Rzymianami bendąc

Wielogłosem o…: „Rzymianami bendąc”

Rzymianami bendąc to trzecia powieść zadziwiającego swoim talentem literackim Matthew Kneale’a, którą w poniższym składzie mamy przyjemność omawiać. To również trzecia książka tego autora wydana w Polsce przez wydawnictwo Wiatr od Morza i jesteśmy niezmiernie dumni i szczęśliwi, że Głos Kultury objął ten tytuł patronatem medialnym. Prawda jest jednak taka, że nie ryzykowaliśmy absolutnie niczym, decydując się na patronat. Już my dobrze wiemy, jakim pisarzem jest Brytyjczyk – nie tylko utalentowanym, ale również podejmującym różnorakie wyzwania w swoich kolejnych powieściach. Po Anglikach na pokładzie i zbiorze opowiadań Drobne występki w czasach obfitości przyszedł czas na niedługą powieść pisaną z perspektywy dziewięcioletniego chłopca. Rzymianami bendąc to historia, która poruszyłą do głębi naszych redaktorów, o czym dowiecie się, czytając poniższy Wielogłos. Miejcie jednak świadomość, zanim siądziecie do lektury, że nie uświadczycie tu ani jednego złego słowa wymierzonego w powieść i jej autora. My jesteśmy zachwyceni ksiażką i nie mamy najmniejszych wątpliwości, że i Wy będziecie. Zapraszamy więc do relacji, jaką troje naszych redakcyjnych leząfą – Patryk, Sylwia i Mateusz – zdaje z lektury.

WRAŻENIA OGÓLNE

Patryk Wolski: Matthew Kneale po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczył. Rzymianami bendąc to książka diametralnie inna od dotychczas opublikowanych u nas Anglików na pokładzie czy Drobnych występków w czasach obfitości i fantastyczne jest to, że znowu czyta się go bez opamiętania. Cóż to za literacki kameleon! Pisząc tym razem z perspektywy dziecka, mógł pozwolić sobie na sporą dawkę niewymuszonego humoru, lecz pod fasadą infantylności ukrył wielki dramat. Rozbita rodzina to horror nie tylko dla rodziców, ale przede wszystkim dla dzieci, które nie do końca rozumieją zachowanie dorosłych i nie są w stanie zaakceptować tego, że tatę lub mamę będą widywać rzadziej. Kneale’owi udało się z perfekcją ukazać, co czuje dziecko w takiej sytuacji. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem.

Sylwia Sekret: Ci, którzy mnie znają, wiedzą doskonale, że uwielbiam, a wręcz kolekcjonuję wszelkie powieści pisane z perspektywy dziecka. Rozbraja mnie, ale jednocześnie wzbudza we mnie niekłamany podziw szczerość dzieci, ich wyjątkowe spojrzenie na świat, w którym nie znajdziemy obłudy, fałszu czy zawiści. Mam nawet wirtualną półkę nazwaną “Oczami dziecka”, na której zbieram wszystkie tytuły spełniające ten warunek. Jakaż była więc moja radość, kiedy okazało się, ze kolejna książka Matthew Kneale’a będzie właśnie taka. Nie dość, że jej narratorem będzie dziecko, to jeszcze autorem powieści jest pisarz, który już dwa razy mnie uwiódł literacko, w dodatku za każdym razem zupełnie inaczej. Radość moja nie była na wyrost – pisarz, którego talent poznajemy w Polsce dzięki wydawnictwu Wiatr od Morza, kolejny raz nie zawodzi. Jakim cudem nie jest rozchwytywany niczym King, Rowling, Steinbeck czy inni? Nie wiem, ale wierzę i mam nadzieję, że jest to tylko kwestią czasu.

Mateusz Cyra: Czekałem na nową powieść Matthew Kneale’a z wypiekami na twarzy, ponieważ byłem niezmiernie ciekawy, jak poradzi sobie z dość wymagającą formą, jaką jest relacja dziecka. Czekałem tym bardziej że przecież autor głośnych i nietypowych Anglików na pokładzie oraz zbioru obyczajowych opowiadań Drobne występki w czasach obfitości poniżej pewnego (bardzo wysokiego w moim skromnym mniemaniu) poziomu nie schodzi. Dlatego byłem przekonany, że nie muszę obawiać się o jakość, ale w dalszym ciągu byłem zaintrygowany, jak bardzo relacja dziecka pozwoli autorowi na zabawę formą.  Powieść Rzymianami bendąc dostarczyła mi rozrywki, na jaką czekałem od jakiegoś już czasu, jeśli chodzi o literaturę, i warto zainteresować się tym tytułem. Tym bardziej, jeśli lubicie nietypowe literackie wycieczki.

ZALETY I WADY POWIEŚCI

Patryk: Zacznę może od wad – ja takowych nie doświadczyłem, więc jeśli Mateusz lub Sylwia do czegoś chcą się przyczepić, to niech pierwsi rzucą kamieniem. Jeśli zaś chodzi o mocne strony powieści, aż nie wiem od czego zacząć. Historia jest prosta, ale jej postrzeganie komplikuje się po uwzględnieniu aspektu psychologicznego. Hannah jest matką dziewięcioletniego Lawrence’a i trzyletniej Jemimy i po rozwodzie z mężem od pewnego czasu odczuwa, że ten nie zamierza dać im spokoju. Podejrzewa go o to, że ich śledzi i boi się, że zamierza wyrządzić dzieciakom krzywdę. Dlatego w akcie desperacji wymyśla wycieczkę do Rzymu (w którym kiedyś mieszkała), aby uciec przed byłym partnerem. O całej historii opowiada Lawrence, który co nieco rozumie, ale na swój dziecięcy sposób. Pewne zachowania dorosłych są dla niego dziwne i głupie, ale potrafi również przejrzeć kłamstwo mamy, którego ta używa, aby jak najbardziej odciążyć dzieci od koszmaru, który ma miejsce w ich życiu.

Sposób, w jaki Matthew Kneale odwzorował postrzeganie świata przez dziecko, jest prawdziwą perłą tej książki. Ileż razy miałem wrażenie, że autor jak nikt wychwycił reguły funkcjonowania dziecięcej perspektywy, gdy łapałem się myśli “o rany, pamiętam że za szczeniaka myślałem tak samo…”. Rzymianami bendąc właściwie przez cały czas zaskakuje takimi spostrzeżeniami, gdy na przykład Lawrence bez powodu obraża się na wszystkich wokół (tzn. bez powodu według dorosłych, bo dla niego powód jest oczywisty) albo gdy marzy mu się sytuacja rodem z Kevina samego w domu, kiedy to twierdzi, że bez mamy radziłby sobie o wiele lepiej.

Podobały mi się również oderwane od fabuły fragmenty książek historycznych, które młody Lawrence czytał w trakcie podróży i później streszczał, dużo przy tym uogólniając i opowiadając najprościej jak się da, ponieważ inaczej po prostu nie umie. Chłopiec zaczytywał się w żywotach cesarzy rzymskich oraz papieżach i później do swojego języka wprowadzał językowe łamańce, które pozwalały na określenie czyjegoś zachowanie. Moim ulubionym fragmentem były te związane z Kaligulą, który w pewnym momencie popadł w obłęd i skazywał na śmierć wielu ludzi pod byle błahym pretekstem – dlatego później Lawrence mówił, że gdy na kogoś był zły, to patrzył na niego “kalligulicznym spojrzeniem”. Zachwycił mnie zaś wybitnie naukowy i profesjonalny opis tego, w jaki sposób Kaligula podjął decyzję o wojennej wyprawie: Pewnego razu ktoś powiedział cesarzowi Kaliguli, że powinien stoczyć wojnę, chociasz wcześniej żadnej wojny nigdy nie stoczył. Kaligula powiedział “okej”. I wszystko jasne!

Sylwia: Bardzo mi przykro (a tak na prawdę to wcale, ale to wcale nie), ale nie jestem w stanie wskazać żadnych minusów tej powieści. Normalnie rzuciłabym coś w stylu, że książka jest tak świetna, że jej jedyną wadą jest to, że mogłaby być zdecydowanie dłuższa, ale w przypadku powieści Rzymianami bendąc muszę stwierdzić, że jej długość jest idealna. Absolutnie nie dlatego, że gdyby stron było więcej, historia by znudziła – co to, to nie. Po prostu Kneale doskonale wyczuł, ile powinna trwać jego opowieść tak, aby wszystko się w niej zmieściło, niczego nie zabrakło i aby jej dziecięcy język nie zatracił swej oryginalności i świeżości.

Mateusz: Ja również miałem wspomnieć, że o ile w wielu przypadkach, gdy jestem jakąś powieścią zachwycony, najczęściej narzekam na zbyt małą objętość danego dzieła, ale Rzymianami bendąc to pozycja o dokładnie takiej ilości stron, jaką mieć powinna. I zgadzam się z Tobą Sylwia – to troszkę tak, jakby autor miał nadzwyczajne wyczucie, ile mniej więcej stron powinna liczyć jego książka. Może będzie to wyglądać, jakbyśmy się zmówili, ale prawda jest taka, że ta powieść nie ma wad! To tego typu tytuł, który urzeka swoim dowcipem, skłania do przemyśleń na temat relacji międzyludzkich, a na końcu uderza czytelnika puentą tak miażdżącą, niczym spadająca z wysokości cegła.

Sylwia: Skoro już uzgodniliśmy, że wad po prostu nie ma, przejdę do zalet. I tutaj muszę się zgodzić ze wszystkim, co powiedziałeś, Patryk. Do plusów zalicza się przede wszystkim to, jak autorowi udało się odtworzyć tok myślenia dziecka, przez co jego powieść nie jest parodią czy humoreską, lecz jest realna, a my wierzymy, że historia  w niej opisana mogła wydarzyć się naprawdę. Wierzymy, ze dzieci tak właśnie postrzegają świat, bo sami kiedyś byliśmy kilkulatkami i mniej więcej pamiętamy jeszcze, jak wtedy odbiera się pewne mniej lub bardziej zrozumiałe dla nas sprawy. Pod tym względem najbliżej tej powieści chyba do Pokoju Emmy Donoghue (którego recenzję znajdziecie tutaj, a z kolei tu co nieco o jej ekranizacji), a przynajmniej ze wszystkich powieści pisanych z perspektywy dziecka, jakie do tej pory czytałam. Tam narratorem był pięcioletni Jack, tutaj dziewięcioletni Lawrence, ale obu ich łączy to, że znaleźli się w niełatwej sytuacji, którą próbują zrozumieć na swój sposób, a ich największa ostoją jest miłość mamy i do mamy. Rzymianami bendąc rewelacyjnie pokazuje, jak podatny i plastyczny jest umysł dziecka i jak mocno wpływają na jego kształt słowa, myśli i działania rodziców – najważniejszych dla nich osób w życiu.

Patryk: Masz rację! Pokój to faktycznie powieść bardzo podobna do Rzymianami bendąc, jednak tu jest więcej emocji przekazanych od dziecka – wszak to Lawrence cały czas mówi nam, co się dzieje.

Sylwia: W pokoju również Jack cały czas mówi nam, co się dzieje. Ale rozumiem, o co Ci chodzi. Zresztą, Lawrence jest o 4 lata starszy od narratora Pokoju, dlatego też ma więcej do przekazania, bo i więcej rozumie. Zasób jego słownictwa również jest większy.

Mateusz: Nie czytałem wielu tego typu książek, ale również jednym z pierwszych moich skojarzeń był Pokój. Sęk w tym, że mi się zwyczajnie bardziej podobała powieść Matthew Kneale’a. Co do zalet, o których jeszcze mogliście ewentualnie nie wspomnieć – Rzymianami bendąc to dzieło wolne od mielizn fabularnych, w których akcja wytraca tempo. Nie uświadczymy tu także jakichś niewiarygodności, uproszczeń czy naciągnięć fabuły ku wygodzie pisarza. To w ogóle jedna z sensowniej poprowadzonych fabularnie opowieści, jakie czytałem ostatnimi czasy, a historyczno-naukowe wstawki są nie tylko urocze, ale i doskonale pasują do ciekawego świata bohatera.

Sylwia: Te historyczne fragmenty, w których Lawrence opowiada swoimi słowami to, czego dowiedział się z książek, również wiele wnoszą. Po pierwsze kolejny raz pokazują, jak działa logika dziecka i jak odbierają one świat, po drugie tłumaczą historię w sposób o niebo lepszy niż wszyscy moi nauczyciele historii razem wzięci.

Dodać jeszcze muszę o równowadze, jaką Kneale zachował pomiędzy humorem a dramatem. Bo choć wydaje się, że tego pierwszego jest o wiele więcej, to końcowa siłą tego drugiego ostatecznie doprowadza do “remisu”.  To z kolei stanowi o niezwykłej mocy tej powieści.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘCI FRAGMENT

Sylwia: W tej kategorii nie bardzo da się napisać coś, co nie będzie jednocześnie zdradzało fabuły, dlatego napiszę dość ogólnikowo. Najbardziej zapadł mi w pamięć fragment – i to chyba nie będzie zaskoczeniem dla nikogo, kto czytał już tę powieść – kiedy Lawrence rozmawia kolejny raz z doktorem Muckayem i w pewnym momencie chłopiec “myli” lekarza ze swoja mamą. To właśnie ten fragment i cała strona, na której się znalazł, sprawiły, że do moich oczu napłynęły takie nieśmiałe łzy.

W TYM MIEJSCU NAPOTKACIE MALUTKI SPOILER Z POWIEŚCI. JEŚLI JESTEŚCIE PRZED LEKTURĄ RZYMIANAMI BENDĄC, POLECAMY PRZEWINĄĆ DO KOLEJNEJ KATEGORII

Mateusz: Miałem ich w trakcie lektury kilka, ale gdybym miał wymienić jeden (który w dodatku nie będzie taki sam, jak ten wskazany przez Sylwię) to będzie to moment, w którym zasypiający Lawrence słysząc jakieś hałasy dochodzące zza ściany, wychodzi z łóżka, postanawia sprawdzić, co dokładnie wydaje dziwne dźwięki, i nakrywa w dwuznacznej sytuacji swoją ukochaną i do tego momentu niepodważanie idealną mamę z niejakim Klałdiem, u którego obecnie pomieszkiwali. To też jeden z bardziej kulminacyjnych momentów dla całej powieści, ponieważ przez dość długi czas od tej konkretnej, bolesnej i niezrozumiałej dla młodego chłopca sytuacji jesteśmy świadkami wewnętrznej walki bohatera z tym, czego był świadkiem.

Patryk: A ja jakoś nie mam tego jednego, ulubionego fragmentu powieści – całość podobała mi się z niezmienną siłą rażenia. Ale faktycznie, sceny przytoczone czy to przez Sylwię, czy Mateusza są jednymi z mocniejszych i bardziej zapadających w pamięć. Zwłaszcza ta przytoczona przez Mateusza, która dla Lawrence’a była prawdziwym zaskoczeniem i chłopiec od tego czasu przestał postrzegać matkę jako krystalicznie czystą osobę. Jest w tej powieści jeszcze kilka fragmentów, kiedy z infantylnej opowieści dziecka wyłania się prawdziwy dramat życia, kiedy Hannah próbuje związać koniec z końcem, aby tylko uchronić swoje dzieci przed brutalną rzeczywistością – mi smutno się robiło przy takich prostych scenach jak np. liczenie oszczędności czy próba zapłaty kolejną kartą kredytową, aby tylko nie pozostać na lodzie.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: Rzymianami bendąc to opowieść Lawrence’a o tym, jak z mamą i młodszą siostrą Jemimą uciekli do Rzymu, by ukryć się przed tatą, który chce ich skrzywdzić. Wszystkie osoby i wydarzenia poznajemy z perspektywy chłopca i tylko w taki sposób jesteśmy w stanie je omówić czy ocenić. Najłatwiej, ale i najrozsądniej, będzie więc chyba wypowiedzieć się o samym narratorze, którego poznajemy najlepiej. Lawrence to bystry i mądry dziewięciolatek, który darzy mamę wielką miłością. Do Jemimy ma taki stosunek, jak zazwyczaj brat do młodszej siostry – dziewczynka zawadza mu i przeszkadza, zdarza mu się nawet pomyśleć, że lepiej zostawić ją gdzieś z zapasem chleba i wody, ale kiedy przychodzi co do czego, dba, aby nie stała jej się krzywda i aby małej nie zrobiło się przykro. Kiedy wyjeżdżają z domu, rezygnuje nawet ze swojej kąsoli i gier, aby Jemima mogła wziąć domek dla lalek. Nasz mały bohater jest też na pewno niezwykle odpowiedzialnym chłopcem, bo dba o swojego chomika Hermanna – zawsze pamięta, by miał czysto, by miał jedzenie i wodę. Targa nim wiele sprzecznych emocji związanych z tym, że raz zawierza swoim uczuciom i intuicji, a innym razem słowom dorosłych – a te nie zawsze idą ze sobą w parze. Stara się być bardzo dorosły i dzielny, co sprawia, że czytelnik często ma ochotę go przytulić i pocieszyć. Lawrence to bohater literacki, o którym się nie zapomina.

Mateusz: Bardzo ciekawą postacią jest mama Lawrence’a – Hannah. W oczach dziewięciolatka jest ona niemalże bóstwem, które jednak popełnia błędy i nie jest idealne. Bo przecież zdarzają się liczne sytuacje, w których to nasz narrator bierze sprawy w swoje ręce i podsuwa on mamie rozwiązania w sytuacjach, gdy widzi, że mama się denerwuje lub jest bliska rozpaczy czy rezygnacji. Chopiec nie rozumie również, dlaczego mama jest tak często niesprawiedliwa i to on musi ustępować młodszej siostrze, która przecież często oszukuje i szantażuje dorosłych swoim nieznośnym płaczem. Lawrence co prawda zachowuje się często tak, jak na dziecko przystało, i miewa swoje “humorki”, ale jego zmysł obserwacji oraz umiejętność wyciągania wniosków z zachowań dorosłych (w tym jego mamy) stale się rozwijają, dlatego też Hannah nie jest od początku do końca tą samą mamą w oczach jej syna.  

Patryk: Skoro powiedzieliście o samym narratorze i matce, to mi pozostaje wspomnieć o ojcu, czyli przyczynie całego tego zamieszania i wyjazdu do Rzymu na “wycieczkę”. Oczywiście, z powodu utrzymywania fabuły w napięciu, jego postać jest nieustannie owiana tajemnicą – wiemy dzięki Lawrence’owi i jego mamie, że on gdzieś tam ciągle się czai i czyha na swoją byłą żonę i dzieci, aby zatruć im życie, ale bezpośrednio nie pojawia się on na scenie. Ma to swoją przyczynę, ale wszystko staje się jasne dopiero na koniec. Ojciec jest również postacią tragiczną, lecz to można wyczytać pomiędzy wierszami, gdy cała opowieść złoży się do tak zwanej kupy i wszystko nagle staje się jasne.

STYL I JĘZYK POWIEŚCI

Patryk: Konstrukcja Rzymianami bendąc to temat na osobny artykuł. Chyba moi współwielogłosowcy się ze mną zgodzą, że język i narracja tej powieści sprawiają, że jest ona wyjątkowa i oryginalna. W tekście roi się od błędów ortograficznych i stylistycznych, które mógł popełnić tylko niedoświadczony w piśmiennictwie brzdąc. Lawrence zaś, jak to każdy dzieciak, opowiada bardzo ekspresyjnie, tworząc zlepek zdań wielokrotnie złożonych, posługując się językiem najprostszym z możliwych, aby tylko wyrazić jasno swoje myśli. Oczywiście, przez chwile bolą od tego oczy, ale po przyzwyczajeniu się daje to wspaniały efekt – mianowicie, faktycznie czujemy się, jak byśmy czytali pamiętnik dziewięciolatka, który opisuje każdy swój dzień (znalazłem jakiś czas temu swoje podobne zapiski – brzmi i czyta się to zatrważająco podobnie). Mistrzowskie zagranie ze strony autora i przede wszystkim zrealizowane bezbłędnie.

Sylwia: Tak jak wspomniałam – dla mnie tego typu książka to nie nowość, bo interesuję się powieściami pisanymi z perspektywy dziecka od dawna. Porównywałam już ten tytuł do Pokoju, ale nasuwa mi się również skojarzenie z powieścią Siostrzyca. Tam co prawda narratorką była starsza dziewczynka, ale z kolei jej język przypomina styl pisania Lawrence’a, ponieważ upstrzony jest wręcz słowotwórstwem, neologizmami, które tworzyły wręcz jej własny język, dzięki któremu kreowała swoją rzeczywistość, w której czuła się bezpiecznie, odgradzając się od niebezpiecznego świata. Jednak znajomość podobnych książek nie sprawia wcale, że doceniam powieść Rzymianami bendąc mniej. Wręcz przeciwnie, bo Matthew  Kneale potrafił zaskoczyć i stworzyć coś, co z jednej strony było mi znane, a z drugiej zupełnie nowe i odkrywanie każdej strony było niezwykłą frajdą. Świetnym rozwiązaniem jest też to, że jedno słowo potrafi być raz napisane poprawnie, innym razem z błędem, a jeszcze kiedy indziej z zupełnie innym lapsusem. Książka byłaby mniej wiarygodna, gdyby dany wyraz zawsze był zapisany tak samo – bo przecież Lawrence cały czas się uczy, zdobywa nową wiedzę, zapamiętuje wiele rzeczy, ale i wiele wciąż zapomina. W ten sposób świetnie zostało to oddane w powieści, a my mamy tego świadomość i w to wierzymy.

Mateusz: Tego typu narracja jest dla mnie raczej nowym zjawiskiem i nawet jeśli gdzieś kiedyś wcześniej się natknąłem na coś podobnego, to nie mogę sobie teraz tego przypomnieć, czyli nie było to w innych dziełach literackich na tyle podkreślone i wyeksponowane. Tutaj jednak jest to kwintesencją i na pewno za jakiś czas będę wskazywał właśnie powieść Rzymianami bendąc jako tę innowacyjną w tym względzie. Co stawia Matthew Kneale’a na szczycie listy pisarzy, którzy lubią bawić się formą w swoich dziełach, bo już w przypadku Anglików na pokładzie (o których pisaliśmy zresztą TUTAJ) autor postawił na eksperyment, który podchwyciło Gdańskie Wydawnictwo Wiatr od Morza, angażując do tłumaczenia tej powieści aż 21 tłumaczy! Wracając jednak do Lawrence’a i jego przygody – dla mnie już od pierwszego zdania prostota języka oraz upstrzona błędami relacja były strzałem w dziesiątkę. Świetnie się to czyta, a ja nigdy nie należałem do ortograficznych purystów (zwłaszcza w sytuacji, gdy owe błędy podyktowane są osobą narratora) i nie musiałem się jakoś przestawiać na niezwracanie uwagi na wspomniane błędy.

WYDANIE

Sylwia: Rzymianami bendąc to książka, która na tle pozostałych publikacji Wiatru od Morza może pochwalić się najbardziej oryginalną i przykuwającą wzrok okładką. Świetne jest także to, jak te trzy dziecięce rysunki, które się na niej znajdują streszczają w zasadzie powieść i oddają jej fabularną kwintesencję. Obrazki namalowane przez Lawrence’a sprawiają również, że tytuł nie jawi się już jako literówka wydawnictwa, lecz jako celowy zabieg. Wszystko jest więc wyjaśnione na samym początku. Warto też wspomnieć o tym, że kawał świetnej roboty musiał odwalić tłumacz powieści, Krzysztof Filip Rudolf, który był również jednym z 21 tłumaczy podczas przekładu książki Anglicy na pokładzie. Nie czytałam oczywiście oryginału, ale z pewnością zadanie, jakie stanęło przed Rudolfem nie było łatwe i musiał włożyć w nie sporo serca i wysiłku. Wierzę jednak, że towarzyszyła mu również podczas pracy dobra zabawa.

Mateusz: Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. W zasadzie nie czuję potrzeby, by dodawać coś od siebie, bo ujęłaś chyba wszystko, co było istotnego do powiedzenia w tej kategorii. Jak zwykle świetna robota wykonana przez Wydawnictwo Wiatr od Morza!

Patryk: Lawrence dostałby w szkole szóstkę za tak pięknie narysowaną pracę, której tematem przewodnim byłoby “Ja i moja rodzina”. Umieścił na obrazku wszystko co trzeba, łącznie z prześladującym ich żółtym samochodem.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Patryk: Dla mnie cała książka jest jedną wielką rewelacją – poczynając od pomysłu, aby oddać głos dziewięciolatkowi ze wszystkimi związanymi z tym uproszczeniami, po samą realizację, dzięki której Matthew Kneale pokazuje, w jaki sposób dorośli nieświadomie wpływają na rozwój psychiczny swoich pociech. Nawet gdy matka próbuje uchronić dzieci przed traumatycznymi przeżyciami, otaczając ich  bezpiecznym kokonem, nie pozostają one nieświadome – czasami widzą, wyciągają wnioski i rozumieją więcej, niż się dorosłym wydaje. To skrząca się od humoru smutna opowieść o życiu, które zawsze znajdzie jakiś sposób na to, żeby dobrać nam się do tyłków i wtedy okazuje się, że nie ma w pełni bezpiecznego sposobu na to, aby przemknąć przez dramat bez blizn. Do Rzymianami bendąc bendę będę jeszcze przez długi czas powracał myślami, bo coś tak czuję, że to nie jest powieść, która tak szybko daje o sobie zapomnieć.

Sylwia: Na pewno nie, Patryku, na pewno nie. Ale taki mam zawsze “problem”, jeśli chodzi o książki wydawane przez gdańskie wydawnictwo. Jeszcze żadna z nich nie wyleciała mi z głowy tuż po odłożeniu lektury na półkę. Jeszcze żadna nie zostawiła po sobie niemiłych wrażeń. Każda natomiast (a nieskromnie powiem, że czytałam wszystkie) skłaniała ku refleksjom, dawała do myślenia i zapewniała czytelniczą ucztę. Nie inaczej jest z powieścią Rzymianami bendąc, dla której mam w swoim sercu wiele, wiele miejsca. To poruszająca opowieść, pełna humoru, tragedii i prawd. To opowieść o dziecku, ale jej lektura z pewnością nie jest przeznaczona dla dzieci, lecz dla dorosłych, którzy czasami zapominają, jak wielkim przykładem są dla dzieci i że rodzice zazwyczaj są dla swoich leząfą całym światem. Światem, który miał być dobry i bezpieczny, ale niestety nie zawsze taki jest. I nawet najlepsze kurosanty nie osłodzą czasem goryczy, jaka wlewa się do serc dzieci, sączona ze świata dorosłych.

Mateusz: Rzyminami bendąc to jedna z lepszych powieści, jakie dane mi było przeczytać w tym roku. Mamy już październik i nie wydaje mi się, by coś było w stanie zrzucić ją z mojego tegorocznego podium literackiego. Z pewnością będę tutaj wracał, bo mimo pewnej prostoty jest to fenomenalna opowieść o dramacie rodzinnym, który nie jest tak oczywisty, jak może się z początku wydawać. Brytyjski autor powoli zaczyna urastać do rangi mojego ulubionego pisarza, dlatego posługując się językiem małego Lawrence’a, napiszę tylko tyle: Matthew Kneale to naprawdę fajski artysta, a jego książki są pyszka!

Fot.: Wydawnictwo Wiatr od Morza

Rzymianami bendąc

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *