Via carpatia

Wielogłosem o…: „Via Carpatia”

Via Carpatia – to budowana latami, międzynarodowa trasa, stanowiąca jeden z głównych szlaków handlowych oraz łącząca południe z północą Europy. To także tytuł filmowego debiutu  Klary Kochańskiej i Kaspra Bajona, który czerpiąc z formuły tak zwanego “kina prawdy” (cinéma-vérité) opowiada gorzką historię uchodźstwa, ukazując problem z perspektywy polskiej pary, która – jak niejednokrotnie podkreślone zostaje w opiniach, jakie znajdujemy w Internecie – zanurzona w swoim wygodnym życiu w żadnym stopniu nie potrafi wykazać się empatią wobec problemu milionów ludzi. Czy jednak tego samego zdania sa nasi redaktorzy? Via Carpatia to film może i bez fajerwerków, stawia jednak ważne pytania, pozostawiając widza w poczuciu dyskomfortu. Dzieło polskich twórców trafia do kin za sprawą dystrybutora Spectator, natomiast Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym.

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Polskie kino – zwłaszcza to mniej komercyjne, tworzone z pasji, niekoniecznie z chęci wykrojenia dla siebie najsłodszego kawałka tortu, wciąż potrafi pozytywnie zaskakiwać i wciąż udowadnia, że nawet w najprostszej historii można przemycić kwestie ważkie, niewygodne i aktualne. Taka jest właśnie Via Carpatia – dzieło autorstwa Klary Kochańskiej i Kaspra Bajona. To krótki film, w którym pozornie niewiele się dzieje, a jednak dość odważnie komentujący nasze czasy i… nas samych – czy nam się to podoba, czy nie. Spodziewałem się udanego filmu (w końcu przyjmujemy zasadę, że nie obejmujemy patronatem medialnym dzieł słabych), ale nie przypuszczałem, że jego siła będzie ulegać wzmocnieniu proporcjonalnie do czasu poświęconego na myślenie o zachowaniach bohaterów. Też tak masz?

Sylwia Sekret: W zasadzie tak, choć muszę przyznać, że tym więcej myślę o filmie, jego bohaterach i o tym, jaką prawdę chcieli przekazać za ich pomocą twórcy, im więcej artykułów i recenzji czy nawet krótkich opinii znajduję w Internecie. I – nie owijając w bawełnę – jestem dość mocno zdziwiona zgodnością niemal wszystkich, którzy opisują ten film. Bez względu na to, czy komentującemu to dzieło się podobało, czy nie, niemal zawsze pojawia się stwierdzenie, że Julia i Piotr, główni bohaterowie tego filmu drogi (bo tym on jest bez cienia wątpliwości, o czym należy na początku wspomnieć), mają symbolizować ogólną ludzką znieczulicę i brak empatii – czy to całego społeczeństwa czy pokolenia trzydziestolatków. Krytycy, recenzenci, widzowie…. – w zasadzie każdy, kto widział film, upatruje w nim tego, jak to jesteśmy nieczuli na to, co dzieje się dookoła. Jak bardzo wsiąkliśmy w swoje wygodne życie bez większych problemów i jak straszne jest to, że nie obchodzi nas, co dzieje się te 2000 km od nas. Jestem trochę zszokowana, przyznaję. Bo ja osobiście odebrałam to trochę inaczej, w związku z czym ta zgodność opinii mocno mnie zaskoczyła.

ZALETY I WADY FILMU

Mateusz: To, co wydaje się być wadą, to właśnie wspomniana już wcześniej pozorna nijakość, banał i nie do końca intrygujący wycinek z niezbyt intrygującego życia także niezbyt intrygującej pary z Polski. Z ekranu wieje nudą, a jedyna emocja, która w nas uderza, to obojętność wymieszana z narastającą frustracją słabo zarysowanych bohaterów, którzy zamiast spędzić wakacje według własnego widzimisię, zmuszeni są przez matkę Piotra do męczącej podróży, do której nie są przekonani, w celu odnalezienia i przewiezienia do Polski ojca mężczyzny, Syryjczyka, który od przeszło trzydziestu lat nie żyje z rodziną. Sęk w tym, że tyle wyciągniemy z filmu Via Carpatia, jeśli będziemy oglądać go powierzchownie i bezmyślnie. Prawda jest bowiem taka, że to, co pozornie wydaje się być wadą, jest tak naprawdę zaletą debiutanckiego pełnego metrażu dwojga polskich reżyserów. Poruszana przez nich tematyka jest tu oczywiście ważna, bardzo aktualna biorąc pod uwagę wciąż wywlekany przez media na światło dzienne problem uchodźstwa, jednak nawet to nie jest największą zaletą polskiej produkcji. Największa moc filmu Via Carpatia tkwi w bohaterach, a konkretniej w tym, co reprezentuje ich zachowanie w trakcie całej podróży tytułową międzynarodową (wciąż budowaną) trasą łączącą południe z północą Europy. Świeżo po seansie rozmawialiśmy o tym z Sylwią, dlatego oddaję jej głos, bo nie chciałbym zaskarbiać sobie części jej spostrzeżeń.

Sylwia: Ja na przykład, szczerze mówiąc, w ogóle nie odniosłam wrażenia, że film jest nijaki, że jest nudny czy że nic się w nim nie dzieje (wiem, że Ty też nie, raczej konfrontuję to z widzami, którzy odniosą takie wrażenie). Ale od dawna już stoję w opozycji do tych widzów, dla których film nie nudny musi mieć wartką akcję, pościg, wybuchy czy tętniące każdorazowo życiem i dramatami rozmowy i decyzje bohaterów. Nie, wręcz przeciwnie – bardzo doceniam dobrze zrobione filmy, w których pozornie nic się nie dzieje. Jednym z takich flagowych przykładów chyba na zawsze pozostanie dla mnie dość mało znany film z nieodżałowanym Jamesem Gandolfinim – Ani słowa więcej. W podobnym stylu utrzymany był również serial Togetherness. Oczywiście są to tytuły nietypowe, nie każdemu się spodobają, bo dzisiejszy widz nastawiony jest na zupełnie inny rodzaj rozrywki. Ale ja cenię właśnie i uwielbiam filmy, w których możemy obserwować ludzi właśnie takich jak my – borykających się ze zwykłymi codziennymi problemami, takich, z którymi możemy się w jakiś sposób utożsamiać, bo rozumiemy ich troski, zachcianki czy po prostu – ich codzienność. I taki też jest film Via Carpatia. Choć punkt zapalny dla fabuły, czyli decyzja o wyruszeniu w drogę tytułowa trasą, by odnaleźć ojca Piotra znajdującego się gdzieś w obozie dla uchodźców w okolicach Grecji, może być dla nas jednak mało codzienna, to atmosfera i klimat filmu, a także nijakość – czy może powiedzmy lepiej: “zwyczajność” bohaterów – sprawiają, że omawiany problem/ wątek przewodni nie staje się dla nas wydumany, a rzeczywisty, i nie sprawia nam problemu to, by wczuć się w sytuację małżeństwa i zastanowić się, jak my byśmy postąpili na ich miejscu.

I tu dochodzimy właśnie do tego, co tak zdziwiło mnie, kiedy czytałam różnorakie recenzje i opinie o filmie. Wszyscy mówią: “ten film pokazuje brak empatii współczesnych ludzi”, “ukazana zostaje znieczulica, a także nieznajomość problemu”, “główni bohaterowie bardziej przejmują się brakiem wody w hotelu lub tym, że musieli zrezygnować z wakacji, niż ogromnym problemem, z jakim zmagają się tysiące emigrantów i uchodźców”. Zanim sama wypowiem się na ten temat, chciałabym jednak wiedzieć, jakie jest Twoje zdanie? Czy to jest właśnie to, co jest główną problematyką filmu? Czy to jest także według Ciebie jego siłą? Właśnie to z niego wybrzmiewa na pierwszym planie i to jest tak ważne?

Mateusz: Generalnie tak, ale również i nie. Albo inaczej – sam już wcześniej przywoływałem ową znieczulicę i dość dziwne zachowanie w takiej sytuacji, jednak moje zdanie w tym temacie jest odrobinę odmienne. A przynajmniej upatruję  tych “złych” cech w jednym tylko bohaterze.

Sylwia: No cóż… nie ulega wątpliwości, że skoro większość opinii skłania się właśnie ku takiej interpretacji, to zapewne takie było również założenie filmu. Ja jednak tego tak nie odczytuję. Pewnie powinnam przytaknąć tym wszystkim objaśnieniom i założeniom, bo to, co za chwilę napiszę, jednoznacznie zapewne postawi mnie dokładnie w tym samym miejscu, w którym w oczach widzów stoją Piotr i Julia, i sama zaraz stanę się przedstawicielką tego społeczeństwa, które wykazuje się brakiem empatii i znieczulicą, ale… po prostu chcę w tym, co napiszę, być szczera – zarówno z czytelnikami, jak i z samą sobą.

Niektóre konkluzje, a raczej ich tłumaczenia, dziwią mnie przeogromnie i – teraz narażam się na krytykę – śmieszą. Niejednokrotnie podkreślone zostaje we wszelkich omówieniach filmu, że Julia ma gdzieś problem uchodźstwa, natomiast jej luksusowe życie każe jej przejmować się bardziej brakiem wody. No dobrze… tylko gdzie jest powiedziane, że Julia tym brakiem wody się przejmuje? Bo schodzi do recepcji poinformować obsługę, że w jej pokoju nie ma wody? Znieczulica straszna. Powinna raczej siedzieć pod suchym prysznicem i kontemplować o nielegalnych imigrantach. A może przejawia się w tym, że myje się wodą z butelki, bo pod prysznicem jest pająk, a tamtejsza woda w jej odczuciu śmierdzi? No tak, bo każdy widz z pewnością w takiej sytuacji, w celu uhonorowana i wsparcia uchodźców wybrałby jednak dyskomfort mycia się z przedstawicielem swojej fobii i w śmierdzącej wodzie. To z pewnością poprawiłoby sytuację tych biednych ludzi. Przejdźmy jednak dalej. Opieka nad żółwiem i systematyczne wyprowadzanie go. Julia nie przejmuje się sytuacją na świecie, ale w swoim burżujskim i egoistycznym światku, w którym żyje, nie zapomni nigdy wyprowadzić żółwia na spacer. Najchętniej w ogóle bym tego nie komentowała, ale nie na tym polega dyskusja o filmie. Czyli rozumiem, że ci wszyscy empatyczni ludzie, w związku ze wszystkimi tragediami, jakie dzieją się codziennie na świecie, często całkiem blisko, mają przestać wyprowadzać na spacer swoje psy i nie głaskać swoich kotów? I w ogóle przestać dbać o zwierzęta, które kiedyś wzięli pod swoje skrzydła? Nie bardzo rozumiem celowość takiego zachowania i to, jak dbanie o zwierzaka w obliczu problemu uchodźstwa ma świadczyć o braku empatii.

Mateusz: I tu właśnie wspominasz rzeczy, z którymi ja również się nie zgadzam, oraz przywołujesz postać Julii, która moim zdaniem jest tutaj ukazana jako ta cieplejsza, bardziej wyrozumiała i gotowa do poświęceń. Przynajmniej w moim mniemaniu taka ona jest; lubię tę bohaterkę i absolutnie sytuacji z wodą nie traktuję jako przejaw braku empatii, olewanie problemu imigrantów. Przypuszczam, że sam zachowałbym się podobnie i poleciałbym do obsługi hotelu z problemem, jakim i dla mnie byłby brak wody, bo przecież jestem do tego przyzwyczajony, jak my wszyscy. Tak samo opieka nad żółwiem w moim mniemaniu nie może i nie powinna być w jakimkolwiek stopniu traktowana jak coś negatywnego – przeciwnie, jest to przejaw dojrzałości i odpowiedzialności za stworzenie, które się wzięło pod opiekę, dlatego te argumenty są moim zdaniem kompletnie nietrafione i powierzchowne.

Sylwia: A może najbardziej razi żartobliwa uwaga o adopcji? Że jak Piotr i Julia nie znajdą ojca mężczyzny, to przy okazji chociaż zaadoptują nielegalnie jakieś dziecko? No tak, bo nikomu z nas nigdy nie zdarzyło się rzucić jakimś głupim czy nawet oscylującym wokół czarnego humoru żartem – żeby rozładować napięcie lub po prostu, nie zastanawiając się za bardzo nad tym, co mówimy. Mnie się zdarzało – a i owszem. W dodatku nie raz.

Przejdźmy zatem do sprawy najważniejszej. Piotr i Julia jadą po ojca, który przebywa w którymś z obozów dla uchodźców. Rozmawiają w międzyczasie o tym, że umknęły im wakacje (które zapewne planowali cały rok, być może nawet mieli je już nawet opłacone). Julia myje się wodą z butelki i zwraca uwagę na to, że w hotelu nie ma wody (lub jest, ale śmierdzi). Julia, kiedy nie może wybrać się w dalszą podróż z mężem, który ostatecznie ma spotkać się z ojcem, idzie pobiegać. Te oraz inne zachowania bohaterów mają świadczyć o ich braku empatii i znieczulicy. Rozumiem, że w takim razie mieli rzucić swoje dotychczasowe życie i tak jak stoją zająć się charytatywną działalnością na rzecz uchodźców? Naprawdę nie rozumiem tych zarzutów. Dla mnie Via Carpatia nie jest filmem o znieczulicy, egoizmie, o braku empatii współczesnego pokolenia, o tym, że z pełną premedytacją przechodzimy obok problemu. Ten film opowiada o dwójce ludzi, którzy owszem, zetknęli się – nieco bardziej na własnej skórze niż do tej pory – z pewnym problemem, ale nadal nie dotyczy ich on osobiście, w dodatku mają swoje własne życie. Via Carpatia nie opowiada o braku empatii, lecz o tym, że na tym właśnie polega życie – to, że gdzieś toczą się wojny, gdzieś ludzie umierają z głodu, a gdzie indziej ktoś nie ma ani kropli wody, znaczy jednocześnie, że gdzie indziej nadal toczy się życie – zwykłe, szczęśliwe, bez tragedii. A to, że Julia i Piotr nie rozmawiają prawie o problemie, który dotyczy ojca Piotra, nie znaczy wcale, że się tym nie przejmują. Moim zdaniem jest wręcz na odwrót – zagłuszają problem niestosownymi żartami, rozmowami o niczym lub milczeniem, bo niby co innego mieliby zrobić? Co widz zrobiłby na ich miejscu? Nie wracać do swojego życia? Tak jest skonstruowany świat – gdzieś zawsze będą wojny i ubóstwo, a gdzie indziej ktoś będzie się zastanawiał czy na śniadanie zjeść tosta czy jajecznicę. Innego świata nie będzie.

Jeszcze słowo chciałam wspomnieć o samym stosunku do wyprawy po ojca. Można się dziwić, że Piotr i Julia są sceptycznie nastawieni i w dodatku traktują tę podróż bardziej jako karę. Ale nie zapominajmy o tym, że Piotr nie widział ojca 30 lat! Jest on dla niego praktycznie obcym człowiekiem. W dodatku na początku filmu wspomniane zostaje, że niejednokrotnie już była sytuacja, że ojciec miał wrócić, ale nadzieje spełzły na niczym. Mężczyzna zapewne boi się kolejnego rozczarowania – zarówno swojego, jak i matki – i woli podejść do tego jak do przykrego obowiązku niż nastawiać się na pełną przygód wyprawę ratunkową po ukochanego ojca, który weźmie go w ramiona. A Julia? Julia w ogóle nie zna teścia. Nie wie nawet, czy mężczyzna wie o jej istnieniu. Wyobraźmy więc sobie, że z dnia na dzień musimy rzucić wszystko, w tym plany na wakacje, na które czekaliśmy zapewne cały rok, by jechać ku wielkiej niewiadomej, narażając się na niebezpieczeństwo (małżeństwo ma przecież przy sobie nielegalny paszport dla ojca), dla człowieka, którego nie znamy, i o którym nawet nasz mąż nie wyraża się zbyt przychylnie. Na pewno bylibyśmy zachwyceni wizją spełnienia dobrego uczynku, a empatia zalewałaby nasze serce.

Mateusz: I właśnie w tym dopatruję owego braku empatii, ogólnej znieczulicy i zobojętnienia na problem. Może źle rozumuję, ale Piotr, jak na osobę, którą już nawet nie pośrednio, ale bezpośrednio dotyka problem imigrantów i uchodźców, jest wobec tego tematu kompletnie zobojętniały. A przynajmniej to tak wygląda. Absolutnie nie jestem w stanie uwierzyć w to, że jego podejście wynika z obawy przez rozczarowaniem. Mężczyzna w żaden sposób nie reaguje na pojawiające się co jakiś czas informacje prasowe, poruszające ten temat, a los ojca jest mu zupełnie obojętny. Jasne, nie widział go trzydzieści lat i nic o nim nie wie poza tym, co opowiada mu matka. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że godzi się na wyjazd po ojca tylko dlatego, żeby zapewnić spokój ducha matce, a nie dlatego, że sam w to wierzy i zależy mu na powrocie ojca do rodziny. Najgorszym przykładem takiej chłodnej kalkulacji i olania sprawy jest ten, gdy policja dokonuje kontroli ich dokumentów i Julia raz za razem sugeruje mężowi, by podjął jakąkolwiek próbę, porozmawiał ze znajdującymi się tam ludźmi. Piotr stoi jak słup soli i nie próbuje nawet wyjaśnić, czemu nie zamierza nic z tym zrobić. Nie i już. Lub wtedy, gdy w restauracji płaci pieniędzmi przeznaczonymi na pomoc ojcu. Jak wspomniałem – ja widzę Piotra jako człowieka, który ma wygodne życie, wygodną pracę, wygodny dom i chce mieć w życiu święty spokój. I nie przeszkadza mu w tym świadomość, że od lat sensem istnienia jego matki są poszukiwania ojca i chęć zjednoczenia z nim. Już nie chodzi o to, by Piotr jakoś aktywnie uczestniczył w międzynarodowych ruchach wspierających uchodźców, bądź wpłacał na ten cel zarabiane pieniądze, ale mając ojca w trudnej sytuacji? Jasne, nie wiemy co robił w tej kwestii w przeszłości, i widzimy, że wsiadł w samochód i pojechał aż do Grecji, żeby znaleźć ojca. Ale czy na pewno? Ja w każdym razie nie potrafiłem uwierzyć w jego intencje nawet przez sekundę. Facet chciał odbębnić swoje, żeby móc powiedzieć mamie, że podjął próbę i prawdopodobnie ostatecznie zamknąć temat. Dodatkowo kompletnie nie potrafiłem zrozumieć jego podejścia do żony – takiego protekcjonalnego tonu wobec niej i ciągłego unikania rozmowy.

Sylwia: Ja to widzę jednak inaczej. Zwróć też uwagę na to, że na początku filmu, gdy matka wychodzi porozmawiać z ojcem przez telefon na balkon, Piotr rzuca do żony coś w stylu: Przecież go sobie nie wymyśliła. Dla mnie jest to jasny sygnał tego, że Piotr nie traktuje ojca jako prawdziwą, rzeczywistą osobę – raczej jako jakąś fantasmagorię, obiecanki cacanki, w które może wierzył, kiedy był młodszy. Zresztą, kilka razy wspomniane też jest, że sytuacja z planowanym przyjazdem ojca: skończy się jak zwykle. Czy możemy winić Piotra, że nie angażuje się w sprowadzenie ojca, skoro być może nie do końca wierzy w jego istnienie czy w to, że ten faktycznie chce przyjechać? Problemem moim zdaniem w tym wypadku nie jest to, że bohater nie przejmuje się losem uchodźców, co to, że dawno przestał wierzyć, że bycie nielegalnym imigrantem to powód, dla którego on sam ojca nie zna. Ja wierzę w wersję, że Piotr bał się rozczarowania. A kwestia płacenia w restauracji pieniędzmi przeznaczonymi na podróż ojca? Nie wiem, co w tym złego. Skoro restauracja nie przyjmowała kart, to znaczy, że małżeństwo miało wyjść bez płacenia? Szukać w obcym mieście bankomatu, mimo że gotówkę mają przy sobie? Nigdzie nie jest przecież powiedziane, że po wszystkim Piotr nie zwrócił tej części pieniędzy, którą płacił za posiłek. Dla mnie ta scena miała symbolizować ostateczną rezygnację Piotra; porzucenie wiary w to, że kiedykolwiek zobaczy ojca. Niespełnione raz za razem nadzieje po pewnym czasie bolą bardziej niż ich brak.

Biorąc pod uwagę to wszystko, o czym pisałam, i o czym Ty sam wspominasz,  nie do końca rozumiem ten nacisk na egoizm bohaterów, którzy mają reprezentować zresztą ogół społeczeństwa. Oni po prostu żyją swoim życiem. Tak jak my wszyscy. Mimo że dookoła nas dzieją się tragedie. Ale czy to znaczy, że sami nie możemy choć spróbować cieszyć się życiem? Uhonorować go chociaż w taki sposób? Jesteśmy przez to egoistami? Nie chcę w to wierzyć. Większą znieczulicą będzie dla mnie przejście obok staruszki, która ledwo się trzyma na nogach i niezaproponowanie jej pomocy niż przemilczenie problemu, którego i tak samą rozmową byśmy nie naprawili. Narażam się teraz, wiem. Ale z większą znieczulica spotykam się na co dzień – w sklepie, na ulicy, na przystanku. Ta przedstawiona w filmie to moim zdaniem problem zupełnie innego rodzaju – raczej bezradności niż egoizmu.

Mateusz: Jak wspomniałem – generalnie się z Tobą zgadzam, wcale nie sądzę, by wskazywane przez większość zachowania bohaterów były wyjaśnieniem, bądź pasowały do teorii o egoizmie, znieczulicy itd. Jednak mimo wszystko dostrzegam te cechy w jednym z bohaterów i nic nie potrafię na to poradzić, dlatego mimo wszystko dla mnie ogólny wydźwięk filmu jest tak smutny.

NAJLEPSZA SCENA

Mateusz: Myślę, że w tym miejscu będziemy zgodni i wskażemy ten sam moment – mianowicie rozluźnienie, jakie towarzyszy bohaterom, gdy oddają się błogiemu wypoczynkowi, dopowiadając wspólnie śmieszne historie do rozmów innych turystów, których nie są w stanie usłyszeć. To zabawna, ocieplająca dość chłodne i napięte relacje między bohaterami scena, która ma także drugie dno. Bohaterowie “odbębnili” swoje (co dość mocno akcentuje poprzednia scena w restauracji podczas zapłaty za posiłek) i bez wyrzutów sumienia wracają do swoich spraw i swojego życia.

Sylwia: Z jednej strony coś nakazuje mi się z Tobą zgodzić, pytanie tylko, czy nie odczytujemy tej sceny jako najlepszej przez to, że sam fakt niezwykłego rozluźnienia bohaterów jest tak inny od pozostałej części filmu i samego widza wprowadza w stan odprężenia. To fakt – sam pomysł na tę scenę był -kolokwialnie mówiąc – super i kolejny raz podkreśla tę naturalność i zwyczajność – nie wierzę bowiem, że nikt z oglądających choć raz w życiu nie “bawił” się w takie podkładanie głosów i zmyślanie tego, o czym mogą rozmawiać ludzie, których widzimy, ale których nie jesteśmy w stanie usłyszeć. Ale prawda jest taka, że są również w filmie inne sceny – a raczej cały film jest kolażem takich scen – które są naprawdę bardzo dobre, z tym że nie wyróżniają się swoją innością na tle innych. Dlatego trudno wskazać jedną, konkretną.

OMÓWIENIE POSTACI

Mateusz: Piotr to Polak z krwi i kości, chociaż jego śniady kolor skóry może z początku tego nie sugerować. Mężczyzna prawdopodobnie pracuje w jakiejś korporacji bądź innym dobrze płatnym miejscu, ponieważ wraz z żoną mieszkają w dobrej okolicy, posiadają sterylne, ładne, w miarę nowoczesne mieszkanie i prowadzą przeciętne życie nowobogackiej klasy średniej. Gdy matka Piotra ponownie prosi syna o odnalezienie ojca i wyjazd do Macedonii, ten na początku stawia opór i jest bardzo negatywnie nastawiony do tego pomysłu. Ojciec jest dla niego obcym człowiekiem, nie czuje z nim żadnej więzi i nie widzi potrzeby poświęcania się dla kogoś “obcego”, w dodatku taki wyjazd zaburzyłby jego plany wakacyjne. Osobną kwestią jest taka typowo męska cecha, zwana potocznie “ja wiem lepiej”, która emanuje z Piotra podczas rozmowy z matką. Mężczyzna jest święcie przekonany o swojej racji i jest pewny, że to kolejny poroniony pomysł, który okaże się stratą czasu. Widząc jednak upór i olbrzymią nadzieję w oczach rodzicielki, ugina się, czego następstwem jest podróż trasą Via Carpatia, w trakcie której mężczyzna jest zniechęcony, bije się z myślami, a z każdym kilometrem jest także coraz bardziej zmęczony. W trakcie podróży jego relacja z Julią jest dość chłodna i ogranicza się do absolutnie niezbędnych rozmów, z których wyziera obojętność, znużenie oraz narastająca niechęć. Jasne, bohaterowie zmienili swoje plany, bohaterowie podjęli próbę, ale brak w nich przekonania o słuszności ich działań, brak w nich nadziei i od samego początku podchodzą do sprawy przekonani o niepowodzeniu. Gdy Piotr spotyka szmuglera, który ma ponoć informacje o transporcie z jego ojcem, i wspólnie idą do miejsca spotkania, doświadczamy jedynego momentu w filmie, w którym mężczyzna pozwala sobie na jakieś emocje w stosunku do ojca i ich sytuacji rodzinnej. Szybko jednak otrząsa się i zmywa wodą resztki śladów po jednym z niewielu ludzkich odruchów, które okazuje. W ogóle woda zdaje się być jakimś symbolem filmu, ponieważ odgrywa w nim istotną rolę.

Sylwia: O żonie Piotra, Julii, pod względem zawodowym i wykształcenia nie wiemy zbyt wiele. Wiemy, że pracuje, bo gdy wyjeżdżają, dostaje telefon (najprawdopodobniej od jednego z klientów), jednak informuje go o urlopie i prosi, by kontaktować się z biurem. I to w zasadzie wszystko, co o niej w tym temacie wiemy. Kobieta troskliwie opiekuje się swoim żółwiem (co przez wielu uważane jest za paradoksalne czy wręcz ironicznie, kiedy weźmiemy pod uwagę, z jak małym zainteresowaniem podchodzi do spraw uchodźców – z czym osobiście się nie zgadzam). To kobieta, która – przynajmniej w moim odczuciu – niekoniecznie konwencjonalnym poczuciem humoru próbuje rozładować napięcie w nie do końca komfortowej sytuacji między nią a mężem. Dziwnymi pytaniami czy nietypowymi sugestiami doprowadza do dialogów (a czasem jedynie monologów – z ich dwojga Piotr jest tym małomównym) dla widza być może nie na miejscu, ale cóż… łatwo oceniać bohatera filmu i upatrywać w nim skondensowane wady całego społeczeństwa.

Julia od początku nie jest zachwycona podróżą (ale, przepraszam bardzo, kto by był?), wydaje się lekko znudzona i zniecierpliwiona. A jednak, co warto moim zdaniem zauważyć, pojechała z mężem w wyczerpującą podróż samochodem do Grecji, podczas gdy mogła zostać w domu i odpocząć… lub wyjechać w tym czasie gdzie indziej. Wybrała jednak podróż z Piotrem zapewne z dwóch powodów – chciała spędzić z nim wolny czas, poza tym zapewne kierowała nią troska. Ale o tym się nie mówi. Mówi się o tym, że Julia cały czas narzeka na brak wody i sugeruje, że jak nie uda im się sprowadzić ojca, to może wybiorą się przy okazji na parę dni nad morze. Straszne, naprawdę. Ja tam Julię polubiłam. To taka normalna, zwyczajna bohaterka z nie do końca pasującym większości poczuciem humoru. Stara się jednak jakoś łagodzić napięcie i nerwowość między nimi, dba o swojego żółwia i odstresowuje się, prasując ciuchy. Ot, zwykła kobieta, która stara się odnaleźć w normalnej, nienormalnej sytuacji.

AKTORSTWO

Mateusz: Piotr Borkowski oraz Julia Kijowska swoje role grają dobrze i dobrze ze sobą współgrają, ponieważ wbrew pozorom dużo trudniej jest ukazać na ekranie brak chemii między partnerami i kłębiącą się gdzieś wokół negatywną energię, która narasta w trakcie podróży. Ich bohaterowie niby są razem, ale jednak osobno, niby tworzą związek, jednak nawet w jednej scenie nie próbują się dotykać (pomijając scenę mycia włosów), tak jakby ich fizyczność dzieliła jakaś niewidzialna kotara. Podoba mi się ekranowa oszczędność, dzięki której podkreślili tę niewypowiedzianą znieczulicę, zobojętnienie i rozczarowanie zadaniem, które mają wykonać. Zresztą aktorzy są współautorami scenariusza, dlatego w tej sytuacji byłoby trudno, gdyby nieprzekonująco odegrali to, co było przecież ich zamysłem.

Sylwia: Bardzo podobała mi się gra aktorska. Zarówno Borkowski, jak i Kijowska zagrali w moim odczuciu niezwykle wręcz naturalnie. Pamiętasz jedną z pierwszych scen? Kiedy Julia wyjmuje z akwarium żółwia i przez przypadek uderza go o szybę? Zastanawialiśmy się od razu, czy było to planowane, czy to jednak wypadek przy pracy i stwierdziliśmy zgodnie, że jeśli nie było to celowe, to aktorka świetnie z tego wybrnęła i wyszło to niezwykle naturalnie. I skłaniam się z niemal całkowitą pewnością do zdania, że wpadka ta nie była częścią scenariusza. Po pierwsze dlatego, że nie widzę żadego uzasadnienia takiego “rozwoju akcji”, a po drugie wątpię, by którykolwiek z twórców filmu celowo chciał dopuścić do jakiegokolwiek skrzywdzenia na planie zwierzęcia. Oczywiście żółwiowi nic się nie stało – ale nadal. Dlatego tym bardziej wielkie brawa dla Julii Kijowskiej. Aktorkę doceniłam już wcześniej w – genialnym zresztą – filmie Zjednoczone Stany Miłości i wtedy również podkreślałam prawdziwość jej bohaterki, pisząc: Jej Agata jest enigmatyczna, ale pełna kotłujących się emocji, targana i szarpana, miotana wewnętrznie, co jest bardzo mocno wyczuwalne dla widza. Jej bohaterka jest żywa, naturalna i ani razu nie kwestionujemy jej prawdziwości.

Partnerujący jej w Via Carpatia na ekranie Piotr Borkowski również spisał się bardzo dobrze, choć jego wydaje się być na ekranie mniej – mimo że ukazywani są niemal zawsze razem. Wynika to zapewne z tego, że jego bohater jest o wiele bardziej małomówny, dlatego to głównie głos Julii słyszymy z ekranu. Również ich związek został bardzo realnie przedstawiony – moim zdaniem – w filmie. Nie tyle jest ukazana między nimi chemia na ekranie, co raczej domysł tego uczucia, które akurat teraz, być może przez zaistniałą sytuację, napięcie i obopólną frustrację gdzieś chwilowo zanikło. A jednak w oczach widza (a przynajmniej w moich) pasują oni do siebie i podczas oglądania całkowicie wierzyłam, że – nawet wbrew temu, co czasami dzieje się na ekranie – są oni zgraną, kochającą się parą.

KWESTIE TECHNICZNE

Mateusz: Technicznie bez fajerwerków, ale z drugiej strony kompletnie nie można się do niczego przyczepić. Jest poprawnie i tyle. Na wyróżnienie zasługują udane zdjęcia Zuzanny i Juliana Kernbachów.

Sylwia: Tak, zdjęcia i bardzo jasna, utrzymana w dużej mierze w szarościach i brudnych błękitach kolorystyka to w zasadzie kwestie techniczne, które (poza aktorstwem) najbardziej rzucają się w oczy. Podobało mi się, że wiele ujęć unika jednak pokazywania bohaterów, którzy byliby wprost skierowani do kamery. Najczęściej są to jednak ujęcia z tyłu (jak na przykład wtedy, gdy para jedzie samochodem), lekko z boku, lekko w oddaleniu. Uważam, że również skromna, ale dobrze dopasowana ścieżka dźwiękowa jest całkiem udana i dobrze wpisuje się w klimat filmu.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Via Carpatia nie zdobędzie szturmem sal kinowych ani nie zmieni oblicza polskiej kinematografii. Jednak to film, który pozorując nijakość, przedstawia bardzo odważną, niewygodną i nad wyraz niemodną tezę, że jako społeczeństwo jesteśmy tak bardzo skupieni na własnych nosach, że mamy w poważaniu problemy innych.

Sylwia: Ten film nie spodoba się widzom, którzy w kinie szukają mocnych wrażeń, emocji w każdej scenie, zabawnych, emanujących życiem dialogów i dramatów bohaterów nie z tej ziemi. Nie, tego tutaj nie ma. Via Carpatia to dzieło spokojne, zwyczajne i poruszające ważne kwestie, które w dodatku – jak widać chociażby na naszym przykładzie – można interpretować różnorako. To film, który broni się i który ja osobiscie ogromnie cenię, za niezwykłą naturalność, która przy ukazaniu zwyczajności zdarza się w polskim kinie bardzo rzadko. Twórcy z naszego kraju po pierwsze mają w moim odczuciu tendencję do przesadzania i koloryzowania rzeczywistości, a po drugie, mając świadomość tego, na co jest popyt, nie mają odwagi pójść w bardziej stonowanym i “zwykłym” kierunku. Twórcy filmu Via Carpatia się na to zdecydowali i mnie osobiście bardzo to cieszy.

Via carpatia

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *