siedem lat jednej nocy

Wielogłosem o…: „Siedem lat jednej nocy”

Siedem lat jednej nocy to thriller produkcji Korei Południowej i już sam ten fakt może stawiać polskiego widza przed dylematem, czy aby na pewno warto poświęcić na niego dwie godziny? Sylwia i Mateusz w poniższm Wielogłosie zapewniają, że jak najbardziej warto – film pozytywnie zaskoczył ich nie tylko wizualnie, ale również fabularnie. Doceniają oni także aktorów, którzy wzięli udział w produkcji i to, że film niemal cały czas trzyma widza w napięciu i niepewności. Również problematyka, jakiej się podejmuje, nie jest banalna i nie okazuje się jedynie pretekstem do stworzenia filmu z łatką: „thriller”. Dzieło w reżyserii Chang-min Choo okazuje się być wielowątkową, skomplikowaną opowieścią o tym, jak jednej nocy może zmienić się wiele żyć i jak wiele ma z tym wspólnego przypadek, ciążące nad człowiekiem fatum i wreszcie jego własny charakter i decyzje, jakie podejmuje w życiu. Propozycja od Mayfly, którą Głos Kultury objął patronatem medialnym, to również opowieść o niszczycielskiej sile zemsty, o niewyobrażalnej miłości, o wpływie rodziców na życie dziecka i wielu innych ważnych tematach, o których nasi redaktorzy wspominają w poniższym tekście. Zapraszamy do lektury i zachęcamy do wybrania się na seans!

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Mayfly ponownie zaprasza nas w filmową podróż do Korei Południowej (poprzednim razem za sprawą filmu Człowiek bez pamięci, o którym pisaliśmy tutaj). I ponownie jest to bardzo dobra propozycja, która utwierdza w przekonaniu, że kino azjatyckie jest godne uwagi i powinno być przez Europejczyków częściej oglądane, zwłaszcza że Hollywood coraz częściej raczy nas kolejnymi kontynuacjami, remakami, a producentom w znacznej większości w głowie kolejni superbohaterowie. Lekarstwem na to może być film Siedem lat jednej nocy – pełnokrwisty thriller z elementami dramatu oraz kina akcji, będący ekranizacją dzieła o tym samym tytule koreańskiej pisarki Jeong You-jeong.

Sylwia Sekret: Omawiany przez nas dzisiaj film to naprawdę porządny thriller, z wieloma innymi elementami, który – tak mi się wydaje – może przekonać do azjatyckiego kina tych, którzy z jakichś przyczyn się go do tej pory wystrzegali. Jest długi (ale nie za długi), nie pozostawia uczucia niedosytu lub niedopowiedzenia historii, trzyma w napięciu, a rzecz dzieje się na tle orientalnej dla Europejczyków kultury. W dodatku, przy dość skomplikowanej i zagmatwanej fabule, nie zauważyłam żadnych luk i dziur logicznych, co uważam za wielki plus. 7 lat jednej nocy być może nie jest takim thrillerem, do jakiego przyzwyczaiło nas amerykańskie kino, ale mnie osobiście zaskoczyło pozytywnie i przez cały seans trzymało w napięciu.

Mateusz: Przed seansem nie miałem jakichś specjalnych oczekiwań – nastawiałem się jedynie na udane kino, ponieważ ten dystrybutor przyzwyczaił mnie do wysokiej jakości proponowanych dzieł filmowych. Z pewnością urzekł mnie mroczny, świetnie zmontowany zwiastun i obietnica historii o zemście, a motyw ten sprawdza się przecież w kinie od lat, czego przykładami mogą być takie dzieła jak Kruk, Kill Bill czy – również koreański – Oldboy.

Sylwia: Ja nie nastawiałam się absolutnie na nic – podzeszłam do filmu z czystą kartką. Z seansu jestem zadowolona, choć nie ukrywam, że momentami film – zarówno przez klimat i atmosferę stworzoną przez twórców, jak i przez samą historię – jest dość mroczny i ciężki w odbiorze. Tutaj raczej nie spotka bohaterów nic dobrego i widz ma tego świadomość od samego początku.

WADY I ZALETY FILMU

Mateusz: Początkowo wadą może wydać się nadmierne zagmatwanie – zarówno wątków, bohaterów, jak i linii czasowych oraz chronologii zdarzeń. Siedem lat jednej nocy to z pewnością film, którego nie można oglądać “po łebkach” – wymaga on bowiem od widza pełnego skupienia oraz zaangażowania w przedstawioną historię, ponieważ bez tego zgubić wątek jest niezwykle łatwo. Chciałbym jednak podkreślić, że tak naprawdę nie jest to żadna wada, a wręcz przeciwnie. Wymagająca forma, przyjęta przez Changa-min Choo, procentuje u odbiorcy wraz z upływem każdej minuty, stopniowo odkrywając karty oraz zagęszczając atmosferę, aż do mocnego finału. A Tobie jak się podobał ten zabieg?

Sylwia: Przyznaję, że przez pierwsze dziesięć minut byłam tym lekko zirytowana. Nie chodziło jednak o to, że nie podoba mi się ten zabieg, lecz o to, że czułam się po prostu głupio, nie rozumiejąc, o co chodzi. Bałam się, że może już na samym początku coś przeoczyłam. Na szczęście jednak obawy okazały się bezpodstawne, bo po pierwsze: o to chodziło twórcom, by widz na początku czuł się lekko zdezorientowany, a po drugie: wszystko się w końcu wyjaśnia, co prawda niemal przez cały film, ale wiecie, jak to mówią: po nitce do kłębka.

Mateusz: Kolejnym niewątpliwym plusem jest scenariusz oraz idące za nim dobre aktorstwo. Z pewnością do tak udanego scenariusza przyczynił się literacki pierwowzór, niestety nie miałem okazji się z nim zapoznać, ponieważ w naszym kraju nie został wydany (może któreś wydawnictwo okaże zainteresowanie po premierze filmu?). Dlatego też nie jestem w stanie stwierdzić, czy ekranizacja jest wierna, bądź tylko czerpie z dzieła pisarki, ale jako odrębne dzieło sprawdza się naprawdę dobrze – w zasadzie od początkowych scen film trzyma w napięciu, bohaterowie stanowią dla nas intrygującą zagadkę i wprost nie możemy się doczekać, żeby dowiedzieć się, czemu jeden z bohaterów posunął się do czynu, który miał wpływ na całą wioskę. Wspomniałem też o aktorstwie, o którym opowiem jednak w stosownym miejscu.

Sylwia: Dla mnie największym atutem filmu jest po pierwsze jego ciemnawy, mroczny, zwiastujący tragedię klimat, a po drugie – co najważniejsze – poruszana w produkcji problematyka. Nie czarujmy się – zazwyczaj thrillery, do których jesteśmy przyzwyczajeni, i filmy akcji, skupiają się głównie na prędkości, na tempie, na efektach specjalnych, na trzymaniu widza w napięciu. Rzadko kiedy dzieło takie porusza jakąś ważną tematykę, o której warto później podyskutować. W przypadku produkcji Siedem lat jednej nocy jest jednak inaczej. Oczywiście seans trzyma w napięciu niemal przez cały czas, ale nie zabrakło również głębi, która wynika właśnie z tego, jakiego tematu podjęli się twórcy. I wbrew pozorom nie chodzi mi tutaj o zemstę, która wymieniana jest zarówno jako główny temat, jak i jako punkt zapalny, coś, co napędza tę historię, co jest jej kiełkującym ziarenkiem. I choć zemsta ma oczywiście spore znaczenie dla fabuły i nie zamierzam odmawiać jej istotności, to ja odczytuję jednak tę opowieść na jeszcze głębszym poziomie. Zresztą, uważam, że nie bez powodu dzieło nie jest pozbawione drobnych elementów mistycznych, a retrospekcje także pozwalają nam w interpretacji wejść na kolejny, dodatkowy poziom. Otóż, życiem człowieka rządzi wiele rzeczy. Lubimy stwierdzenie, że każdy jest kowalem własnego losu, bo wyklucza ono w dużym stopniu z naszego życia losowość i przypadkowość. Jednak historia opisana w Siedmiu latach jednej nocy pokazuje, że naszym życiem rządzą też wszelakie demony, a te często pochowane są w naszej przeszłości. Zemsta dla fabuły filmu jest szalenie istotna, owszem, ale jeszcze ważniejsze i determinujące kolejne wydarzenia, aż do finału, jest moim zdaniem to, jak (kolejny raz posłużę się słowami poety) Los upodabnia nas do tych, którymi gardzimy. Teoretycznie bowiem wszystko zaczyna się od potrąconej dziewczynki, która w środku nocy wybiegła na maskę samochodu z ciemnego lasu, przez który biegła, uciekając przed ojcem. Jednak w moim odczuciu ta historia zaczyna się o wiele wcześniej. Zaczyna się już wtedy, kiedy mężczyzna, który potrącił dziewczynkę, a później próbował zatuszować swój czyn, był małym chłopcem obserwującym, jak jego pijany ojciec katuje jego matkę. Kto wie, czy, gdybyśmy mieli jeszcze większy wgląd w tę historię, wszystko nie zaczęłoby się od dziadka sprawcy wypadku? Zmierzam jednak do tego, że gdyby główny bohater, morderca ślicznej Se-ryeong, mimo obietnic i wewnętrznej walki, nie stał się taki, jak ojciec, którego nienawidził i którym gardził – do wypadku najprawdopodobniej by nie doszło. Hyeon-soo Choi nie byłby zdenerwowany po naciskach ze strony żony, że ma obejrzeć mieszkanie, nie piłby (czego również u ojca nienawidził), zapewne byłby ostrożniejszy na drodze, apewnie w ogóle by się nie zgubił, co sprawiłoby, że nie byłoby go na drodze w tej sekundzie, w której wybiegła na nią przyszła ofiara. Najważniejsza w tym filmie tematycznie jest zatem spirala przemocy, w jaką wpadają bohaterowie. Zarówno główny bohater, jak i jego ojciec, również szanowany doktor Oh. Gdyby nie przemoc i upodabnianie się do tych, którymi pogardzamy, do wielu z tych wydarzeń po prostu by nie doszło. Tym bardziej że późniejsza zemsta doktora Oh również wynika z tej spirali przemocy – mężczyzna jest bowiem przekonany o swojej winie (gdyby bowiem nie tyranizował swojej córki, ta nie uciekłaby po zmroku z domu i nie umarła) i dlatego tak uparcie szuka innych winnych – jest bowiem zbyt wielkim tchórzem, by zemścić się na samym sobie. By przyznać, że jeśli ktoś jest mordercą małej Se-ryeong – to właśnie on.

Retrospekcje ze studnią, lunatykowanie głównego bohatera, scena, która doprowadza do ucieczki dziewczynki, bezgraniczna wiara Hyeon-soo Choi w to, że jego syn może być inny niż on i dziadek – to wszystko sprowadza się do najważniejszego i najtrudniejszego tematu poruszanego w koreańskim filmie. Po pierwsze przemoc, która dla niektórych staje się rozwiązywaniem wszelkich problemów; po drugie: wiara w to, że nigdy nie będziemy tacy, jak ludzie, którymi gardzimy. Niestety sama wiara nie wystarcza.

To właśnie problematyka filmu jest w moim odczuciu największym jego plusem. Ogromnym – powiedziałabym. Jeśli chodzi o wady, to nie wiem, czy umiałabym cokolwiek wymienić. Podobały mi się nawet te delikatne wstawki nadnaturalne, które były subtelne i było ich tak niewiele, że zapisują się spokojnie po stronie zalet produkcji.

NAJLEPSZA SCENA

Mateusz: Wizualnie? Praktycznie cały film, zwłaszcza sceny nocą. Fabularnie? Mocna była scena ucieczki Se-ryeong i to, jak ona się zakończyła. Świetna była również wizualizacja wspomnień jednego z bohaterów i związane z tym dawkowanie faktów, rzucających nieco inne światło na jego zachowania. Podobała mi się również scena na tamie.

Sylwia: Sporo było naprawdę mocnych i robiących wrażenie scen. Niektóre były nad wyraz realistyczne. Nie potrafię jednak wskazać jedenej konkretnej. Film przez retrospekcje i zagmatwaną momentami linię czasową jest ostatecznie zbiorem ich wszytskich i nie chciałabym tutaj rozkładać go na czynniki pierwsze.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Yeong-je Oh, znany w okolicy jako Doktor-Oh to człowiek o złej reputacji. Z jednej strony szanowany dentysta, który dorobił się w życiu sporego majątku oraz wysokiej pozycji społecznej, w związku z którą jest w stanie wymusić na władzy rzeczy, których prawdopodobnie nikt inny by nie zdołał; z drugiej z kolei to domowy tyran, znęcający się nad córką, którą podobno tak mocno kocha, oraz przyczyniający się do tego, że żona uciekła z ich wielkiego i wiecznie pustego domu. To bohater pełen sprzeczności, który drastycznymi metodami próbuje zagłuszyć własne wyrzuty sumienia. Doktor-Oh to dość jednowymiarowa postać, ale bardzo dobrze zagrana i napisana.

Sylwia: W przeciwieństwie do niego natomiast, główny bohater, morderca dwunastoletniej dziewczynki i człowiek, który zamordował połowę mieszkańców wioski (takie informacje otrzymujemy już na samym początku filmu, ale to, jak do tego doszło, to właściwie dwugodzinna historia opisana właśnie w Siedmiu latach jednej nocy) to bohater bardzo niejednoznaczny i wielowymiarowy. Potrafimy w jednej chwili go znienawidzić i nim pogardzać, by w następnej go żałować i życzyć mu odmiany jego życia na lepsze. Wydaje się, że jakkolwiek by się nie starał, ciąży nad nim jakieś fatum. Dla niego samego tym widmem jest jego zmarły ojciec. Jaki jednak wpływ na dorosłe życie miało jego dzieciństwo, a na ile sam wypracował sobie taki charakter i takie relacje rodzinne? Na to pytanie zarówno on, jak i każdy widz musi odpowiedzieć sobie sam. Kiedy go poznajemy, nic nie wskazuje na to, że mógłby on wyrządzić komuś jakąś krzywdę. Z czasem jednak na jaw wychodzi jednak jego mroczniejsza, a raczej – słabsza, strona. Hyeon-soo Choi ma problemy z alkoholem, a także z utrzymaniem nerwów na wodzy. Problem z kredytem, utrzymaniem rodziny i wiecznie wrzeszczącą, narzekającą na wszystko żoną przytłacza go i sprawia, że powoli widmo ojca zaczyna przejmować nad nim kontrolę. A przynajmniej on sam zdaje się to rozumieć w ten sposób. Hyeon-soo Choi nie jest złym człowiekiem, ale jego słaby charakter i choleryczna natura prowadzą go od jednego kłopotu do kolejnego, aż w końcu wszystko razem, łącznie z innym elementami fabuły, prowadzi do niewyobrażalnej tragedii.

AKTORSTWO

Mateusz: Wspominałem o tym wcześniej, że aktorstwo należy do jednej z większych zalet filmu Siedem lat jednej nocy. Praca wykonana przez aktorów pierwszo- oraz drugoplanowych nie pozostawia wątpliwości co do wysokiej jakości koreańskiego dzieła. Aktorzy mówią oczywiście w egzotycznym dla europejskiego widza języku, mają wysoką ekspresję werbalną i są to kwestie, które często przykuwają uwagę, bo jest to coś, do czego nie jesteśmy zbyt przyzwyczajeni. Absolutnie oczarował mnie Seung-yong Ryoo, który miał też najlepszą sposobność do pokazania się ze swojej najlepszej aktorskiej strony, ale równie dobrze mógł przeszarżować w niektórych scenach lub popaść w przesadę w drugą stronę, a tego nie zrobił. Jego postać to protagonista, któremu trudno kibicować z powodów, których nie zamierzam tutaj przytaczać, żeby nie psuć nikomu zabawy, ale jednocześnie jego bohater jest na tyle złożony, a zestawiony z nim antagonista oraz ich wzajemna relacja są na tyle skomplikowane, że pozostawia to w widzu niemały dylemat moralny.

Sylwia: Aktorstwo to ogromna zaleta filmu, ale tak jak słusznie zauważasz – polski, i w ogóle europejski, widz nie jest raczej przyzwyczajony do takiej ekspresji, jaką niejednokrotnie ujrzymy w dziele wyreżyserowanym przez Chang-min Choo, jednak jest to dla nas pewnego rodzaju nauka z zakresu wiedzy o azjatyckim kinie. Może nam się to podobać lub nie, lecz trzeba zaakceptowavc fakt, że jest to część danej kultury i coś, co w tamtejszym kinie jest zupełnie naturalne, a wręcz niezbędne i zapewne wymagane. Wszyscy aktorzy w moim mniemaniu spisali się świetnie – bardzo dobrze oddając nawet najbardziej skomplikowane emocje. Ja – jak to mam w zwyczaju – zwrócę uwagę na rolę, jaką odegrała Re Lee, wcielając się w dwunastoletnią Se-ryeong Oh. Choć we właściwej roli pojawia się tylko przez chwilę, to zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Scena, kiedy stoi przerażona przed ojcem zaciskającym dłonie na pasku od spodni, budzi w widzu przerażenie, bo młoda aktorka tak fantastycznie zagrała przerażenie, które odczuwa się wobec człowieka, którego się zna, wobec czego na przemoc z jego strony pierwszym odruchem jest unik, a nie ucieczka.

KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Na pierwszy plan wysuwają się fenomenalne zdjęcia i świetne sceny kręcone nocą. To jeden z tych filmów, który w genialny sposób operuje mrokiem, ciemnością nocy, czyniąc z niej jedną z bohaterek. To nocą dzieją się najbardziej istotne wydarzenia, to noc występuje w tytule filmu i to noc jest kluczem do interpretacji tego dzieła, dlatego też wielkie brawa zarówno dla operatorów oraz dla reżysera za wspaniałą robotę! W pamięci zapadła mi także dobra, klimatyczna muzyka. Jedyny minus, jaki zapadł mi w pamięci to niefortunnie wykonana komputerowo scena kolizji samochodu. Wyglądało to bardzo nienaturalnie, ale tak naprawdę to zaledwie kilkusekundowy fragment z filmu, który był nienaganny wizualnie przez pozostałe ponad sto dwadzieścia minut.

Sylwia: Ja, szczerze mówiąc, niespecjalnie zwróciłam na to uwagę, ale też tego typu kwestie nie są dla mnie nigdy wyznacznikiem tego, czy film się obronił, czy nie. Zgodzę się natmiast co do tego, że zdjęcia są piękne, a to, że większość filmu dzieje się w nocy, decyduje w dużym stopniu o jego mrocznym klimacie i tragicznym wydźwięku. Dzieło zostało pod względem technicznym nakręcone w taki sposób, że widz jest przekonany, że na koniec raczej nie wyjdzie słońce. Jeśli natomiast coś dzieje się w ciągu dnia, jest to dzień, w którym dominującą kolorystyką jest szarość. Słusznym zabiegiem okazało się również wyodrębnienie ostrymi, płomiennymi barwami retrospekcji, dzięki czemu widz nie gubi się w nich i potrafi je od razu odróżnić od reszty filmu. Dźwięki i muzyka bardzo dobrze korespondują moim zdaniem z wydarzeiami mającymi miejsce na ekranie.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Siedem lat jednej nocy to ważny punkt na mapie każdego miłośnika thrillerów. Koreańskie dzieło oferuje widzowi moc wrażeń, naprawdę dobrze nakreślony konflikt bohaterów i w pełni empatyczną opowieść o zemście, pokucie, przeszłości, która ściga człowieka całe życie, oraz niewiarygodnej rodzicielskiej miłości. Gorąco polecam i… czekam na kolejny koreański dreszczowiec!

Sylwia: Thriller wprost z Korei Południowej zaskakuje przede wszystkim głębią poruszanej problematyki. Nie można odmówić mu jednak bardzo sprawnie poprowadzonej fabuły, więcej niż poprawnego aktorstwa i zapadających w pamięc ujęć. Siedem lat jednej nocy trzyma również w nieustannym napięciu i robi to dodatkowo w dwójnasób – zarówno za sprawą samej akcji, jak i tego, że choć znamy zakończenie niemal od początku filmu, to aż do jego finału nie wiemy, jakie wydarzenia dokładnie do niego doprowadziły. Warto obejrzeć tę produkcję i przekonać się, że kino azjatyckie wcale nie odbiega tak mocno od tego, z którym spotykamy się na codzień, oferując jednocześnie pewien powiew świeżości.

 

Fot.: Mayfly

siedem lat jednej nocy

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *