Wielogłosem o..: „Miłość mojego brata”

Monia Chokri, aktorka znana w Polsce do tej pory przede wszystkim z filmów Kanadyjczyka Xaviera Dolana, debiutuje jako reżyserka w osobliwej, zwariowanej komedii zatytułowanej Miłość mojego brata. Film ten był pokazywany w zeszłym roku w sekcji Un Certain Regard festiwalu w Cannes. Obraz ten wprowadza do polskich kin firma Aurora Films, Głos Kultury zaś objął go swoim patronatem medialnym. Klaudia i Michał w swoim Wielogłosie rozbierają na czynniki pierwsze wszelkie elementy definiujące tak formalnie, jak i fabularnie ów film.

WRAŻENIA OGÓLNE

Michał Mielnik: Przyznam, że po obrazie Miłość mojego brata spodziewałem się raczej czegoś w stylu Xaviera Dolana, choć przekonanie to wynikało chyba wyłącznie z faktu, że jest to debiut reżyserski Moni Chokri, tj. aktorki znanej wcześniej właśnie z filmów Dolana. Tymczasem rezultat przypomina jednak coś, co w kinie kanadyjskim uprawia inny, stosunkowo dobrze znany twórca reprezentujący tę kinematografię, a zatem Denys Arcand, może tylko w wersji przepisanej na młodsze pokolenie. To zupełnie inny język formalny, aczkolwiek zwróciłem uwagę na fakt, że Miłość mojego brata została zrealizowana w podobnym formacie kadru, co Mama Dolana. Tego typu odniesienia są w jakiejś mierze na wyrost, bo w ten oto sposób przyjmiemy, że każdy film wyprodukowany w Kanadzie we francuskiej wersji językowej powinniśmy porównywać z Dolanem (którego nowy obraz notabene także pojawi się w polskich kinach w lutym), niemniej jednak to właśnie świadczy o dominacji perspektywy frankofońskiej w twórczości filmowców z tego kraju, mimo że Frankofoni proporcjonalnie stanowią mniejszość. Nie zapominajmy też o Denisie Cote, którego film gościł niedawno na naszych ekranach – notabene także sumptem Aurora Films, stosunkowo niedawno [mowa o filmie Antologia duchów miasta – przyp. red.]. Na tym tle dokonania angielskojęzycznych reżyserów pochodzących z Kanady prezentują się dość blado.

Klaudia Rudzka: Oglądając Miłość mojego brata – film otwierający sekcję Un Certain Regard w Cannes – nie sposób oprzeć się porównaniom do twórczości Xaviera Dolana. Jednak to, że obiecujący debiut Monii Chokri tak samo, jak w przypadku dzieł reżysera, został wyprodukowany przez Nancy Grant, może jedynie pomóc w rozpowszechnieniu i odbiorze tego dzieła. Ten melancholijny, słodko-gorzki film w pewnym sensie karykaturalny, ale jednocześnie niezwykle uniwersalny niesie ze sobą zarówno mnóstwo zabawy, jak i gorzkiej nauki. Podobnie jak Michał – zagłębiając się w fabułę, nie mogłam oprzeć się filmowym skojarzeniom – miałam wrażenie, że oglądam dalsze losy Dawn Wiener znanej z Welcome to the Dollhouse Todda Solondza.

ZALETY I WADY FILMU

Klaudia: Zalety to bez wątpienia strona wizualna i techniczna filmu, których nie powstydziłby się sam Dolan. Scena zamykająca sekwencję początkową, w której różowo-niebieskie kartki papieru porywane na wietrze, uciekają Sophie (Anne-Elisabeth Bosse), udowadniają niesamowity zmysł estetyczny reżyserki. Ujęcia przypominające poprzez montaż i scenografię teledyski, przeplatane z poetyckimi kadrami tworzą prawdziwą ucztę wizualną. Całość dopełnia znakomicie skomponowana muzyka, tworząca atmosferę bajkowości i surrealizmu. Plusem filmu jest również jego narastające tempo. Wraz z biegiem historii  i początkowym wrażeniem pretensjonalności głównej bohaterki widz zostaje pozytywnie zaskoczony. Dawka śmiechu, rosnąca sympatia do Sophie, mądre dialogi, z którymi mamy styczność, dowodzą, że jest to dobry debiut.

Nie zapominajmy jednak, że udany film to nie tylko wspaniałe kadry. Musi za tym iść również przekonująca historia. W produkcji Miłość mojego brata narracja trochę szwankuje. Miałam wrażenie, że wraz z egzaltowanymi debatami i modnymi, bardzo współczesnymi kadrami nie idzie żadna głębsza myśl. Co właściwie chciała nam przekazać Sophie? Co miała oznaczać scena zamykająca film, prócz tego, że wizualnie była majstersztykiem niczym dzieła Rene Magritte’a?  Czy ma ona związek z zimową sceną z początku filmu? W tym kontekście dostrzegam pewne braki w scenariuszu.

Michał: Potwierdzam i przyłączam się do Twojego stanowiska odnośnie do strony technicznej filmu. Chodzi w tym miejscu o pewną świadomie używaną estetykę kampu przejawiającą się choćby w jaskrawych kolorach, lekko telenowelowej konwencji oraz udanym doborze zupełnie różnych utworów tworzących ścieżkę dźwiękową. Oceniam ten film jednak wyżej niż Klaudia. Mimo pozornego chaosu debiutująca w reżyserii aktorka znakomicie panuje nad materiałem. Nie ma tu zbędnych scen. Część rozśmiesza do łez, inne zaś wprowadzają w stan melancholii. Jest to film, w którym ludzie w moim wieku mogą się przejrzeć, i sądzę, że do takiej widowni adresowany jest przekaz.

PROBLEMATYKA

Klaudia: Historia przedstawiona w filmie opowiada o głębokich, momentami toksycznych relacjach rodzinnych oraz o kobiecie poszukującej celu i sensu swojego życia w tym jakże zepsutym, zmierzającym do zagłady świecie. Pomimo porażek i zgorzknienia głównej bohaterki nie jest to jednak opowieść całkowicie przygnębiająca. Rodzinne posiłki przypominające sztukę teatralną, relacje z bratem Karimem i jego nową miłością to spektakl powiedzielibyśmy „zwykłego życia” wraz z jego wzlotami i upadkami. To w pewnym sensie przerysowana, acz prawdziwa rzeczywistość współczesnych trzydziestoparolatków, w której szukając pierwszego zatrudnienia, w urzędzie pracy słyszymy:  „Nie mamy ofert dla osób z twoimi kwalifikacjami (osiem lat studiów zakończonych doktoratem) i zerowym doświadczeniem”.

Michał: Tematyka przypomina mi nieco to, co widziałem w kameralnej komedii kryminalnej zatytułowanej Stracone wakacje pokazywanej w trakcie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Taka sama bohaterka, która nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem, mimo że wiek już by ją do tego predestynował. W filmie Chokri dochodzi do tego kwestia uwikłania w relacje rodzinne, które są tyleż budujące, co paradoksalnie ciągnące nas w dół. Ostatnia scena jednak – diametralnie odmienna od tego, co oglądaliśmy wcześniej – enigmatyczna i wieloznaczna, wskazuje jednak na ocalającą moc rodziny. Oczywiście wszystko jest surrealistycznie przegięte, a zatem nie sposób traktować filmu w kategoriach dokumentu.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCA W PAMIĘĆ SCENA

Klaudia: Bez wątpienia najbardziej zapadającą w pamięć sceną, kiedy ogląda się Miłość mojego brata, jest ta, w której Karim przedstawia swoją wybrankę rodzicom. Na uwagę zasługuje dynamika, przebieg kolacji i zabiegi techniczne w owej sekwencji. Ukazanie zdarzeń spod szklanego stołu wraz z martwą głową łososia sprawiają, że stajemy się cichymi świadkami ożywionych rozmów. Drugą najbardziej zapadającą w pamięć sceną jest wspominana przeze mnie wcześniej – scena kończąca sekwencję otwierającą film. Przed potężnymi drzwiami uczelni wyższej w Montrealu, do której aplikuje Sophie, wraz z nadejściem silnego wiatru i niespodziewanej burzy śnieżnej zdaje się ulatywać cała przyszłość bohaterki razem z jej nadziejami na lepsze jutro,  kontrastując tym samym z bajkowo-cukierkowymi, różowo-niebieskimi kartkami jej notatek.

Michał: W szczególności będzie to, tak jak zresztą wskazuje też Klaudia, obraz rodzinnej kolacji, w której uczestniczy partnerka tytułowego brata. Trochę mi to przypominało Dom wariatów Koterskiego, a może nawet francuskie filmy Żuławskiego ukazujące w krzywym zwierciadle piekło rodzinnych więzi. Podobała mi się ta stopniowo nakręcająca się spirala wściekłości kontrapunktowana anielskim spokojem eterycznej Eloise. Podobała mi się też cała sekwencja randki Sophie z szalonym ginekologiem i dziwaczny taniec tej dwójki, któremu towarzyszy bezceremonialny współlokator tego ostatniego (w roli Alexa inny gwiazdor filmów Dolana – Niels Schneider). Cały ten film jest zbiorem mikroscen nanizanych na nitkę bardzo luźnej fabuły nieukładającej się w jakąś konkretną opowieść.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Klaudia: Pierwsze skrzypce gra tu Sophie, której życie zawodowe i osobiste, w przeciwieństwie do ukazywanych na ekranie, nie jawi się w pastelowych barwach. Trzydziestoparolatka po ukończeniu studiów filozoficznych musi wziąć się w garść i zmierzyć ze swoimi porażkami. Jest to w pewnym sensie postać tragiczna, która nie ma celu – brak miłości, rodziny, satysfakcjonującej pracy, zdana na łaskę brata i rodziców. Mimo to, choć chwilami denerwuje, nie wzbudza naszej niechęci. W całym swoim zacietrzewieniu Sophe jest zwyczajnie poczciwa. Wraz z biegiem historii coraz bardziej lubimy tę ironiczną, mającą na wszystko wytłumaczenie postać i współczujemy jej, mając świadomość, że jeśli chce zmienić swoje życie, musi zacząć od siebie.

Kolejną postacią wartą omówienia jest Eloïse (Évelyne Brochu) uosabiająca wszystko to, czego Sophie nie ma. Anielska uroda, stabilna praca, radość z życia i pozytywne nastawienie zdają się również idealnym kontrastem do postaci Sophie, co, uważam, wyszło reżyserce doskonale. Spoiwem łączącym obie, tak różne bohaterki, jest Karim.

Michał: Tak, rzeczywiście – to film o Sophie, co wynika już z samej konstrukcji tytułu. Jest to jej perspektywa. Zapewne zupełnie ostentacyjnie reżyserka uczyniła z niej postać antypatyczną i irytującą, ale też emblematyczną dla pokolenia zblazowanych trzydziestolatków właściwie bez stałego zajęcia i z wykształceniem nieadekwatnym do wymagań rynku pracy. Sophie jest bezczelna, opryskliwa, samolubna, złośliwa, a nadto nie potrafi ułożyć sobie relacji z mężczyznami. Jej relacja z bratem jest wyjątkowo silna, być może nawet na granicy kazirodczej miłości, co tłumaczyłoby uczucie zazdrości, jakie pojawia się w kontekście związku Karima i Eloise. Eloise to antyteza Sophie. Zapewne protagonistka chciałaby być taka jak ona, ale właśnie odległość od tego ideału kobiecości (sądzę, że nie bez znaczenia jest tutaj imię owej tytułowej miłości odwołujące się zmitologizowanego romansu filozofów Abelarda i Heloizy) wywołuje u niej frustrację.

Jeśli zaś chodzi o postacie drugoplanowe, to podobała mi się figura ojca Sophie i Karima, grana przez izraelskiego aktora Sassana Gabaia, która wprowadza nowy motyw do tego filmu. Otóż, chodzi o doświadczenie imigracji i trudności w asymilacji w obcym kraju. Być może jest to wątek zbędny w kontekście głównego tematu obrazu Chokri, ale nobilituje go właśnie udane aktorstwo rzeczonego artysty.

AKTORSTWO

Klaudia: Anne-Élisabeth Bossé jest doskonałym wyborem obsadowym. Aktorka w roli Sophie sprawdza się bardzo przekonująco i idealnie uosabia wszystkie, nihilistyczne i niezdarne poczynania bohaterki, która koniec końców potrafi być szczęśliwa. Momentami denerwuje, innym razem wzrusza, lecz na pewno jest to kreacja, z którą wielu z nas może się utożsamiać w poszukiwaniu własnego sensu.

Michał: Powiedziałem już co nieco o poziomie gry aktorskiej w powyższych wpisach. Reżyserka w szczególny sposób prowadzi aktorów, niejako wciąż zderzając ich ze sobą w spalającym frenetycznym tańcu życia. Pod tym względem, tj. z punktu widzenia pewnej ekspresji zachowań, jest to film nieco teatralny. Każdy z odtwórców, w tym także figury wręcz epizodyczne, mają tu swoje pięć minut.

KWESTIE TECHNICZNE

Klaudia: Techniczna strona to przede wszystkim popis aktorstwa, który niekiedy przypomina przerysowaną burleskę, innym razem raczy nas obrazami uroczymi i melancholijnymi, które dopełnia doskonała muzyka. Montaż filmu również zasługuję na szczególną uwagę, reżyserka, Monia Chokri, jest bowiem za niego współodpowiedzialna. Wraz z Justine Gauthier stosują ciekawe zabiegi, takie jak między innymi użycie pastelowych kolorów pomiędzy scenami zamiast klasycznej czerni i bieli. Ponadto całość zdjęć kręcona jest na taśmie 16 mm, co podkreśla atmosferę i tworzy niesamowity klimat filmu, nadając mu teledyskowy, bardzo współczesny wydźwięk rodem z dzieł Xaviera Dolana.

Michał: Na pewno nie jest to w żadnej mierze jakakolwiek formuła stylu zerowego. Tak ze względu na użyte środki techniczne, jak i przerysowane aktorstwo, nie sposób traktować tego tytułu całkiem poważnie. Montaż odgrywa tutaj istotną rolę także ze względu na epizodyczno-dygresyjną strukturę. Trochę jakbym oglądał pełnometrażowy teledysk.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Klaudia: Miłość mojego brata to pełna humoru opowieść o zagubionej we współczesnym świecie i poszukującej  wykształconej trzydziestolatce. To również przypowieść o trudnych relacjach rodzinnych i rzeczach, które najzwyczajniej trzeba zaakceptować. To także próba ukazania problemów, z którymi musimy mierzyć się na co dzień. Uważam, że każdy w tym cudownie przemyślanym debiucie Moni Chokri znajdzie coś dla siebie.

Michał: Zaskakująco świeży i dojrzały debiut. Wpisuje się w szeroką tendencję realizowania ostatnio filmów przez aktorów reprezentujących młode pokolenie twórców (vide Paul Dano, Jonah Hill, Olivia Wilde). Pod tą cukierkową politurą (Wes Anderson na kwasie) w formule farsowego wybryku opowiada ważne rzeczy o tym, jak współcześni trzydziestolatkowie nie są przygotowani do życia.

Fot.: Aurora Films

błąd systemu

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *