. Za oknem coraz częściej szaruga oraz deszcz, dlatego łatwiej będzie nam się wpasować w surowy klimat Norwegii. Wiktoria i Anna chciałyby opowiedzieć co nieco o najnowszej powieści Kiran Millwood Hargrave pt. Kobiety z Vardø. Kim są tytułowe kobiety i dlaczego są wyjątkowe? Dlaczego zaradne, mądre i odważne miały być nazywane czarownicami w XVII wieku? Co się dzieje, kiedy bohaterki budzą się w świecie bez mężczyzn, odcięte od reszty świata? Odpowiedzi na te pytania i wiele, wiele innych znajdziecie w naszym Wielogłosie, bo jeden głos to za mało, by opowiedzieć tak wzruszającą i zarazem przerażającą historię.

WRAŻENIA OGÓLNE

Wiktoria Ziegler: Vardø to maleńka miejscowość na norweskiej wyspie Vardøya, leżąca poza kręgiem polarnym. Jej specyficzne położenie wpłynęło na to, że ludzie uważali, iż miejsce to stanowi Ultima Thule, czyli północną krainę wyznaczającą kraniec świata. Vardø nazywane jest również wyspą czarownic. W XVII wieku na stosie spalono ok. 90 osób według norweskiej strony forskning.no. Autorka Kiran Millwood Hargrave zabiera nas w podróż do siedemnastowiecznego Vardø. To budząca grozę wyprawa nie tylko w chłodny, północny klimat, ale również podróż do mrocznych zakątków człowieczeństwa, stawiająca szereg banalnych pytań. We mnie Kobiety z Vardø wzbudzały naprzemiennie przerażenie, zdziwienie, współczucie, troskę i dumę. Bardzo się zżyłam z bohaterkami, czułam się jak ich wierna sojuszniczka, chcąca dla nich jak najlepiej. 

Anna Sroka-Czyżewska: Kobiety z Vardø to opowieść o kobietach takich samych jak my, ale żyjących w nieprzyjaznym świecie, świecie zdominowanym przez żądnych władzy i pełnych okrucieństwa mężczyzn. Maleńka wyspa na północy Norwegii była ich azylem, ich domem, w którym wiodły spokojny żywot na styku kultur i bez większych waśni. Książka Kiran Millwood Hargrave jest bardzo poetycko spisaną historią tego, jak życie i śmierć zawsze były blisko siebie, jak przerażający może być fanatyzm religijny. To także opowieść o sile kobiecości, o sile przyjaźni i miłości. Mimo że wiemy, jak historia się potoczy, że zmierza ku nieuniknionemu, a my będziemy świadkami przerażającego barbarzyństwa, to po cichu liczymy na wyzwolenie, pragniemy, by bohaterki zaznały sprawiedliwości. Lektura Kobiet z Vardø jest lekturą ciężką, ale w swym przekazie bardzo wartościową. Uświadamia nam, że nierówności społeczne, zawiść, żądza władzy i ludzkie okrucieństwo są częścią naszej historii oraz naszej współczesności, a także, że pewne prawdy o świecie nigdy nie ulegną zmianie.

RYS FABULARNY

Wiktoria: Jak już wyżej wspomniałam znajdujemy się na norweskiej wyspie w XVII wieku. Zimą przeogromna potęga morza zabiera ze sobą wszystkich mężczyzn. Kobiety z osady zostają same tj. bez mężczyzn, nie licząc pastora oraz chłopców. Przed nimi pojawia się najważniejsze wyzwanie przeżyć. Jednak wydaje się, że tytułowe kobiety z Vardø instynkt samozachowawczy, ogromną siłę, chęć przetrwania, a co za tym idzie pewnego rodzaju pragmatyzm, noszą w sobie od urodzenia:

Maren nauczyła się rybackich sieci, zanim nauczyła się urazy, nauczyła się czytać pogodę, zanim nauczyła się kochać.

Zaradne kobiety zaczynają radzić sobie bez mężczyzn, ich zahartowane organizmy świetnie dopełniają się w gromadzie. Wszystko zmienia się wraz z pojawieniem się bezlitosnego samca alfa…

Anna:  Tak jak wspomniała Wiktoria, świat kobiet – matek, córek, żon i sióstr – diametralnie zmienił się wraz z zimową nocą, kiedy to sztorm porwał ich najbliższych. Tragedia na morzu przypadała już w udziale wielu, ale w pamięci kobiet z Vardø nie było równie tragicznego sztormu, jak ten z 1617 roku, który zmienił wszystko. Dobrze jest zauważyć, że Norwegia tamtego okresu pełna była skrajności, chrześcijańskie symbole mieszały się z pogańskimi rytuałami, a ludzie żyli w zgodzie ze swoimi tradycjami od setek lat. Jednak król Chrystian IV, człowiek o wielkich ambicjach, pragnie zunifikować kraj, aby każdy my poddany myślał tylko o wierze w jednego Boga. Dla osób pokroju Absaloma Corneta nie było nic ważniejszego niż pozyskanie królewskiej przychylności. Jego fanatyzm religijny był mu orężem w walce z innowiercami. Zostaje on mianowany komisarzem w pozbawionym mężczyzn Vardø, a skutki jego obłąkanej postawy staną się koszmarem dla wielu mieszkających na wyspie kobiet. 

WADY I ZALETY POWIEŚCI

Wiktoria:  Chcąc nie chcąc, chyba nie potrafiłabym wymienić żadnej wady tej powieści. Połknęłam ją w trzy wieczory to mogłabym naciągnąć w pewien sposób jako wadę, bo tak szybko musiałam pożegnać się z bohaterkami, ale nie oszukujmy się – Kobiety z Vardø to świetnie napisana historia, z dobrymi wątkami, ciekawymi kobiecymi postaciami, zakończeniem, które musiało być tylko jedno, a to wszystko osadzone we mgle historii, ponieważ procesy czarownic faktycznie odbywały się w Vardø. Dla mnie to naprawdę dobra powieść o kobietach, ale też o ludziach w ogóle.

Anna: Trochę brakuje mi opisów dzikiej przyrody. Znajdujemy się na końcu świata, gdzie według wierzeń miejscowych oraz przypływających żeglarzy znajduje się ściana oznaczająca koniec ziemi. Chciałabym więcej poetyckości w tej naturze, która, choć dzika i nieokiełznana, jest domem dla wielu kobiet dalekiej Północy. To, co bardzo mnie urzekło w Kobietach z Vardø, to niemożność wniknięcia do końca w umysły bohaterek. Ich myśli są z nami, ale nie wiemy mimo to zbyt wiele o ich przeszłości. Ich codzienność rzucona jest nam we fragmencie, w danym wycinku opowieści – mimo tego wszystkiego jesteśmy w stanie być tam z nimi, przeżywać ich bolączki i rozterki i zastanawiać się nad tym, co niewypowiedziane. I – niewątpliwie – zaletą powieści Kiran Millwood Hargrave jest język – piękny, subtelny, opisujący historię w sposób zmysłowy, a kiedy trzeba, niestroniący od opisów brutalnych i smutnych. Jest to język pełen prostoty, która przecież dominuje w życiu rybaków z maleńkiego Vardø.  

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Wiktoria: Bardzo polubiłam Maren i Ursę oraz ich relację. Nie wiem jak Ty, Aniu.

Anna: Tak, te bohaterki bardzo mi się spodobały. Tak różne, a mimo to tak podobne – jak bratnie dusze, które spotkały się zrządzeniem losu na dalekiej i dzikiej Północy. 

Wiktoria: Chciałabym napisać co nieco o Ursie osobie spoza gromady, początkowo intruzie, a na dodatek jedynej kobiecie, która ma męża w osadzie. Jednak jak dla mnie nie ma czego jej zazdrościć, a wręcz przeciwnie bardzo zżyłam się z jej postacią, ponieważ była bardzo niewinna, delikatna i nieświadoma nie tylko mroźnego, północnego świata, ale i mrocznego oblicza swojego męża komisarza Absaloma Corneta. To Norweżka, pochodząca niegdyś z bogatej rodziny, która poślubiła nieznanego dotąd mężczyznę (komisarza – ponoć bardzo utalentowanego i szanowanego). Ursa dotychczas żyła w bańce mimo spadku standardu życia oraz śmierci mamy otaczały ją kochające osoby, ojciec i chora siostra, Agnette. Czeka na nią nowe życie na wyspie Vardø u boku Absaloma. Niektóre rozdziały pisane są w narracji trzecioosobowej z perspektywy Ursy, co pozwala czytelnikowi lepiej poznać bohaterkę oraz czyni ją jedną z głównych postaci. Ursa dojrzewa duchowo i fizycznie, doświadcza wiele złego ze strony męża, ale z drugiej strony jest jego poddaną, bo przecież to jego żona (sic!). Miota się pomiędzy nienawiścią do niego, ale i współczuciem, stara się zrozumieć, ale i czuje do niego wstręt i obrzydzenie, czuje się jak koń pociągowy, jak worek do zaspokajania potrzeb fizycznych. Balsamem dla duszy i ciała Ursy staje się Maren  ich pojemna relacja łączy w sobie trzy rodzaje miłości: agape (miłość jako dar), filię (miłość przyjaźni), eros (miłość zmysłową).

Anna: Świetnie to napisałaś. Ich relacja jest niesamowicie głęboka, mimo że dzieli je tak wiele. Maren jest bardzo młodą dziewczyną, którą poznajemy na samym początku powieści, kiedy śni i ma wizje związane z wielorybem, który stał się poniekąd proroctwem śmierci. Jest ona cały czas bardzo smutna, wręcz melancholijna i zamknięta w sobie. To Ursa wydobywa z niej piękno, którego Maren nie znała wcześniej. Nim poznała przecież, co to miłość, przeszła ogromną tragedię. Te bohaterki dzieli wiele, ale łączy je też potrzeba bycia silną, potrzeba otwartości i szczerości, zagubienie i tęsknota – Maren za nieżyjącym bratem i ojcem, a Ursy za zostawioną w Bergen chorą siostrą. Stają się dla siebie najbliższymi osobami, cały świat mógłby dla nich nie istnieć. 

PROBLEMATYKA

Wiktoria: To niewątpliwie opowieść o kobietach, bardzo smutna opowieść, ale również prawdziwa. O tym, jak kobiety były traktowane, o ich podrzędnej pozycji w minionych wiekach. Kobiety z Vardø to harde i odważne wojowniczki codzienności. Po morskiej tragedii (same zwykły mawiać, że to przecież morze nadaje kształt ich życiu) pozostawione są same sobie. Oczywiście wybierają życie, co wiąże się z przejęciem dotychczasowej roli mężczyzn. Zgodnie podejmują ważną decyzję muszą teraz same o siebie zadbać. Autorka tworzy piękną, ale jednocześnie przerażającą historię o kobiecej sile oraz potędze, na które nie było miejsca w XVII wieku. Kobiety same przenoszą ciała swoich mężów oddane przez wodę, to przecież oznaka ogromnej siły zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Żeńska osada staje się wydajnym organizmem, dbającym o siebie wzajemnie:

Każda z nich coś potrafi, każda z nich na coś się przydaje, są ze sobą związane niczym szczeble chwiejnej drabiny przywiązane sznurkami do dwóch drągów jeden nad drugim. 

Kolejnym niezbędnym krokiem ku niezależności kobiet jest połów ryb – kobiety stają się rybakami, co nie podoba się ani pastorowi, ani inspektorowi. Co więcej, Kirsten nie obchodzi już pozwolenie pastora na robienie czegokolwiek, chce zabrać głos na nabożeństwie, po prostu to zrobi, nie pytając nikogo o zgodę. Cena za wolność i niezależność jest wysoka. Umiejętność przejęcia wszystkich „męskich” obowiązków przez mieszkanki osady to dowód na… bycie czarownicą (czyli niskim rodzajem kobiety, która odcina się od schematycznego myślenia).

Anna: Kiran Millwood Hargrave podejmuje w powieści tematy tabu, które w XVII wieku nie miały prawa wybrzmieć, a tym bardziej w literaturze – zakazaną kobiecą miłość, przemoc w małżeństwie, poronienia, choroby i kalectwo, a także tortury, zbrodnie i najohydniejsze procesy w historii – procesy o czary. Jest to jednak napisane z wyczuciem, choć dosadnie, z ukazaniem osamotnienia, jakie towarzyszy żałobie i przeżywaniu w sobie wyjątkowo bolesnych doświadczeń. Autorka nie stroni od pokazania ciemnej strony bycia kobietą, tego, w jaki sposób ciało nas oszukuje, w jaki sposób jest też narzędziem w rękach mężczyzny, jak często kobiety były maltretowane, wykorzystywane i poniżane. Jak okrutne jest w końcu to, że wychodziły w świat, do nowo poznanych mężów, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat swojej kobiecości, oczekiwań mężczyzny czy szeroko pojętych powinności małżeńskich. Kobieta nie mogła decydować, za kogo wyjdzie za mąż, a ten wybór mógł stanowić o jej być albo nie być. To przerażająca prawda o minionych czasach, a dla nas, kobiet, które w obecnej chwili mamy szczęście móc tak wiele, to zastrzyk ogromnej siły i świadomości. Oby więcej takich powieści. 

STYL I JĘZYK

Wiktoria: Język powieści jest bardzo klarowny, czasem jednak obfitujący w archaizmy (typu pacholę, wzuć), dla mnie zupełnie niepotrzebne. Zastanawiam się, czy to kwestia tłumaczenia i chęć wniknięcia w XVII wiek, być może. Jednak to chyba nie jest dobra droga językowa. Ogólnie akcja jest wartka, rozdziały są krótkie, co dodaje jeszcze więcej dynamiki do fabuły. Oprócz tego sporo miejsca zajmują dialogi, opisów jest o wiele mniej.

Anna: Mnie również momentami nie podobały się niektóre wyrażenia, ale w całokształcie nie jest to bardzo odczuwalne. Tak jak pisałam wcześniej, język Kobiet z Vardø  jest bardzo subtelny, czasem wręcz poetycki i delikatny. Przy tym nie ma momentów, gdzie się dłuży czy bywa niezrozumiale. Powieść nie jest długa, to około 390 stron, ale wystarczy, by w piękny i przejrzysty sposób oddać tło obyczajowe XVII wiecznej rybackiej wioski. 

WYDANIE

Wiktoria: Bardzo podoba mi się okładka. Utrzymana w chłodnych, morskich barwach oddaje północny klimat powieści. Ciemna, kobieca postać przedstawiona z profilu na tle turkusowej mgły dosyć minimalistycznie, ale bardzo trafnie. Ta kobieta przypomina mi trochę topielicę, kobiety z Vardø wydają się zniewolone nie tylko przez mężczyzn, ale też przez morze, które odbiera im mężów.

Anna: Masz rację, okładka jest piękna, ale przy tym zawiera pewną głębię. Morze daje życie mieszkankom Vardø, ale także to życie odbiera i przypomina o nieuchronności ludzkiego istnienia, przypomina także o sile żywiołu i swojej nieśmiertelności. Kobieta na okładce jest posągowa i delikatna, przypomina morską nimfę, ale także podkreśla wizerunek kobiet w swoich czasach – ciasny kok i kołnierzyk w jakiś sposób pokazują zniewolenie tej kobiety – tak jak innych kobiet, bohaterek powieści. 

SŁOWEM PODSUMOWANIA 

Wiktoria: Kobiety z Vardø to opowieść o odważnych kobietach, które stawiają czoła życiowym przeszkodom. To opowieść o tym, że kobiety nie mogły być silne, nie mogły być samowystarczalne. Jeśli radziły sobie zbyt dobrze, to oznaczało, że musi być w tym coś magicznego, bo przecież tak krucha istota, jak kobieta nie potrafiłaby łowić ryb. Autorka opisuje również szczątki magicznych lapońskich  rytuałów, opowieści o trollach czy zaklinanie wiatru. To również nie podoba się mężczyznom wypełniającym Bożą misję. Kobiety z Vardø stanowią również historię o ludzkiej naturze, o jej absurdach i mrokach ciekawe psychologiczne studium stanowi komisarz Cornet, podający się za wysłannika Boga morderca. Uważam, że to powieść o kobietach nie tylko dla kobiet. 

Anna: Kobiety z Vardø to subtelna opowieść o kobietach żyjących w dzikich czasach, gdzie wystarczyło być inną – samowystarczalną, silną przywódczynią – czy wyznawać inną niż dopuszczona wiarę. To wszystko, a nawet zwykłe nieposłuszeństwo, plotka czy spojrzenie nie tak, jak trzeba, mogły zaprowadzić kobietę na stos. Stosy dla czarownic przygotowywane były w całej chrześcijańskiej Europie. Ameryka Północna miała swoje słynne Salem, a Norwegia ma swoje, nieznane szeroko, Vardo. Dziewięćdziesiąt jeden ofiar zgubnej religii, jej przywłaszczenia dla własnych celów czy nadmiernej interpretacji – to skutek ciemnoty, zabobonu i oddania władzy w wyłączne ręce mężczyzn. Oni, zazdrośni być może o silne i niepotrzebujące ich kobiety ze skraju maleńkiej wyspy, robią im piekło na ziemi. Vardø jawi nam się jako miejsce przeklęte, nieprzyjazne, otoczone jakąś przedziwną aurą tajemnicy i grozy – grozy życia codziennego i trudu pracy – codziennej, ponad siły delikatnych kobiecych rąk. To opowieść prosta, pokazującą ludzką naturę, zarówno ze strony dobrej, gdzie ludzie się jednoczą w obliczu wielkiej tragedii, jak i złej, odrażającej gdzie nienawiść i żądza władzy jest silniejsza i tak obezwładniająca, że ludzie nią zaślepieni zdolni są do brutalnych i niewybaczalnych czynów.

Fot.: Znak Literanova

kobiety z vardo

Write a Review

Opublikowane przez

Wiktoria Ziegler

Zastanawia się, pyta, poszukuje sensu.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *