Blindead

Wspinając się do gwiazd – Blindead – „Ascension” [recenzja]

Zmiana wokalisty to zawsze wielki problem dla zespołu, szczególnie gdy gardłowy charakteryzował się taką charyzmą wykonawczą, jaką spotykamy u Patryka Zwolińskiego, już ekswokalisty Blindead. Po bardzo dobrze przyjętym na rynku i wśród fanów Absence wydaje się, że taka zmiana może poważnie zachwiać podstawami monolitu, jakim stała się trójmiejska ekipa. Moim zdaniem faktycznie tak się stało. Ascension nie dorównuje we wszystkich elementach swoim poprzedniczkom – wspomnianej już płycie Absence i fantastycznemu w każdym calu Affliction XXIX II MXMVI. Jednak z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że Blindead może być dumny ze swojego najnowszego dzieła, bo Ascension to dzieło nad wyraz dojrzałe, doskonale skrojone i, mam wrażenie, że będące dopiero przedsmakiem tego, co może ujawnić światu nowe wcielenie Blindead.

Patryka Zwolińskiego zastąpił Patryk Pieza. Trzeba przyznać, że Blindead nie postawił na rewolucję za mikrofonem, a raczej postarał się załatać lukę w składzie wokalistą ze zbliżoną barwą głosu do tej, którą mógł pochwalić się Zwoliński. Oczywiście, nowy wokal zespołu ani trochę nie próbuje naśladować poprzednika; Pieza faktycznie ma odmienny styl śpiewania i prezentuje nieco inną ekspresję wokalną. Charakteryzuje się on głębokim głosem, nie ucieka się do krzyku, growlu, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na cały zespół.

Niewątpliwie Pieza spowodował, że plemienny trans w wykonaniu Blindead brzmi naprawdę naturalnie i intrygująco (Hearts), jak i to, że zmiany dynamiki i intensywności nie powodują zgrzytania zębami – świetnie przeplatają się momenty, gdzie z jednej strony tematem przewodnim jest nawałnica dźwięków serwowana przez instrumentalistów, a z drugiej zostaje zastąpiona transem sekcji rytmicznej do kapitalnych wokali (Hunt). Nie będę ukrywał, że czasami wokal zostaje przytłoczony ścianą gitar; nie wiem, może to kwestia miksu albo tego, że Pieza nie czuje się pewnie w zespole, ale momentami brakuje ryknięcia, niczym u Zwolińskiego (Horns).

Zresztą im dalej w las, tym bardziej Ascension zaskakuje. Raz drone’owym mrokiem (Fall), a raz hipnotycznością podaną w łagodnym sosie (Gone), momentami sięgając wręcz po klimaty space-rockowe, jak w Ascend. To mój faworyt na płycie. Ten kawałek ma wszystko, co trzeba: niepokojące klawisze, dziwaczne efekty dźwiękowe i długie dźwięki wydobywające się z gardła Piezy, które zostają przejęte po chwili przez resztę zespołu. I ten środek, gdzie pomieszane zostają folkowe akcenty z połamanym, technicznym graniem momentami powodującymi zawrót głowy.

Moim zdaniem Ascension to otwarcie nowego rozdziału w historii zespołu i mam wrażenie, że jest to próba odnalezienia na nowo własnej tożsamości. Bo choć nic nie mogę ująć wykonaniu muzyki na tej płycie, jak i jakości kompozycji, to jednak brakuje mi na nowym dziele Blindead spójności i jasno wytoczonej ścieżki. Zespół sięga po różne środki, raz z lepszym skutkiem, raz z gorszym. Momentami te poszukiwania niewątpliwie zapowiadają, że Blindead spokojnie stać na pobicie swojego dotychczasowego opus magnum, jakim jest Affliction XXIX II MXMVI. Na razie cieszymy się kolejną dobrą płytą Blindead.

Blindead - Ascend (official single)

Fot.: Mystic

Blindead

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *