Łukasz Czeszumski w swoim reportażu Miasto gangów podejmuje się próby zademonstrowania prawdziwego obrazu najsłynniejszego miasta grzechu, zabawy i szaleństwa, miasta skrajności, tajemnic i olbrzymich kontrastów – Rio de Janeiro. Czy można prowadzić normalne życie w miejscu, gdzie wyjście poza próg domu może skończyć się śmiercią? A frakcje narkotykowe? Dlaczego mieszkańcy faweli tak im ufają? No i w końcu, co na to policja? To, co pokazuje nam autor, to ciężka rzeczywistość, w której istnienie niejednokrotnie wątpimy. Świat nie jest tylko czarny i biały, posiada różne odcienie szarości w postaci trafikanta, który gra z dzieciakami w piłkę, lub mundurowego z odznaką, który zabija dziecko na oczach matki.
Obecnie niewiele znajdzie się odbiorców, którzy określiliby reportaż jako ich ulubiony gatunek literacki. Sztuka piśmiennicza wydaje się być zdominowana przez literaturę kreującą idealny wizerunek rzeczywistości, a my jako czytelnicy pragniemy obracać się w świecie perfekcyjnym, gdzie każda krzywda natychmiast zostaje zastąpiona przez zadośćuczynienie. Jednak nie zniechęca to pisarzy, aby podjąć się bardziej odważnej tematyki, gdzie twórca ma szansę przedstawić autentyczność i realia dzisiejszego świata, nie ugrzeczniając, nie słodząc, nie bagatelizując. I tego właśnie potrzebujemy: zdjęcia różowych okularów i spojrzenia na świat z perspektywy, która uświadomi nas, że zło nie istnieje tylko w bajkach.
I nie każda historia kończy się happy endem.
WRAŻENIA OGÓLNE
Anna Sroka-Czyżewska: Byłam poważnie wstrząśnięta lekturą Miasta gangów. Do tej pory piękne i kolorowe Rio de Janeiro kojarzyło mi się ze wspaniałym karnawałem, którego relacje pokazywane są od wielu lat w czołowych wydaniach wiadomości. Określenie fawela oczywiście było mi znane, ale nie sądziłam, że warunki panujące w tych dzielnicach nędzy to nie tylko bieda, trudne warunki mieszkaniowe, ale również codzienna walka o życie. Walka z trafikiem, czyli handlarzami narkotyków, oraz walka z władzą w postaci policji i grup militarnych. Człowiek żyjący w faweli Rio nie ma łatwego życia i Łukasz Czeszumski doskonale poradził sobie ze sportretowaniem nie tylko miasta i jego mrocznych zakamarków, ale również pokazał jednostkę, która jest w tym wszystkim jedynie kolejną liczbą w statystyce.
Natalia Trzeja: W stu (a nawet więcej) procentach się z Tobą zgadzam, gdyż po przeczytaniu Miasta gangów byłam zszokowana tym, co się dzieje w tym pięknym mieście, a co wszystkie media lekceważą. Z początku trudno mi było uwierzyć w to, co opowiada autor, bo “Hej! to przecież Rio! Karnawał, imprezy i Igrzyska Olimpijskie!”.
Przed podjęciem się tej przygody z Łukaszem Czeszumskim miałam już swoje wyobrażenie Rio de Janeiro, które w żadnym stopniu nie pokrywało się z tym, czym uraczył nas sam autor. Miasto zabawy, karnawału i szaleństwa stało się miejscem walk między handlarzami narkotyków a oddziałami milicji, lecz w tym przypadku skutki tego konfliktu najbardziej odczuwają sami mieszkańcy faweli, którzy w poszukiwaniu lepszego życia osiedlili się w Rio; w mieście, które miało stać się ucieleśnieniem ich marzeń i upragnionego dobrobytu. Zamiast tego przeobraziło się w źródło ich najgorszych koszmarów, gdzie każde wyjście do sklepu mogło zakończyć się utratą życia, a matki wysyłają swoje dzieci do szkoły, nie mając pewności, czy jeszcze dziś w nocy wrócą do domu, aby odrobić swoje lekcje. Miasto gangów zrywa zasłonę powieszoną przez media i raczy nas wizerunkiem Rio de Janeiro, którego nie ujrzymy w żadnych social mediach. W trakcie lektury miałam wrażenie, jakbym czytała scenariusz do kolejnego sezonu Narcos, ponieważ to, co opisuje autor, wydaje się wielce nierealne, wręcz “filmowe”, jednak to, co dla nas jest wielką abstrakcją, dla niektórych Brazylijczyków jest chlebem powszednim.
Anna: Zgadzam się. Ja dodatkowo obejrzałam polecane przez Łukasza Czeszumskiego filmy, a więc Elitarni (2007) oraz Elitarni – ostatnie starcie (2010), które pokazał drugą stronę medalu – pracę jednostki BOPE (elitarna jednostka specjalna policji przynależąca do Żandarmerii Wojskowej Stanu Rio de Janeiro w Brazylii). To jeszcze bardziej unaoczniło mi, jak brutalny jest świat w faweli.
WADY I ZALETY REPORTAŻU
Anna: Przede wszystkim moją uwagę przykuły plastyczne opisy, ich obrazowość i realizm. Wiemy, że autor przebywał w Rio już któryś raz, że zna jego mocne i słabe strony, że potrafi odnaleźć się w tym skrajnym mieście. W jego reportażu mamy urywki różnych spotkań, rozmów, ale skojarzone z miejscami, które odwiedza. Są to bardzo barwne anegdoty, a niekiedy mrożące krew historie. Wszystko to zestawione jest z surowym opisem rzeczywistości, kiedy mijają (wraz z opiekunem) np. grupkę młodych trafikantów, czy widzą coś bardzo niepokojącego lub kiedy autor zdradza nam, że w danej sytuacji bał się, musiał schować aparat, czy wręcz trzymać ręce na widoku, aby członkowie gangu mogli wpuścić go do faweli. Gdyby nie to, zginąłby. I podczas lektury, nasuwały mi się myśli, czy jest to reportaż o mieście i ludziach, czy reportaż wojenny? Nieustanna wojna trafiku z policją wskazuje na to drugie. Co do wad, to uważam, że w książce powinny być zdjęcia, dodałoby to jeszcze więcej autentyzmu opowiadanym historiom.
Natalia: Jeśli chodzi o wady, to faktycznie zdjęcia wzbogaciłyby cały reportaż, jednak jak sam autor wspomina, chwilami było to utrudnione lub nawet niemożliwe. Poza tym, uważam, że książka nie posiada jakichś większych wad. Największą zaletą jest to, że autor nie patyczkuje się z czytelnikiem i ma odwagę napisać historię ludzi, którzy aktualnie są zepchnięci na margines społeczny. Bo kto by tam się przejmował jakąś biedotą i bandytami? Ja powiem kto: Łukasz Czeszumski.
Uważam, że sposób, w jaki książka została napisana, zasługuje na uznanie. Autor zawarł “techniczne” wiadomości, które mają nas wprowadzić w brazylijski świat trafiku, lecz ich ilość została na tyle ograniczona, że czytelnik nie odczuwa przeciążenia monstrualną ilością informacji. Na początku miałam lekką obawę, żeby nie cofnąć się o parę lat wstecz i czytać kolejny podręcznik z geografii czy wiedzy o społeczeństwie, jednak owo wrażenie zaczęło ustępować wraz kolejnymi rozdziałami Miasta gangów. Owszem, znajdziemy tam trochę faktów o kształtowaniu się oddziałów milicji, osobach publicznych czy historię o kształtowaniu się dużych frakcji narkotykowych, jednak jak wspomniałam wcześniej, zostały one zredukowane do przyzwoitej długości, a każdy opisany incydent jest wzbogacony o spowiedź mieszkańców faweli i trafikantów, którzy przedstawione wydarzenia przeżyli na własnej skórze. Bo właśnie to dręczy nas najbardziej: jak na to wszystko reagują mieszkańcy i czy mają wybór, by ten swój los zmienić? I właśnie na tym głównie skupia się reportaż: na losach ludzi, którzy opowiadają o incydentach w Rio ze swojego punktu widzenia; nie perspektywy światowych mediów, lecz swojej własnej. “Przecież nie mogą się one aż tak różnić!” – Tak? Ale w jakiej prasie ludzie powiedzą, że z trafikiem mają lepiej?
NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘĆ FRAGMENT
Natalia: Mogłabym śmiało stwierdzić, że cała książka to jest jeden wielki zapadający w pamięci fragment, gdyż dla mnie (aż do przeczytania książki) Rio było tylko karnawałem, miejscem turystycznym i Pomnikiem Chrystusa Odkupiciela. Teraz stało się miastem dwóch sprzeczności. Z jednej strony widzimy zjawiskowe miasto, serce Brazylii, gdzie co roku ludzie z całego świata przybywają, aby bawić podczas się najbardziej szalonego karnawału, tymczasem z drugiej strony dostrzegamy fawele strzeżone przez trafikantów, gdzie ludzie odrzuceni przez społeczeństwo szukają wszelkich sposobów, aby zapewnić byt sobie i swojej rodzinie.
Jednak są momenty, które niezaprzeczalnie zostaną mi w pamięci na długo. Jednym z nich jest bardzo krótki fragment, jeden akapit, który nie zajmuje nawet pół strony, a myślę o nim nawet po zakończeniu swojej czytelniczej przygody z Rio.
Wolność od tego paskudnego uczucia, które wzbiera w człowieku, gdy słyszy o kolejnym incydencie opartym na głupocie, brutalności, bezsensie i chciwości…
Jest to historia siedemnastoletniej Sorai; młoda, piękna i ambitna dziewczyna marzyła o studiowaniu aeronautyki, a przed sobą miała wiele lat życia, w których jeszcze miała czas na dorosłe zmartwienia. Teraz powinna się bawić, śmiać, pić piwo z przyjaciółmi i zastanawiać się, jak poprawić niezapowiedzianą kartkówkę z matematyki. Niestety znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Soraia wraz ze swoją koleżanką przechodziły obok jednej z faweli, gdzie na motorach podjechali do nich uzbrojeni bandyci, odbierając im telefony komórkowe. Rozsądne dziewczyny oddały im urządzenia bez żadnego sprzeciwu, bowiem czym jest mała komórka wobec utraty życia?
(…) ale jeden z bandytów zwrócił telefon Sorai, bo mu się nie spodobał. Wtedy drugi wypalił dziewczynie z pistoletu w głowę…
Podobało mi się również, jak autor ukazał sposoby działania policji, które w większości odbiegały od tradycyjnych interwencji, bowiem nie ma tu tylko mowy o korupcji, ale o przekonaniu o własnej wyższości i władzy nad życiem i śmiercią. Wstrząsająca jest historia, która w książce zyskała tytuł Chłopak, który zginął, bo biegł, i już sam nagłówek wskazuje, jak niewiele potrzeba, aby przez policjanta zostać uznanym za bandytę. Caio Moraes miał dwadzieścia lat kiedy zginął, a jego największą zbrodnią było to, że znalazł się w nieodpowiednim czasie. Pewnego dnia, gdy wracał z pracy, jedna z ulic została zablokowana. Odbywała się tam demonstracja, gdzie doszło do starć z policją. Gdy sytuacja zaczęła przybierać na sile, Caio porzucił swój motocykl i pobiegł do domu matki, który znajdował się w pobliżu, jednak zza budynku wysunął się policjant, który bez zastanowienia zastrzelił chłopaka.
Policjant tłumaczył potem, że zabójstwo Caio było pomyłką. Że strzelał do trafikantów, których jakoby widział w górze faweli, ale jakiś cudem zamiast nich trafił w biegnącego cywila. Policjanta nie obciążono żadną odpowiedzialnością.
Anna: W Mieście Gangów było wiele fragmentów, które zrobiły na mnie spore wrażenie, ale jeden w szczególności zapadł mi w pamięć. Zacytuję:
Wracamy na szczyt wzgórza. Gdy siedzimy, odpoczywając po zdjęciach, podchodzi do nas kilkuletni chłopczyk. Wyraźnie fascynuje się aparatami. Stoi długo przed obiektywem, wpatrując się w niego z powagą. Potem dotyka nieśmiało przesuwników obiektywu, przycisków nastawczych. Jest jednocześnie poruszony i ciekawski. W końcu pyta :
– Czy z tego można mnie zabić?
Bruno głaszcze chłopca po główce, pokazuje mu aparat.
– Maluszku, to nie broń, to aparat. Służy do robienia zdjęć. Zobacz, jak się to robi.
Chłopiec ogląda aparat, ale jest ostrożny, nieufny. W swoim życiu jeszcze nigdy nie widział aparatu fotograficznego, za to widział już wiele broni.
Los dzieci żyjących w fawelach Rio jest w zasadzie z góry przesądzony. Strzelaniny, pościgi, uliczna walka trafikantów i oddziałów milicji to tło życia wielu młodych ludzi, w tym niezliczonej liczby dzieci. W książce ujęta jest historia takich osób, które w poszukiwaniu lepszego życia, w pogoni za jakąkolwiek pracą czy zajęciem oddają się w ręce gangu bez mrugnięcia okiem. Dla nich to oznaka lepszego statusu, oznaka życia z jakimś celem, a w końcu – prestiż, swoboda i pieniądze. Dla młodych chłopaków bycie częścią tego świata to czasem jedyna ambicja. Życie w takim otoczeniu, nie znając niczego innego, nie wiedząc, że za wzgórzami i obwarowaniami faweli toczy się inne, normalne życie, powoduje, że taki człowiek nie wie, że może mógłby coś więcej, że może mógłby inaczej. Na szczęście w Mieście Gangów są wyjątkowe historie osób, które zawróciły z wybranej ścieżki i próbują żyć po swojemu, na przekór wszystkim. Jest ich jednak niewielu.
JĘZYK I STYL
Natalia: Nie mamy tu do czynienia z ogromem słownictwa specjalistycznego, a całość została napisana zrozumiałym językiem, przez co książkę czytało się bardzo przyjemnie. Wszelkie formy dialogu nie zostały przekształcone w filozoficzno-intelektualne dysputy, a zachowały swoje naturalne “brzmienie” dzięki czemu cały reportaż zyskał na obrazowości i zachował realizm współczesnego Rio. Czytając lekturę, czułam się jakbym słuchała opowieści dobrego znajomego, co jest mocną stroną tego reportażu.
Autor już na początku zaopatrzył nas w krótki słowniczek, który wyjaśnia słowa kluczowe, niezbędne do zrozumienia kilku aspektów “fawelskiej” rzeczywistości, dlatego już na starcie nie musimy rzucać się na wyszukiwarkę Google z frazą “Co to jest…?”, ponieważ pod tym względem zadbał o nas autor, a pojęcia takie trafik, BOPE czy boca de fumo nie będą już dla nas tajemnicą.
Anna: Mnie również przypadł do gustu słowniczek i od razu zmierzyłam się z takimi pojęciami, jak choćby właśnie trafik czy Nordeste. Poza tym, dzięki dobremu stylowi autora, książkę czyta się szybko, ale czasem potrzeba chwili na oddech, ale to ze względu na ciężar emocjonalny, którym jesteśmy wręcz przygniatani podczas lektury reportażu.
WYDANIE
Natalia: Mówi się “Nie oceniaj książki po okładce”, jednak muszę przyznać, że w moim przypadku odegrała ważną rolę, jeśli chodzi o podjęcie się tej lektury. Fotografia na okładce idealnie obrazuje wewnętrzny podział mieszkańców i samego miasta. Graniczą tutaj dwa równoległe światy: osadzona na wzgórzu fawela, sypiące się budynki i bieda niektórych mieszkańców stykają się z tym stereotypowym wizerunkiem miasta pełnego dobrobytu, pieniędzy i “drapaczy chmur”. Na okładce dokładnie widać, że fawela jest integralną częścią miasta, a nie dzielnicą odgrodzoną wielkim murem. Z obu stron żyją tacy sami ludzie, lecz nie wszystkim było dane prowadzić jedwabne życie, jednak to wcale nie znaczy, że ludzie z faweli nie są wcale szczęśliwi. Co więcej, wielu z jej mieszkańców nie pragnie się wyprowadzać, a jeśli nawet to zrobią – po pewnym czasie ponownie wracają.
Anna: Również przychylę się do tego, co napisałaś, że duży wpływ na moją chęć zapoznania się z książką miał intrygujący tytuł i okładka, które sugerowały dobrą dziennikarską robotę – i to otrzymałam. Niedostępne dla zwykłej osoby rejony wielkiego i tajemniczego miasta Rio de Janeiro, które znane nam są właśnie z tych pięknych festiwali i parad, a ukryty jest ten drugi świat – świat przemocy, śmierci i braku nadziei.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Natalia: Miasto gangów ujawnia ukryte oblicze Rio de Janeiro, którego nie pokażą nam media. To miasto, które dotychczas jawiło się jako światowa stolica karnawału, było i nadal jest trawione wojną narkotykową i skorumpowaną policją. Miasto, które po słynnej olimpiadzie w 2016 stopniowo zaczęło osuwać się w ciemność, niezaprzeczalnie krzywdzi swoich mieszkańców, lecz skoro działa ono tak toksycznie, dlaczego nie uciekną oni, zostawiając za sobą tragiczną przeszłość i mniej bezpieczną przyszłość? Bo samo Rio działa jak narkotyk i jeśli postawisz w nim pierwszy krok, pragniesz stawiać kolejne i kolejne; miasto pochłonie cię całego, pozostając w pamięci jeszcze długo po opuszczeniu jego granicy.
Reportaż jest spowiedzią ludzi niewidocznej części Rio de Janeiro i to właśnie dzięki nim możemy poznać prawdziwy portret tego, co telewizja za wszelką cenę próbuje ukryć lub – co gorsze – przekoloryzować wypadki dla własnych, egoistycznych korzyści.
Coś, co my uważamy za piekło, dla innych staje się codziennością, do której – ku naszemu niedowierzaniu – można się przyzwyczaić. Świadomość kruchości życia pobudza mieszkańców do celebrowania każdego dnia, co sprawia, że prawdopodobnie są jedynym społeczeństwem na kuli ziemskiej, który propaguje ideę carpe diem. Bo tak naprawdę nie wiemy, czy dzisiejsza kolacja z rodziną nie jest naszą ostatnią. Za to ja wiem jedną rzecz: po tej lekturze niewątpliwie będę częściej sięgać po książki z pogranicza publicystyki.
Anna: Doceniam robotę, jaką wykonał Łukasz Czeszumski. To, co musiał zrobić, aby pozyskać niektóre historie i zwierzenia, budzi we mnie podziw i niewątpliwie zasługuje na dużą pochwałę. Przez sam fakt niebezpieczeństw nasuwają mi się na myśl korespondenci wojenni i ich zmagania z rzeczywistością, czasem pod groźbą utraty życia czy zdrowia, pod ostrzałem i w nieustannej konspiracji. W fawelach Rio jest bardzo niebezpiecznie dla zwykłego, niepochodzącego stamtąd człowieka i my, tacy zwykli ludzie, pewnie nie moglibyśmy nigdy zgłębić ich tajemnic.
Miasto Gangów prowadzi nas przez wąskie uliczki faweli, przez wzgórza i zakamarki ukrytego świata wielkiego miasta. Miasta, nad którym króluje wielki posąg Jezusa, a którego wybrzeża słyną z cudownych i piaszczystych plaż. Świata niedostępnego, brutalnego i nieprzeniknionego. Obok normalnego życia toczy się walka na śmierć i życie, bo codzienność mieszkańców faweli Rio to naloty policji, strzelaniny, bezprawie i wszechobecne narkotyki, co trafnie podsumował autor: Narkotyki to krwiobieg Rio de Janeiro, a jedno ze słynnych obecnie powiedzeń brzmi: Dzisiejsze Rio to jak Medellin w czasach Pablo Escobara. I to jest przerażające.
Natalia: W zupełności się zgadzam, że autor wykonał dobrą robotę dziennikarską, dlatego na wielkie uznanie i szacunek zasługuje odwaga, bo kto miałby śmiałość wkroczyć do faweli, szczególnie że mamy zakorzeniony stereotypowy wizerunek faweli, gdzie jedyne, co może zaoferować rzeczywistość, to biedę, agresję i śmierć?
Fot.: CL Media
Podobne wpisy:
- Epidemia przemocy – Alex Kotlowitz – „Amerykańskie…
- Współczesne i historyczne oblicze miasta - William…
- Tajemniczy Lwów – Ziemowit Szczerek – „Wymyślone…
- Byle do przodu - Christopher Priest - "Odwrócony…
- Premiera rozszerzeń do gry The Others: Gniew i Apokalipsa
- Miasta i miasteczka – Marek Szymaniak – „Zapaść” [recenzja]