Peter True

Pete True to powrót do moich muzycznych korzeni – wywiad z Piotrem Truchlem aka Pete True

Piotr Truchel, fanom rocka doskonale znany z trójmiejskiej Absyntii, postanowił ujawnić szerokiej publiczności swoje alter ego. Niedawno na rynku pojawiła się jego solowa płyta wydana pod szyldem Pete True. Jeśli ktoś na Hell Flower spodziewa się gitarowego mroku, to może srogo się zawieść, natomiast ci, którzy kochają akustyczne brzmienia, z pewnością zaakceptują drugie wcielenie muzyka. Porozmawiałem z Piotrem o projekcie Pete True, lecz nie zapomniałem zadać pytania o Absyntię, której przyszłość jawi się bardzo interesująco. Zapraszam do lektury.

Można powiedzieć, że płytą Hell Flower ponownie debiutujesz. Skąd pomysł na side projekt pod marką Peter True? Czyżby kompozycje, które słyszymy na Hell Flower, nie pasowały Twoim zdaniem do repertuaru Absyntii? Czy po prostu postanowiłeś, że nadszedł czas, aby wyrazić siebie w pełni?

Istniejąca od około 8 lat Absyntia jest zespołem oscylującym wokół stylistyki rockowej, jest tu ogień i energia, są tu również wyraźnie zauważalne psychodeliczne, mroczne i bardziej melancholijne motywy niż ma to miejsce w przypadku projektu Pete True. W tym drugim kładę większy nacisk na spokój, radość i harmonijne brzmienia wydobywane z gitary akustycznej. Występuje tu pewnego rodzaju dualizm, jakby jasna i ciemna strona mocy. Absyntia jest, jakby to ująć, moim pierwszym muzycznym „dzieckiem”, natomiast Pete True, który zaczął funkcjonować stosunkowo niedawno –  kolejnym. Oba projekty kocham tą samą szczerą miłością, pomimo tego że dosyć istotnie się od siebie różną.

W zapowiedziach zapewniasz, że Peter True wynika z Twojej potrzeby pokazania swojej muzycznej, tej bardziej łagodnej strony. Skąd u Ciebie taka potrzeba?

W pewnym momencie swojego życia, tuż po wydaniu płyty Absyntii Korytarze, miałem z różnych powodów, że tak to ujmę, lekki kryzys życiowo-egzystencjalny ;). Nie należałem wtedy do najspokojniejszych i najbardziej opanowanych ludzi; krótko mówiąc, były momenty, że trochę „świrowałem”, a to jakaś bójka, a to inne rzeczy, ogólnie różne, czasem niezbyt fajne akcje. Teraz jest już inaczej. Muzyka Pete True jest w pewnym sensie próbą wyciszenia się, spojrzenia na otaczającą rzeczywistość w sposób bardziej afirmatywny, pozytywny. Jest ona poszukiwaniem radości życia oraz spokoju wewnętrznego.

Akustyczne brzmienia, dominujące na płycie były od początku zaplanowane? Chodzi mi o to, czy podczas tworzenia muzyki na Hell Flower dopuszczałeś możliwość wtrącenia gdzieniegdzie chociażby solówek gitary elektrycznej, czy od początku miał to być projekt stricte akustyczny?

Pete True od początku miał być projektem akustycznym, delikatnym i bardziej minimalistycznym niż Absyntia. Jest to w pewnym sensie powrót do moich muzycznych korzeni z dzieciństwa i czasów dojrzewania. Gitara akustyczna była pierwszym instrumentem, na którym zacząłem swoją przygodę z muzyką i myślę, że będzie mi ona towarzyszyć już przez całe życie. Ostrych riffów oraz solówek na gitarze elektrycznej będzie można się spodziewać na pewno na kolejnej płycie Absyntii :).

Śpiewasz wyłącznie w języku Szekspira. To znak, że planujesz podbić trochę zachodnich rynków, czy jednak pisanie po angielsku lepiej pasuje Ci we własnej twórczości?

Nie ukrywam, że trochę łatwiej śpiewa mi się po angielsku ze względu na samą materię i melodyjność tego języka, ale nie wykluczam również polskich tekstów na następnych produkcjach. Nadchodzący album Absyntii będzie zaśpiewany w większości po polsku. Jeżeli chodzi o, jak to ująłeś, „zachodnie rynki” to jak najbardziej chciałbym również koncertować za granicą. Miałem jakiś czas temu okazję grać np. w Niemczech, Czechach, Wielkiej Brytanii czy Francji. Śpiewanie po angielsku ma jeszcze jedną ważną cechę – można w ten sposób dotrzeć do słuchaczy na całym świecie i być zrozumianym w większości zakątków świata. Internet niewątpliwie ułatwia komunikowanie się w tej materii.

Płytę otwierają i zamykają nastrojowe kompozycje instrumentalne, które wypadły moim zdaniem świetnie, szczególnie Tricity Nights. Rozumiem, że nazwa utworu jest nieprzypadkowa i inspiracją okazało się Trójmiasto nocną porą?

Dzięki, miło to słyszeć. Tak, jest to pewnego rodzaju muzyczna impresja na temat nocnego życia Trójmiasta, miejsca, w którym się urodziłem i dorastałem. Przez całe życie mieszkałem w Gdańsku, przez jakiś czas również w Sopocie, więc trójmiejskie klimaty są bardzo bliskie mojemu sercu.

Wydaje się, że w Peter True sięgasz w warstwie lirycznej po rzeczy bardziej osobiste, aniżeli to było w przypadku Absyntii. Dobitnym przykładem jest utwór Julya, będący istną pochwałą miłości do drugiej osoby. Skąd czerpiesz inspiracje do tekstów? Jest to samo życie, czy są one często brane z zewnątrz, na przykład z literatury bądź z filmu?

Inspiruje mnie wiele rzeczy. Przede wszystkim są to osobiste przeżycia związane z ważnymi, lepszymi lub gorszymi momentami w moim życiu, ciekawi i mądrzy ludzie, których miałem i nadal mam okazję spotykać na swojej muzycznej drodze, a dzięki którym potrafię dostrzec i zrozumieć więcej, niż bym mógł kiedykolwiek wcześniej przypuszczać; oprócz tego na pewno przyjaciele, książki i filmy, związki, cały pakiet emocji im towarzyszących zarówno tych dobrych, jak i tych gorszych. Sporo moich tekstów i kompozycji jest powiązanych z osobistymi relacjami z dziewczynami/kobietami, które były lub są obecnie ważną częścią mojego życia.

Pete True - "In The Morning We Can Still Be Friends" - acoustic session

Opowiedz ponadto o moim ulubionym, niezwykle nośnym In The Morning We Can Still Be Friends. Wydaje mi się, że to apoteoza czystego, horacjańskiego carpie diem. Słuszne są moje tropy?

Tak, jest to jedna z najbardziej optymistycznych kompozycji na płycie. Tekst można interpretować tak naprawdę na kilka sposobów (co było świadomym zamierzeniem). Z jednej strony opowiada on o raczej powierzchownych relacjach damsko-męskich, sytuacjach, w których nie chcemy się angażować emocjonalnie w coś głębszego, skupiając się bardziej na przyjemności, niekiedy od razu komunikując innej osobie, że „po wszystkim możemy być tylko przyjaciółmi”. Z drugiej strony chodzi tutaj o poszukiwanie czegoś bardziej autentycznego, co powoduje, iż nawet rano, często po mocno zakrapianej imprezie, można obudzić się przy kimś ze świadomością, że chce się przy właśnie tej osobie budzić każdego ranka, spędzając z nią najfajniejsze chwile swojego życia. Wybór w tej materii jest jak zawsze indywidualny, chodzi tu przede wszystkim o szczerość z samym sobą.

­­Na płycie pojawił się jeden cover, który okazał się zaskakującym wyborem. Mowa o I’m Your Man z repertuaru Leonarda Cohena. Dlaczego Cohen i właśnie I’m Your Man? Nie boisz się, że mogą spotkać Cię głosy krytyki za próbę coverowania artysty takiego formatu?

Cohen jest jednym z moich ulubionych songwriterów, cenię go za muzykę, ale przede wszystkim za teksty, które napisał. Pod względem muzycznym ten kawałek w sposób dosyć znaczący odbiega od oryginału. Jest zaśpiewany przeze mnie zupełnie w innej tonacji, w innych rytmie, opuszczam (co jest celowych zabiegiem) jeden z głównych motywów z kawałka, zmieniając również lekko tekst w niektórych fragmentach. Uważam, że nie ma raczej sensu nagrywać na płytę coveru w takiej samej wersji jak oryginał i wypuszczać go w świat. Jest to pewnego rodzaju hołd złożony temu artyście z mojej strony, mam nadzieję, że przypadnie on do gustu odbiorcom mojej twórczości, chociaż opinie w tym temacie są niekiedy podzielone. Niektórzy wprost uwielbiają ten kawałek i proszą o niego na każdym występie, inni wręcz przeciwnie. Sprawdźcie sami i oceńcie.

Co się dzieje teraz w Absyntii? Z tego co wiem, trochę zmian dokonało się w zespole… Planujecie nowe nagrania?

Tak, 4 kwietnia wchodzimy do nowo powstałego studia Highwave w Gdyni i pod okiem Jana Galbasa znanego m.in. z zespołu Ampacity, dokończymy album Kings & Beggars. Część materiału została nagrana już wcześniej w gdańskim studio Custom34. Obecny skład Absyntii to Łukasz Katkowski – bas, Jakub Kuśmierczak – klawisze, Tadeusz Dobrzyński – perkusja, Piotr Truchel – wokal, gitara elektryczna.

Z Petem True planujesz ruszyć w trasę? Wydaje mi się, że to muzyka idealna do grania w małym, przytulnym klubie ;).

Myślę, że ta muzyka sprawdza się zarówno w małych pubach/klubach, jak i w większych lokalach czy festiwalach. Przykładem może być premiera płyty Hell Flower, którą zorganizowaliśmy w gdańskim Parlamencie, jednym z największych trójmiejskich klubów, a na którą przyszło około 200-250 osób. Wprawdzie nie wypełniliśmy całego klubu, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni z frekwencji. Jeżeli chodzi o trasę, to jestem w fazie planowania koncertów na późną wiosnę/lato 2016. Niedługo podam szczegółowe daty na Facebooku.

Dziękuję za rozmowę!

Fot.: A. Szczepańska

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *