Fractalmind

Wyprawa w głąb siebie – Fractalmind – „Stainless” [recenzja]

Jak nie lubię prog metalu, tak rodzimą scenę obserwuję ze sporym zaciekawieniem, licząc, że znowu odkryję perełkę pokroju nieodżałowanego Division By Zero. Niestety, krajowy rynek takiego grania wydaje się być nieco w powijakach i tylko od czasu do czasu trafiają się tak zacne materiały jak debiut od Art Of Illusion. Do czego piję? Ano do tego, że świeżynka od Fractalmind jest kolejną cegiełką do tego, że w Polsce potrafi się grać prog metal na wysokim poziomie, tylko mam wrażenie, że ta scena wymaga jakiegoś kopa tudzież sukcesu na miarę Tides From Nebula, którzy spowodowali, że krajowa scena post-rockowa rozkwita w najlepsze. Czy panowie z Fractalmind są w stanie osiągnąć taki sukces? Nie wiem, natomiast pewne jest, że narzędzia ku temu posiadają, czego dowodem jest ich nowa płyta zatytułowana Stainless.

Określanie Fractalmind kapelą prog metalową jest jednak krzywdzącym zaszufladkowaniem, bowiem zespół Jarosława Jaśkowiaka nie uprawia pompatycznego, przepełnionego tysiącem solówek i riffów prog metalu w stylu Dream Theater. Wręcz przeciwnie, Fractalmind stawia na konkretny, zwięzły przekaz, nie zapominając tym samym o dobrych melodiach i odpowiedniej chwytliwości. To się ceni, jak wiadomo.

Faktycznie sporo się dzieje w warstwie instrumentalnej, jednak jest to wszystko odpowiednio wyważone i dopasowane, czego dowodem może być kompozycja Hellbound, gdzie obok iście klasycznych, heavy metalowych fragmentów, znajduje się miejsce na instrumentalne popisy i połamane rytmy, a jakby tego było mało, ściana gitar zostaje inteligentnie przełamana akustycznym wtrętem, który ani trochę nie wydaje się być umieszczony „od czapy”. Zespół też nie obawia się wycieczek w kierunki, o które bym nie podejrzewał kapeli prog metalowej, czego dowodem mogą być echa epoki grunge w kompozycji tytułowej. Innym zaskoczeniem są plemienne klimaty pomieszane z graniem stylistycznie zbliżonym do Toola (Chrysalis). Dzieje się dużo w warstwie instrumentalnej i zespół nie pozwala na chwilę znużenia.

Fractalmind 'My Oleander'

Jednak najbardziej mi się podobają momenty, w których Fractalmind stara się zagrać po prostu po swojemu, jak w doskonałym, nieprzypadkowo wybranym na singiel My Oleander. To kawał nowoczesnego, melodyjnego metalu z osobliwą partią gitar i fantastycznym przełamaniem w okolicach drugiej minuty. Cały kawałek naprawdę posiada spory, radiowy potencjał. Kolejnym z moich faworytów jest kąśliwy, ciężki jak diabli Eldorados.

Oczywiście są na płycie też mniej porywające momenty, jak balladowy REM, który faktycznie może i daje czas na wytchnienie, ale jednak przelatuje przez głowę, nie próbując nawet na chwilę się zatrzymać w świadomości. Są to jednak nieliczne potknięcia, bowiem Stainless to po prostu dobra płyta, pełna ciekawych pomysłów i posiadająca kilka kapitalnych kompozycji. Fractalmind nagrał dopiero swoją drugą płytę, wydaną zresztą po sześcioletniej przerwie i wymianie praktycznie całego składu, więc nowe dzieło to raczej powrót do żywych, ponowne pokazanie się fanom. I trzeba przyznać, że Fractalmind uczynili to z klasą. Słychać, że zespół w nowej konfiguracji się dociera, poszukuje własnego stylu i tożsamości i należy momentami wybaczyć jawne inspiracje, które mimo wszystko nie są powodem do wstydu. Natomiast ja liczę na to, że Fractalmind pokaże pełnię swoich możliwości na kolejnym albumie, na który to fani nie będą musieli czekać aż tyle czasu, co na Stainless.

 Fot.: Lynx Music

Fractalmind

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *