Wielogłosem o…: „The Last Man On Earth”, sezon 1.

“The Last Man On Earth” to produkcja niewątpliwie wyróżniająca się na tle wszelkich, postapokaliptycznych filmów i seriali. Komediowe podejście do zagłady ludzkości nie wypada źle, lecz produkcja ta – jak zgodnie przyznają nasi redaktorzy – najlepsze momenty ma póki co za sobą. Oglądanie go nie czyni jednak poświęconego mu czasu, straconym. Czym najbardziej irytuje ostatni człowiek na Ziemi – Phil Miller? Co śmieszy, a co drażni? Dlaczego to akurat Phil pozostał przy życiu i czy naleśniki można usmażyć bez mleka? Nad tymi, a także innymi pytaniami głowią się nasi redaktorzy, dyskutując o pierwszym, zakończonym niedawno sezonie “The Last Man On Earth”.

WRAŻENIA OGÓLNE

Michał Bębenek: Pamiętam, że pierwsze zapowiedzi “The Last Man On Earth” wzbudziły we mnie spory entuzjazm. Uwielbiam wszelkie klimaty postapokaliptyczne, a jeśli jeszcze połączyć to z komedią (inteligentną komedią), to musi wyjść coś naprawdę dobrego. Ostatni człowiek na Ziemi – Phil Miller, to dorosły facet, który tak naprawdę jest dużym dzieciakiem. Jego ideą dobrej zabawy jest podpalenie sterty papieru toaletowego za pomocą miotacza ognia. Oglądając pierwszy odcinek, bawiłem się świetnie, bo było to dokładnie to, czego oczekiwałem. Niestety kolejne odcinki zrobiły na mnie trochę mniejsze wrażenie, bo właściwie od momentu, kiedy okazuje się, że tak naprawdę Phil nie jest ostatnim człowiekiem na Ziemi, serial zaczyna trochę tracić swoje podstawowe (tytułowe) założenie.

Sylwia Sekret: Mamy ostatniego człowieka (mężczyznę) na Ziemi. Mamy niewytłumaczoną zarazę, która wybiła całą resztę i milion pomysłów Phila Millera, jak osłodzić sobie to samotne życie. Jednak szybko okazuje się, ze Phil wcale nie jest ostatnim człowiekiem na tym globie i tak naprawdę dopiero w tym momencie (czyli po przekreśleniu całego tytułu, jak wspomniałeś, Michał) rozpoczyna się właściwa fabuła serialu. Mam jednak swoją teorię na wyjaśnienie tytułu, który nadal – moim zdaniem – się broni, a prawda jest taka, że gdyby przez cały serial przyszło nam obserwować jednego człowieka z jego wygłupami – raczej niewielu obejrzałby więcej niż dwa, trzy odcinki.

Przemek Kowalski: Po obejrzeniu ostatniego odcinka pierwszego sezonu moje ogólne wrażenie jest takie że mamy tu do czynienia z całkiem niezłym serialem komediowym, jednak bez fajerwerków. “The Last Man On Earth” wziął się w zasadzie “znikąd”, nagle, ni stąd ni zowąd, po dwóch pilotażowych odcinkach zrobiło się w serialowym światku głośno o produkcji FOXa. Jak się później okazało – były to chyba najlepsze odcinki pierwszego sezonu. Dalej bywało różnie i prawdopodobnie serial ten co roku będzie walczył o utrzymanie się w ramówce. Ja jednak, na chwilę obecną, mam zamiar kontynuować przygodę z Ostatnim Człowiekiem na Ziemi. Bywało naprawdę zabawnie.

 

W tym miejscu pragniemy ostrzec przed spoilerami, których – choćbyśmy stawali na głowie – nie dało się uniknąć. Chociaż może gdyby nas klepnąć w cztery litery i krzyknąć stanowczym głosem, to kto wie…?

PLUSY I MINUSY SEZONU

Michał: Plusem jest niewątpliwie humor. Ten serial miewa swoje momenty, które bawią mnie do łez. Szczególnie te z pierwszego, pilotowego odcinka, ale o tym więcej w następnym akapicie. Minusem jest miejscami sam główny bohater, którego zachowanie bywa, delikatnie mówiąc, irytujące. Prawdę mówiąc, nie potrafię rozgryźć, czy ta postać jest tak celowo napisana, czy to po prostu nienajlepsza gra aktorska.

Przemek: Do plusów zaliczyć mogę to, że czysto komediowo serial się broni. Być może nie powala na łopatki, ale ogląda się całkiem przyjemnie. Kolejną zaletą The Last Man on Earth jest według mnie bardzo dobra gra aktorska dwójki głównych bohaterów i tu, co ciekawe, początkowo wydaje się że Will Forte będzie zdecydowanie wiódł prym, a odgrywająca rolę dziwacznej Carol, Kristen Schaal, będzie nas – widzów –  coraz bardziej męczyć, a w pewnym momencie sezonu okazuje się, że role poniekąd się odwracają. Tak czy inaczej oboje według mnie sprawdzili się w swoich rolach.

Co na minus?

Pierwsza rzecz to schemat, a dokładnie to, że głównym celem Phila jest przespanie się z każdą (poza Carol) kobietą, którą napotka. W moim odczuciu to właśnie wpływa na obniżenie noty całości. Ile można? Druga sprawa to zatracenie trochę tytułowego pomysłu czyli Ostatniego Człowieka na Ziemi, przez dodawanie do serialu kolejnych bohaterów.

Sylwia: Na plus zapisuje się na pewno pilot, który był czymś świeżym i oryginalnym. Sam pomysł również jest niezły, biorąc pod uwagę, że punktem wyjścia jest świat po apokalipsie, a o samej apokalipsie nie ma prawie ani słowa. Wbrew pozorom jest to miła odskocznia od tych wszystkich – “O mój Boże, co teraz stanie się ze światem?” i “Uratujmy ludzkość, ale najpierw dojdźmy do tego, jak to się stało”. W tym serialu ogranicza się to jedynie do: “Uratujmy ludzkość, uprawiając dziki seks”. Co do humoru, to trzeba przyznać, że zdarzają się zabawne momenty (“Znajdźcie sobie pokój”), ale serial, w moim odczuciu, wiele stracił już po pierwszym odcinku. I tu zaczynają się minusy.

Główny bohater, Phil Miller. Od kiedy zgolił swoją castawayowską brodę, wyszła spod niej cała jego prawdziwa natura, którą streścić można w kilku słowach: egoizm, kompleksy, narcyzm (tak, tak – mogą stać obok siebie) i kompletny fioł na punkcie seksu, wokół którego szybko zaczyna się kręcić cały serial. Niestety postać Philla potrafi do tego stopnia drażnić widza (a przynajmniej mnie), że to ze względu na niego, momentami nie chce się tego dalej oglądać. No i zakończenie sezonu – bardzo, bardzo rozczarowujące.

ostatni man carol phil basen

NAJLEPSZY ODCINEK/SCENA

Michał: Jak już wspominałem, najlepszym odcinkiem jest dla mnie “Alive in Tucson”, czyli pilot. Sceny, kiedy Phil przemierza kraj, błądzi po opuszczonych supermarketach, flirtuje z manekinem. Klimatem przypominało mi to czasami “Jestem Legendą”, tylko bez wampirów i na wesoło. Z kolei najlepsza scena, najlepszego odcinka, to moment, kiedy Phil śmieje się z Toma Hanksa, że ten zrobił sobie przyjaciela z piłki do siatkówki, po czym widzimy go w barze, w otoczeniu wszelkiego rodzaju piłek z namalowanymi twarzami.

Przemek: Zgadzam się z Michałem i również za najlepszym odcinek uważam pilot: “Alive in Tucson”. Słowo w słowo zgadzam się z poprzednikiem i dokładnie te same momenty ujęły mnie i zachęciły do dalszego oglądania omawianej produkcji.

Najlepszych scen mogę wymienić kilka, tak jak u Michała – Phil przemierzający Stany Zjednoczone, jednak równie dobrze bawiłem się kiedy Phil “stracił imię”;) Jednakże z całą pewnością najbardziej rozbrajały mnie momenty kiedy główny bohater rozmawiał z piłkami z namalowanymi twarzami, gdzie na szczególne wyróżnienie – i tą scenę uważam za najlepszą póki co w całym serialu – przed ślubem z Carol, Phil podjeżdża samochodem pod sklep i żegna się z (damskim) manekinem mówiąc że przyjechał z całą ekipą i pokazuje te właśnie piłki. Oj uśmiałem się!! :). Dodatkowo chwilę później – Carol bijącą panią Manekin i wyzywająca by dała spokój jej mężczyźnie bo ten jest już zajęty ;).

Sylwia: Oczywiście mężczyźni mają rację (przynajmniej w tej chwili) – pilot to odcinek najlepszy i najzabawniejszy. Kto wie, może dlatego, że nie wyszła jeszcze prawdziwa natura Philla? Dla mnie jednak najbardziej rozbrajający i śmieszny moment to tylko do połowy ten, który wskazujecie Wy. Zaczyna się oczywiście, kiedy główny bohater śmieje się z Toma Hanksa, jednak zabawną do tego opozycją jest to, jak chwilę później rozmawia… z Bogiem. Oczywiście piłki też są śmieszne :). Choć było to do przewidzenia, rozbawił mnie również moment, kiedy tuż po ślubie z Carol pojawia się Melissa. “A masz za swoje” – chciałoby się rzec Philowi.

ostatni man 2

 

NAJGORSZY ODCINEK/SCENA

Michał: Najgorsze sceny, to wszystkie te, w których Phil zgrywa twardziela, albo pana “to wszystko miało tak właśnie być”. Jego dziwne miny, jąkanie się i wymyślanie na poczekaniu, co ma powiedzieć jest jakoś dziwnie irytujące i niezręczne do oglądania.

Przemek: Trudno mi określić, który odcinek był najsłabszy, ponieważ generalnie odcinki powiedzmy od siódmego do jedenastego prezentowały podobny, niższy poziom, jednak mogę wskazać najsłabszą scenę i tu po raz kolejny zgadzam się z Michałem – Phil i jego tłumaczenia były momentami naprawdę słabe, i tu jeden moment wyróżnił się ponad resztę. Tytułowy Ostatni Człowiek tłumaczący się przed pozostałymi członkami wspólnoty z chęci zaliczenia dwóch nowo poznanych kobiet. To było tak żenujące, że aż sam się zawstydziłem i chciałem przewinąć ten moment.

Sylwia: Oj ten biedny, wyposzczony Phil… On sam jest najsłabszą sceną i najsłabszym odcinkiem serialu. Nie twierdzę, że gra aktorska jest kiepska, bo jeśli bohater ten miał irytować, budzić w widzu zażenowanie i chęć rzucenia czymś w telewizor, albo ukrycie się przed jego kolejnymi wymyślonymi tłumaczeniami – to wyszło perfekcyjnie. Czemu jednak twórcy ryzykowaliby tak mocno, tworząc okropnego do granic możliwości bohatera? Nie mam pojęcia. Niełatwo z całej gamy beznadziejnych i żałosnych scen z Philem wybrać tę najgorszą. Chyba jednak zgodzę się z Przemkiem co do sceny tłumaczącej chęć zaliczenia nowoprzybyłych.  No i oczywiście, niezmiennie – ostatnia scena sezonu. Beznadzieja, bo ostatecznie zły człowiek dostaje to, na co absolutnie nie zasłużył. I w tym momencie chciałam wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. Paradoksalnie nie podobają mi się sceny, w którym u Phila widać przebłyski jakiejś dobroci i człowieczeństwa. Serial przyzwyczaił nas już do głupiego, beznadziejnego, aspołecznego Phila, który dodatkowo jest patologicznym kłamcą i, jak powiedziałaby Korba z Lejdis, patologicznym siewcą spermy (gdyby oczywiście miał taką możliwość), że Phil dobry i robiący coś dla drugiego człowieka bezinteresownie wypada sztucznie i jeszcze bardziej denerwująco.

ostatni phil melissa todd

EWENTUALNE DZIURY FABULARNE

Michał: Nie wiem, czy można nazwać to dziurą fabularną, raczej celowym pominięciem (bo tak naprawdę nie jest to istotne dla scenariusza), ale chętnie dowiedziałbym się DLACZEGO właściwie Phil jest tą ostatnią osobą na Ziemi. Wprowadzenie mówi nam tylko tyle, że mamy rok 2020 i akcja dzieje się rok od epidemii wirusa. Przy takim założeniu fabularnym, jakie ma ten serial, jest to jak najbardziej wystarczające wyjaśnienie, ale ja chętnie zobaczyłbym jakiś flashback. A może to była super grypa, jak “Kapitan Trips” w “Bastionie” Stephena Kinga? ;).

Przemek: Ciężko w tak lekkim serialu, który z założenia należy traktować z przymrużeniem oka, dopatrywać się jakichś  dziur fabularnych, jeśli jednak miałbym się do czegoś przyczepić to byłyby to: przede wszystkim brak wyjaśnienia faktu, co spowodowało, że Phil Miller został Ostatnim Człowiekiem na Ziemi; drugą rzeczą jest delikatny brak logiki – mamy bohatera, który przez dwa lata nie widział innego człowieka, aż tu nagle w przeciągu powiedzmy miesiąca (prawdopodobnie mniej) okazuje się, że jest już obok Phila tyle osób, że lada moment zabraknie im domów do zasiedlenia!

Sylwia: A ja wiem! Wiem, dlaczego nigdzie nie jest wyjaśnione, jak to się stało, że Phil jest ostatnim człowiekiem! Bo… – uwaga, uwaga! – nie jest ostatnim człowiekiem. Proste? Proste ;). Zresztą zobaczycie, że okaże się, że co najmniej połowa ludzkości żyje, tylko się gdzieś pochowała. Mnie z kolei zastanawiało coś innego (pomijając pytanie znalezione na jakimś forum: gdzie są ciała zmarłych tak licznie? I dodając do tego inne: co ze zwierzętami? Dotknęła je zaraza? Jeśli tak? Skąd krowa? Jest łaciatym odpowiednikiem Phila? A jeśli nie, to gdzie dzikie zwierzęta i masa bezdomnych psów i kotów?). Pewnie się po prostu nie znam, ale w takim razie przynajmniej będę znała wyjaśnienie: skoro wszyscy bohaterowie mają generatory, to dlaczego, kiedy przybywa nowy Phil i podłącza im prąd, nagle wywołuje to takie poruszenie? Starsza kobieta cieszy się, że wreszcie skorzysta z kuchni, a już wcześniej w niej gotowała! I jeszcze jedno. Znalezienie krowy obfituje w wiele scen z mlaskaniem i zachwycaniem się smakiem mleka, którego od tak dawna nie próbowali nasi bohaterowie. Ale, ale! Zanim znaleziono mućkę, Todd robił Melissie na śniadanie naleśniki. A przecież wszyscy wiemy, ze potrzebne jest do nich mleko…

Michał: W okresie “przed krową” chyba nie było pokazane, żeby Todd robił naleśniki. Zresztą, w Stanach mają te obrzydliwe mieszanki naleśnikowe w proszku, które przetrwają wojnę atomową i wystarczy do nich dodać wody ;). A co do kwestii, którą poruszyłaś wcześniej – całkowita racja! Gdzie, do cholery, są wszystkie ciała?!

Sylwia: Naleśniki były wcześniej, bez dwóch zdań. Ale z tymi mieszankami możesz mieć rację, o tym nie pomyślałam.

piłki

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Michał: O irytujących skłonnościach Phila napisałem już dosyć, skupię się więc na kimś z pozostałych “ostatnich” ludzi. Carol – pierwsza osoba, którą spotyka Phil, przekonany że, to już naprawdę ostatnia, okazuje się dziwaczną kobietą z równie dziwacznymi nawykami. Ale to właśnie ona, o dziwo, jest tutaj najciekawszą postacią. Wydaje się zamknięta w pewnego rodzaju stereotypach i zachowaniach, wyniesionych wprost ze szkółki niedzielnej, które nie mają już zastosowania w tym nowym, opuszczonym świecie, ale mimo to, nie jest w stanie z nich zrezygnować. Przykładem niech będzie zapinanie pasów i przestrzeganie przepisów na drodze, po której nikt więcej nie jedzie, czy wymuszenie na Philu małżeństwa, mimo że tak naprawdę nie miał go kto udzielić (jak na ironię, zaraz po zaaranżowanym ślubie, w mieście pojawia się kolejna osoba, Melissa, piękna blondynka). Jej tok myślenia wydaje się równie niedojrzały, co Phila, więc ich rozmowy są najjaśniejszymi punktami serialu. Później oczywiście pojawia się jeszcze grubasek Todd, dwie nowe kobiety i jeszcze jeden Phil Miller! Ale o nich może napiszą więcej moi współrozmówcy.

Przemek: O Philu powiedziane już zostało chyba wszystko, Carol świetnie opisał Michał; skupię się więc na pozostałych bohaterach. Trzecią “ostatnią” osobą na Ziemi jest Melissa – młoda, śliczna blondynka. Co ciekawe, jest najinteligentniejszą postacią z serialu – rozsądna, miła, jako jedyna nieufna wobec głównego bohatera. Bardzo miło patrzy się na odgrywającą rolę Mellisy, January Jones, jednak talent komediowy to nie jest coś czym się wyróżnia, aczkolwiek takie też chyba były założenia twórców serialu. Po Melissie pojawia się Todd – dobroduszny grubasek, Człowiek, jak to mówią – do rany przyłóż. Pozytywna postać, która z kolejnymi odcinkami tylko zyskuję i naprawdę można faceta polubić. W komedii FOXa pojawiają się jeszcze trójka innych bohaterów: Patti, Victoria, oraz… drugi Phil Miller ;). Nie robią one (przynajmniej nie zrobiły na mnie) jakiegoś większego wrażenia i nie mam chyba nic do dodania na ich temat.

melissa

Sylwia: Pierwszy Phil Miller jest irytujący. Z chwilą, kiedy zgolił brodę, okazało się, jaki jest naprawdę. Jakby zarost krył prawdziwego Phila Millera, jakby twórcy (czyżby?) pokusili się o metaforę? Carol jest irytująca, ale na inny, bardziej znośny sposób, poza tym bywa urocza i można ją polubić (nie mylić z “poślubić” – jak zrobił to pierwszy Phil). Melissa wyróżnia się przede wszystkim urodą – te lekko zaróżowione policzki, świeża, promienna cera, błyszczące blond włosy…(biorąc pod uwagę, że dopiero pod koniec sezonu wszyscy bohaterowie biorą prysznic). I prawdą jest, że jawi się jako najbardziej “normalna” i racjonalna osoba w tym serialu, choć to sprawia z kolei, że momentami do niego nie pasuje. Jedziemy dalej – Todd. Todd, którego spotkało szczęście w postaci Melissy, Todd, którego Tandy próbuje pogrążyć, Todd, który po przybyciu nowego Phila obawia się utracić uczucie blondynki, które spadło mu jak manna z nieba. Ten element to jeden z bardziej życiowych i odartych z ironii momentów w serialu. Naprawdę było mi smutno z powodu Todda i potrafiłam zrozumieć jego kompleksy i obawy. Dalej – te dwie nowe, których imion nie mogę zapamiętać. Wkurzające seksoholiczki, które zrobią wszystko żeby zaliczyć. Poza patologicznym kłamaniem, gdyby dać im więcej szans, mogłyby się stać damskimi odpowiednikami Tandy. No i wreszcie nowy Phil Miller – do bólu idealny, do bólu mądry, sprytny, zaradny i potrafiący doslownie wszystko. Od początku czułam, że jeśli już zainteresuje się jakąś kobietą, będzie to właśnie Carol. Dlaczego? A tak na przekór – żeby najprzystojniejszy facet był z najbrzydszą kobietą. W życiu też tak czasem bywa. W końcu każda potwora…

AKTORSTWO

Michał: Tutaj nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić, wszyscy grają dobrze, a ich postacie są jak najbardziej wiarygodne. Jedyne do czego można się przyczepić, to ta irytująca maniera w grze aktora grającego Phila – Willa Forte, który jest zarazem twórcą tego serialu. Człowieka znanego do tej pory głównie z tego, że zagrał tytułową rolę w filmie “MacGruber”, będącym parodią “MacGyvera”.

Przemek: Chyba wszystko zostało już – z mojej strony – omówione w tym temacie. Świetna Schall (Carol), naprawdę niezły Phil (Forte), przekonująca Jones (Melissa) oraz Todd (Mel Rodriguez); reszta – raczej nie zapadająca w pamięć.

Sylwia: To ja tylko dodam, że gdyby kiedyś miała się w serialu pojawić siostra Carol (tak, wiem, że jest jedynaczką, i co z tego?), to zagrać może ją jedynie Gina ze znanego nam brooklińskiego posterunku.

PODSUMOWANIE SEZONU

Michał: Nie był to może tak dobry serial, jak się spodziewałem, niemniej jednak, obejrzałem całość z przyjemnością i dobrze się bawiłem. To, mimo wszystko, jeden z fajniejszych komediowych seriali w obecnej ramówce i myślę, że z chęcią obejrzę kolejny sezon.

Przemek: W zasadzie podsumowanie poniekąd zawarłem już w “Ogólnych wrażeniach”. Uważam “The Last Man On Earth” za całkiem udaną produkcję. Co prawda są obecnie w ramówce lepsze seriale komediowe, jednak czasu spędzonego na oglądaniu nowego show z Willem Forte, w żadnym wypadku nie uważam za czas stracony. Produkcja nie jest pozbawiona mankamentów, aczkolwiek, mnie osobiście oglądało się to całkiem przyjemnie. Kilkakrotnie miałem naprawdę niezły ubaw, a przecież chyba o to twórcom serialu chodziło. Na pewno obejrzę drugi sezon.

phil peruka

Sylwia: Im dalej w las, tym gorzej. Niestety. Bo serial zapowiadał się bardzo, bardzo obiecująco. Końcówka tego sezonu to jakaś kompletna porażka i coś, czego najbardziej się obawiałam. Na pewno zacznę oglądać drugi sezon, bo każdy zasługuje na drugą szansę (no, może poza Tandy), ale jeśli nic się nie zmieni, to nie wiem, czy dotrwam do końca drugiego sezonu.

Chciałam jeszcze wspomnieć o tym tytule, który teoretycznie nijak ma się do fabuły po pilocie. Wydaje mi się, że tytuł “Ostatni człowiek na Ziemi”, albo jak wolicie Wy, Anglicy i Amerykanie (czyli Michale i Przemku) – “The Last Man On Earth” można odczytywać dwojako. Po pierwsze jako ostatni porządny człowiek na ziemi – bo przecież Tandy za takiego się uważa. Po drugie – bardziej właściwie i mam nadzieję, że taki był też zamysł twórców – jako podkreślenie tego, że mimo pojawiania się kolejnych ostatnich osób na Ziemi, Phil nadal czuję się samotny. Być może jeszcze bardziej niż na początku. Mając wokół siebie żywych ludzi, mieszkających parę kroków od niego i pragnących przecież kontaktu, Phil nadal rozmawia z piłkami w barze. Czuje się bowiem w równym stopniu niezrozumiany, co nieakceptowany przez małe społeczeństwo. Dlatego nadal czuje się, jak Ostatni Człowiek Na Ziemi.

NADZIEJE NA SEZON II

Michał: Finałowe sceny zapowiadają całkiem interesujący rozwój wypadków. Szczególnie “ostatni człowiek na orbicie okołoziemskiej” ;). Dla mnie to wystarczająco dobry powód do dalszego oglądania. Z tego co wiem, drugi sezon powstanie na pewno i mam nadzieję, że na tym się nie skończy.

Przemek: Zakończenie pierwszego sezonu wypadło, według mnie, nadspodziewanie dobrze, zostawiając twórcom otwartą historię i pole do popisu. Tak jak Michał, liczę na rozwinięcie i udany wątek Millera (Phila? ;) ) – ostatniego człowieka w kosmosie. Ciekaw też jestem, jak potoczą się dalsze losy Carol i Phila. Jeśli uda się w drugim sezonie obejść pewne kłujące w oczy schematy z pierwszej odsłony to myślę, że “The Last Man On Earth” ma przed sobą jeszcze kilka lat na antenie.

Sylwia: Carol odjeżdżająca z Philem to dla mnie totalne nieporozumienie, a mężczyzna pojawiający się w kosmosie, z nazwiskiem Miller na skafandrze, chwilę po tym, jak Tandy wspomina, że ma brata… no cóż…ekhem…

Nadzieje na drugi sezon mam takie – bez owijania w bawełnę – Carol przejrzy na oczy i znajdzie sobie kogoś lepszego niż Tandy. Melissa i Todd będą obecni w serialu, bo jestem ciekawa tej pary i lubię Todda, a na Melissę się przyjemnie patrzy. Te dwie, których imion nie pamiętam, a nawet jakbym pamiętała, nie wiedziałbym, która jest która – mogą całkowicie zniknąć z serialu. Nowy Phil Miller raczej wątpię, żeby utrzymał się na orbicie produkcji, chociaż z takimi wielkimi dłońmi, to może się utrzymać na wszystkim. A Miller w kosmosie? Pewnie pierwszy odcinek drugiego sezonu będzie o nim, tak jak pilot był o Tandy, a później jakimś cudownym sposobem zejdzie na Ziemię. No nic, przekonamy się. mam tylko szczerą nadzieję, że humor będzie lepszy, a sytuacje mniej przewidywalne i irytujące.

kibel phil

Fot.: FOX

 

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

3 Komentarze

  • „Oj ten biedny, wyposzczony Phil… On sam jest najsłabszą sceną i najsłabszym odcinkiem serialu” – zgadzam się z Sylwią, główny bohater jest tak nieziemsko irytujący, że odechciewa się na niego patrzeć. Zazdroszczę Przemkowi, który mimo wielu irytujących akcji był w stanie czerpać przyjemność z tego serialu. Ja przestałem się śmiać gdzieś po paru pierwszych odcinkach, a po każdej durnej wymówce Phila uderzałem się w czoło, obdarowując bohatera zmyślnymi inwektywami.
    Najbardziej denerwuje mnie w tym serialu to, że w pewnym momencie zamienia się on w postapokaliptyczne American Pie. Phil Miller kombinuje, jak tu zaliczyć najładniejszą dziewczynę z towarzystwa. Numery które wykręca po przybyciu Melissy to prawdziwa katorga dla ludzkiego sumienia. Ale nikt w Wielogłosie nie podkreślił (Sylwia jedynie napomknęła przy okazji dwóch 'bezimiennych’ kobiet) jakże irytującej zamiany ról, gdy nagle (prawie) wszystkie dziewczyny w Tuscon zachwycają się nowym Philem Millerem i ścigają się o to, która go przyciągnie do łóżka. To było równie obrzydliwe co wcześniejsze ekscesy Phila „Tandy’ego” Millera!
    Szczerze mówiąc, na tym etapie nie widzę przyszłości dla tego serialu. Sylwia słusznie podkreśla, że zakończenie jest jednym wielkim nieporozumieniem. Ja raczej widziałem to tak – Phil Miller w końcu zdaje sobie sprawę że jest skończonym dupkiem i tak naprawdę źle się czuje w towarzystwie tych ludzi, więc się wynosi i wybiera samotne życie. Ale nie, Carol musiała się nad nim zlitować…

  • Zastanawiam się nad postacią graną przez Willa Forte…..Jedno jest pewne. Postać dość regularnie drażni i tych scen jest naprawdę dużo. Ale…również i mnie przyszło do głowy, że albo aktor naprawdę wyśmienicie gra albo, że to jego eksperyment aktorski ( mniej czy bardziej udany). Phil jest posiadaczem wielu obrzydliwych cech, ale przy okazji człowiekiem beznadziejnie poszukującym akceptacji, który doznaje także upokorzeń za swoje wybryki i oczywiście nie wyciąga z tego wniosków zbyt wcześnie. Ale bywa też, że w chwilach, kiedy ktoś inny dawno by się uniósł honorem on potrafi wykrzesać z siebie odruchy gigantycznej cierpliwości, entuzjazmu, wybaczenia dla sprawy ( pokazuje to bardziej sezon drugi). I tym aspekcie ma przewagę. Niezłe studium ludzkiej psychiki działającej w niecodziennych warunkach. Główne zajęcie Phila to zmaganie się z ogromną niechęcią innych. Jest skrajnie wkurzający, ale też bardzo cierpi, w zasadzie co chwilę jest ofiarą własnej głupoty, graniczącej z absurdem. W tym towarzystwie moim zdaniem jest świetny przekrój będący kontrastem w stosunku do Phila, tak zwane normalne osoby: poukładana, zrównoważona kobieta, dalej, szalona, dziwaczna i romantyczna kobieta nie wyrzekająca się swojego wewnętrznego dziecka, dzięki któremu stać ją na garść niecodziennych umilających życie pomysłów na przetrwanie, doświadczonego i pewnego siebie ( częściowo pozory jak się potem okaże) męskiego faceta, następnie nieco zakompleksionego, ale do rany przyłóż mężczyznę, dalej, zwykła młoda nastolatka, o silnym apetycie na wszystkie dobra jakie niesie życie, oraz kobietę dojrzałą, nieco przygaszoną. Na koniec facet nie pasujący do tego towarzystwa, nie dającego się wsadzić w żadne ramy, aspołecznego po części, ale bardzo ludzkiego również. Wszyscy go odtrącają. Wszyscy oprócz dobrodusznej Carol, która czasami go niańczy, ale głównie z sobie tylko znanych powodów pragnie z nim być. Jak w życiu:).

  • Ostatnie zdania od słów ” na koniec…”dotyczyły Phila, wkradły się literówki:).

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *