Między science fiction a cyberpunkiem – William Gibson – „Wypalić Chrom” [recenzja]

Czy niespełna czterdzieści lat to dużo, jeśli mówimy o wieku dzieła literackiego w kontekście jego ponadczasowości? Z jednej strony nie, bo przecież poczytne i nadal wydawane są książki napisane i kilkaset lat temu, a uniwersalna twórczość wielu klasyków już na trwałe weszła do kanonu. Sprawa wydaje się prosta, jeśli ta uniwersalność uzyskana zostaje przez opis kondycji człowieka, szargające nim namiętności lub ponadczasowe prawdy i idee, które zawsze będą żywe. Jeśli jednak literatura ta ma ambicję przewidzieć przyszłość, opisać zmiany, jakie zajdą za sprawą rozwijającej się technologii, sprawa wygląda zgoła inaczej. Niebezpieczeństwo dezaktualizacji czy wręcz popadnięcia w nietrafioną i groteskową wizję, jeśli opisywane są czasy, w których już żyjemy, jest spore. Sam autor we wstępie pisze, że nic nie pokrywa się patyną wieku tak szybko i specyficznie, jak wyobrażona przyszłość. W tym kontekście nazwanie Williama Gibsona wizjonerem i ojcem cyberpunku nie jest ani trochę przesadzone, bo chociażby jego koncepcja cyberprzestrzeni jest bliska rzeczywistości, mimo że powstała w latach osiemdziesiątych. Opowiadania w zbiorze Wypalić Chrom pochodzą z tamtego okresu, ale zaskakują świeżością i niesamowitym wyczuciem nie tylko rozwijającej się technologii, ale również popkultury. Trzeba jednak pamiętać, że proza Gibsona jest wymagająca, a jego styl – iskrzący od metafor, językowych zapożyczeń i licznych opisów futurystycznej techniki – nie jest dla każdego. 

Sięgając po Wypalić Chrom trzeba przede wszystkim pamiętać, że nie jest to zbiór jednolitych opowiadań, usytuowanych jedynie w klimatach cyberpunku. Wśród dziesięciu tekstów znaleźć można również te z bardziej klasycznego pola science fiction, do czego zresztą Gibson niedawno powrócił w swojej nowej powieści Peryferal (którą recenzowałem tutaj). Przy próbie tematycznego posegregowania tekstów, oddzielić możemy na pewno trzy opowiadania, które należą do serii Ciągu (Johnny Mnemonic, Hotel New Rose i tytułowy Wypalić Chrom), a więc cyberpunkowej kwintesencji autora Neuromancera. Wyraźnie odmienne są trzy tytuły, które William Gibson napisał wspólnie z innymi autorami – Pasujący gatunek (z Johnem Shirleyem), Czerwona gwiazda, orbita zimowa (z Brucem Sterlingiem) oraz Starcie (z Michaelem Swanwickiem).  Jest jeszcze debiut pisarza, opowiadanie Odłamki holograficznej róży (1977), cyberpunkowo-dekadencki Zimowy targ i dość dziwne i zagadkowe Kontinuum Gernsbacka, które według pisarza Bruce’a Sterlinga jest dyskusją Gibsona ze starym podejściem do fantastyki i zapowiedzią jego pisarskiego, radykalnego przewrotu.

Wypalić Chrom to łącznie zaledwie 200 stron, długość poszczególnych opowiadań jest więc niewielka. Spróbuję nakreślić nieco treść kilku z nich, jednak muszę bardzo uważać – styl pisania Gibsona czasem opiera się na jednym, kluczowym pomyśle, do którego dąży czytelnik, rozgryzając kolejne strony tekstu – tutaj mógłbym bardzo łatwo zdradzić coś istotnego.

Książka rozpoczyna się tekstem Johnny Mnemonic – tytuł może być Wam znany z filmu, w którym zagrał Keanu Reeves; mocno średniego, ale skoro mimo oglądania go lata temu ciągle coś pamiętam, to znaczy, że miał  w sobie jednak coś dobrego – bardzo możliwe, że było to moje pierwsze zetknięcie z cyberpunkiem. Tytułowy Johnny trudni się przenoszeniem informacji dzięki wbudowanemu w głowę implantowi. Podczas jednego ze zleceń sprawy komplikują się i bohater musi szybko znaleźć sposób na wykasowanie z siebie danych, których szuka Yakuza. To zdecydowanie najbardziej dynamiczne opowiadanie w Wypalić Chrom. Pozostałe dwa, należące do serii Ciagu, są już bardziej stonowane, ale dla mnie również bardziej klimatyczne. Miejscami akcji są wielkie, nowoczesne metropolie, a poruszający się w nich bohaterowie są wyrzutkami z często kryminalną przeszłością – to kowboje cyberprzestrzeni, dilerzy i hakerzy. Ich ciała nie są wolne od biotechnicznych modyfikacji, a oni sami działają w oparach narkotyków i rezygnacji. Tę dekadencką i pesymistyczną aurę wyjaśnia Gibson we wstępie, tłumacząc, że równie mocno, co twórcy nowej fali science fiction, inspirowali go beatnicy (do których należał między innymi Charles Bukowski). Całość tego obrazu dopełniają sylwetki kobiet – zawsze niezwykle mocno zarysowane, wwiercające się w myśli bohaterów, którzy albo zostali przez nie w jakiś sposób zdradzeni, albo nie mogą ich zdobyć.

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że prozę Williama Gibsona przyswaja się powoli i czasem nieco opornie. Autor nie lubi wyjaśniać niektórych zawiłości technicznych, a jeśli to robi, to nigdy nie na początku – dlatego podczas lektury najlepiej skupić się na kolorycie opisywanego świata – bez nieustannej chęci, by zrozumieć wszystko, o czym pisze Gibson. Choć z racji długości opowiadań, śledzimy zawsze jeden wątek, to w kilku tekstach (Hotel New Rose, Zimowy targ, Wypalić Chrom) autor urozmaica rozerwaniem narracji na dwa tory – z jednej strony widzimy teraźniejszą sytuację, w którą jesteśmy z miejsca wrzucani, z drugiej jednak wydarzenia te przeplatane są czymś w rodzaju retrospekcji, która powoli wyjaśnia nam, jak bohaterowie się tu znaleźli i co się właściwie wydarzyło. Wyraźnie przystępniejsze są opowiadania pisane na wpół z innymi pisarzami. Szczególnie Czerwona gwiazda, orbita zimowa jest nie tyle uboższa językowo, co mniej zagmatwana fabularnie. Co nie znaczy, że losy zapomnianego, bohaterskiego kosmonauty ZSRR na wielkiej stacji orbitalnej nie są ciekawe.

O dziwo, najbardziej ciekawym opowiadaniem okazali się dla mnie zupełnie niecyberpunkowi Barbarzyńcy, również dziejący się w przestrzeni kosmicznej i wywołujący dość ciekawe skojarzenia z innymi dziełami. Wydźwięk tytułu jest bardzo podobny do tego, co chcieli przekazać bracia Strugaccy w Pikniku na skraju drogi, zresztą nie tylko na poziomie tytułu oba teksty wydają mi się podobne. Drugim skojarzeniem jest nieco zapomniany film Ukryty wymiar (ang. Event Horizon) z 1997 roku, będący połączeniem science fiction i horroru (który bardzo polecam). Opowiadanie Gibsona może nie nosi w sobie aż takich pokładów grozy, zawiera jednak kilka mocno niepokojących elementów i przez to dla mnie jest najlepszym i najbardziej zaskakującym tekstem w zbiorze.

Trudno jednoznacznie ocenić mi tę książkę. Znając zarówno prozę Gibsona na poziomie cyberpunkowego i klimatycznego Neuromancera, jak i fantastyczno-naukowego Peryferala, zbiór Wypalić Chrom nie miał szans mnie mocno zaskoczyć. Nie jestem lekturą zwiedzony, niemniej z całą pewnością nie zgadzam się z tezą, iż William Gibson jest mistrzem krótkiej formy. Opowiadaniom, choć dobrym, zabrakło jakiejś kropki nad i by zachwycić mnie równie mocno, co Neuromancer. Jednak zbiór krótszych tekstów, zwłaszcza tak przekrojowych pod względem stylistyki i inspiracji, może być strzałem w dziesiątkę dla osób, które zawsze chciały zapoznać się z twórczością protoplasty cyberpunku, ale nie są pewni, czy specyficzny i wymagający styl trafi w ich gusta na tyle, by z przyjemnością obcować z dłuższą powieścią. Na koniec kolejny raz chapeau bas w stronę Dark Crayon za świetną okładkę, która dodatkowo spójnie pasuje do wydanej wcześniej przez MAG Trylogii Ciągu

Fot.: MAG

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *