Pokój, film zrealizowany na podstawie bestsellerowej powieści Emmy Donoghue o tym samym tytule, nominowany jest do tegorocznych Oscarów w czterech kategoriach. Opowieść o kobiecie porwanej i przetrzymywanej przez siedem lat w jednym pomieszczeniu, która urodziła w swoim więzieniu syna, opowiedziana jest z perspektywy pięcioletniego Jacka. Czy twórcy sprostali temu niełatwemu zadaniu? Czy aktorom udało się przekazać wszytkie emocje, których doświadczają grane przez nich postaci? Sylwia i Mateusz są zgodni w wielu sprawach odnośnie tej ekranizacji, a jedną z nich jest to, że jest to jedna z najlepszych adptacji filmowych, jakie mieli okazję oglądać.
WRAŻENIA OGÓLNE
Sylwia Sekret: Nie ukrywam, że miałam spore obawy przed pójściem na seans filmu Pokój. Kiedy kilka lat temu czytałam powieść Emmy Donoghue, wiedziałam, że sfilmowanie tej książki będzie sporym wyzwaniem dla twórców, którzy się tego podejmą. Kiedy kilka tygodni temu odświeżyłam sobie lekturę, aby żadne uchybienia ekranizacyjne mi nie umknęły, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jakość produkcji stoi pod wielkim znakiem zapytania, bo przeniesienie na ekran historii nie tylko trudnej, ale przede wszystkim opowiedzianej z perspektywy pięciolatka, to zadanie iście karkołomne. Podczas seansu byłam zachwycona tym, co udało się osiągnąć twórcom. Pokój to bowiem jedna z lepszych ekranizacji, jakie do tej pory widziałam.
Mateusz Cyra: To fakt. Naprawdę rzadko zdarza się, aby filmowa adaptacja była godna stawienia jej w jednym szeregu z literackim pierwowzorem. A Pokój jest jednym z nielicznych przypadków, gdy bez obaw można powiedzieć: udało się! Myślę, że spora w tym zasługa scenariusza, który zresztą napisała Emma Donoghue, nie pozwalając, by ktoś inny zepsuł nie tyle świetną powieść, co chwytającą za gardło historię, będącą niesamowitą pochwałą życia. Jeszcze przed seansem wiedziałem, że będzie to film udany. Spytacie: dlaczego? Otóż, nie mam pojęcia. Po prostu coś wewnątrz mnie wiedziało, że o poziom tego filmu mogę być spokojny. Z takim też przeświadczeniem zasiadłem w sali kinowej w dniu premiery i dziś mogę napisać: nie myliłem się. Pokój to świetny film, który powinni obejrzeć wszyscy ludzie. Nieważne, czy jesteście kinematograficznymi wyjadaczami, czy też niedzielnymi popcornożercami.
PLUSY I MINUSY FILMU
Sylwia: Tak jak mówiłam, ale powtórzę pewnie jeszcze nie raz, film Lenny’ego Abrahamsona to jedna z lepszych adaptacji filmowych, jakie dane mi było oglądać. Zazwyczaj, kiedy oglądam ekranizację, co chwila pojawiają się w mojej głowie lub wręcz wypowiadane na głos zdania w stylu: Dlaczego to zmienili?, O nie, przecież to nie było tak!, Jak mogli tak przekręcić? Czemu wycięli taki waży wątek? i tak dalej w tym stylu jeszcze naprawdę długo. W przypadku ekranizacji historii Jacka i jego Mamy nie było czegoś takiego. Dwa albo trzy razy odnotowałam jedynie, że czegoś w porównaniu z książką nie było lub że jakiś drobiazg został dodany. Jednak każda zmiana, jaką wprowadzili twórcy, wydawała się dobra, niektóre wręcz niezbędne. Nie chcę tu wymieniać nic konkretnego, chociażby ze względu na tych, którzy są jeszcze przed seansem i przed lekturą. Jeśli więc chodzi o zaadaptowanie historii na potrzeby filmowe, inni twórcy, którzy pragną zekranizować jakieś literackie dzieło, powinni brać Pokój za przykład, jak powinno się to robić. To, że autorka powieści była odpowiedzialna za scenariusz, jest świetnym dowodem na to, że zazwyczaj to właśnie sami pisarze wiedzą najlepiej, jak powinien wyglądać scenariusz do filmu na podstawie ich własne książki. Kolejnym plusem jest jest oczywiście aktorstwo. Brie Larson wcielająca się w rolę Mamy i Jacob Tremblay w roli Jacka spisali się po prostu genialnie i nie wyobrażam sobie w ich rolach nikogo innego. Pozostałe, drugoplanowe role, również stoją na wysokim poziomie i uzupełniają ten aktorski duet. Muzyka także zapisuje się na plus, jak także zdjęcia – może nie powalające, ale bardzo dobre, wpisujące się w klimat i stylistykę filmu.
Minusów nie widzę w tym filmie naprawdę żadnych. Można powiedzieć, że Jacob Tremblay to chłopiec o kilka lat starszy niż Jack i z castingu powinno zostać wyłonione dziecko młodsze, bardziej zbliżone wiekiem do lat pięciu, ale osobiście uważam, że byłby to błąd. Rola Jacka była niesłychanie wymagająca, a to co zrobił z nią młodziutki aktor zasługuje na Oscara. Wydaje mi się, że młodszy chłopiec mógłby nie udźwignąć roli, z którą być może nie poradziłby sobie nawet niejeden dorosły.
Mateusz: Ciężko dodać coś, czego już nie zdążyłaś wspomnieć ;). O tym, jak świetna jest to ekranizacja już wspomnieliśmy kilkukrotnie i myślę, że wyczerpaliśmy ten temat, tym bardziej, że jesteśmy niezwykle zgodni co do tego. Świetny duet aktorski Larson i Tremblay hipnotyzuje i wwierca w fotel, co powinno być zachętą dla tych, którzy lubią obserwować w filmach głównie grę aktorską. Poza tym – sama historia jest rewelacyjna. Tym bardziej, że całość ukazana jest z perspektywy dziecka, co pozwala nam wejść w opowiadaną opowieść bez zbędnych filtrów czy ubarwień. Otrzymujemy dzięki temu czyste emocje i świeże spojrzenie dziecka, które miejscami zaskakuje.
NAJLEPSZA SCENA
Sylwia: Było ich w Pokoju naprawdę sporo. Tych kilka scen, kiedy bezsilna i zdesperowana Mama pragnie wytłumaczyć Jackowi coś, co może im pomóc wydostać się z pokoju, ale chłopiec, który żyje w nim od dnia narodzin, nie jest w stanie tego pojąć, co budzi w nim gniew i złość na Mamę. Widz doskonale rozumie zarówno kobietę, która pragnie dla siebie i dla dziecka wyrwać się ze swojego siedmioletniego więzienia, ale rozumiemy również Jacka, który nie znając innego świata, nie rozumie, co jest złego w Pokoju, nie rozumie, że znajduje się w zamknięciu i pozbawiony jest wolności. Świetną sceną był też moment, kiedy Jackowi udało się w końcu wywinąć z dywanu na pace samochodu Starego Nicka i po raz pierwszy ujrzał niebo, słońce i drzewa. Tremblay samymi oczami zagrał tak rewelacyjnie, że w kilku sekundach i w jednym spojrzeniu zawarł wszystko, co faktycznie mógłby odczuwać Jack – fascynację, szok, niedowierzanie, zachwyt, lęk, coś, co go przerasta, natłok bodźców zewnętrznych… Ten chłopiec zrobił z tą sceną coś niesamowitego. Nie można również nie wspomnieć scen, w których Jack jest bezpośrednim narratorem i tłumaczy nam świat, który widzi, na swój własny, dziecięcy sposób, sposób w dodatku dla nas nieznany, bo wyrażający to, że dla chłopca świat jest czymś absolutnie nowym, a przez to wyjątkowym na ten jedyny sposób, kiedy doświadczamy czegoś po raz pierwszy.
Mateusz: Zgadzam sie z Tobą – ten film obfituje w sceny, którym można przypisać miano najlepszej. Wszystkich wymieniać nie będę, bo i nie czuję takiej potrzeby. Nie chcę też odbierać frajdy tym, którzy jeszcze nie czytali książki lub nie widzieli filmu. Wszystkie sceny, które wymieniłaś należą również do moich “ulubionych”, ale dla mnie chyba najwięskzą petardą była jedna z końcowych scen, kiedy Jack zapytał mamę o rozmiary pokoju. To jedno zdanie w niezwykły sposób ukazało kwintesencję naszego pojmowania świata.
NAJGORSZA SCENA
Sylwia: Nie było takiej! Ten film to genialne przeniesienie na ekran niełatwej historii i napisanej w dodatku w sposób dla kinematografii trudny do obróbki. Twórcy pomyśleli nawet o tym, żeby momenty “częstowania się” Jacka, a więc karmienie chłopca piersią ograniczyć do minimum, do scen na tyle delikatnych, że można się ich jedynie domyślać. Ta mała zmiana w porównaniu z pierwowzorem również wydaje mi się dobra dla filmu, zwłaszcza biorąc pod uwagę kilkuletniego aktora i protesty i oburzenia, jakie takie sceny mogłyby wzbudzić wśród społeczeństwa.
Mateusz: Mógłbym wskazać najsmutniejszą scenę, mógłbym również pokusić się o wskazanie najbardziej rozczulającej. ”Problem” polegałby jednak na tym, że byłyby to jednocześnie sceny najlepsze. Ale najgorsza? Przejdźmy dalej.
EWENTUALNE DZIURY FABULARNE
Sylwia: Jest jedna taka rzecz, której – o dziwo – nie zauważyłam podczas lektury, a dopiero film zwrócił na nią moją uwagę. Nie jestem pewna, czy można to nazwać dziurą fabularną, może prędzej jakimś pominięciem, ale w każdym razie, uważam, że mogło się w Pokoju znaleźć. Chodzi o to, że ani razu nie zostało pokazane ani wspomniane, aby Mama próbowała wydostać się ze swojego więzienia, wpisując kod, który chronił drzwi szopy. Wiadomo, kombinacji mogło być mnóstwo, a Stary Nick zawsze kazał się odwracać kobiecie, kiedy opuszczał Pokój, ale będąc w więzieniu przez siedem lat, Mama mogła w swoje desperacji próbować na chybił trafił wpisywać jakiekolwiek sekwencje cyfr. Jasne, mogło to być w domyśle, ale o innych próbach uwolnienia się, czytelnik i widz dowiaduje się przez rozmowę kobiety z synem, a o próbie wpisania kodu nie wspomina ani razu. Dziwne.
Mateusz: A dla mnie nie dziwne. Wydaje mi się, że jest to kwestia na tyle oczywista, że tak autorka jak i twórcy filmu nie zdecydowali się na wzmiankę o tym. Skoro jej znacznie poważniejsze próby wydostania się nie przyniosły pożądanego efektu, tak wklepywanie kombinacji nieznanych cyfr nie zaprowadziłoby jej na zewnątrz Pokoju. Teraz można się tylko spierać, czy rzeczywiście można było pokazać kilkusekundowy przerywnik, w którym widzielibyśmy zdesperowaną bohaterkę, próbującą wydostać się w taki sposób. Inna rzecz, że w filmie nie zostało to ukazane również dlatego, że widzimy całą historię z perspektywy Jacka, a jeśli jego matka próbowała uciec w ten sposób – on nie miał o tym najmniejszego pojęcia. Innych dziur nie dostrzegam.
Sylwia: Tak, z perspektywy Jacka, tylko że, jak napisałam wcześniej, zarówno w książce, jak i w filmie, nie przeszkadzało to w uświadomieniu czytelnikowi/widzowi, że Mama próbowała zaatakować Starego Nicka, choć przecież wtedy też nie było Jacka w Pokoju. Dla mnie to nie jest na tyle oczywiste, żeby tego nie pokazać, tym bardziej, że każdorazowo widzieliśmy panel z kodem i pytanie samo cisnęło się na usta. Zwłaszcza że, o ile zaatakowanie porywacza i oprawcy było jednorazowe, bo wiązało się z nieprzyjemnymi dla kobiety konsekwencjami, których chciała w przyszłości uniknąć, o tyle prób złamania kodu mogłoby być nieskończenie wiele, bo i tak Stary Nick by się o nich nie dowiedział, a więc nie groziłyby konsekwencjami.
Mateusz: Mnie to specjalnie nie przeszkadzało, ale fakt, że kobieta podczas wyjaśniania Jackowi tego, jak zaatakowała Starego Nicka, mogła w kilku słowach wspomnieć, że próbowała również otworzyć drzwi kodem, ale nic z tego nie wyszło.
KWESTIE TECHNICZNE
Sylwia: Film, podobnie jak książka, podzielony jest na dwie części i pierwsza z nich dzieje się w czterech ścianach Pokoju, którego nie opuszczają główni bohaterowie. Twórcom świetnie udało się ujęciami kamery z jednej strony oddać maleńkość ich więzienia i klaustrofobiczność, z drugiej natomiast sprawić, że za sprawą Jacka i jego Mamy uwierzyliśmy, że stworzyli sobie oni w nim przestrzeń, która się nie kończy, jak zaznacza w jednej z rozmów z babcią Jack. Świetnie filmowi zrobiły częste ujęcia z bliska twarzy głównych bohaterów i te, które widzimy tak, jak widzi je chłopiec, a więc na przykład zza drzwi szafy czy przez balustradę schodów. Dzięki temu twórcy zachowali w dużej mierze kwintesencję tej historii, bo widz cały czas wiedział, że obserwuje wydarzenia z perspektywy Jacka, przez jego pryzmat, tak, jak on je widzi.
Mateusz: Dlatego też nie ma w filmie Pokój zagłębienia w psychikę matki, babci, Leo czy dziadka. Bo i mały chłopiec najzwyczajniej w świecie nie myśli o głębszych warstwach życia dorosłych. I w moim przekonaniu stanowi to również o sile tego filmu – o czym zapomniałem wcześniej wspomnieć. Wracając do kwestii technicznych – podobało mi się, że Pokój, w którym żyli bohaterowie, był obskurny, stosunkowo brudny i minimalistyczny. W ogóle – cały ten Pokój mi się niezwykle podobał. Na tak małej przestrzeni upchnięto tak wiele detali, drobnych elementów oraz skondensowano życie matki z dzieckiem do kilku metrów kwadratowych. O ile realizacyjnie jest to coś perfekcyjnego i pięknego, o tyle fabularnie jest to przerażające miesjce. Na uwagę zasługuje też muzyka, która nie dominuje ekranowych wydarzeń, ale stanowi idealne tło.
AKTORSTWO
Sylwia: Brie Larson wykonała kawał naprawdę świetnej roboty i widać to nie tylko w tych momentach, kiedy krzyczy, wyrażając multum emocji, czy kiedy płacze, ale także w tych subtelnych minach, kiedy na ułamek sekundy udaje nam się dostrzec jej zażenowanie, ból, strach czy po prostu brak sił. Dwudziestosześcioletnia aktorka (o dziwo, tym razem casting wyłonił kobietę w wieku naprawdę zbliżonym do granej przez nią postaci, ponieważ Mama ma lat 24) zagrała naprawdę rewelacyjnie i wszystkie nagrody, jakie do tej pory zgarnęła za swoją kreację, są w pełni zasłużone. Również Oscar, którego być może (a wskazują na to wszystkie znaki na niebie i ziemi) dostanie już dziś w nocy, będzie jak najbardziej na miejscu. Co do Jacoba Tremblaya, to choć wiem, że już parokrotnie na łamach Głosu Kultury zdarzyło mi się narzekać, że dzieciakom jakoś nikt nie chce przyznawać nominacji do Oscara, to w przypadku tego aktora i jego roli moje narzekania są najgłośniejsze i też, wydaje mi się, najbardziej na miejscu. A jeśli szanowna Akademia uważa, że niesprawiedliwym jest stawianie kilkulatków na równi ze starymi wyjadaczami, w szrankach o złotą statuetkę, to niech stworzą nową kategorię! A ileż to roboty! Nie bez powodu zresztą młodziutki aktor otrzymał już nominację do Saturna w kategorii Najlepsza kreacja młodego aktora lub aktorki, a za Najlepszego młodego aktora zgarnął nagrodę Critics Choice. Chociaż uważam, że to nadal stanowczo za mało za rolę Jacka.
Mateusz: Zgadzam się w obu kwestiach. Jacob Tremblay wykonał kawał świetnej roboty, deklasując w tym roku takich aktorów jak chociażby Matt Damon czy Mark Ruffallo. Za swoją kreację powinien zająć miejsce któregoś z tych panów. Czy jednak jego rola jest lepsza od roli DiCaprio? Ciężko porównywać gościa, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt kreacji i który trzyma stale wysoki poziom do chłopca, który zaczyna przygodę z aktorstwem. Każdy z nich miał w tym roku do odegrania kompletnie różne role i na ten moment nie czuję się na siłach, by wskazać, który z nich przekonał mnie bardziej, dlatego też głosuję za remisem ;).
Natomiast Brie Larson to takie moje małe aktorskie objawienie. Dotychczas nie kojarzyłem jej z niczego innego i jest to dla mnie aktorka wręcz anonimowa, a tu proszę – pozamiatała, mówiąc kolokwialnie. W tym roku nie widziałem tylko jak spisała się Cate Blanchett, ale mówiąc szczerze – pozostałe aktorki do pięt nie dorastają do kreacji Larson.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Sylwia: Tworząc postać Jacka, pisarka Emma Donoghue sporo moim zdaniem ryzykowała. Wiem, że są osoby, które z jednej strony jako tako rozumieją postępowanie i sposób rozumowania tego dziecka, ale z drugiej strony nie do końca się im ono podobało, bo momentami Jacka można nazwać egoistą, który myśli tylko o tym, żeby w spokoju móc się pobawić, kogoś, kto boi się zmian i chce już wrócić do bezpiecznego i znanego sobie łóżka w Pokoju… Tak, bo Jack jest pięcioletnim dzieckiem, które do tej pory świat, drzewa, ulice, zwierzęta (poza pająkiem i myszą), a nawet innych ludzi uznawało za wytwór wyobraźni, coś, co absolutnie nie jest prawdziwe. Uważam, że w podobnej sytuacji właśnie tak zareagowałoby dziecko na miejscu Jacka. I owszem, Donoghue mogła stworzyć postać chłopca, który z radością na jedno słowo Mamy pragnie się wyrwać z Pokoju, nie boi się zmian i nowego, wielkiego świata, nie boi się opuścić kobiety, którą do tej pory, przez pięć lat życia, nieustannie miał na wyciągnięcie ręki dosłownie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale czy byłoby to wiarygodne? Wiem, że trudno jest postawić się na miejscu Jacka, wyobrazić sobie, że całe nasze życie żyjemy w zamkniętym pokoju i nigdy, przenigdy nie widzieliśmy nic, co jest poza nim. W dodatku Mama, która do tej pory utrzymywała, że pokazywane w telewizji miejsca, rzeczy i postacie są nieprawdziwe, nagle, pewnego dnia mówi mu, że wtedy kłamała i w zasadzie to większość tego, co widzieliśmy w telewizji, jest prawdą. To tak, jakby teraz najbliższa nam osoba powiedziała, że ten świat, na którym żyjemy, to kłamstwo i mydlana bańka, a gdzieś tam, za jakimiś drzwiami jest inne, prawdziwe życie. Uwierzylibyśmy?
Cieszę się, że twórcom udało się – może w ciut mniejszym stopniu niż w powieści, ale jednak – ukazać to, jak Mama ze wszystkich sił dbała o to, aby mimo wszystko jej syn wychowywał się “normalnie”. Co rano więc urządzała zajęcia z wychowania fizycznego, wymyślała przeróżne zabawy, używając rzeczy, które my bezmyślnie wyrzucamy, mając do dyspozycji fantastyczne zabawki ze sklepów. Mimo że teoretycznie telewizor był ich jedyną rozrywką i jedynym kontaktem (choć jednostronnym) ze światem, to pozwalała synowi oglądać telewizję tylko przez chwilę każdego dnia, żeby nie stał się “zombie”, tak jak ona, kiedy Jacka jeszcze nie było, a ona była w Pokoju sama. Mama to w ogóle świetnie stworzona postać, choć ze względów oczywistych, potencjał jej osoby i jej historii nie jest w pełni wykorzystany. Ponieważ,aby tak się stało, musiałaby powstać kolejna książka i kolejny film zatytułowany Pokój, tyle że tym razem opisane z perspektywy Mamy, a nie dziecka. Dlatego nie jest to absolutnie minus tej postaci, a wręcz przeciwnie. Jack jak na pięciolatka i tak dużo widzi, czuje i rozumie. Nie bez powodu dni depresji Mamy to dni, kiedy Mama jest – w książce “nieobecna”, a filmie miała “nieżywe dni”. Subtelne oznaki stanu kobiety – zarówno w Pokoju, jak i później – które otrzymujemy z ust Jacka i poprzez jego oczy, są nie zawsze dosłowne i nie zawsze może wystarczające, ale ukazują właśnie to, ile z jej stanu rozumie dziecko. A Jack, jak na swój wiek, rozumie i tak bardzo dużo.
Na uwagę zasługuje też postać Dziadka, który nie może patrzeć na Jacka, widząc w nim wyłącznie owoc gwałtu na jego córce. Dobrze, że poruszono ten aspekt, bo to kolejna cegiełka do pokazania tego, że nie wszystko jest po ucieczce takie proste i kolorowe.
OSCAROWE SZANSE
Sylwia: Myślę, a nawet mam nadzieję, że Brie Larson zgarnie za swoją rolę Oscara, bo zasłużyła sobie na niego w stu procentach. Owszem, scenariusz i jej rola były tak rozpisane, aby mogła wykazać się talentem, a ona właśnie to wykorzystała, i to w sposób znakomity. Uważam również, że doceniony powinien również zostać scenariusz adaptowany, bo to Emmie Donoghue w niewiarygodny sposób udało się przenieść tę historię z kart książki na scenariuszowe strony, z których później, z udziałem masy ludzi, powstał fantastyczny film. Choć przed seansem w ogóle nie brałam po uwagę tego, że Pokój ma jakiekolwiek szansę w kategorii najważniejszej, a więc za Najlepszy film, tak po obejrzeniu sądzę, że szanse są, choć i tak Akademia wybierze moim zdaniem inny film. Co do reżyserii, to sądzę, że mimo wszystko największe szanse na Oscara ma reżyser Zjawy i zeszłoroczny zwycięzca za obraz Birdman. Aczkolwiek nie mam poczucia, żeby którakolwiek nominacja była przyznana na wyrost, a wręcz jednej zabrakło.
Ciekawe natomiast, czy przemycenie w filmie Pokój zdjęcia młodego DiCaprio to jakiś sposób na podprogowe przekazanie członkom Akademii tego, kto powinien zgarnąć Oscara dla Najlepszego aktora pierwszoplanowego… ;).
Mateusz: Scenariusz adaptowany w tym roku to moim zdaniem sprawa jasna i oczywista – nie może wygrać nic innego niż właśnie Emma Donoghue za Pokój. To tekst spójny, wolny od uproszczeń i banałów, chwytający za gardło i będący istną afirmacją życia. Nie wiem jak inny film mógłby w tym roku walczyć z tym dziełem. O Brie Larson powiedzieliśmy już dużo, dlatego powtarzać się nie będę. Gdyby Pokój otrzymałby statuetkę za najlepszy film – nie obraziłbym się, mimo iż dwa tegoroczne filmy cenię wyżej.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Sylwia: Pokój, to film do którego wrócę, i to na pewno niejednokrotnie. Nie jest typowym wyciskaczem łez, który żeruje na naszych uczuciach oklepanymi ujęciami pogrzebów czy ckliwych miłosnych wyznań. Wzrusza w sposób, jakby to powiedzieć… mniej oczywisty, choć bazujący na czystych emocjach, a nie ich sztucznie wytworzonych obrazach. Pokój to film, którego sukces w ogromnej mierze tkwi w tym, że powstał na bazie świetnej powieści i, co naprawdę niesłychanie rzadko się zdarza, adaptacja niewiele ustępuje swojemu literackiemu pierwowzorowi. Do tego dochodzą fantastyczni aktorzy i naprawdę niesknocone kwestie techniczne. Świetny film, świetna historia z zachowaniem perspektywy dziecka i jego wyjątkowego spojrzenia. Pokój otwiera swojego widza na spojrzenie inaczej, nietypowo, na wszystko, co nas otacza.
Mateusz: To dzieło ciężkie, wywołujące sporo emocji i dające widzowi poczucie filmowego spełnienia. Nie zrozumiem narzekań ludzi na ten film (jeśli takowe się pojawią, a zapewne tak będzie, gdyż nigdy nie uda się zadowolić każdego), bo jest to prawdopodobnie najlepsza ekranizacja powieści, jaką dotychczas stworzono i jednocześnie film, który zostaje w człowieku naprawdę długo. Pokój to produkcja niemalże idealna, którą wpisuję na listę filmów ulubionych, które warto mieć w domowej wideotece.
Ocena Mateusz: 9/10
Fot.: Monolith Films