Pokochaliśmy jego twórczość po raz pierwszy za genialny Dostatek. Utwierdziliśmy się w tej miłości, kiedy w nasze ręce wpadło Pobojowisko, Rzeka złodziei i Sweetland. Czy jednak wczesne teksty Michaela Crummeya, które w Polsce ukazują się dopiero teraz, również utrzymają to czytelnicze uczucie na tym samym poziomie? Patryk, Mateusz i Sylwia – każdy z nich jest fanem książek uzdolnionego Kanadyjczyka, każde jest również fanem i kibicem wydawnictwa Wiatr od Morza. Czy i tym razem nasi redaktorzy nie zawiedli się na kolejnej publikacji? Zadanie nie było łatwe – Patryk ma wstręt do poezji, Sylwia nie przepada za krótkimi formami literackimi… jedynie Mateusz nie miał oporów do żadnej z form zastosowanych w zbiorze Twarde światło, który już dziś ma swoją polską premierę. O dziwo jednak (choć przecież powinniśmy się tego spodziewać) Crummey i tym razem nie zawodzi. Poniżej więc znajdziecie więcej zachwytów niż uwag. Powrót na surową i piękną Nową Fundlandię okazał się tak samo wzruszający, co zabawny, a momentami nawet szokujący. Jesli kochacie Crummeya tak jak my – nie wahajcie się ani chwili, tylko sięgajcie po Twarde światło. Jesteśmy dumni, że mogliśmy objąć ten zbiór patronatem medialnym.
WRAŻENIA OGÓLNE
Mateusz Cyra: Najnowsze dla nas – czytelników z Polski – a zarazem jedno z pierwszych dzieł Michaela Crummeya, Twarde światło, ma dziś swoją premierę. Ten wydany pierwotnie w Kanadzie w 1998 roku zbiór opowiadań oraz wierszy jest, jak określa sam autor, dopełnieniem powieści Dostatek. Obydwa dzieła przedstawiają dawną Nową Fundlandię oraz losy jej mieszkańców, z tą różnicą, że w omawianym dziś dziele Crummey zawarł przekazy rodzinne, ściśle bliskie jego sercu. I powiem wprost – oczekiwałem dobrej lektury, bo do tej pory poprzednie wydane w naszym kraju za sprawą Wydawnictwa Wiatr od Morza dzieła Crummeya były co najmniej bardzo dobre. I bawiłem się przy Twardym świetle kapitalnie. Pochłonęłam książkę w mniej więcej trzy godziny i nie mam pojęcia, kiedy mi minął ten czas!
Sylwia Sekret: Ja również oczekiwałam dobrej, a nawet bardzo dobrej lektury, bo do tej pory nie zawiódł mnie ani Crummey ani Wiatr od Morza i na całe szczęście – tak pozostało. Twarde światło to szczególny zbiór – zarówno dla serca samego autora, jak i dla czytelnika, choćby ze względu na nietypową formę, do jakiej w twórczości kanadyjskiego pisarza nie byliśmy w Polsce przyzwyczajeni. Zarówno jednak wiersze, jak i bardzo lapidarne opowiadania, mają w sobie tę samą moc, kwintesencję i urok, co wydane do tej pory u nas powieści. Dlatego z przyjemnością oddałam się lekturze, która i mnie upłynęła bardzo szybko.
Patryk Wolski: Każda kolejna książka Michaela Crummeya zasługuje na uwagę – co do tego zgodzimy się wszyscy. I chociaż odczuwam atawistyczny wstręt wobec wszelkiego rodzaju poezji, nie przeszkodziło mi to w szybkim pochłonięciu Twardego światła. Spodziewałem się kolejnych opowieści z pogranicza Nowej Fundlandii i dokładnie to otrzymałem, chociaż sama forma jest swego rodzaju nowością – dotychczas mogliśmy poznać Crummeya jako autora precyzyjnie skomponowanych powieści.
ZALETY I WADY ZBIORU
Mateusz: Od zawsze byłem entuzjastą krótszych form literackich, w których to pisarz musi się wykazać cholernym wyczuciem, gdyż skondensowana forma wymusza na nim zawarcie absolutnie najistotniejszych elementów świata przedstawionego oraz odpowiednio dobrze postawionej puenty, a to wychodzi Crummeyowi nad wyraz wybitnie. Wiele z zawartych na kartach zbioru Twarde światło opowiadań ma tak kapitalne, tak wstrzelone w odpowiedni moment oraz nadzwyczaj mocne bądź emocjonujące zakończenia; powodowało to we mnie niejednokrotne unoszenie brwi z podziwu dla autora, że w kolejnym, a potem w jeszcze następnym opowiadaniu potrafił wywołać takie efekty. Jest to rzecz naprawdę niebywała i należą się pisarzowi ukłony za tak wysokie umiejętności, tym bardziej biorąc pod uwagę, że były to tak naprawdę jego pierwsze kroki literackie. Na Was też tak olbrzymie wrażenie zrobiły niektóre z opowiadań bądź wierszy?
Sylwia: Oczywiście, że tak! Nie mogło być inaczej. Choć ja, w przeciwieństwie do Ciebie, jestem właśnie zwolenniczką dłuższych form literackich – pomijając poezję, którą uwielbiam. Nie przepadam za opowiadaniami, bo zazwyczaj po ich lekturze czuję niedosyt – mam wrażenie, że autor nie wyczerpał tematu, że zostawia mnie z niedopowiedzeniami, z ledwo nakreśloną historią. Tymczasem u Crummeya w ogóle nie miałam takiego uczucia niedosytu – wręcz przeciwnie, pisarz na dwóch stronach potrafił opowiedzieć spójną historię, z mocną puentą, a jej rozwinięcie tylko by ją osłabiło. Zatem jeśli ja – przeciwniczka opowiadań – czuję się usatysfakcjonowana, to coś musi być na rzeczy. I właśnie ta lapidarność przy jednoczesnym trafianiu w punkt są moim zdaniem największymi zaletami tego zbioru, jak również to, że znów czytelnik odwiedza wybrzeża Nowej Fundlandii, które zdązył już dzięki pisarzowi pokochać.
Patryk: Mnie zaimponowało to, że lakoniczne opowiadania (a może raczej opowiadanka?) czytałem niczym kartki wyrwane z pamiętnika bądź z dziennika człowieka, który żył w tych czasach (dużo tekstów przedstawia dzieje z przełomu XIX i XX wieku). Miałem wrażenie, że obcuję z rzeczywistymi wspomnieniami – oczywiście efekt ten Michael Crummey uzyskał nieprzypadkowo, ponieważ sam przyznał, że część opowieści bazuje na wspomnieniach przodków czy okolicznych mieszkańców, gdzie tradycja ustna utrzymuje się silniej niż w innych miejscach na świecie. Z racji bardzo krótkiej formy nie jestem w stanie bezpośrednio się odnieść do poszczególnych opowiadań, jednak one jako całość stanowią bardzo dobry obraz tego, jak wyglądało życie codzienne na Nowej Fundlandii, w której dzięki autorowi Pobojowiska zdążyłem się już rozkochać.
Mateusz: Pozostając w strefie zalet, chciałbym wspomnieć o bardzo mądrze poukładanej konstrukcji dzieła. Pomijając wstęp oraz posłowie do polskiego wydania, Twarde światło składa się ze swoistego prologu, jakim jest Rdza, oraz zamykającego zbiór klamrą tekstu Katarakta – będącymi czymś na miarę dwóch momentów z pamiętnika autora. Treścią właściwą jest część zatytułowana 32 opowiastki, podzielona na cztery żywioły – Wodę, ziemię, ogień, powietrze. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy fragment Twardego światła, który emocjonował mnie raz za razem, powodując kompletnie odmienne emocje, jednak najczęściej przewijały się we mnie: rozbawienie, szok oraz podziw. Następnie prym wiodą wiersze, które – jak to w przypadku poezji bywa – znajdą swoich zwolenników oraz przeciwników. Szczerze powiedziawszy, naprawdę obawiałem się wierszy Crummeya. Nie dlatego, że wątpię w jego umiejętność pisania takowych. Po prostu nie każdy świetny twórca prozy potrafi być dobrym poetą. Poza tym – poezja jest dla mnie czymś skomplikowanym, zbyt osobistym, zbyt intymnym, by postronny czytelnik mógł bez pardonu mieć do niej dostęp, nawet jeśli autor daje na to pełne zezwolenie. Spodziewałem się także, że Nowofundlandczyk w swoich wierszach będzie nieco inny, na szczęście moje oczekiwania oraz obawy zostały rozwiane zarówno przez budowę i wszelkie techniczne aspekty związane z wierszami, jak i przez poruszane treści. Gros wierszy zawartych w części Odkrywając ciemność to poetyckie przedstawienie rzeczywistości rybaków oraz życia na morzu i wszystkich związanych z tym wad oraz zalet. Z kolei Mapa wysp to kronika stopniowego osadzania się ludzi na wyspach Labradoru, ich walka z naturą oraz próba przystosowania się do nieuchronnych zmian.
Sylwia: Nie ukrywam, że choć uwielbiam poezję, to na co dzień obcuję z nieco innymi jej przedstawicielami w formie wierszy, bardziej – jeśli można tak rzec – klasycznymi (choć niekoniecznie rymowanymi). Jednak to, że wiersze zawarte w zbiorze Twarde światło, przypominają raczej jeszcze bardziej skondensowaną formę opowiadań – powinno być plusem dla wszystkich tych, którzy poezji nie lubią i którzy czują się nieswojo, obcując z nią i rozmawiając o niej.
Patryk: To, co właśnie powiedziałaś, jest idealnym określeniem moich odczuć wobec poezji Crummeya. Nie będę oszukiwał – nie znoszę poezji, sam z siebie nigdy nie zamierzam się w nią zagłębiać i absolutnie nie interesuje mnie poszerzanie swoich horyzontów w tym aspekcie. Ze względu jednak na to, że jego wiersze nie mają klasycznej konstrukcji, gdzie istotny jest rym i rytm, bardzo łatwo zacząłem je czytać po prostu jako kolejne opowiadania, przez co bez uczucia żółci w przełyku mogłem poznawać kolejne opowiastki, będące kontynuacją części prozatorskiej Twardego światła.
Mateusz: Jeśli chodzi o wady – nie jestem w stanie się takowych dopatrzeć. Naprawdę. Zbiór ma odpowiednią długość, nie znalazłem w nim słabszych bądź odstających poziomem treści i ogólnie rzecz biorąc – jestem zachwycony, a moje krytyczne oko nie znalazło nic na swoim radarze. Czuć, że Twarde światło zajmuje ważne miejsce w sercu Michaela Crummeya, widać, że jest to dziecko, o które dbał latami i które stanowi oczko w jego głowie. Zresztą – pomijając nawet ten fakt – czy kiedykolwiek Crummey nas zawiódł?
Sylwia: Dokładnie, a doszukując się wad na siłę, to my zawiedlibyśmy jego, więc ja spuszczam po prostu zasłonę milczenia na kategorię wad.
Patryk: Niezaprzeczalną wadą tej książki jest fakt, że jest bardzo krótka, przez co odnosi się wrażenie, że jest jedynie lekką przystawką przed daniem głównym. Rozumiecie, przystawka może być smaczna, ale to nie dla niej idzie się do restauracji. Twarde światło to tylko uzupełnienie całego świata przedstawionego w powieściach Crummeya, które toczą się na Nowej Fundlandii.
NAJLEPSZE OPOWIADANIE / WIERSZ
Mateusz: Wspominałem już, że Crummey w tym zbiorze zachwycił mnie umiejętnością tworzenia niesamowitych puent, które często jednym zdaniem albo odwracały diametralnie odbiór danego opowiadania, albo stanowiły cudowne podsumowanie tego, co przedstawiał do tej pory w konkretnej opowieści, bądź były czymś w rodzaju nostalgicznej, nierzadko ironicznej lub gorzkiej, ale każdorazowo niezwykle celnej, obserwacji, jak choćby tej z opowiadania Jak się sprawy miały, w którym młody chłopak płynie pierwszy raz na statku na Labrador jako członek załogi i z tęsknotą przypatruje się, jak na statku bawi się pierwsza klasa, ale nie jest jeszcze w stanie złościć się na taką niesprawiedliwość losu, ponieważ jest młodszy o trzy lata od whisky, którą piją członkowie pierwszej klasy…
Zanotowałem sobie siedem opowiadań, które wywarły na mnie największe wrażenie: Palec Boży, Łaska, Gospodarzenie, Chleb, Kamienie, Płomień oraz Bajanie starych bab. Wszystkie wywołują odmienne emocje, ale każde jest po prostu na swój sposób piękne i każde z nich zapamiętam na długo. Gdybym miał jednak wymienić z tej listy trzy najlepsze, będą to: Kamienie, opowiadające o tym, jak brutalne traktowanie zwierząt i kastracja były na Nowej Fundlandii czymś kompletnie naturalnym, Bajanie starych bab o tym, jak chłopięca naiwność i wynikająca z olbrzymiej sympatii chęć sprawienia, by jego ukochany pies mówił, wpłynęły na przyszłość tegoż czworonoga, oraz Płomień, będące chyba najbardziej zabawnym utworem z całego zbioru, w którym poznajemy historię Tobina, który oblał się benzyną.
Sylwia: Z opowiadań, które wymieniasz, trzy również u mnie wywołały olbrzymie emocje, a są nimi: Gospodarzenie, Kamienie i Bajanie starych bab. Choć przy całym okrucieństwie – u podłoża którego leżało jakies naturalne prawo, którego ja nie rozumiem i zrozumieć nie chcę, ale było zrozumiałe dla tamtejszych ludzi – dwa ostatnie są rewelacyjne, właśnie przez sposób ukazania tego okrucieństwa, to właśnie pierwsze, Gospodarzenie, jest chyba moim faworytem, jeśli chodzi o cały zbiór. Co ciekawe, zdecydowało o tym ostatnie zdanie tego krótkiego tekstu. Lapidarny utwór napisany jest z perpsektywy kobiety, która wiele lat miała własne gospodarstwo i prowadziła je razem z mężem. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że kobieta szybko staje nam się bliska, mimo że aby ją poznać, mamy nieco ponad stronę. Pomiędzy wierszami wyczytujemy trud, z jakim przychodziło jej prowadzić gospodarstwo, kiedy męża zabrakło; z dumą, a jednocześnie żalem zwierza się z tego, że przez tyle lat straciła tylko jedną krowę. Ale koniec – koniec tego tekstu rozwalił mnie na łopatki. Jedno proste zdanie, które wyrwane z kontekstu nic nie znaczy, a może wydawałoby się nawet śmieczne. Miałam sześćdziesiąt jeden lat, gdy kupiłam pierwszy karton mleka ze sklepu. I nagle dociera do nas zderzenie dwóch światów i to, jak nieuchronnie ten nowy pożera stary – zostawiając z niego jedynie przeżute i wyplute resztki. Dociera do nas także nasza własna wygoda, nasze luksusowe życia, w których wszystko mamy pod ręką, wystarczy wziąć ze sklepowej półki. Po chwili zastanowienia jednak wwierca nam się w głowę pytanie, czyje życie tak naprawdę można nazwać luksusowym – nasze, czy tej sześćdziesięcioletniej kobiety.
Mateusz: Z kolei jeśli chodzi o wiersze – wymieniłbym O mały włos – jednak uratowany (1982), opowiadający o tym, jak w trakcie sztormu jeden z marynarzy wypadł za burtę, jednak jakimś cudem został uratowany – bardzo dobrze napisany wiersz, z ciekawymi porównaniami i dającym do myślenia podsumowaniem.
Sylwia: Co do wierszy, to wypisałam sobie trzy, które mnie najbardziej urzekły i traf chciał, że dwa ostatnie występują w Twardym świetle obok siebie. Są to: Śmiałek z Liverpoolu, Chłodna zimowa noc w domu. Zmienny pejzaż życia a także Dola starego żeglarza. Pierwszy wiersz opowiada – a przynajmniej ja tak go rozumiem – o wyrzurach sumienia i udręce większej niż człowiek jest w stanie unieść; drugi z kolei niebo i gwiazdy ubiera w przepiękne metafory, nadając im taki sens i taką symbolikę, jaka trafia do mnie najbardziej:
Nowe galaktyki i konstelacje
odkrywamy co dnia,
a wciąż pojmujemy
wyłącznie to, co najprostsze
Światło mknie z prędkością ponad
jedenastu milionów mil na minutę,
rozchodzi się po przestrzeni
tysiące lat po tym,
jak zapadnie się jego gwiazda;
możliwe,
że przez całe życie
brałem namiar na
ciało, które nie istnieje.
Dola starego żeglarza to natomiast smutny, nostalgiczny liryk o zacieraniu się granic pamięci, o umyśle starszego człowieka, który sam zaczyna wątpić w to, co przeżył. Pięknie napisane są te wiersze – na tyle poetycko, by odróżnić je od prozy, lecz na tyle dosadnie i bez przerostu formy nad treścią, by nie zagubić się w ich znaczeniu.
Patryk: Jestem pod wrażeniem, że moi towarzysze mogli zapamiętać tytuły tych literackich miniaturek, które napisał Crummey. Tak jak powiedziałem wcześniej, nie potrafię odnieść się do konkretnego opowiadania czy wiersza, ponieważ czytałem je jeden za drugim, układając sobie w głowie ogólny obraz życia ludzi, którym przydarzały się opisywane historie. Dlatego nie mam ani ulubionego opowiadania…
NAJSŁABSZE OPOWIADANIE / WIERSZ
Patryk: …ani nie mam również zapamiętanego karygodnie słabego tekstu.
Mateusz: Może i wypadałoby rzucić w tym miejscu kilka tytułów i mieć problem z głowy, jednak sęk w tym, że nie potrafię wskazać czegoś, nawet drobnego elementu, który odstawałby od reszty, bądź powodował zgrzytanie zębami ze względu na jakość. Nie jestem entuzjastą wierszy, prawdopodobnie nie potrafię ich w pełni docenić i też nie rozumiem ich wszystkich w pełni, bądź przynajmniej w takim stopniu, w jakim by należało, ale nawet wiersze zawarte w zbiorze Twarde światło mi się podobały. Wiadomo, jedne mniej, drugie bardziej, ale prawdą jest, że każdy tekst niesie w sobie jakiś ładunek emocji, jakąś odległą historię przytarganą przez rozszalałe fale oceanu bądź niespokojne wiatry. Wstrzymuję się od głosu.
Sylwia: Mnie również nie pozostaje nic innego, jak umilknąć, bo choć tak jak mówisz – jedne teksty bardziej przypadły mi do gustu, a inne mniej, to nie było nic, co mogłabym nazwać słabym, co z czystym sumieniem mogłabym wskazać jako coś, co lepiej by było z Twardego światła usunąć. Zbiór wczesnych tekstów Crummeya jest zbiorem przemyślanym i to po prostu się czuje podczas lektury – i nic mądrzejszego już w tym temacie nie wymyślę.
STYL, JĘZYK
Mateusz: Jest w twórczości Michaela Crummeya coś, co sprawia, że jego książki czytają się same, chociaż oczywiście nie jest to literatura należąca do tych łatwych, bezemocjonalnych, w stylu taśmowo produkowanych kryminałów. Umiejętność władania piórem, niezwykle celne obserwacje, swoista surowość i perfekcyjne władanie emocjami – wszystko to składa się na wyjątkowość, która pozwala już po kilku stronach rozpoznać, że mamy do czynienia właśnie z Nowofundlandczykiem. Co ciekawe, nawet jego poezja jest raczej pozbawiona nadmiernie poetyckiego stylu, a w większości dzieł dominuje ten chłód i oszczędność, za które między innymi uwielbiam tego autora. Twarde światło jest pierwszym dużym dziełem Crummeya i jego warsztat dopiero się formował, ale tak naprawdę wcale tego nie czuć, ponieważ stały czytelnik szybko poczuje się jak w domu.
Sylwia: Masz rację – w twórczości Crummeya jest coś, co sprawia, że strony same się przewracają. Choć nierzadko opowiada o sprawach trudnych, nie boi się pomijać tematu przemijalności, śmierci, starości i ostatecznej straty, to jednocześnie ciężki temat nie przygniata nas dodatkowo ciężarem stylistycznym. Wszystko jest z jednej strony swojskie, a z drugiej takie obce i surowe, takie inne, zimne i smagane wiatrem. Czujemy się obco w krainach, które opisuje, ale zarazem odnajdujemy się w nich niezwykle szybko, czując to kontrastujące ciepło, z jakim o nich opowiada. Michael Crummey nie popada w przesadyzm, w patetyzm, w banał – pisze tak, że po kilku stronach czytelnik po prostu wie, że ma do czynienia z wybitnym pisarzem.
Patryk: Wszystkie ikoniczne cechy stylu Michaela Crummeya można porównać do klimatu Nowej Fundlandii – to czasami surowe i chłodne pióro, które mimo wszystko zadziwia umiejętnością wyłuskania subtelności łamiących serce czytelnika. Dramatyczne okoliczności potrafi przełamać delikatnym lub ironicznym żartem, co sprawia wrażenie, że pomimo ciężkiego życia Nowofundlandczycy zahartowali się do tego stopnia, że żadna tragedia im niestraszna.
WYDANIE
Mateusz: Cieszy mnie, że dzieła Crummeya są utrzymane w jednolitej, jednoznacznie kojarzącej się z morzem i wyspiarskim życiem stylistyce okładek. To są takie minimalistyczne dzieła sztuki, które świetnie współgrają z treścią dzieł pisarza. Co tu więcej dodać?
Sylwia: Prawda jest też taka, że trudno nam ocenić wydanie, ponieważ nasze egzemplarze recenzenckie otrzymaliśmy w formie elektronicznej. W każdym razie akurat w tym przypadku pochwalić należy chyba bardziej autora aniżeli wydawnictwo – za szczerość i odwagę, bo zarówno zdjęcie zdobiące okładkę, jak i te, które znajdują się w środku, pochodzą ze zbiorów rodzinnych Helen Crummey. A co do samego wydawnictwa natomiast, to mając doświadczenie z poprzednimi ich książkami – z pewnością egzemplarze fizyczne, które dotrą do nas niebawem, będą się prezentowały godnie z zewnątrz, a wewnątrz nie będziemy się natykali na błędy czy literówki.
Patryk: To, że do Twardego światła dodano zdjęcia, sprawia, że przedstawiane w opowiastkach historie nabierają jeszcze większej realności. Pozowane fotografie rodziny Crummeya dobitnie przypominają czytelnikowi, że opisane historie wcale nie muszą być w pełni zmyślone.
Sylwia: Zapomniałabym! Należy pochwalić również Michała Alenowicza, który kolejny raz dokonał świetnego tłumaczenia i choć nie znam oryginału, to myślę, że równie dobrze poradził sobie z poejzą, a jako tłumacza wierszy mogłam oceniać go po raz pierwszy.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Mateusz: Jedyne, co mnie tak naprawdę w tym momencie martwi, to fakt, że dzięki Wiatrowi od Morza ukazało się w naszym kraju już 80% twórczości Crummeya, a przed nami pozostała tak naprawdę tylko poezja. Nie mam pojęcia, czy autor pracuje w tym momencie nad nową powieścią bądź zbiorem opowiadań, ale od ostatniej powieści Sweetland minęły już cztery lata i mam olbrzymią nadzieję, że niebawem światło dzienne ujrzy kolejne dzieło Nowofundlandczyka. Bo to jeden z tych współczesnych autorów, których cholernie warto znać. Z każdą kolejną książką doceniam ten umysł coraz bardziej i zaczynam łapać się na tym, że już ciągnie mnie z powrotem do tych dzieł, które już przeczytałem. Na ten moment przede mną jeszcze tylko Pobojowisko i będę mógł z czystym sumieniem rozpocząć przygodę z Crummeyem od nowa. No bo co innego pozostało w oczekiwaniu na nowości?
Sylwia: O tym samym myślałam, czytając Twarde światło – że nie bardzo jest już co wydawać, jeśli o Crummeya chodzi i jest to bardzo smutna wiadomość. Również liczę na to, że niedlugo spod pióra pisarza wyjdzie coś nowego, a Wiatr od Morza szybciutko to przyszłe cudo przełoży na polski i wyda w naszym kraju. Zbiór tych krótkich tekstów kolejny raz przypomniał mi, za co tak pokochałam twórczość Kanadyjczyka, kiedy pięć lat temu sięgnęłam po Dostatek, nie wiedząc nic ani o pisarzu, ani o Nowej Fundlandii. Twarde światło to kolejna wędrówka do zapomnianego już świata i życia, w czasie której towarzyszyć nam będzie zarówno śmiech, jak i oburzenie czy wzruszenie. Cały pejzaż emocji na tle bezlitosnej i pięknej wielkiej wody – za taką lekturę można być wdzięcznym.
Patryk: To oczywiste, że wydanie Twardego światła w naszym kraju mogło nastąpić dopiero wtedy, gdy polski czytelnik zapozna się z większością powieści osadzonych na surowych wyspach Nowej Fundlandii. Nie znając bowiem charakterystycznego klimatu tego regionu, trudno byłoby bez przeszkód zatopić się w krótkiej formie Crummeya, która wymaga już orientacji w terenie. Żałuję, że autor nie pokusił się mimo wszystko o jedno lub dwa dłuższe opowiadania, bo tak jak Sylwia i Mateusz, tęsknię za opowieściami snutymi niczym Sweetland czy Pobojowisko.
Fot.: Wiatr od Morza