Loveling

Wielogłosem o…: „Loveling”

Kino zazwyczaj kojarzy nam się z czymś wyjątkowym, niespotykanym i efektownym. Bardzo często zasiadamy na sali kinowej, by z podziwem i zapartym tchem oglądać niecodzienne pościgi, wybuchy, kaskaderskie popisy, efekty specjalne, a także wielkie emocje, podczas których aktorzy wykazują się swoim kunsztem aktorskim. Na wielkim ekranie najczęściej oglądamy intrygujące śledztwa, zabójstwa, wielkie rozpacze, ogromne tragedie albo lawiny śmiechu i nadzwyczajne radości. Jednak kino to część życia, a to najczęściej jest po prostu zwykłym życiem, a nie filmem sensacyjnym czy poruszającym dramatem, w którym na jednego boahtera spadają wszystkie nieszczęścia świata. Tym bardziej cieszy nas, że mimo wszystko powstają filmy, które opowiadają o tych całkowicie zwyczajnych i drobnych troskach, radościach, smutkach i szczęściach. Tego typu filmem jest właśnie produkcja Loveling od Best Film, którą Głos Kultury objął patronatem medialnym. Film, którego reżyserem jest debiutujący Gustavo Pizzi, opowiada o zwyczajnej, wielodzietnej rodzinie, która niespodziewanie musi zmierzyć się z faktem, że najstarszy z synów już niedługo opuści domowe ognisko i wyjedzie daleko poza granice kraju. O zmaganiach matki z myślą o rozłące; o zmaganiach reszty rodziny ze sfrustrowaną, ale wciąż pełną miłości matką; o śmiechu; o wzruszeniu; o smutku; o wzajemnym wsparciu; o kochającej się rodzinie – właśnie o tym opowiada Loveling. Jak natomiast wypada w bardziej szczegółowej analizie? Tego dowiecie się z poniższego Wielogłosu.

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Gdy tylko w połowie czerwca zobaczyłem zwiastun filmu Loveling, wiedziałem, że jest to produkcja, która przypadnie mi do gustu. Uwielbiam takie rodzinne historie, zwłaszcza gdy okazuje się, że wcale nie przedstawiają pełnej lukru, wyidealizowanej wersji rodzinnego pożycia, a członkowie tej malutkiej, unikatowej społeczności przeżywają osobiste dramaty, które często wynikają z zachowań rodzeństwa, rodziców bądź dzieci. Taki też jest reżyserski debiut Gustavo Pizziego, w którym przyjdzie nam obserwować nieidealną rodzinę, która boryka się z absolutnie szaro-burą codziennością, próbując przy tym wyjść na swoje i przy okazji nie zwariować.

Sylwia Sekret: Loveling to jeden z tych filmów, które nie porywają wartką akcją ani skomplikowanym scenariuszem, ale uwodzą swoją zwyczajnością – tym, że podejmują się tematyki codziennych problemów i nie udają przy tym, że opowiadają o czymś innym. Osobiście bardzo cenię tego typu produkcje i gdzieś w oddali majaczy mi skojarzenie do bardzo lubianego przeze mnie serialu Togetherness, o którym zresztą w Wielogłosie pisaliśmy TUTAJ. I jako produkcja opowiadająca o zwykłej rodzinie, która musi uporać się ze zwykłymi problemami, które jednak czasami dla nich samych urastają do rangi kosmicznych – film sprawdza się jak najlepiej.

PLUSY I MINUSY FILMU

Mateusz: Niekwestionowanym atutem tej produkcji jest jej problematyka oraz postawienie w centrum wydarzeń i uczynienie głównym bohaterem Loveling właśnie kobiety. Południowo-amerykańska produkcja jest prawdopodobnie jednym z najbliższych prawdzie fikcyjnych obrazów, opowiadających o życiu rodzinnym człowieka. Twórcy nie boją się pokazać typowej, mogłoby się wydawać – cholernie nudnej – prozy życia, na którą składają się: wspólne posiłki, wieczorny relaks rodziców z drinkiem w dłoni na ławce za domem, kibicowanie dziecku na trybunach, zmywanie, zepsuty kran, poszukiwanie nowej pracy czy wypad na plażę. Wszystko to ma jednak konkretny cel – pokazuje rodzinę Irene jako wspólny, zjednoczony ogranizm,  który mimo wszystko działa, jak należy. Kontrapunktem do tych wszystkich scen jest element, który jest dla Irene początkiem końca pewnej epoki i stanowi dla matki największe życiowe wyzwanie – mianowicie wyjazd jej pierworodnego syna Fernanda do Niemiec. Syn otrzymał atrakcyjną propozycję opuszczenia Brazylii i przeniesienia się do Europy, jako młody i niezwykle obiecujący bramkarz piłki ręcznej. Wyjazd syna wiąże się oczywiście z definitywnym opuszczeniem domu, co zresztą młody Fernando podkreśla niemal na każdym kroku, ale jest również olbrzymią szansą zarówno dla samego chłopaka, jak i dla całej jego rodziny na poprawienie statusu materialnego. Rodzice zdają sobie z tego sprawę, i o ile to Klaus zdaje się w tym wypadku podchodzić do sprawy w dojrzalszy i bardziej sprzyjający dziecku sposób, o tyle Irene w każdej nadarzającej się sytuacji szuka problemu i próbuje podważyć atrakcyjność oferty, którą otrzymał jej syn.

Sylwia: Myślę, że ta różnorodność w podejściu matki i ojca do wyjazdu i usamodzielnienia się syna miała też na celu to, by pokazać, jak bardziej dotkliwie tego typu rozłąkę i opuszczanie gniazda przez dziecko odczuwa zazwyczaj matka – czyli osoba, która przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem istotę, która teraz postanawia całkowicie odciąć pępowinę. Bywają sceny, kiedy widz złości się na Irene, kiedy ma ochotę uświadomić jej, jaka to szansa dla jej syna – ale jednocześnie zdaje on sobie sprawę, że właśnie o to w Loveling chodzi – by pokazać, że matka – do tej pory będąca ostoją i wspierająca synów na każdym kroku, nie wytrzymuje presji i szok związany z wyjazdem syna jest dla niej zbyt duży, by przeszła obok niego obojętnie. To, co dla postronnego obserwatora nie wydaje się być żadnym problemem – a wręcz przeciwnie, okazją do świętowania, dla matki okazuje się pewnym moralnym dylematem. Z jednej strony cieszy się i jest dumna z syna, z drugiej nie jest przygotowana na tak szybką jego dorosłość i opuszczenie rodzinnego domu. Ambiwalencja uczuć kobiety znajduje ujście w nietypowych dla niej zachowaniach i gniewnym zwracaniu się do syna, a przecież to właśnie miłość do niego stała się przyczynkiem całej tej sytuacji. Zwyczajność tego filmu i ambiwalentne uczucia kobiety to największe zalety tej produkcji.

Mateusz: Jeśli chodzi o minusy – ja takowych nie dostrzegam, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że dla niektórych głównym zarzutem będzie to, że Loveling z pewnością nie jest kinem środka, a widzowie przyzwyczajeni do masowych dzieł popkultury mogą najzwyczajniej w świecie się na dziele Pizziego nudzić. Zdecydowanie bliżej tu do kina artystycznego, które jednak wymaga od widza skupienia, uwagi i wysiłku intelektualnego. To nie jest produkcja do niedzielnego obiadu, którą można puścić w tle, rzucić okiem na losową scenę i rechotać z wątpliwej ekwilibrystyki scenarzystów.

Sylwia: Zanim przejdę do minusów, chciałabym wspomnieć jeszcze słów kilka o plusach. Mnie bardzo przypadła do gust scenografia – dom, w którym mieszka Irene z rodziną, a więc główne centrum większości wydarzeń, jest stary, zaniedbany i rozlatujący się – wystarczy wspomnieć, że ze względu na zablokowane drzwi bohaterowie przez większą częśc filmu wchodzą do domu oknem, a później pojawia się również dziura w ścianie. Jednak scenografia została stworzona tak, że mimo iż widz dostrzega wszelkie braki i niedoskonałości domu, widzi w nim również wzajemną miłość i troskę włożoną w każdy przygotowywany posiłek. To więc, co na pierwszy rzut oka wydaje się popękanymi, odrapanymi ścianami, ostatecznie staje się domowym ogniskiem pełnym ciepła i sentymentu.

Podobała mi się bardzo również kolorystyka serialu, która współgrała z żywiołowością bohaterów, ale jednocześnie wpasowała się w stonowany charakter opowieści.

Co do minusów natomiast – tak jak Ty zgodze się z tym, że na pewno znajdą się ludzie, którym Loveling do gustu nie przypadnie – ale z każdym filmem tak przecież jest. Nie każdy lubi filmy opowiadające z pozoru o niczym i te, w których akcja płynie stosunkowo wolno. Ja takie kameralne produkcję cenię bardzo i chętnie po nie sięgam, dlatego nie będę wymieniać minusów, które być może znajdą się – ale w oczach innego typu widza.

NAJLEPSZA SCENA

Mateusz: Podobał mi się moment, w którym kompletnie zrezygnowana Irene miała jeden z naprawdę nielicznych momentów załamania i z braku sił najzwyczajniej w świecie położyła się na kuchennej podłodze, rozpłakała się, dość głośno werbalizowała swój stan, a jej mąż, Klaus, bez większych ceregieli położył się obok niej, uważnie słuchając problemów żony i oferując jej fizyczną bliskość. Było to z jednej strony tak strasznie zwykłe, ale z drugiej strony kryje się w tej scenie olbrzymia magia, która tłumaczy, dlaczego w ogóle ludzie łączą się w pary. Wszak ludzie często nawzajem potrafią doprowadzać się do szaleństwa, a życie często brutalnie i nieprzyjemnie weryfikuje wielkie plany i ambicje, ale te drobne, z pozoru mało istotne elementy, jak wspólne obejmowanie się na kuchennej podłodze, dla mnie stanowią przykład tego, czym jest prawdziwa miłość.

Sylwia: A mnie się z kolei bardzo podobała scena z żabami. Była w niej taka czysta rodzinna radość, celebrowanie każdej chwili spędzonej z najbliższymi. Ta scena była dla mnie kwintesencją rodzinnego ciepła. A przecież nie trzeba było do niej dużo – mały stolik, krzesła, jakiś napój, malusieńki basen, za mały nawet dla jednego syna, a co dopiero dla czterech i – przede wszystkim – kochający się i mogący liczyć na siebie ludzie. Bardzo ciepła i optymistyczna scena, która również w jakiś sposób jest charakterystyczna w moim odczuciu dla tego filmu.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Chętnie powiem kilka słów o głównej bohaterce filmu Loveling. To właśnie Irene gasi wszelkie rodzinne pożary, trzyma rękę na pulsie, pamięta o wszystkim i stara się okiełznać sprawy, które wymykają się innym. Kobieta pozwala być swojemu mężowi głową rodziny, zostawiając na jego głowie pracę zawodową oraz wszelkie mniejsze lub większe naprawy domu, w którym mieszkają. Z jednej strony pozostawia Klausowi dowolność, pozwalając na snucie wielkich planów, dotyczących kolejnych “rewelacyjnych” pomysłów na biznes, który odmieni ich życie, wiedząc doskonale, jak bardzo ten element planowania jest potrzebny jej mężowi, z drugiej strony Irene nie zamierza dopuścić do sytuacji, w której rodzina pozostanie bez finansowego zabezpieczenia, dlatego kończy studia i szuka sposobności, aby wrócić do życia zawodowego, tym bardziej mając w świadomości, że dzieci są już coraz starsze i może pozwolić sobie na to, by zostawić synów samych w domu bądź pod opieką siostry. Dlatego nawet jeśli Klaus jest głową tej rodziny, Irene jest jej szyją, kręgosłupem, układem nerwowym oraz oddechowym, bez których ten organizm przestałby funkcjonować. Zdarzają się przy tym kobiecie niekontrolowane wybuchy emocji, które usilnie szukają ujścia, dlatego też Irene jest osobą raczej głośną, skłonną do krzyku i bliżej jej do osoby, która wywołuje napięcie, niż je rozładowuje. Prawdopodobnie w innych okolicznościach widz uznałby zachowanie Irene za przywarę jej osobowości, jednak mając świadomość tego, jak wiele dźwiga na swoich barkach ta niestrudzona kobieta, oraz jak trudna i olbrzymia zmiana – w postaci wypuszczenia z gniazda pierworodnego syna – zbliża się nieuchronnie do jej życia, trudno uznać Irene za kobietę złą.

Sylwia: A mnie się wydaje, że gdybyśmy poznali Irene kilka miesięcy przed tym, jak jej syn otrzymuję propozycję grania w piłkę recznę zawodowo w Niemczech, patrzylibyśmy na inną Irene. Jej dziki taniec i głosny śpiew, jej wybuchy – nawet dla jej rodziny wydają sie one nietypowe, dlatego skłania mnie to do podejrzeń, że jej krzykliwość i głośność zostały wzywolone dopiero przez stres i rozpacz związane z wyjazdem syna. Ale ponieważ nie znaliśmy kobiety wcześniej – możemy tylko gdybać na ten temat. Co nie zmienia faktu, że jest to kobieta o bardzo wyraźnie zarysowanym charakterze, co było też kluczowe dla tej produkcji.

Opowiem może jednak kilka słów o Fernando – czyli nieświadomym prowodyrze tak wielkich zmian w życiu Irene. Dlaczego nieświadomym? Ponieważ Fernando to jeszcze nastolatek, dla którego liczy się przygoda, poznanie nowego i szacunek kolegów, a także wizja sławy i pieniędzy. Ani przez moment nie pomyślał on o tym, że jego rodzina będzie za nim tęsknić. Zdaje się kompletnie nie rozumieć matki. I – wypowiadając się całkowicie szczerze – bardzo dobrze! Dobrze oczywiście ze względu na zachowanie realizmu i prawdopodobnych reakcji w filmie. Który nastolatek bowiem myślałby o reakcji i rozpaczy matki, kiedy oto otwierają się przed nim drzwi kariery i fantastyczna przygoda? Fernando zachował się tak, jak większość chłopców w jego wieku by się zachowała, a z kolei Irene odczuła to, co pewnie większość matek przeżywa, a o czym postronny obserwator – sąsiad, znajomy, listonosz – nie mają pojęcia. Fernando jednak idzie krok dalej i nie widzi nawet prawdopodobieństwa powrotu do rodzinnego domu w najbliższych latach, o czym jasno informuje nas scena, kiedy cała rodzina snuje rozważania nad rozplanowaniem pokoi w nowym domu. Nastolatek stanowczo mówi, że jego pokój może zostać przerobiony na coś innego, bo on już nie będzie w nim mieszkał. Co oczywiście rodzi dodatkową dozę frustracji i rozpaczy w duszy matki.

AKTORSTWO

Mateusz: Karine Teles, czterdziestoletnia, niezbyt atrakcyjna, ale pełna uroku i ekranowej charyzmy aktorka wciela się w Loveling w główną kobiecą rolę i w bardzo dobry sposób odgrywa rolę Irene, którą prawdopodobnie sama pomogła napisać, ponieważ jest także współautorką scenariusza do filmu Pizziego. Ekspresja Teles jest świetna i bardzo szybko aktorka przeistacza się w cierpliwą, wspierającą, ale i twardo stąpającą po ziemi żonę, troskliwą, ciepłą, ale i wymagającą matkę oraz życzliwą, pomocną i kochającą siostrę. Katrine Teles nie wiedzieć kiedy staje się ucieleśnieniem setek tysięcy kobiet, które mówią, myślą i robią wszystkie te rzeczy, które Irene.

Partnerujący jej Otávio Müller nie miał aż tyle do pokazania, ponieważ to nie on stoi w centrum, ale jako życiowy partner, ojciec i przyjaciel wypada bardzo naturalnie. Aktor za pomocą oszczędnych środków uzyskuje odpowiednio wiarygodny efekt i zarówno jako dopełnienie Teles, jak i jako samodzielna jednostka spisuje się dobrze.

Sylwia: Tak, Karine Teles dźwiga tak naprawdę większość gry aktorskiej w tym filmie i wychodzi jej to naprawde bardzo dobrze – bez względu na to, czy w ciszy usypia syna, czy wrzeszczy w chwili słabości. Jej ekspresja i smutek są naturalne, jakby samej aktorce przychodziły one z łatwością.

Warto też wspomnieć o piątce młodszych aktorów wcielających się w synów i siostrzeńca Irene. Z dziecięcymi rolami w filmach jest trudno, bo zazwyczaj kończy się na skrajnościach – albo wypadają one bardzo naturalnie i świeżo, albo sztucznie i niemrawo. W przypadku Loveling na szczęście miała miejsce ta pierwsza skrajność, z czego bardzo się cieszę. Głównym akorom udało się stworzyć wizję kochającej się i znającej się niemal na wylot rodziny, a to w kinie zawsze się ceni.

KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Loveling ma w sobie kilka naprawdę smacznych, nietuzinkowych i magicznych kadrów. Żeby daleko nie szukać – idealnym przykładem będzie tu ten, który znalazł się także w materiałach promocyjnych. Mianowicie ta pełna uroku scena, w której Irene wraz z wyfruwającym z gniazda synem Fernandem cieszą się sobą prawdopodobnie ostatni raz i dryfują objęci na sporym, czarnym kole ratunkowym na bezkresnej, spokojnej wodzie, w której odbija się pochmurne niebo. Coś pięknego.

Sylwia: Film, pod względem technicznym, okresliłabym mianem “malowniczego”. Wspominałam już w zaletach filmu o kolorach, ale wypowiem się o nich raz jeszcze, ponieważ mocno zapadły mi w pamięć. Kolory w Loveling tworzą kadry pełne uroku, humoru i przeróżnych emocji. Są kwintesencją rodzinnego życia – miłości, gniewu, smutku i euforii. Jest w nicj odzwierciedlone dosłownie wszystko. Faktem jest również to, o czym wspominasz – produkcja ta może pochwalić się kilkoma naprawde wyjątkowymi ujęciami, które zapadają w pamięci.

Mateusz: Ciekawym elementem filmu jest także muzyka, która zdecydowanie do przyjemnych czy kojących nie należy. W filmie Pizziego muzyka odzwierciedla burzliwe emocje Irene, dlatego dźwięki towarzyszące filmowi są raczej ostre, szarpane, pochmurne i ciężkie.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Gustavo Pizzi w swoim debiucie wziął na warsztat problem uniwersalny, ale i szalenie trudny. Dzięki Karine Teles wyszedł z tej próby z tarczą, ponieważ jej aktorski popis pokazuje niewątpliwie wielką próbę dla rodzica, jaką jest opuszczenie rodzinnego domu przez dziecko, w sposób wiarygodny i naturalny. To intymny film, utkany z drobnych pociech i smutków, stawiający rodzinę w centrum wszechświata.

Sylwia: Loveling to bardzo zwykły film, ale stworzony z tego rodzaju zwyczajności, której w kinie najczęściej brakuje. Siła miłości, rodziny i domowego ogniska jest ogromna, a uczucie matki bywa najsilniejsze ze wszystkich. W tym barwnym dramacie wszystko jest na swoim miejscu, co ostatecznie przełożyło się na bardzo dobrą, wyjątkową w swej zwyczajności opowieść.

Fot.: Best Film


Ocena Mateusza: 7+/10

Ocena Sylwii: 7/10

Loveling

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *