somebody

Wielogłosem o…: „Somebody Somewhere”

Jeśli chodzi o wybór seriali w całej ich różnorodności gatunkowej, to współczesny widz naprawdę nie ma na co narzekać. Miłośnicy każdego gatunku powinni znaleźć coś dla siebie, a ci, których nie ograniczają szufladki i klasyfikacje, powinni martwić się jedynie o czas, którego na obejrzenie wszystkiego, co nas interesuje, jest zwyczajnie za mało. Wraz z wkroczeniem na polską scenę streamingową HBO MAX, pojawiły się nowe seriale, oferując nam przeróżną tematykę i stylistykę. Tym razem Ania i Sylwia dały szansę niepozornej produkcji zatytułowanej Somebody Somewhere (Ktoś, Gdzieś) i dały się jej oczarować, doceniając nie tylko naturalność tak gry aktorskiej, jak i podejmowanej tematyki i sposobu kręcenia, ale także humor, nietuzinkowość w pozornej nudzie i zwyczajności, a także muzykę. Opowieść o Sam, która po latach powraca do rodzinnego miasta, zderzając się zarówno z problemami, jak i radościami, okazała się nad wyraz udana. Co w niej urzeka i czy opłaca się czekać na kolejny sezon – o tym rozmawiają nasze redaktorki w poniższym Wielogłosie. Zapraszamy do lektury i zachęcamy do obejrzenia samego serialu, naprawdę warto.

Spis treści

Wrażenia ogólne

Sylwia Sekret

Sylwia Sekret

Do seansu serialu Somebody Somewhere usiadłam, nie wiedząc o nim w zasadzie nic. Widziałam plakat i na szybko przeczytałam opis. I to tyle. Ale kiedy pierwszy odcinek się już zaczął, a ja zobaczyłam, że współproducentami serialu są bracia Duplass, serce mi się ucieszyło i wiedziałam już, jeszcze zanim cokolwiek się zaczęło, że będzie to dobre. Duplassowie odpowiadają za bardzo celnie trafiające w mój gust i serce Togetherness (niestety anulowane po dwóch sezonach, czego nie mogę odżałować) i w moim przekonaniu słyną przede wszystkim z produkcji opowiadających w zwyczajny, ale jednocześnie ujmujący sposób o zwykłych ludziach i zwykłych sprawach. Celnie ujmując w serialowe ramy zarówno humor, zwykły i ten czarny, jak i takie codzienności, jak zażenowanie, wstyd, zmęczenie materiału. I, co tu dużo mówić, nie pomyliłam się. Ktoś, gdzieś to ujmujący serial z równie ujmującymi bohaterami, który ogląda się tak, jakby była to opowieść dziejąca się tuż obok.

Anna Sroka-Czyżewska

Anna Sroka-Czyżewska

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się wiele po serialu, bo tak naprawdę, podobnie jak Sylwia, nie za wiele o nim wiedziałam. Ktoś, gdzieś w zasadzie przyciągnęło mnie tym, że było nowością od HBO Max oraz uroczym plakatem z główną bohaterką, jakże inną i niestandardową postacią pierwszoplanową współczesnego serialu. Samantha to czterdziestolatka mieszkająca gdzieś w Kansas, a to gdzieś właśnie mogłoby być gdziekolwiek, nawet u nas, w Polsce. To bardzo ciepły serial, bardzo życiowy. To także serial mówiący o takim małym życiu – naszych codziennych dylematach, małych i dużych bolączkach, o przyjaźni i miłości, o rodzinie i szukaniu swojego miejsca na świecie. Oprócz tego okraszony jest tak wyśmienitym humorem, że podczas tych siedmiu dość krótkich odcinków nie raz wybuchnęłam śmiechem i wracałam do sceny jeszcze raz. Były to proste żarty, ale podane w tak świetnej formie i przez naprawdę doskonałych aktorów, że to przede wszystkim te serialowe chwile podobały mi się najbardziej. No i śpiewanie Sam!

RYS FABULARNY

Sylwia

Sylwia

Sam to kobieta po czterdziestce, która wróciła do rodzinnego miasteczka, by opiekować się poważnie chorą siostrą, z którą zawsze miała bardzo dobry kontakt, z którą doskonale się rozumiały. Niestety, jak dowiadujemy się już w pierwszym odcinku, kobieta zmarła, a Sam została w miasteczku, co mogło być spowodowane tym, że nic nie każe jej wracać… w zasadzie gdziekolwiek. Sam mimo swojego wieku nie „ustatkowała się”, jakby to powiedzieli zwolennicy takiego stanu rzeczy, nie założyła rodziny, nie ma kariery, do której mogłaby wrócić. W niewielkim miasteczku, w którym spędziła całe dzieciństwo i lata szkolne, mija jej dzień za dniem…

Anna

Anna

Sam mieszka w Manhattanie w Kansas. To jej rodzinna miejscowość, do której powróciła, by zająć się umierającą na raka siostrą. Jednak akcja Ktoś, gdzieś rozpoczyna się już po tych wydarzeniach, kiedy kobieta błąka się i jakby trwa w żałobie, nie mając chyba zbytniego pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Mieszka więc w domu siostry, śpi na kanapie, chodzi do nudnej pracy, która ją w sumie za wiele nie obchodzi. Z rodziną ma różne relacje – dostajemy tutaj przekrój różnych dysfunkcji i problemów rodzinnych, które jednak są i będą częścią społeczeństw. Sam jednak wydaje się po prostu pogodzona i w jakiś sposób też obojętna na wybryki swojej rodzinki, choć, jak okaże się w toku fabuły, pewne wydarzenia nie pozostawią jej obojętną.

WADY I ZALETY PRODUKCJI

Sylwia

Sylwia

Nie obraziłabym się, gdyby serial Somebody Somewhere trwał choć trochę dłużej lub gdyby nie trzeba było czekać aż do 2023 roku na kolejny sezon. W świecie wykreowanym przez twórców poczułam się niezwykle swobodnie, idealnie wpasowałam się jako widz w ten klimat i tę opowieść. Małomiasteczkowość i życie poniekąd na uboczu zostały tu świetnie przedstawione, podobnie jak zwykłe rozterki zwykłego człowieka zmagającego się z tym, co przynoszą mu kolejne dni. Klimat serialu i żywi, ludzcy bohaterowie, którzy mogliby być naszą rodziną, naszymi przyjaciółmi – to najistotniejsze zalety serialu. Ta sama naturalność, która towarzyszyła Togetherness, jest i tutaj, sprawiając, że świat przedstawiony nie egzystuje gdzieś obok naszego, ale na czas seansu po prostu staje się naszym światem, wciąga nas. 

Oczywiście to, co dla mnie jest zaletą, dla wielu widzów może być wadą. To, że w serialu teoretycznie nie dzieje się zbyt wiele, że nie ma zwrotów akcji, że jest „nudny”, że bohaterowie są zwyczajni. Trzeba po prostu lubić tego typu filmy i seriale. Dla mnie całość aż iskrzy od zalet, jest w tym wszystkim świeże i niezmiennie pachnie rozbudzonym porankiem, kiedy to dopiero przestało padać.

Anna

Anna

Ujmuje mnie w Somebody Somewhere przede wszystkim sposób opowiadania historii. Tutaj wszystko jest naturalne, podszyte lekką nutką ironii, ale głównie w postaciach, a nie całokształcie świata, który wydaje się dzięki różnym zabiegom bardzo realistyczny. To serial bez żadnego nadęcia, bez zbytniej przesady, a sceny naładowane jakimś dramatyzmem równie dobrze mogłyby się odbywać w naszych domach.

Wspaniałe są także aktorskie potyczki, ogólnie cała gra aktorska, w której nie brakuje musicalowego pierwiastka – tutaj bez wątpienia uwagę przyciągają sceny z Bridget Everett i bardzo ciekawie i nawet wzruszająco spinają różne serialowe wydarzenia.

Także to, o czym mówi Sylwia, przekonuje mnie do serialu, a mianowicie jego zwyczajność, pozorna nuda. Z tych krótki odcinków wylewa się spory autentyzm oraz cała gama emocji bliskich zwykłemu życiu. Nie ma wielu zwrotów akcji, ale za to dostajemy takie ludzkie czynniki, ludzkie przeżycia. Te dobre i miłe, ale także te przykre, bardziej skomplikowane i głębokie.

W zasadzie nie mam uwag do serialu HBO, na początku przeszkadzała mi ta nierówna praca kamery, bo być może daje to poczucie zbyt dużej bliskości z bohaterami, ale już po dwóch, trzech odcinkach doceniłam to rozwiązanie, które tutaj potęguje realizm fabuły, zdarzeń.

PROBLEMATYKA

Sylwia

Sylwia

Serial Ktoś, gdzieś (nie mogę się zdecydować na używanie wyłącznie oryginalnego albo wyłącznie polskiego tytułu) opowiada o próbie ogarnięcia swojego życia – tak po prostu, bez zbędnych fajerwerków, bez wybuchów, bez szaleństw. Opowiada o zwykłych przeciwnościach losu, o zwykłych problemach, traumach. I choć z pozoru serial jest lekki, ma pozytywny wydźwięk, a główna bohaterka śmieje się i wygłupia w każdym odcinku, nad produkcją od początku do końca wisi wielka chmura żałoby po siostrze. To ona kładzie się cieniem na życiu bohaterki i jej bliskich. To ona pogłębia konflikt między Sam a jej żyjącą siostrą, to ona zaostrza alkoholizm ich matki i podkreśla stagnację i zrezygnowanie ojca. Twórcy nie bawią się na szczęście w oczywistości, w walenie widza obuchem po głowie, tylko rozrzucają drobnostki, niuanse, które jednak raz za razem przypominają, że tutaj, w tej rodzinie, w tym miasteczku zdarzyła się śmierć, która zdarzyć się nie powinna, na którą było stanowczo za wcześnie. 

Somebody Somewhere to również opowieść o sile przyjaźni, której często nie doceniamy. Przyjaźni, która może podnieść nas z dołka, pomóc wytrwać, pozbierać się, poskładać na nowo, nawet jeśli nikt inny nie zauważył, że się rozsypaliśmy.

Anna

Anna

Somebody Somewhere to serial o dojrzałości w rozumieniu dojrzewania, dorastania do pewnych kroków lub ich braku. Główna bohaterka jest z pozoru szczęśliwa, nic jej w życiu nie trzeba, ale pod tą powłoką kryje się osoba w żałobie, która straciła najbliższą w swoim życiu osobę. Widzimy przyjaciół i rodzinę, byłą partnerkę zmarłej siostry Samanthy i dostrzegamy przykrą prawdę, że po śmierci życie toczy się dalej, czy z nami, czy bez nas. Sam w jakiś sposób chciała zatrzymać te chwile, trwać sobie w codzienności, nie określając swojego celu i końca. Czy było to dla niej zbawienne i czy finalnie dojrzała, możemy wysnuć z seansu serialu i są to na pewno godne uwagi refleksje.

NAJLEPSZY ODCINEK/ SCENA

Sylwia

Sylwia

Serial jest bardzo równy i naprawdę niełatwo wskazać jakiś najlepszy odcinek czy scenę. Twórcy serwują nam całkiem sporo mikroskopijnych przesileń, drobnych tornad, ledwie zauważalnych odwilży. Ale właśnie one tak naprawdę składają się na istotę Somebody Somewhere. Wspólne picie w stodole, piosenka dla przyjaciela, odejście z pracy, trudna rozmowa z matką – to wszystko są sceny szalenie istotne, ale takie, podczas których twórcy nie szarżują, pozostając w kręgu zwykłości, tego, co najprawdopodobniej by się wydarzyło, a nie tego, co lepiej by się oglądało. Ty potrafisz wskazać najlepszy odcinek lub scenę?

Anna

Anna

Myślę, że konkretnej nie, ale bardzo podobały mi się te wszystkie sceny samochodowe z takich „misji” Sam i Joela, kiedy to przerzucali się różnymi teoriami spiskowymi czy żartowali, snuli intrygi. Bardzo dobrze się to oglądało. Również te dynamiczne sceny wszelkich konfrontacji, które przywodziły na myśl sceny ze słynnego programu Jerry’ego Springera. Ileż tam było dynamizmu i dramatyzmu! Oczywiście też moje serce skradła każda scena z popisem wokalnym Sam. Bez wątpienia.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia

Sylwia

Nie ma wątpliwości, że na pierwszy plan wysuwa się główna bohaterka, Sam, która jest również, zaryzykuję takie stwierdzenie, bohaterką tytułową. Jest kimś, gdzieś. Ma ponad czterdzieści lat, ale wciąż jest sama dla siebie kimś nie do końca określonym, w sposób najbardziej oczywisty jednak owo nieokreślenie definiuje ją w oczach społeczeństwa. Ludzi, dla których wyraźniejsze kontury zapewnia ci małżeństwo, macierzyństwo, dobre zarobki, regularna obecność w kościele. Sam jest kimś, gdzieś. A do widza szybko dociera, że każdy z nas, tak jak ona, jest kimś, gdzieś. I nieważne, gdzie pójdziemy, zawsze będziemy kimś. Pod warunkiem, że zostaniemy sobą. Sam jest w moich oczach pełna kontrastów. Z jednej strony otwarta na ludzi, prostolinijna, szczera, z drugiej jednak w jakiś nietypowy sposób nieśmiała, trochę mimo wszystko wycofana, czasami także skrępowana. Jest twarda, ale widać w niej także tę wrażliwą, delikatną naturę. Jest bohaterką na wskroś ludzką, taką, która tworzy wokół swojej osoby cały serial, który obudowuje się wokół niej, rozrasta dookoła.

Anna

Anna

Główna bohaterka jest właśnie taką osią serialu – życie toczy się wokół niej, a my śledzimy jej rozterki i drobne życiowe wydarzenia, które spajają jej obraz w całość w oczach nas, widzów. Dowiadujemy się po trochu o jej zmarłej siostrze i ich niezwykłej więzi, o jej relacji z drugą siostrą, o tym, jaką jest ciocią dla siostrzenicy, jaką jest córką dla ojca, a jaką jest córką dla matki. W końcu też to, co wydaje się, że Sam dopiero sama odkrywa. To, jaką przyjaciółką się staje. To bardzo ważne elementy postaci Samanthy, ale też kluczowe jest to, czego nam zabrakło, a mam nadzieję, pojawi się wraz z kolejnym sezonem. Mowa o tej przeszłości bohaterki, gdzie była i co robiła, jak stała się taka, jaka jest. Skąd ten cynizm? Skąd ten dystans? Poniekąd odpowiedź kryje się w zawiłych rodzinnych relacjach, często dysfunkcyjnej rodziny. Ale chciałabym o bohaterce dowiedzieć się więcej, poznać ją bardziej. Szczególnie że wyłania się obraz osoby ciekawej, nieprzewidywalnej w jakimś stopniu, z ciekawą osobowością, a także niejednoznaczną.

AKTORSTWO

Sylwia

Sylwia

Fantastyczne. Mam wrażenie, że naprawdę dobry aktor i świetny scenariusz, a także reszta zespołu, to jedno, ale klimat serialu, właśnie taki, jaki unosi się nad Somebody Somewhere to druga sprawa, a wszystko to razem wzięte sprawia, że aktorzy grają tak naturalnie, jak to tylko możliwe. Ich drobne westchnienia, prychnięcia, ledwie zauważalne gesty tworzą obraz nie serialu, nie wycinka fabuły, a po prostu życia. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że aktorzy po prostu czuli się tak naturalnie, że ich postaci po prostu w nich na czas kręcenia wrosły. Najlepiej widać to na przykładzie relacji Sam, czyli Bridget Everett, i Joela, w którego wcielił się Jeff Hiller. Tych dwoje tworzy tak naturalną aurę wokół siebie, że ma się wrażenie, iż przyjaźnią się od lat. Są w tym wszystkim jednocześnie delikatni i zwyczajni. Równie fantastycznie zagrała także Jane Brody, wcielając się w Mary Jo, matkę Sam, alkoholiczkę. Jej postać nie pojawia się na ekranie często, ale jest to bardzo wyrazista kreacja, od razu zapadająca w pamięć. Również ojciec głównej bohaterki, którego zagrał Mike Hagerty (znany chociażby jako dozorca z nieśmiertelnych Przyjaciół), dokłada swoją cegiełki do tej szóstki z plusem, którą mogę wystawić zespołowi aktorów Somebody Somewhere.

Anna

Anna

Trudno się nie zgodzić z tym, co piszesz. Każdy z aktorów biorących udział w projekcie Somebody Somewhere, dał z siebie wszystko. Taki autentyzm, jaki wylewał się wprost z ekranu, trudno raczej osiągnąć bez genialnych odtwórców ról, bez dobrego reżysera, bez ciekawego scenariusza. Tutaj wszystko to było, ale nie zagrałoby bez siebie, to to połączenie sprawia, że serial jest niezwykle udany. Bridget Everett jako Sam wypada niezwykle naturalnie, czuje się tutaj w serialu niczym ryba w wodzie. Połączenie jej talentu komediowego, umiejętności wokalnych z niewymuszonym stylem bycia sprawia, że jej Samantha to postać głęboka, wymuszająca w widzu refleksje. Postać, na którą dobrze się patrzy, utożsamia z nią i żywo jej kibicuje. Także Jeff Hiller, odgrywający przyjaciela Sam, Joela. Niewątpliwie bez jego aktorskich umiejętności postać ta szybko mogłaby się stać karykaturalna. Bo Joel jest bardzo specyficzny, ma nietypowy sposób bycia. Jednak jest w jakiś sposób to zrównoważone delikatnością, wrażliwością postaci, przez co patrzy się na tę grę z dużym podziwem, tak dużo w niej zaangażowania.

KWESTIE TECHNICZNE

Sylwia

Sylwia

Serial skąpany jest w jasnych, słonecznych, ale nierażących kolorach, zdjęcia są również spokojne, kamera nie szaleje, tworząc obraz zwyczajnego, równie spokojnego miasteczka. Świetnie została natomiast dobrana muzyka, w tym również świetnie dopasowany i zapadający w pamięć kawałek Dust in the wind, z którego melodią twórcy zostawiają nas na koniec sezonu.

Anna

Anna

Somebody Somewhere nakręcony jest w dość specyficzny sposób. Kamera drga i się porusza, więc to takie filmowanie „z ręki”. Na początku wytrącało mnie to z serialowego rytmu, bo obraz przywodził na myśl jakiś paradokument, ale teraz muszę przyznać, że tego typu ujęcia i całe sekwencje wprowadzane są, aby dodać kolejny punkt do listy mówiącej o realizmie serialu. Oprócz tego stylistyka jest żywa, kolory jasne, ładne są także ujęcia pejzaży czy sceny odgrywane na zewnątrz. Muszę też przyznać, że bardzo podobała mi się muzyka, ścieżka dźwiękowa. Niesamowicie oddawała ona klimat serialu.

NADZIEJE NA KOLEJNY SEZON

Sylwia

Sylwia

Po pierwsze, mam ogromną nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie i drugi sezon naprawdę powstanie, bo ja już tęsknię za Sam, Joelem, ich przyjaźnią i drobnymi perypetiami. Liczę na to, że może nieco więcej dowiemy się o zmarłej siostrze, a także że twórcy uraczą nas większą ilością typowo rodzinnych spotkań i dyskusji (kłótni), bo drzemie w tym ogromny potencjał, który w pierwszym sezonie nie miał okazji wybrzmieć w pełni.

Anna

Anna

Mam podobne odczucia i bardzo chętnie poznam te różne wydarzenia z przeszłości Sam, które ukształtowały ją taką, jaką ją poznaliśmy jako widzowie. Chciałabym przede wszystkim też pociągnięcia wątku śpiewania Sam i budowania jej wiary we własne umiejętności. Może spełni swoje wrzucone do szuflady marzenia?

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Sylwia

Sylwia

Somebody Somewhere to świetny serial, który oferuje nam i humor, i dramat – słowem: zwykłe życie. Jeszcze raz zwrócę się ku porównaniu go do Togetherness (o którym Wielogłos znajdziecie TUTAJ) i do (co zazwyczaj pojawia się, kiedy mówię o tym serialu) filmu Ani słowa więcej. To są właśnie takie produkcje, których siłą jest samo życie, naturalność, swoboda zarówno scenariuszowa, jak i aktorska. Lekkość, świeżość, pozbawienie wymuszenia – to wszystko tu znajdziemy. Bohaterowie, którzy są takimi samymi ludźmi, jak my, jak nasi przyjaciele, nasi sąsiedzi. Ktoś, gdzieś ujmuje, chwyta za serce, czasami rozczula, a czasami wywołuje śmiech. Bohaterowie bywają tak samo, jak my wzruszeni, tak samo, jak my chamscy, tak samo, jak my wyjątkowi i tak samo, jak my zwyczajni. Tak samo romantyczni i tak samo obleśni. Jedną sprawą jest to, że trzeba takie seriale lubić, ale drugą, że nawet pomimo braku sympatii do takich zwykłych historii, Somebody Somewhere zasługuje po prostu na docenienie. Mnie urzekło. Ja będę tu wracać.

Anna

Anna

Ktoś, gdzieś to serial specyficzny, ale specyficzny z powodu swojej bliskości życiowym rozterkom każdego człowieka. Opowiada w niewymuszony sposób o dylematach i problemach naszych, a także ludzi wokół nas. Umiejscowienie akcji serialu w Kansas, wśród pól i rolniczego krajobrazu tego regionu dodatkowo podkreśliło moje pierwsze wrażenia o takiej tęsknocie za czymś wielkim, o jakiejś nadzwyczajności głównej bohaterki. Ona sama gorzko mówi o położeniu swojego rodzinnego miasta, błądząc myślami w refleksjach, że gdzieś indziej byłoby jej lepiej, coś by osiągnęła. Ale o jakim sukcesie myśli Sam? To trudne, bardzo smutne i gorzkie w wydźwięku rozważania głównej bohaterki. W jakiś sposób są one wpisane w proces dojrzewania, w proces umiejscawiania siebie we własnym życiu i zapewne dotyczyły większości z nas. U Sam natomiast ten proces negowania życia oraz proces godzenia się z pewnymi rzeczami ma miejsce dopiero teraz, kiedy ma czterdzieści lat i z pozoru jej życie nie nabrało wielkiego rozpędu. Chciałoby się tu może widzieć nagły sukces na wokalnej scenie, jakiś punkt zwrotny w życiu bohaterki. Ale go nie będzie, bo to właśnie serial o takim trwaniu w rzeczywistości, o takim zwykłym życiu, którego nie odmieni czarodziejska różdżka, w którym nie będzie słodkiego american dream, ale będzie słodko-gorzka rzeczywistość – w całej jego okazałości.

Somebody Somewhere (Ktoś, Gdzieś) możecie oglądać na HBO MAX

somebody

Overview

Ocena Sylwii
8 / 10
8
Ocena Anny
7 / 10
7

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *