Pyromancer no swoim debiutanckim Demo MMXV pokazał, że szydzi z wszelkich mód, jakie ogarnęły świat ekstremalnego grania. Jest siarka, brud i nieskrępowana niczym agresja, mogąca być odtrutką dla słuchacza solidnie zmęczonego obcowaniem z raz po raz pojawiającymi się na rynku wydawnictwami, do których przypisywane są przymiotniki takie jak „awangardowy” czy przedrostek „post”, etc. Pyromancer swoją bezpośredniością, kopem między oczy działa jak balsam na uszy. Demo MMXV to zaledwie trzynaście minut muzyki, trzynaście minut czystego, autentycznego oldschoolu, bez cienia prób oszukiwania słuchacza.
Demo MMXV to nic innego, jak pięcioutworowa porcja bestialskiego, wulgarnego, niezmąconego eksperymentami black/death metalu. Na Pyromancer składa się duet amerykańskich muzyków znanych jako Master of Graveyard Torment i Anton Escobar. Trzeba przyznać, że pseudonimy panowie mają dosyć osobliwe, jak na metalowe podziemie. Nie będę przytaczał bandów, w których muzycy formacji dotychczas działali i dalej funkcjonują. Przypuszczam, że te nazwy znane są tylko i wyłącznie maniakom amerykańskiego podziemia. Zapewne nazwa Pyromancer stanie się znana polskiemu podziemiu z jednego prostego i konkretnego powodu – wydawcą Dema jest krajowy label – Godz Ov War Productions.
Fani grup takich jak Blasphemy czy Diocletian z pewnością będą usatysfakcjonowani premierową muzyką Pyromancer. Jak wspominałem powyżej – ci, którzy lubią bezpośrednie, szybkie, nieprzekombinowane granie podane w sposób instant, pozbawione chłodnej kalkulacji, a rozpierającej energią, również znajdą na Demie MMXV coś dla siebie. Dodanie do tego prawdziwie złej, grobowej atmosfery, podkreślonej fenomenalnym skrzekiem pomieszanym z potężnym, basowym growlem, sprawia, że Pyromancer to nie jest dwójka chłystków chcących zrobić zamieszanie i raban, ale to też sprawnie funkcjonująca, świadoma i pewna siebie metalowa maszyna siejąca zniszczenie.
Nieprzypadkowo wspomniałem o przemieszanym deathowym growlu z blackowym skrzekiem. Pyromancer fajnie łączy konwencję black i death metalową, co dobitnie ukazane jest w otwierającym płytkę Conjurning The Flame. Brudne, surowe, a zarazem mięsiste brzmienie doskonale eksponuje zabawę stylistykami w wykonaniu duetu. Z jednej strony mamy rasowe, black metalowe granie, z drugiej strony jest potężne, death metalowe przyspieszenie z rozrywającymi uszy blastami perkusji. Zespół zabieg powtarza w Barbaric Wrath. Na szczęście Pyromancer już w Inferno zmienia sposób ułożenia kompozycji. Kawałek zagrany jest w średnim tempie, w którym prowadzi świetny, niemal death’n’rollowy riff, napędzając całą kompozycję. Czasami Pyromancer lubi zagrać aby tylko do przodu, aby szybciej, co niekoniecznie przynosi właściwy rezultat (Abyssal Crucifixion), natomiast kiedy do brzmieniowego błota zespół zastosuje prosty zabieg, jak nałożenie pogłosu na wokal (Violent God), to robi się wyjątkowo zła, ponura, piekielna atmosfera, jakby zespół chciał nas po kilku ciosach dobić jeszcze obuchem siekiery.
I koniec. Pięć kawałków. Na demo/ep spokojnie wystarcza, szczególnie że większość kompozycji jest do siebie bliźniaczo podobna, natomiast Pyromancer nadrabia braki iście piekielnym wykonaniem. Obawiam się, że gdy zespół będzie chciał nagrać długograja, to trzeba będzie do istniejącej palety pomysłów na granie, dorzucić jeszcze kilka schematów i rozwiązań.
Fot.: Godz ov War Productions