Innercity Ensemble

Wstrząsy wtórne – Innercity Ensemble – „III” [recenzja]

Awangardowa supergrupa powróciła z nowym albumem, zatytułowanym, a jakże, III. Innercity Ensemble nie zaskakują, lecz szlifują i udoskonalają swoją stylistykę, którą uprawiają od debiutu. Nie nazwę trójki najlepszą płytą formacji, natomiast trzeba śmiało stwierdzić, że jest to najbardziej przyswajalny kawałek muzyki od Innercity Ensemble w ich karierze. Nie jest to zarzut i nie należy traktować tego pejoratywnie, należy jednak podkreślić, że dźwiękowy monolit, który dotychczas charakteryzował się drone’owym mrokiem i wszechogarniającym chłodem, został nadkruszony wpuszczeniem niewielkiej ilości światła.

III zaczyna się w tym samym miejscu, gdzie skończyła się dwójka. Mam wrażenie jednak, że na nowej płycie Innercity Ensemble nieco poszerzyli swoje poszukiwania. Nieustannie ich muzyka przypomina trans, wzmocnionym ornamentyką rodem z muzyki świata – na tej płycie przecinają się dźwiękowe szlaki z najdalszych zakątków globu – Afryki, Bliskiego Wschodu czy Ameryki Południowej. Sekcja rytmiczna na III to prawdziwy majstersztyk, cała płyta „napędzana” jest gęstym rytmem, czasami niepokojącym, tajemniczym, budzącym grozę, a czasem uspokajającym, lekkim, tchnącym atmosferą błogości.

Nie da się uniknąć porównań do King Crimson z czasów kolorowej trylogii, gdy w miksie pojawia się gitara Kuby Ziołka (szczególnie utwory zatytułowane IV V). Mnie na tej płycie jednak ujęły dźwięki generowane przez Wojciecha Jachnę. Czasami są one szalone, nieobliczalne (II, V), innym razem zaskakująco melancholijne, wręcz smutne, jak w doskonałym, minimalistycznym utworze zatytułowanym VI, w którym obok trąbki Jachny minorowy ton nadają klawisze. A wspomniane momenty światła na płycie? Niewątpliwie posiada je kompozycja kończąca płytę, czyli VII. Nie wiem, czy to spowodowane jest jawnie bliskowschodnim klimatem, czy jednak tym, że szczególnie w drugiej części utworu Innercity Ensemble wydają się brzmieć… radośnie.

Innercity Ensemble - III (Full Album)

Faktem jednak jest, że wszystkie dotychczasowe dzieła zespołu są stylistycznie bardzo podobne do siebie. Nie jest to zarzut, bowiem muzycy Innercity Ensemble wydają się dopieszczać swój niepowtarzalny i wyjątkowy styl. Nie dziwi więc, że zespół nie chce wyjść spoza swojej strefy komfortu, jedynie dorzucając raz po raz nowe smaczki, szczegóły, które wpływają na to, że styl formacji raczej ewoluuje. Moje powyższe przemyślenia nieuchronnie prowadzą do konstatacji, że Innercity Ensemble nagrali kolejną bardzo dobrą płytę, pełną fascynujących rozwiązań aranżacyjnych, jednak III jest albumem bezpiecznym. Takim, jakiego chyba wszyscy oczekiwali, jednak znając możliwości, klasę i potencjał tych fantastycznych muzyków, miałem nadzieje na coś więcej. No, co? Szczerze mówiąc, nie wiem, bo wydaje się, że wyobraźnia wykonawcza Innercity Ensemble jest nieograniczona. Oczywiście łatwo mi o tym mówić z perspektywy klawiatury, aczkolwiek po dziele totalnym, jakim okazała się druga płyta, oczekiwałem kolejnego trzęsienia ziemi. Nastąpiły jednak wstrząsy wtórne, które i tak należy zakwalifikować jako wielką muzykę. To jest fascynujące w twórczości Innercity Ensemble, że pomimo tego, iż marudzę i narzekam, to dalej uważam, że III jest kapitalną płytą, chociaż brakuje jej siły rażenia poprzedniczki.

Fot.: Instant Classic

Innercity Ensemble

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *