Wielogłosem o…: „Sceny z życia małżeńskiego”

Adaptacje  słynnych dzieł mają to do siebie, że niezwykle rzadko stają się lepsze niż oryginał. W przypadku remake’ów filmowych i serialowych bardzo często twórcy nie są w stanie udźwignąć ciężaru oczekiwań, a jeśli ów obraz jest już kultowy, to sprawa staje się jeszcze trudniejsza. Hagai Levi podjął się bardzo trudnego zadania uwspółcześnienia genialnego dzieła szwedzkiego reżysera – Ingmara Bergmana. Nowe Sceny z życia małżeńskiego miały pokazać status dzisiejszych związków, ich dynamikę, relacyjność, poruszyć kwestię oczekiwań i ról społecznych. Izraelski twórca w pięcioodcinkowy serialu dotyka tematów znanych dzisiejszemu widzowi, takich jak miłość, rodzina, rodzicielstwo, role w związku, gasnące pożądanie, zdradę i rozpad małżeństwa. Czyni to z dużą delikatnością, wnikliwością i uważnością, serwując widzowi spektakl potyczek małżeńskich, które niosą ze sobą bardzo duży ładunek emocjonalny i skłaniają do wielu refleksji. Jak miniserial produkcji HBO oceniają Anna i Natalia? O tym już w poniższym Wielogłosie.

 

WRAŻENIA OGÓLNE

Anna Sroka-Czyżewska: Dzieła Ingmara Bergmana od wielu lat były inspiracją dla twórców filmowych, którzy poszukiwali w nich odpowiedzi na pytania o związki międzyludzkie, samotność i cierpienie człowieka w starciu z bezlitosnym światem. Stałe motywy o wydźwięku pesymistycznym, w wykonaniu szwedzkiego reżysera, mocno zapadały w pamięć i zdawałoby się, że ciągle pozostają uniwersalne. Uzbrojona w taką wiedzę zasiadłam do seansu serialu HBO podekscytowana, ale także trochę sceptyczna. Co do tematu rozpadu małżeństwa może wnieść Hagai Levi, konstruując pięcioodcinkowy serial inspirowany Bergmanem? Oryginału nie oglądałam, ale miałam okazję zapoznać się z kilkoma innymi dziełami kultowego twórcy i muszę przyznać, że poprzeczka zawieszona była bardzo wysoko. Potraktuję jednak serial Sceny z życia małżeńskiego jako osobny byt, bo tym właśnie dla mnie był – nieznaną mi wcześniej historią, ale jednak tak bardzo już znajomą z powodu eksploatacji tematu w kinie czy literaturze. Historia małżeńska (2019), Rozstanie (2011) czy Cząstki kobiety (2020) to takie trzy głośne tytuły, które w fenomenalny sposób pokazują całą paletę emocji związanych z rozstaniem dwojga ludzi. Wydawało mi się, że Sceny z życia małżeńskiego będę mogła zaliczyć do najlepszych opowieści o tak dramatycznym wydźwięku. Niestety, kiedy już dotarłam do ciekawszych warstw filmowej opowieści Hagai Leviego, to okazało się, że serial się zaraz kończy. Po trzech odcinkach byłam znudzona i zmęczona ekranową walką postaci, tak cenionych przeze mnie aktorów – Jessiki Chastain i Oscara Isaaca. I nawet fakt, że bardzo lubię inne ich role, nie pomógł w wystawieniu lepszej oceny serialowi.

Natalia Trzeja: Już sam fakt, że serial oparty jest na dziele, któremu przypisujemy domenę „klasyka”, stawia reżysera w dość trudnej pozycji. Nie tylko z powodu „przywrócenia do życia” jednego z ważniejszych dzieł w historii kinematografii (co, niestety, nie zawsze kończy się sukcesem), ale już przez sam fakt, że jest to remake, sprawia, że widzowie mogą stać się dość wybredni. W skrócie – Hagai Levi postawił sobie poprzeczkę dość wysoko. Tak jak w przypadku Ani, Sceny z życia małżeńskiego były dla mnie osobnym bytem, a nie reinterpretacją dzieła szwedzkiego reżysera. Pozwoliło mi to spojrzeć na serial jako indywidualny twór, który istnieje sam dla siebie, nie tylko w odniesieniu do swojego starszego poprzednika. Sama spodziewałam się czegoś podobnego do filmu Historia małżeńska, jednak w przeciwieństwie do pary ze wspomnianego filmu, Mira i Jonathan byli bardziej… chaotyczni? Wybuchowi? Temperamentni? Jakkolwiek wszelkie gwałtowne (a czasami nawet agresywne) interakcje pomiędzy bohaterami miały prawo bytu, tak mniej więcej w połowie produkcji były one już po prostu męczące…

RYS FABULARNY

Anna: Mira i Jonathan prowadzą niemal idealne życie. Każde z nich odnajduje się w życiu zawodowym, godząc te wyzwania z obowiązkami dnia codziennego, w szczególności z wychowanej kilkuletniej Avy. Na pozór ich życie wydaje się wyważone i dobrze zorganizowane, a oni sami szczęśliwi i spełnieni. Jednak każda minuta seansu serialu obnaża przed widzem rysy na ich relacji.

Natalia: Cała akcja dzieje się na przestrzeni kilku lat, skupiając się na (pozornie) szczęśliwych latach w małżeństwa, jego kryzysu, kończąc na rozwodzie i relacji eks małżonków po oficjalnym zakończeniu związku. Chociaż wizja nieuniknionego rozwodu zwiastuje koniec ich małżeństwa, to niekoniecznie może być to również koniec ich relacji. A w większości obserwujemy ich losy z jednego szczególnego miejsca – ich domu. Jedynego świadka gwałtownych zmian w życiu tego szczególnego małżeństwa. 

 

WADY I ZALETY SERIALU

Anna: Zacznę od zalet serialu. To, co przykuło moją uwagę już na samym początku i bardzo mi się spodobało, to otwarcia odcinków – zajrzenie za kulisy serialu, gdzie widzimy idących aktorów, krzątające się osoby z produkcji, makijażystów. Wywołało to swoistą iluzję, takie poklepanie widza po plecach i powiedzenie mu, przypomnienie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. To także próba wyjścia do rozmowy o ramach i umowności dzieła filmowego, a także tego, z jakim bagażem musi zmierzyć się Hagai Levi. Dynamika związku, a przede wszystkim jego rozpad, to jeden z najbardziej wyeksploatowanych tematów w kinie. Nie dziwi mnie zatem próba pokazania go troszkę inaczej. Sam zabieg mi się jednak podobał i szczególnie w ostatniej scenie zrobił na mnie duże wrażenie. Podobało mi się także to, że pokazane zostały nam sceny na przestrzeni lat, różne momenty z życia małżeństwa Miry i Jonathana, które rozgrywały się głównie w domu, w ciemnych pokojach. Tak jakbyśmy ukradkiem spoglądali na nich przez okno – o czym rozmawiają, o co się kłócą, jak na siebie patrzą, kiedy się kochają. Takie momenty wyrwane z kontekstu, nie wiemy przecież wszystkiego o związkach innych ludzi i tym samym, czy rozumiemy ich wybory? Tutaj to zostało świetnie pokazane, ale do samych bohaterów przez to także ciężko się nam zbliżyć. To, co jednak było najjaśniejszą stroną Scen z życia małżeńskiego to aktorstwo. Główne role przypadły w udziale Jessice Chastain i Oscarowi Isaacowi. Ci aktorzy znają się już od wielu lat, grali razem w filmie Rok przemocy (2014), a prywatnie także są przyjaciółmi. Między nimi na ekranie czuć było emocje i dzięki temu dobrze się patrzyło na długaśne dialogi między nimi, które praktycznie zdominowały serial. Nawet jeśli pojawili się jacyś inni bohaterowie, to widz i tak patrzył na nich, starając się wywnioskować coś między wierszami. A co Tobie się podobało najbardziej?

Natalia: Mnie również urzekł sposób otwarcia i zakończenia serialu, kiedy to przez moment mieliśmy szansę, aby zajrzeć za kulisy Scen z życia małżeńskiego. Było to dla mnie swego rodzaju przypomnienie o tym, że: „Hej! Pamiętajcie, że to tylko serial”, a to, co za chwilę zobaczymy, jest jedynie reinterpretacją kolejnej rozwodowej historii. A ostatnia scena… przepiękna! Jeszcze przed chwilą byli parą małżonków, kochanków, wrogów, aby za chwilę przerwać ostatnią scenę i „wrócić” na plan filmowy. Nagle ta dwójka ponownie stała się dwójką najlepszych przyjaciół cieszących się wspólną pracą nad serialem, którzy zmierzają do swojej garderoby. To tylko podkreśliło, jak fenomenalnymi są aktorami, którzy potrafili zaangażować mnie w tę historię małżeńską, sprawić, że chciałam razem z nimi płakać, śmiać się, krzyczeć i przeżywać mimo tego, że kilka sekund wcześniej Hagai Levi podkreśl fakt, że jest to tylko serial.

To, co również skradło moje serce, to wielopoziomowość bohaterów i złożoność ludzkich charakterów, a także nieszablonowe podejście do związków. Jak wiadomo, w naszej kulturze akceptowalny jest jeden model relacji: dwójka partnerów plus co najmniej jedno dziecko. Widać to głównie po parze przyjaciół Miry i Jonathana (którzy prowadzili dość otwarty związek) lub po wewnętrznej przemianie Jonathana już po rozwodzie. Jego postrzeganie związków przeszło swego rodzaju metamorfozę, co widać dokładnie w jego późniejszej relacji z Mirą i obecną partnerką Jonathana. Może nie każdy widz będzie postrzegał tę zmianę w pozytywnym świetle, jednak z perspektywy analizy jednostki, jest to bardzo ciekawy zabieg. Możemy się z wieloma rzeczami nie zgadzać, ale to tylko uwypukla fakt, jacy jesteśmy skomplikowani. I to, według mnie, jest jedną z najmocniejszych stron całej produkcji. 

sceny z życia małżeńskiego

Anna: No i przechodzimy do wad, największych bolączek, tego, co po prostu w serialu nie zagrało. Dla mnie taką największą wadą, która od razu przychodzi mi do głowy, jest brak dynamiki. Oczywiście serial mówi o zwykłym życiu i zwykłych ludziach, ale rozwleczone do granic możliwości sceny rozmów, potyczek i kłótni wydawały mi się niekiedy wyjątkowo nużące. Tutaj po prostu nie ma umiaru, jakby małżeńskie życie sprowadzało się do ciągłych sprzeczek na każdy temat, wzajemnej wrogości i braku jakiegokolwiek spójnego punktu widzenia. Mira i Jonathan w sumie tylko się sprzeczają, ciągle są w dużym napięciu, a czasem dramaturgia pewnych scen sięga zenitu, przez co widz też ma już dość. Jakby nie dało się zbudować dramatu dwójki ludzi bez nadmiernego epatowania mimiką czy gestami, a także konfliktów, które rosną praktycznie od zera do konfrontacji – przez najbardziej błahe powody. To, co jeszcze zwróciło moją uwagę, to niestety fakt stronniczości po stronie twórców. Miałam wrażenie, że postać Miry została tak skonstruowana, aby to Jonathan okazał się tym godnym współczucia i tym, którego skrzywdzono. Stawiając go w roli ofiary, Hagai Levi zabiera widzom możliwość rozstrzygnięcia co, kto i dlaczego, a także dojrzenia w obu bohaterach po równo – spojrzenia na świat, temperamentów, moralności.

Natalia: Powiem Ci szczerze, że ja sama dałam się złapać na tę stronniczość. Mam wrażenie, że serial został zbudowany tak, aby to Mira okazała się czarnym charakterem całej historii. Przez większość czasu nawet jej nie rozumiałam, a jej decyzje były czasami bardzo absurdalne. Zabrakło mi tego, co można było nawet zobaczyć w filmie Historia małżeńska, który nie faworyzował żadnego z małżonków. Za to pokazał złożoność i trud rozwodu, zwracając uwagę na to, że wina nigdy nie leży tylko i wyłącznie po jednej stronie.

Po kilkudniowej przerwie na ostudzenie emocji, bardziej skupiłam się na postaci Miry, próbując ją trochę usprawiedliwić, lecz, niestety, postępowanie bohaterki było bardzo irytujące, podczas gdy Jonathan sprawiał wrażenie skrzywdzonego rycerza na białym koniu.

 

PROBLEMATYKA

Anna: Historia zarysowana w scenach z życia małżeńskiego to historia znana i stara jak świat – on i ona, dwie indywidualności pragnące realizować się w związku i życiu. To intymna opowieść o relacjach ludzi, którym daleko do ideału. Są tacy jak my. Przez pięć odcinków śledzimy ich życie, ich wybory i konsekwencje tychże wyborów. Ich rozmowy zdają się czasem bardzo trudne w odbiorze, dotykają fundamentalnych dla pary tematów, widz czuje się czasem przytłoczony, ale także emocjonalnie poruszony. Jest to właśnie przede wszystkim opowieść o miłości, o wybaczeniu oraz konsekwencjach wyborów, z którymi trzeba się mierzyć na co dzień. Mikrosystem małżeński, który w całej okazałości został pokazany w Scenach z życia małżeńskiego, jest dość druzgocący. To, w jaki sposób się rozstają, rozmawiają, jak nie potrafią dostrzec tej drugiej osoby w całym ogromie wzajemnych niedopowiedzeń, wyobrażeń i zaszłości, boli ich i ma także emocjonalny wpływ na obserwatora. To, co jeszcze ważne, i poruszyło we mnie jakieś struny, to pokazany kryzys tożsamości kobiety i mężczyzny jako partnerów, stojących pomiędzy wyborem bycia indywidualną jednostką a chęcią tworzenia szczęśliwej rodziny. To także, szczególnie w postaci Miry, kryzys kobiety jako matki.

Natalia: Niezmiernie cieszę się, że poruszyłaś temat kryzysu tożsamości! Owszem, jest to historia skupiająca się głównie na takich kwestiach jak miłość, relacje międzyludzkie i, oczywiście, problematyka kryzysu małżeńskiego. Lecz pod tą warstwą traumy towarzyszącej rozwodowi kryje się jeszcze ważniejszy temat, jakim jest konflikt zachodzący w samej jednostce. Myślę, że wielu z nas wciąż postrzega zagadnienie rozpadu małżeństwa w sposób zero-jedynkowy. Albo zawiniła żona, albo mąż. To mąż chciał zostawić żonę bądź na odwrót. Ta sprawa jest albo czarna, albo biała… ale nie tutaj.


Wprost uwielbiam to, w jaki sposób została ukazana wieloaspektowość jednostki: to, jak bardzo potrafi być skomplikowana. I choć z początku pewne zachowania Miry czy Jonathana wydają się irracjonalne, to w szerszym kontekście potrafią być w miarę zrozumiałe. Chociaż „w miarę” staje się tutaj kluczowym słowem, gdyż niektóre zachowania bohaterów wręcz wydają się niemożliwe do wyjaśnienia czy znalezienia sensu w ich decyzjach, co w przypadku Miry (a w ostatnim odcinku, nawet i Jonathana) ekstremalnie (!) mnie irytowało. Niby mamy do czynienia z dorosłymi, jednak w wielu momentach poprzedzających rozwód zachowywali się jak para rozwydrzonych nastolatków. Starałam się ze wszystkich sił ich usprawiedliwiać, zrozumieć, co mogło ich pchnąć do takiej decyzji, jednak im dłużej szukałam informacji, tym mniej sensu nabierały ich zachowania. I może właśnie o to chodzi. Człowiek to jeden z najbardziej skomplikowanych bytów, a jeśli dojdą do tego jego emocje, to zyskujemy najbardziej zawiłą i wielowymiarową jednostkę, jaka mogłaby istnieć. Nie rozumiałam Miry, Jonathana jeszcze w miarę. Ale może właśnie nie mamy ich rozumieć, a postarać się zrozumieć. Jaka by ich relacja nie była, coś rzeczywiście musiało wpłynąć na oboje, co wywołało właśnie ten już wspomniany kryzys tożsamości.

sceny z życia małżeńskiego

 

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI 

Anna: W serialu bohaterów poznajemy, kiedy aktorzy wchodzą na plan, przygotowując się do odegrania scen. Idziemy za Jessicą Chastain, która zmienia się w Mirę i za Oscarem Isaakiem, który przemienia się w Jonathana.

Mira to postać pewna siebie, twardo stąpającą po ziemi,  wydawałoby się, że chłodna i racjonalna, która na pierwszy rzut oka przytłacza partnera. Przez cały serial obserwujemy jej zmagania ze sobą oraz wyborami, których dokonuje. Mira zajmuje wysokie stanowisko w firmie technologicznej, to kobieta sukcesu, która codzienny trud wychowania dziecka oddała mężowi i która, jak się okazuje, trochę cierpi na takim układzie, zwłaszcza w perspektywie słabszej relacji z kilkuletnią Avą. O Mirze można by powiedzieć, że jest trochę egoistką, ale miałam też wrażenie, że kobieta jest do bólu ze sobą szczera, przynajmniej od pewnych wydarzeń w serialu. Wie, że woli karierę, podróże służbowe i rozwój od spokojnego rodzinnego życia. Pragnie zmian i zainteresowania mężczyzny, a tego w małżeństwie nie dostaje. Postać Miry ewoluuje podczas tych pięciu odcinków i możemy oglądać cały wachlarz najróżniejszych zmian w postrzeganiu związku, w postrzeganiu Jonathana i ich relacji. Także pamiętna scena z czwartego odcinka zdaje się takim podsumowaniem rozczarowań, których doznała, a także dotarcia do głębi przyczyn takiego stanu rzeczy. Jednak nie chcę zbyt wiele zdradzać, bo dopiero odcinki 4 i 5 były w mojej opinii ciekawe i interesujące, a na pewno wiele mówiące o bohaterach, dynamice ich relacji, oczekiwaniach i problemach. Może opowiesz trochę o Jonathanie?

sceny z życia małżeńskiego

Natalia: Właśnie dziękuję Ci na kolanach za przekazanie Jonathana w moje ręce! Tak mniej więcej do czwartego odcinka w ogóle nie trawiłam Miry, wręcz przez większość czasu próbowałam znaleźć odpowiedź na pytanie: „O co ci do cholery chodzi kobieto?!”. Dopiero mniej więcej w czwartym i piątym odcinku Mira zaczyna się przed nami otwierać, próbując wyjaśnić, czego tak naprawdę potrzebuje w związku, a czego w relacji z Jonathanem nie zawsze doświadczyła. Bardzo skomplikowana osobowość (i bardzo dobrze!), jednak momentami mnie strasznie przytłaczała.

A więc Jonathan – przystojny, mądry, idealny ojciec. W tym małżeństwie to właśnie on poświęcił się wychowywaniu dziecka, co jest jak najbardziej zrozumiałe, skoro Mira miała lepiej płatną pracę. Jednak taki układ mu bardzo pasował. Jak sam twierdził, bardzo lubi dzieci. Wydawało się, że jest to mężczyzna idealny: inteligentny, a do tego nie zmusi małżonki do wzięcia urlopu macierzyńskiego, skoro właśnie to kariera zawodowa jest tym, na czym bardzo zależy Mirze. Co w dzisiejszych czasach może wydawać się kontrowersyjne lub wręcz nie do pomyślenia. Niemniej jednak Jonathan na początku jest spokojniejszy i bardziej opanowany, co bardzo kontrastowało z temperamentem jego (byłej) żony. Widać, że bardzo zależy mu na rodzinie, jednak nie zawsze może sprostać oczekiwaniom żony i choć był bardzo czułym i opiekuńczym mężem, to małżeńska rutyna i małe zainteresowanie z jego strony mogły doprowadzić do kumulowania się emocji w Mirze i ostatecznie jej wybuchu, który doprowadził ich prosto do rozwodu.

Mężczyzna przeszedł również bardzo ciekawą transformację. Jonathan z pierwszego odcinka i Jonathan z finałowych scen to kompletnie dwie różne osobowości, całkowicie do siebie niepodobne. Z troskliwego i wiernego męża, zależnego emocjonalnie od swojej żony przeistoczył w pewnym sensie w „bad boya”. Nie chcę podawać szczegółów, dlaczego użyłam teraz tego określenia, aby nie zaspojlerować finałowego odcinka serialu, jednak w tej kwestii kluczowe będzie postrzeganie przez niego konceptu związku, a dokładnie – jak ono się zmieniło po traumatycznym rozstaniu z Mirą. Ja mogę jedynie dodać, że wolałabym chyba Jonathana z pierwszego odcinka, aniżeli z ostatniego…

 

AKTORSTWO

Anna: Aktorstwo w Scenach z życia małżeńskiego jest na bardzo wysokim poziomie. Jessica Chastain wciela się w wyrazistą i pewną siebie Mirę, przytłacza i wypełnia ekran, używa wielu form ekspresji, gestykuluje, a jej mimika jest żywa. Z kolei gra aktorska Oscara Isaaca jest bardziej przygaszona, dopasowana do roli, którą ma. Jest on spokojniejszy, a widz zdaje się czuć przy nim trochę lepiej. Aktorzy ujawniają cały wachlarz uczuć i wzajemnych powiązań swoich postaci w pierwszej, rewelacyjnej scenie z psycholożką, która przeprowadza z nimi wywiad do swojej pracy naukowej. Już wtedy można odnieść wrażenie, że czują się ze sobą świetnie jako ekranowi partnerzy. Poza sceną od lat aktorzy są przyjaciółmi (poznali się w college’u), grali już razem i tutaj naprawdę świetnie ze sobą współgrają. Niektóre sceny, które mieli do odegrania, były dość trudne, może nawet przytłaczające, lecz za każdym razem wypadają w swoich rolach genialnie.

Natalia: Ooo nie miałam pojęcia, że poznali się w college’u! Jeśli to prawda, to ta para przyjaciół wypadła znakomicie jako para małżeńska. Idealnie można było odczuć tę chemię pomiędzy nimi, nawet gdy Mira zaczynała trochę „wariować”. Dawka emocji, jaką dostarczył serial, była wręcz ciężka do uniesienia przez widza, a co dopiero przez aktora i aktorkę. Doskonale wyostrzyli ten kontrast w osobowościach obu bohaterów: wybuchowość Miry i opanowanie Jonathana. Z tego miejsca chciałam również bardzo docenić pracę Oscara Isaaca podkreślającą stopniową zmianę zachodzącą w Jonathanie, który też ostatecznie mógł czuć się przeciążony całą gamą emocji wywołaną przez rozstanie ze swoją żoną. Atmosfera była czasami tak gęsta, że można by ją kroić nożem. I chyba to świadczy o fenomenalnej pracy aktorów. 

sceny z życia małżeńskiego

 

KWESTIE TECHNICZNE

Anna: Sceny z życia małżeńskiego to pięcioodcinkowy serial produkcji HBO, a każdy z epizodów ma około 50 minut. Reżyserem jest Hagai Levi, a za scenariusz odpowiedzialna jest Amy Herzog. To, co w warstwie technicznej jest jeszcze raz warte podkreślenia, to wprowadzony łącznik między tymm co realne, a tymm co umowne. Jest to mianowicie wejście na scenę, do zbudowanej scenografii – domu bohaterów – wprost z wielkiego magazynu, który był przerobiony na studio filmowe. Widzimy aktorów, krzątające się osoby z ekipy. Serial to głównie spektakl dwójki aktorów, nie ma tu rozpraszaczy w postaci ujęć krajobrazów, dzielnicy, w której mieszkają, czy jakiegoś szerszego kontekstu. Jest tylko dom i oni. Jest kilka scen poza domem, ale nie wpływają one jakoś szczególnie na odbiór całości.

Natalia: Właśnie ta „ciasnota” w postaci dwójki bohaterów i jednego domu pomogła wywołać wrażenie pewnej intymności, a nawet duszności. Jesteśmy tylko my, oni i ich dom. Dom, będący świadkiem całej historii tego małżeństwa. Ograniczenie się do tej jednej scenerii pokazuje, jak wiele może wydarzyć się na tak małej przestrzeni, co chyba idealnie udowadnia stwierdzenie, że rodzina idealnie wygląda tylko na obrazku. Mira i Jonathan również wydawali się udanym małżeństwem, nim coś zaczęło się psuć. I tylko ten dom był tego „naocznym” świadkiem. 

sceny z życia małżeńskiego

SŁOWEM PODSUMOWANIA 

Anna: Serial inspirowany Bergmanem został potraktowany przez Hagaiego Leviego z bardzo dużą czułością.  Przedstawia on widzowi skomplikowany obraz rozpadu związku dwójki ludzi, którzy niegdyś darzyli się ogromnym uczuciem, a dziś to uczucie tłamsi ich i prowokuje do działań o bardzo nieprzyjemnych konsekwencjach. To bardzo kameralna i minimalistyczna opowieść oparta na prostej i starej jak świat historii – miłości, końca miłości i tego, co dalej. Tego, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami domu, o czym każdy z nas rozmawia z najbliższymi, jak nasze życie i nasze wybory uzależnione są od trudnych przejść i traum. Mimo że Sceny z życia małżeńskiego nie są w mojej opinii świetnym serialem, bo realizacyjna warstwa przygniotła delikatność omawianego tematu, to i tak jest to serial dobry. Gdyby nieco go skrócić, stałby się naprawdę bardzo dobrą opowieścią o refleksyjnym wydźwięku. Nie jest jednak tak, że tych refleksji brakuje, ale niekiedy ścieżki obrane przez twórców wybijają nas z narracyjnego rytmu. Za dużo tu dodatków, niezwiązanych w ogóle z główną osią wydarzeń, jak choćby postaci przyjaciół, którzy żyją w dziwnym otwartym związku. Nie wniosło to za dużo do postaci Miry i Jonathana, a jedynie zaciemniało obraz i tak skomplikowanych bohaterów. Mając tak dużo filmowej przestrzeni, reżyser niekiedy zbacza z obecnej drogi i te momenty nużą, są one przeciwieństwem tych scen, w których dynamika, emocje i ruch aż wbijają w fotel. Szkoda tylko, że tych drugich jest tak mało. Próba pokazania z pozoru prostej historii o rozpadzie związku nie wybrzmiała tutaj do końca i może to rozczarowywać.

Natalia: Reżyser próbował przenieść tak bardzo ograny już motyw (jakim jest rozwód) na współczesną amerykańską rodzinę, prezentując obecne problemy i rozterki, z jakimi muszą mierzyć się małżonkowie. Jednocześnie przedstawił problem ludzkiej seksualności to, jak czasami może być oderwana od miłości. W końcu seks to jedno, miłość to drugie. Mogą wzajemnie się wypełniać, ale również istnieć jako dwa niezależne byty. Sceny z życia małżeńskiego ukazują, jak bardzo skomplikowane potrafią być ludzkie relacje, których nie da się tak po prostu zaszufladkować. Tak właśnie wyglądał późniejszy związek Miry i Jonathana, ale również relacje z innymi osobami, które zawróciły w głowie naszym bohaterom. Czy związek może mieć charakter tylko i wyłącznie intelektualny bądź cielesny? Im dłużej oglądamy, tym bardziej irracjonalne i pogmatwane wydaje się ich małżeństwo. Ale czy właśnie nie takie są relacje międzyludzkie? Czy zawsze musi być tak pięknie?

Rozstania nigdy nie są łatwe i nigdy nie będą. Nam, obserwatorom, którzy spoglądają na daną historię z dozą sceptycyzmu, może wydać się niezrozumiały koszmar, przez jaki przechodzi dane małżeństwo. Nie jest to prosta droga, zwłaszcza dla ludzi, którzy przez wiele lat darzyli się niezwykłym miłością. I czy takie uczucie może kiedyś wygasnąć? Jak widać, może. Jednak nigdy całkowicie. 

sceny z życia małżeńskiego

Serial oglądać można na HBO GO

sceny z życia małżeńskiego


Przeczytaj także:

Wielogłosem o…: Żeby nie było śladów

 

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *