Wigilijne psy

Wielogłosem o…: „Wigilijne psy i inne opowieści”

Łukasz Orbitowski to pisarz w polskim światku literatury grozy nazwisko znane i cenione. Zdobył nie tylko uznanie czytelników, ale także Paszport Polityki za powieść Inna dusza. Wydawnictwo SQN wznowiło niedawno zbiór wczesnych opowiadań pisarza, zatytułowany Wigilijne psy i inne opowieści. Do lektury, a później dyskusji o książce, zasiedli: Przemek, dla którego nie dość, że był to pierwszy kontakt z pisarstwem Orbitowskiego, to w dodatku jedno z pierwszych spotkań z twórczością pisarza polskiego, i Sylwia, która za sobą ma już lekturę trzech powieści tego pisarza. Nasi redaktorzy zgodnie i bez mrugnięcia okiem wskazują opowiadanie najsłabsze i najbardziej ze zbioru niezrozumiałe, zgadzają się też w kwestii największej wady omawianego niżej zbioru. Inaczej jest natomiast w przypadku choćby najlepszego opowiadania. Zapraszamy więc do lektury Wielogłosu!

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Wigilijne psy to moje czwarte spotkanie z twórczością Łukasza Orbitowskiego i choć nie było najlepsze (w porównaniu z poprzednimi), nie było też czasem straconym. Zbiór, w którym znajdują się wczesne opowiadania Orbitowskiego jest w moim odczuciu przede wszystkim nierówny pod względem poziomu poszczególnych opowiadań. Było bowiem kilka takich, które niesamowicie mnie wciągnęły i uważam, że spokojnie mogłyby jeszcze trwać, z kolei podczas lektury innych tylko patrzyłam niecierpliwie, ile jeszcze stron zostało do końca. Polski pisarz porusza się przede wszystkim po strefie zjawisk dziwnych i niewytłumaczalnych. W Wigilijnych psach roi się od zjaw, duchów, zmartwychwstałych czy dawnych legend, które zaczynają ożywać. Po rewelacyjnym i niesłychanie zapadającym w pamięć Tracę ciepło, dobrym, mrocznym i intrygującym Świętym Wrocławiu, a także klimatycznej Szczęśliwej ziemi wiem, że Orbitowski w powieściach to ten, z którym chętniej spędzam czas niż Orbitowski w opowiadaniach, w których, wydaje mi się, nie do końca jest w stanie rozwinąć się talent pisarza.

Przemek Kowalski: Ja zacznę od skruchy. Czytam już ładnych parę lat, dziesiątki (nie powiem “setki”, bo źle zabrzmi) powieści za mną, a okazuje się, że Wigilijne psy to dopiero trzecia przeczytana przeze mnie książka napisana przez Polaka! Możecie mnie wybuczeć i wytykać palcami, jednak nic na to nie poradzę, rażą mnie… polskie imiona, nie wiem, po prostu nie umiem się wczuć, kiedy bohaterem pełnej napięcia historii na być jakiś tam Stachu z Bździszewa. Nie i tyle. Skusiłem się jednak na lekturę opowiadań Łukasza Orbitowskiego z kilku powodów. Pierwszy to zwykła ciekawość, drugi: lubię opowiadania, często bardziej niż powieści zapadają mi one w pamięć, trzecim powodem jest fakt, że pan Orbitowski jest niezwykle popularny w gronie fanów Stephena Kinga, do których śmiem się zaliczać. Spróbowałem więc i… nie powiem, że jest to zbiór zły, jednak “rozczarowanie” to pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl. Spodziewałem się wielkiego „wow”, wypieków na twarzy, gorączkowego przewracania stron. Nic z tego nie miało miejsca. Wigilijne psy to według mnie zbiór dość równy, jednak cały czas był to poziom przeciętny. Oczywiście, są teksty, które się wyróżniły, i o tym za chwilę, jednak oceniając całość, uważam, że było to dobre czytadło, jednak bez jakichś fajerwerków.

Sylwia Sekret: Powiem Ci, że to co najbardziej razi mnie w polskiej literaturze… to właśnie imiona bohaterów. Także nie jesteś sam ;). Chociaż mnie nie przeszkadza to w czytaniu rodzimej literatury, ale rozumiem, o co chodzi.

Przemek Kowalski: No to kamień z serca :).

ZALETY I WADY ZBIORU

Przemek: Jak napisałem przed chwilą, Wigilijne psy to w moim odczuciu generalnie zbiór równy i właśnie to uznałbym za jego największą zaletę. Do tego dodałbym również, że poza tym, że same opowiadania trzymają równy poziom, to są one jeszcze pisanie, powiedzmy „w jednym kierunku”. Czuć, że pomimo faktu, iż każde opowiadanie to zupełnie inna historia, wszystkie one tworzą spójną całość.

Sylwia: Łukasz Orbitowski ma ciekawy styl, który z jednej strony jest głosem współczesnych młodych (choć już nie młodzieży), z drugiej strony nie szarżuje za bardzo w tym prostym i “luzackim” języku. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że teksty, które znalazły się w Wigilijnych psach, były pisane dawno temu i założę się, że gdyby autor Tracę ciepło miał napisać te historie od nowa, zrobiłby to nieco inaczej. Jednak dobrze, że tak się nie stało, bo mamy okazję poznać światy Orbitowskiego takimi, jakimi były kiedyś, jakie stworzył pisarz jeszcze przed dużym sukcesem literackim. Do zalet zaliczyłabym tematykę – pisarz nie przeskakuje z tematu na temat, jak to czasami bywa w zbiorach opowiadań, tylko trzyma się jednej, powiedzmy, płaszczyzny swoich opowieści. Wędrujące dusze, konsekwencje naszych uczynków, powroty, których się nie spodziewamy, życia, które powinny były się skończyć, a trwają wciąż w niewyjaśniony sposób – wokół tego oscylują te historie i fajnie, że mniej więcej pochodzą one z jednego wszechświata.

Za wadę uznałabym natomiast to, co mnie osobiście przeszkadzało podczas lektury najbardziej, czyli finały poszczególnych historii. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że pisarz nie do końca miał pomysł na puentę opowiadań, że kończył je jakby na siłę, musząc w końcu zamknąć daną opowieść. I były teksty, które zakończenie mogło uratować, podnieść ich ocenę znacznie wyżej, niestety zamiast tego pozostawiało niedosyt, zawód, czasami nawet niezrozumienie. Chociaż tego ostatniego nie mam prawa postrzegać jako wadę, ponieważ być może wina owego niezrozumienia leży wyłącznie po stronie czytelnika, w tym wypadku mnie, któremu zabrakło inwencji w interpretacji lub który zbyt wiele chciałby mieć wyłożone na tacy.

Przemek: No i tu się zgadzamy, zakończenia to w większość przypadków największe bolączki tekstów zawartych w tym zbiorze. Wrażenie, które odniosła Sylwia, czyli niezrozumienie puent niektórych tekstów, odniosłem również i ja, dlatego śmiem sądzić, że wina niekoniecznie musi tu leżeć po stronie czytelnika. I tak, w wielu przypadkach można odnieść wrażenie, jakby autorowi spieszyło się, by daną historię mieć już z głowy. Jako drugą największą wadę wskazałbym to, że nie ma w tym zbiorze opowiadania, które wgniotłoby w fotel i na dłużej zapadło w pamięć. To są po prostu historyjki, jedna lepsza, inna przeciętna, żadna nie jest fatalna, żadna nie jest też wybitna.

NAJLEPSZE OPOWIADANIE

Sylwia: Tutaj pozwolę sobie wymienić cztery opowiadania, które mnie urzekły, z czego trzy są historiami otwierającymi ten zbiór, w związku z czym po ich lekturze nastawiłam się na fantastyczny poziom całego zbioru, niestety później było już nieco gorzej. Serce kolei, Autostrada, Opowieść taksówkarska – te pierwsze trzy opowiadania czytałam z zapartym tchem, otrzymując to, co do tej pory w powieściach Orbitowskiego mnie przyciągało, a więc normalny, szarawy świat podszyty niepokojem, strachem i czymś, czego nie da się logicznie wyjaśnić, a co dla samych bohaterów pozostaje do końca nieodgadnione. Te historie są zamknięte i skończone, niczego mi w nich nie brakowało, dostarczyły za to sporo rozrywki podczas ich lektury. Sercu kolei pisarz już w cytacie poprzedzającym opowiadanie nawiązuje do twórczości Stefana Grabińśkiego; zaglądamy w nim do wagonu pewnego obskurnego pociągu i poznajemy jego pasażerów. Jeden z nich przedstawia nam kogoś, kogo widać wyłącznie w odbijającej się szybie innego, przejeżdżającego obok pociągu. Różnorodność postaci skumulowanych na małej przestrzeni i zło, które czai się w człowieku, świetnie zbudowały klimat tej historii i sprawiły, że zbiór zaczyna się naprawdę dobrze. Autostrada z kolei porusza problematykę marzeń, planów i wspomnień z przeszłości, które nijak mają się do teraźniejszości. Poznajemy w nim grupę ludzi, którzy muszą skonfrontować się ze świadomością porażki, życia, które zmarnowali, myśląc, że wszystko jest zawsze przed nimi. Opowieść taksówkarska jest wspaniałą opowieścią o błąkającej się w poszukiwaniu ukojenia duszy, o zemście i stracie. Jest jeszcze jedno opowiadanie, które po kilku takich, które mnie nieco zmęczyły, rozjaśniło w końcu moją twarz i to niemal pod koniec całego zbioru. Mowa o Drodze do Modlichy, gdzie elementem nierzeczywistym jest wyłącznie postać niesfornego strzygonia; opowiadanie jest lekkie, zabawne, a jego puenta pozostawia nas z lekkim uśmieszkiem na ustach i pobłażliwym spojrzeniem skierowanym w stronę głównego bohatera. Jest jeszcze przedostatnie opowiadanie: Pan Śnieg i Pan Wiatr – najsmutniejsze ze wszystkich, zimne i w zasadzie dość depresyjne, ale to w nim budzą się chyba największe pokłady czytelniczej empatii.

Przemek: Heh, Sylwia wymieniła tu aż pięć tytułów, czyli prawie połowę zbioru, nie zostawiając mi wielkiego pola manewru ;).

Sylwia: Wybacz, pniosło mnie!

Przemek: Nie wymieniłaś jednak tego z opowiadań, które mnie podobało się najbardziej. O nim za chwilę, jednak odnosząc się do Twoich słów, również wyróżniłbym żartobliwą Drogę do Modlichy oraz Autostradę. Dwie całkowicie inne historie i tu plus dla autora, ponieważ na dwóch – według mnie – skrajnych płaszczyznach, uderzając w inne struny, zagrał całkiem nieźle. Tymczasem tekst, który najbardziej zapadł mi w pamięć i który czytało mi się najlepiej to Kacper Kłapacz. Prawie każde opowiadanie w tym zbiorze podszyte jest grozą, poniekąd flirtując z horrorem (swoją drogą oglądałem kiedyś wywiad z panem Orbitowskim, w którym spytany, czy napisze jeszcze kiedyś horror, odpowiedział, cytuję: Nie. W horrorze osiągnąłem już wszystko. Nie wiedziałem, czy mam polec ze śmiechu, czy nazwać autora bufonem), jednak według mnie, tylko w Kłapaczu, historii “nawiedzonego” zrujnowanego bloku, w którym zamieszkuje trójka internetowych oszustów, ten romans z horrorem można nazwać udanym bądź satysfakcjonującym. Historia jest niespieszna, powoli poznajemy bohaterów, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowych, cały czas czując, że coś tu jest nie tak, że coś się zaraz wydarzy. I tak też się dzieje. Przy okazji, jest to jedno (jedyne?) z tych opowiadań, w których finał nie zawodzi.

NAJSŁABSZE OPOWIADANIE

Sylwia: Tutaj wymienię dwa tytuły: wspomniany wyżej Kacper Kłapacz, który Tobie Przemku się spodobał, Nie umieraj przede mną. O ile to pierwsze było przynajmniej dla mnie zrozumiałe i – masz rację – finał nie był dyskredytujący, o tyle to drugie jawi mi się jako tak chaotyczne, że nie zrozumiałam z niego niemal nic. Pewnie powinnam przeczytać je na spokojnie jeszcze raz, ale póki co nie mam na to ani siły, ani ochoty. Miałam nadzieję, że koniec opowiadania nieco rozjaśni mi w głowie lub chociaż sprawi, że Nie umieraj przede mną w jakikolwiek sposób zapadnie mi w pamięć, ale spowodowało coś wręcz przeciwnego – wyłącznie uczucie ulgi, że już się skończyło. Natomiast opowiadaniu Kacper Kłapacz nie potrafię zarzucić nic konkretnego, ale zwyczajnie zmęczyła mnie ta historia pomimo walorów, które potrafię dostrzec. Muszę też wspomnieć o tym, że są również opowiadania, o których nie bardzo wiem, co sądzić, ponieważ większa ich część byłą naprawdę dobra i zapowiadała fajne, wciągające i przede wszystkim pomysłowe historie, ale zakończenia psuły ten efekt i pozostawiały pewien niesmak, niedosyt, uczucie rozczarowania. Do takich opowiadań zaliczam Lombard Angelusa, może nawet tytułowe Wigilijne psy – te opowiadania miały świetny koncept, były fajnie prowadzone, ale finał według mnie nie udźwignął tych historii.

Przemek: Pominę kwestię opowiadania, które jako pierwsze wymieniłaś wśród najsłabszych, a które ja uznałem za najlepsze ;). Jednak z całą resztą zdecydowanie się zgadzam. Pisałem wcześniej, że są to historie równe, jednak przyznaję, że jedna mi umknęła, prawdopodobnie dlatego, że mój mózg wyrzucił ten twór z pamięci zaraz po ostatnim zawartym w nim zdaniu. Mowa o Nie umieraj przede mną. Tak jak Sylwia, tak i ja, nie mam pojęcia, co autor miał na myśli. Jaki to miało sens? Czy w tym opowiadaniu znajduje się ukryta głębia? Nie wiem i uwierzcie, że nie mam nawet ochoty się dowiedzieć. Zgadzam się również w temacie niewykorzystanego potencjału, gdzie najlepszym przykładem jest Lombard. To mogło być najlepsze opowiadanie tego zbioru, jednak gdzieś po drodze Orbitowski się pogubił, zabierając w pewnym (zdecydowanie zbyt szybko) momencie czytelnikowi radość i element zaskoczenia. A “wisienką na torcie”, po raz kolejny, był nieudany finał.

Sylwia: Dokładnie! Kiedy zaczynałam czytać Lombrad, pomyślałam sobie: To będzie najlepsze opowiadanie! Po czym, jakbym wypowiedziała jakieś zapeszające zaklęcie, od pewnego momentu było tylko gorzej, czego kulminacją było zakończenie.

STYL, JĘZYK

Sylwia: Łukasz Orbitowski jest pisarzem, którego zrozumieją wszyscy. Czuć, że jest to człowiek inteligentny i oczytany, który jednocześnie nie boi się wulgaryzmów, kolokwializmów i zwrotów, które nasze babcie skwitowałyby złapaniem się za głowę. Głupotą byłoby jednak oceniać go teraz, po lekturze Wigilijnych psów, bo są to jego wczesne teksty, pisarz od tego czasu dojrzał (również literacko), co jest zresztą w pełni zrozumiałe i naturalne. Sam przecież, we wstępie do tego wznowienia, pisze: Podczas pracy redaktorskiej nalegałem, aby zmieniać jak najmniej. Zależało mi na zachowaniu drapieżnego, młodzieńczego charakteru tekstów, nawet jeśli oznaczało to zgodę na nieporadność. Jestem już duży i naprawdę nie uważam, by zaczynanie opowiadania od: Zimno jak w dupie u pingwina było dobrym posunięciem. Wtedy sądziłem inaczej […]. Zapraszam na spotkanie z rozjuszonym smarkaczem, którym kiedyś byłem. Fajnie, że Orbitowski zdaje sobie sprawę ze zmian, jakie zaszły w  jego twórczości, i fajnie, że nie chciał na siłę zmieniać, przerabiać tego zbioru. Jest on przecież świadectwem jego wcześniejszych poglądów, warsztatu, pomysłów, charakteru. Stanowi też ciekawy materiał porównawczy z obecnymi dokonaniami pisarza. Ten młodzieńczy i drapieżny charakter, o którym wspomina, udało mu się wtedy uchwycić; czuć w zbiorze Wigilijne psy bunt, niezgodę, charakterność… nawet, jeśli objawia się ona dupą pingwina :).

Przemek: Sylwia w zasadzie wyczerpała temat ;). Rzeczywiście, pierwszym, co rzuca się w oczy, jest ten styl, w którym – nawet bez wyjaśnień autora – nietrudno dostrzec, że są to utwory kogoś młodszego, kogoś, kto dopiero “raczkuje” w literackim świecie. Widać to i w powtarzanych w kilku opowiadaniach tych samych zwrotach, opisujących daną sytuację, jak i w samym spojrzeniu na świat. Widać bunt, co w sumie można by zaliczyć do zalet, ponieważ jest to szczere. I żeby tylko ktoś mnie źle nie zrozumiał, ten zauważalny styl młodego pisarza nie jest tu ujmą, ta zgoda na nieporadność jest całkiem znośna, do tego okraszona prostym, gdzieniegdzie ostrzejszym językiem. Całość, pomimo tego, że rzeczywiście jest momentami nieporadna, jest autentyczna i za to wielki szacunek!

WYDANIE

Przemek: Przejrzyste, czytelne, schludne. Tak w dużym skrócie. Brawa należą się wydawnictwu i za bardzo klimatyczną okładkę (jak i rysunki “okładkowego” bloku przed każdym z opowiadań, ponieważ bardzo lubię takie “pierdołki” – sprawiają, że czyta się lepiej, pokazują, że ktoś, kto tę książkę wydał, chciał to zrobić tak, jak należy, z szacunkiem do czytelnika). Czcionka nie powoduje, że trzeba już powoli zacząć rejestrować się do okulisty (tzn. rejestrować w kolejkę kolejki). Zgrabne, bardzo zgrabne – z pewnością ozdoba każdej domowej biblioteczki,

Sylwia: Wiemy już, że SQN wydaje książki ładnie, zgrabnie i przyjemnie dla oka. Szaro-żółta okładka dobrze sprawdza się dla tego zbioru, a zniszczony, płonący blok (czyżby Kacper Kłapacz i blok z Angelusa w jednym?) jest w pewien sposób kwintesencją Wigilijnych psów. Mnie jednak najbardziej urzekł mikroskopijny napis na ścianie bloku: Rykusmyku!, który w sposób oczywisty nawiązuje do fabuły powieści Szczęśliwa ziemia. Brakowało jeszcze Kalborni z drugiej strony, ale przecież Tracę ciepło pojawia się w opowiadaniu Zmierzch rycerzy światła.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Sylwia: Wigilijne psy to dobry, choć nierówny w moim odczuciu zbiór opowiadań, który charakteryzuje się przede wszystkim świetnymi konceptami, które niestety nie zawsze udało się doprowadzić do szczęśliwego finału. Gdyby publikacja ta została napisana przez Łukasza Orbitowskiego teraz, kiedy ma na koncie kilka naprawdę świetnych książek (w tym, powtórzę znów, rewelacyjne Tracę ciepło, do którego chce się wracać), gdyby była nowością, a nie wznowieniem, miałabym pewne obawy co do kierunku, w którym zmierza pisarz. Ale świadomość, że są to wczesne jego teksty, sprawia, że Wigilijne psy stanowią taką ciekawostkę na temat tego, jak rozwinął się talent pisarza, jak dojrzał on i jak wyszło to na dobre jego czytelnikom. Dlatego mimo wszystko polecałabym czytać ten zbiór już po zapoznaniu się z co najmniej jedną powieścią Orbitowskiego. Choć dla Ciebie Przemek, na takie rady już za późno :). Ale mam nadzieję, że ta publikacja nie sprawiła, iż nie masz ochoty sięgnąć po dłuższe formy prozatorskie polskiego pisarza?

Przemek: Nie ;). Wręcz przeciwnie. No dobrze, nawet Orbitowski nie przekonał mnie do Stefanów, Mieczysławów i Renat uwikłanych w świat grozy, i nadal czuję lekki opór przed rodzimymi historiami, jednak wbrew temu, co mogą sugerować moje wypowiedzi wyżej, jest to dość obiecujący początek. Teksty nie są wybitne, jednak jeśli tak wyglądały początki jednego z najpopularniejszych współczesnych polskich pisarzy, to rzeczywiście, zakładając, że się rozwinął, kolejne jego dzieła mogą mi sprawić więcej frajdy. I choć więcej w tym tekście jest z mojej strony narzekania, to nie tak. To jest całkiem dobra książka i mogę ją nawet polecić znajomym, tyle tylko, że liczyłem na jakieś BUM, na starcie z tym wspaniałym Orbitowskim. Dostałem Orbitowskiego sprzed lat, który dopiero szukał drogi i próbował różnych rozwiązań. Jeśli je znalazł, to chętnie spotkam się z jego twórczością po raz kolejny :).

Fot.: Wydawnictwo SQN

Wigilijne psy

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *