Wpływ twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta na współczesną literaturę fantasy jest na tyle oczywisty, że chyba nie musimy się nad tym z Mateuszem rozwodzić. Wielu autorów powołuje się na opowieści mniejsze i większe Samotnika z Providence, twierdząc, że jego dzieła ukształtowały ich pojęcie o tworzeniu historii grozy. W swoje utwory wplatają tu i ówdzie odniesienie do mitologii Cthulhu, co można potraktować jako oddanie hołdu Lovecraftowi, jak i jest miłym mrugnięciem oka do wielbicieli jego literatury. O ile jednak pisarze inspirują się jego dziełami, nas dzisiaj interesuje ten bezpośredni wpływ twórczości Lovecrafta, czyli rozwinięcie przez innych twórców jego opowieści. Wydawnictwo Vesper od kilku lat rozpieszcza fanów Lovecrafta: kilka pięknie wydanych tomów opowiadań (w tym jedno ilustrowane) i poezji pięknie prezentują się na półce, ale to nie koniec atrakcji – Szaleństwo Cthulhu zaprasza nas do opowieści mocno inspirowanych kultowym opowiadaniem Howarda Philipsa Lovecrafta.
Spis treści
Wrażenia ogólne
Patryk Wolski
Coś, co moglibyśmy nazwać dzisiaj fanfikiem, oczywiście od dziesięcioleci funkcjonuje w przypadku takich na wpół zapomnianych pisarzy, jakim z początku był właśnie Lovecraft – to dzięki nim jego spuścizna przetrwała i mogła się dalej rozwijać w postaci dobudowanych historii. Szaleństwo Cthulhu umożliwia nam zapoznanie się z opowiadaniami, które wyrosły bezpośrednio z jednego z najdłuższych tekstów Howarda Philipsa Lovecrafta, czyli W górach szaleństwa. I nie jest to czysto amatorski tom, ponieważ wśród nazwisk możemy odnaleźć takich kultowych autorów jak Arthur C. Clarke i Robert Silverberg. Ale od razu ostudzę zapał – te nazwiska raczej mają przyciągnąć uwagę, niż symbolizować rozpoznawalność innych literatów ujętych w Szaleństwie Cthulhu.
Mateusz Norek
Przyznam, że osobiście przez długi czas podchodziłem z dużą rezerwą do takich antologii i tekstów fan fiction. Zmieniło się to wraz z lekturą Szponów i kłów, zbioru opowiadań inspirowanych twórczością Andrzeja Sapkowskiego, który absolutnie mnie zachwycił, a jednocześnie również uświadomił, jaki potencjał drzemie w podobnej formie. Twórczość H. P. Lovecrafta jest natomiast idealnym wręcz materiałem, by z niego czerpać, reinterpretować i opowiadać od nowa – co zresztą, jak słusznie zauważyłeś, popkultura robiła i nadal robi z niesłabnącą mocą. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, oczywisty jest tutaj i kunszt samych opowiadań samotnika z Providence, i słuszny ich wiek, bo są to przecież teksty niemal stuletnie (!), a nawet kontrowersje wokół poglądów samego autora. Dla mnie jednak główną przyczyną niesłabnącego zainteresowania mitologią Cthulhu jest jej plastyczność i uniwersalność. Lovecraft nawiązywał w swoich tekstach do strachu przed nieznanym, który towarzyszy i będzie towarzyszył człowiekowi zawsze. Większość jego opowiadań mogłaby rozgrywać się nie w czasach, kiedy je pisał, ale chociażby współcześnie. Chociaż w Zewie Cthulhu, systemie rpg, powstałym po raz pierwszy w 1981 roku, najczęściej miejscem akcji są Stany Zjednoczone lat 30., dużą popularnością cieszą się chociażby scenariusze umiejscowione w czasie II wojny światowej (nazwane Achtung Cthulhu), a wraz z polskim wydaniem najnowszej, 7 już edycji, powstały historie, dziejące się w naszym rodzimym PRL-u i uwierzcie mi, nie tracą one nawet promila klimatu, który cechuje opowiadania Lovecrafta.
Wady i zalety antologii
Patryk
Bardzo podoba mi się pomysł, że antologia jest oparta w głównej mierze na inspiracji nowelą W górach szaleństwa. Raz, że jest to jedno z moich ulubionych dzieł Lovecrafta, dwa – jest to tekst na tyle długi, skupiający się na całej historii Rasy Przedwiecznych, że aż się prosiło o jej rozbudowanie. I większość opowiadań w niniejszym zbiorze jest właśnie wariacją na temat W górach szaleństwa. Oczywiście, jeśli ktoś tego tekstu wcześniej nie znał, może się z nim również zapoznać za pomocą antologii Szaleństwo Cthulhu, jest on bowiem właśnie pierwszym tytułem w spisie treści. I chociaż czytałem go już dwa razy, to z chęcią przypomniałem go sobie po raz kolejny – i wciąż robi na mnie wrażenie. Zgaduję jednak, że znajdą się malkontenci narzekający, że z książki liczącej 550 stron, „aż” 170 zajmują wstępy i znane „wszystkim” opus magnum Lovecrafta. A to błąd, bo uważam, że przypomnienie sobie W górach szaleństwa pomaga w wychwyceniu wszystkich detali w pozostałych opowiadaniach. A jaki jest do tego Twój stosunek?
Mateusz
Zacznę od roli adwokata diabła, bo faktycznie pomysł, by do zbioru opowiadań opartego na twórczości Lovecrafta, dodać tekst jego samego, jest dosyć dziwny i nazwijmy to, osobliwy. Raz, że po takie antologie nie sięgają osoby niezaznajomione z twórczością danego pisarza, a dwa, że wbrew informacjom z tyłu książki, nie wszystkie opowiadania inspirowane są klasykiem W górach szaleństwa – Ciepły przykładowo, nawiązuje bezpośrednio do innego opowiadania Lovecrafta, Modelu Pickmana, kilka innych tekstów inspirowanych jest prędzej ogólną mitologią Cthulhu. Nie zamierzam natomiast drzeć z tego powodu szat, ponieważ nie jest to wymysł polskiego wydania i oryginalna pozycja The Madness of Cthulhu Anthology, Vol 1 również zawierała W górach szaleństwa. Trzeba natomiast uświadomić sobie, że mimo solidnej grubości tej antologii średnia długość opowiadań to zaledwie 23 strony, co dla mnie było zaskoczeniem. Kończąc temat ogólnych informacji o zbiorze, dodam, że czternaście opowiadań to teksty nowe, stworzone na potrzeby Szaleństwa Cthulhu, dwa natomiast powstały dużo wcześniej – W górach pomroczności (1940) oraz Artemida o stu piersiach (1996).
Patryk
Masz rację, większość opowiadań jest dość krótka, do tego również zauważyłem, że nie wszystkie są inspirowane W górach szaleństwa, co także mnie zdziwiło i zapachniało mi celowym niedopowiedzeniem. Bo, teoretycznie, wystarczy do fabuły dodać macki, a już mamy szybkie skojarzenie z Lovecraftem. Spodziewałem się bardziej spójnej tematycznie publikacji.
Mateusz
A same opowiadania? Są w porządku. Przyznam szczerze, że żadne z nich jakoś mocno mnie nie zachwyciło, ale nie ma też tutaj grafomaństwa. Z tyłu książki możemy przeczytać krótkie notki o każdym z autorów i o ile nie ma tutaj pisarzy debiutujących, a kilku z nich może pochwalić się pewnymi nagrodami literackimi, to mnie nazwiska te nic nie mówiły, a większość ich dorobku nie została u nas wydana.
Nieprzypadkowo wspomniałem o długości tekstów, bo kilka z nich urywa się nagle, bez ciekawego, zapadającego w pamięć finału. Czasem brakuje pomysłu, a czasem kilkunastu stron więcej, aby zbudować klimat i dopiąć historię należytą klamrą. Z drugiej jednak strony duża ilość opowiadań sprawia, że Szaleństwo Cthulhu jest bardziej różnorodne. Mamy teksty, których akcja dzieje się w czasie felernej wyprawy na Antarktydę lub niedługo po niej. Niektóre umiejscowione są w czasach współczesnych, mamy też tytuł, który mógłby być pełnoprawnym westernem.
Patryk
Te nagle urywane historie strasznie mnie irytowały. Tak, jakby niektórzy z twórców nazbyt dosłownie wzięli sobie do serca, że najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. A co do autorów w niniejszym tomie – rozrzut ich doświadczenia jest szeroki. Może dla amerykańskiego odbiorcy nie są oni postaciami obcymi, ale dla mnie większość to zupełnie nowe nazwiska. Wielu w Polsce nawet nie zostało opublikowanych, a część nawet za granicą może się pochwalić niewielkim dorobkiem. Sklejanie ich w jedną antologię z takimi tuzami jak Robert Silverberg budzi we mnie mieszane uczucia. Tym bardziej że często jakość tekstów pokrywała się z marginalnym dorobkiem ich twórców.
Najlepsze opowiadanie
Patryk
Najbardziej podobały mi się oczywiście opowiadania, które bezpośrednio nawiązywały do W górach szaleństwa. Wśród nich mam dwóch faworytów: pierwszym będzie opowiadanie Świadek w ciemności autorstwa Johna Shirleya, który opowiada tę samą historię, co Lovecraft w swoim oryginalnym dziele, tylko że z perspektywy wybudzonego Przedwiecznego. Właśnie takie teksty, błyskotliwie odwracające kota ogonem, są dla mnie dowodem na to, że literatura jest wiecznie żywa i ponowna interpretacja z innej perspektywy odświeża stare, zakurzone dzieła.
Drugim wyborem jest Opowieść psiego opiekuna autorstwa Donalda Tysona. Opowiadanie napisane jest w stylu zbliżonym do oryginału, czyli w postaci dziennika jednego z członków ekipy feralnej wyprawy z 1930 roku. Ponownie mamy tu do czynienia z relacją z tejże wyprawy, ale znowu z innej perspektywy. Fantastycznie napisana, trzymająca w napięciu do samego końca opowieść z bardzo smutnym zakończeniem, zwłaszcza dla wielbicieli zwierząt.
Mateusz
Tytuły, które wymieniłeś, również mi bardzo się podobały, szczególnie zamykająca antologię Opowieść psiego opiekuna. Dla mnie najciekawszą pozycją był Ciepły, zresztą napisany podobnie jak Świadek w ciemności, z odwrotnej, nieoczywistej perspektywy. To krótka historia kogoś, kto był kiedyś człowiekiem i przez zaskakującą przyjaźń, czy bardziej symbiozę, próbuje odnaleźć w sobie tę zapomnianą cząstkę dawnego życia i wspomnień. Chciałem jeszcze wyróżnić opowiadanie W symbiozie z bogami, w którym podobało mi się właściwie wszystko, oprócz urwanego nagle zakończenia. Ciekawa narracja, przeplatająca dawne i teraźniejsze wydarzenia, kojarząca mi się bardzo z Kingiem, bo nadnaturalne zdarzenia są na dalszym planie, a większą tajemnicą jest, budowana na niedopowiedzeniach, relacja między bohaterami. Równie obiecująca była Czarcia wanna, świetna stylistycznie, ale zdecydowanie za krótka.
Najsłabsze opowiadanie
Patryk
W tym przypadku nie miałem nad czym się zastanawiać – zdecydowanie w kategorii najgorszego opowiadania zbioru „wygrywa” Nadciąga Cthulhu pióra Heather Graham. W tym tekście wszystko wyszło fatalnie. Chociaż w krótkiej formie literackiej autorzy bardzo szczątkowo budują obraz postaci, w tym wypadku autorka postanowiła przedstawić nam większość z bohaterów tej historii. Nie byłoby w tym nic karygodnego, gdyby nie to, że opis każdej postaci sprowadzał się do tego, czy jest ona atrakcyjna, czy też nie. Z perspektywy autorki jest to o tyle istotne, że przecież bohaterowie prowadzą później między sobą infantylne, napakowane pożądaniem dialogi, w których najbardziej istotne jest to, czy ktoś się komuś podoba. Ale dziecinne igraszki bohaterów to nie wszystkie bolączki tego opowiadania – autorka ustami jednego z bohaterów wygłasza wykład o tym, kim był Howard Philips Lovecraft, oraz czym jest mitologia Cthulhu. Informacje może i przydatne dla osób, które jeszcze nie odkryły Wikipedii i jakimś cudem pierwszy raz usłyszały nazwisko Samotnika z Providence, ale dla mnie – i domyślam się, że dla większości czytelników niniejszej antologii, którzy są fanami jego prozy – było to tandetne i niepotrzebne. Z każdą stroną miałem serdecznie dość tego opowiadania, a fakt, że ma około czterdziestu stron, również trzeba zaliczyć do jego minusów.
Mateusz
Te dywagacje na temat Lovecrafta miały być chyba czymś w rodzaju przełamania czwartej ściany, ale faktycznie wyszło to dość sztucznie. Osobiście wybaczyłbym temu opowiadaniu wszystko, o czym pisałeś, bo punkt wyjścia był naprawdę dobry i do pewnego momentu fabuła podążała w ciekawym kierunku, ale przede wszystkim autorka pod koniec nie raczyła wyjaśnić, dlaczego stało się tak, a nie inaczej, co kompletnie dyskwalifikuje tę historię.
Mnie jednak najgorzej czytało się opowiadanie Pod lodowcem. Znowu – bardzo ciekawy punkt wyjścia, bo podwodne, niezbadane czeluści i mity Cthulhu świetnie do siebie pasują, nawet finał historii miał klimat. Niemniej strasznie siermiężnie było to napisane, działania bohaterek były strasznie niewiarygodne, a autor, podobnie jak poprzedniego opowiadania, nie uznał za stosowne, by podzielić się pewnymi ważnymi dla fabuły wyjaśnieniami.
styl, język
Patryk
Z racji tego, że jest to antologia złożona z utworów wielu pisarzy, to naturalnie różni się również warstwa literacka poszczególnych opowiadań. Howard Philips Lovecraft miał ciężkie pióro i wiem, że nie dla wszystkich jest on „wygodny” do czytania, ale osoby, które przetrwały podróż przez W górach szaleństwa, później powinny mieć z górki. Opowiadania trzymają się równego poziomu języka i rzadko przechylają się ponad lub poniżej średniego poziomu. Katastrofą mogę nazwać już wspomniane przeze mnie opowiadanie Nadciąga Cthulhu ze względu na swoją infantylność i żenujący zasób słownictwa autorki. Na plus natomiast chciałbym wyróżnić Biały ogień Josepha S. Pulvera Seniora. Tu właściwie nic się nie dzieje, poza tym, że narrator wypluwa z siebie szaleńcze, desperackie myśli w ostatniej godzinie swojego istnienia. Mamy tu arytmiczne tempo narracji, mnóstwo świetnych epitetów i słownej wirtuozerii, która zachwycała mnie w niemal każdym zdaniu. Drugiego tak poetyckiego tekstu w antologii Szaleństwo Cthulhu nie znajdziecie.
Mateusz
Och tak, Biały ogień zdecydowanie wyróżnia się w warstwie narracyjnej i językowej. Całej antologii nie sposób odmówić różnorodności i jest to na pewno jej ogromny plus. Lovecraft uwielbiał stylizować swoje opowiadania w formę sprawozdań, notatek lub pamiętników bohaterów, do czego w Szaleństwie Cthulhu nawiązuje między innymi tekst Góra, co ruszyła z posad, w której kolejne fragmenty to podpisane datami części dziennika członka ekipy archeologicznej z końcówki XIX wieku.
słowem podsumowania
Patryk
Szaleństwo Cthulhu czytało mi się z przyjemnością i z chęcią przeczytałbym kolejne antologie z uniwersum twórczości Lovecrafta w podobnym stylu. Stworzenie zbioru w oparciu o konkretny tytuł dzieła Samotnika z Providence to strzał w dziesiątkę i mam nadzieję, że ten trend uda się utrzymać. Wiadomo, że w przypadku tylu autorów w jednym tomie trudno zachować wysoki poziom każdego opowiadania. Zwłaszcza że mamy tu do czynienia zarówno z literackimi legendami, jak i nowicjuszami pióra. Ja ostatecznie jestem zadowolony, bo przeczytałem kilka bardzo interesujących opowiadań poszerzających fabułę W górach szaleństwa, kilka innych opowiadań szybko zapomniałem, a tylko przy jednym kląłem jak szewc. Więc jest całkiem dobrze.
Mateusz
Antologia Szaleństwo Cthulhu udowadnia, że proza Lovecrafta nadal inspiruje innych pisarzy, ale jednocześnie również pokazuje, że niełatwo jest dorównać mistrzowi grozy, szczególnie w formach krótkich opowiadań. Jestem jednak pewny, że książka przypadnie do gustu wielu osobom, szczególnie tym, którzy chcieliby zgłębić nieco świat mitów Cthulhu, ale odbili się od stylu pisania Samotnika z Providence. Nie polecałbym jednak Szaleństwa Cthulhu osobom, które dopiero mają zamiar zacząć przygodę z prozą Lovecrafta, choć kuszące może się wydawać zasmakowanie jego oryginalnego opowiadania, jak i tekstów fan fiction. To pewnie niepopularna opinia, ale po W górach szaleństwa moim zdaniem łatwo zniechęcić się do Lovecrafta, bo opowiadanie jest naprawdę długie i rozwleczone. Na początek moim zdaniem dużo lepsze będzie sięgnięcie po takie tytuły jak Zew Cthulhu albo Widmo nad Innsmouth, które również znajdują się w zbiorach opowiadań wydanych przez Vesper. A jeśli o wydaniu mowa, muszę na koniec pochwalić warstwę graficzną Szaleństwa Cthulhu – pięknie przygotowane wszystkie strony okładki, również te wewnętrzne, dodatkowe klimatyczne ilustracje i dedykowaną zakładkę.
Fot.: Vesper
Podobne wpisy:
- Bramy grozy – Matt Ruff – „Kraina Lovecrafta” [recenzja]
- Wielogłosem o... : "H.P. Lovecraft. Przeciw światu,…
- World Fantasy Award dla Andrzeja Sapkowskiego!
- Tajemnice, które nie powinny zostać odkryte – H. P.…
- Śnią nie tylko przedwieczni – H. P. Lovecraft –…
- Skondensowany horror - "Znak Starszych Bogów" [recenzja]