Pod koniec lipca na ekranch polskich kin, sumptem Fundacji Działań Artystycznych i Filmowych „Ruchome obrazy”, tj. organizatora festiwalu Wiosna filmów, swoją premierę miał pełnometrażowy dokumentalny debiut Karola Starnawskiego zatytułowany Cienie imperium, który z kolei jest rozwinięciem tematów podejmowanych uprzednio w książce Tomasza Grzywaczewskiego Granice marzeń. Z tej okazji przeprowadziłem wywiad z reżyserem Karolem Starnawskim oraz ze współscenarzystą Tomaszem Grzywaczewskim.
Na wstępie chciałbym pogratulować Wam tego filmu stanowiącego też pewien eksperyment dystrybucyjny, bo też nieczęsto zdarza się, aby dystrybutor zdecydował się na wprowadzanie do polskich kin filmu dokumentalnego jeszcze w okresie wakacyjnym. Na wstępie powinienem się spytać o źródła ujęcia rozpoczynającego film.
Tomasz Grzywaczewski: Zrealizowano je w holu wejściowym Muzeum Stalina w Gori w Gruzji, gdzie się urodził. Pomysł pojawił się w trakcie prac nad filmem kiedy szukaliśmy symbolu spajającego całą opowieść. Uznaliśmy, że Putin byłby zbyt dosłowny i aktualny (publicystyczno-reporterski), a właśnie Stalin wyraża ducha sowieckiego imperializmu. Początkowo myśleliśmy o kręceniu w skansenie komunizmu w Druskiennikach na Litwie (park Grutas), ale w końcu uznaliśmy, ze Gori jest i bardziej wymowne i bardziej po drodze.
Skąd wziął się pomysł na przeniesienie konceptu książki na ekran? Powiedzcie mi, na ile ściśle sam film jest związany z literackim pierwowzorem? Kto wyszedł z inicjatywą, tzn. filmowiec czy autor tejże pozycji?
Karol Starnawski: Pomysł wyszedł od strony Tomasza Grzywaczewskiego – autora książki, który odwiedzając te rejony i poznając tych ludzi, bohaterów naszego filmu, jak i książki, którzy ostatecznie w produkcji się nie pojawili, uznał, iż ich historie są na tyle ciekawe, że można byłoby je rozwinąć, nie ograniczając się tylko do książki. Tomek ma pewne doświadczenie filmowe związane z realizacją kilka lat temu serialu Long walk opisującego podróż Sybiraków. Dotknął zatem pewnej materii filmowej i zobaczył, jakie możliwości niesie ze sobą język filmowy. Do spółki wziął następnie Dawida Wildsteina, który odpowiada za jednego z bohaterów filmowych. Pozostałych dwóch protagonistów pochodzi od Tomka. Tomek z Dawidem mieli pewien pomysł na serial dokumentalny, który miał ilustrować, na kanwie jednostkowych przypadków, nie tylko zresztą na obszarze ściśle postradzieckim, jak współczesna Rosja ingeruje w losy ludzi. Serial ten miał mieć bardziej reportażowy charakter. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na węższe potraktowanie tematu i jednak film pełnometrażowy. Zadecydowały o tym względy finansowo-organizacyjne. Studio Filmowe Kadr było jednak zainteresowane filmem o problematyce rosyjskiej. Mnie jeszcze wtedy nie było na pokładzie. Potem zaczęło się poszukiwanie reżysera i w ten sposób ja tam trafiłem i poznałem chłopaków. Mam duże wyrazy wdzięczności wobec pana Filipa Bajona – dyrektora studia i mojego profesora. Pod jego kierownictwem Kadr jest nastawiony na debiutantów. Spotkałem się z Tomkiem i Dawidem, nie będąc jednak jakimś szczególnym znawcą tematyki postradzieckiej. Oni mieli zresztą szerszą koncepcję co do palety bohaterów. Mnie interesowała najbardziej ludzka perspektywa i kontekst polityczny przez pryzmat ludzkich losów.
Tomasz Grzywaczewski: Pełniłem w tym projekcie funkcję w pewnym stopniu drugiego reżysera odpowiedzialnego za sferę merytoryczną, podczas gdy Karol odpowiadał za sferę artystyczną. Byłem obecny na etapie całych zdjęć i około 60% montażu filmu, podczas gdy Dawid Wildstein związany był tylko z fazą scenariopisarską i był na jednym naszym wyjeździe.
Co zdecydowało o tym, że wybraliście tych trzech konkretnych bohaterów? Na ile zestaw bohaterów odnosi się do tematyki książki? Czy w filmie jest bohater, którego nie ma z kolei w książce? Czy myśleliście nad tym, aby bohaterką którejś z odsłon uczynić kobietę, bo pojawiają się one ostatecznie jedynie w tle? Czy pojawiła się koncepcja wątku dotyczącego Naddniestrza? W którym momencie pojawia się klucz doboru wiekowego w doborze bohaterów?
Karol Starnawski: O tych wyborach zadecydowało kilka czynników. Po pierwsze chcieliśmy, aby byli to bohaterowie, którzy z pewnych konkretnych przyczyn są zmuszeni do tułaczki. Wątek Ormian dotyczy ludzi, którym w latach 90. w Karabachu urodził się syn. Z powodu wojny uciekli do Doniecka, a potem w Doniecku wybuchła wojna, którą wszyscy dobrze znamy. Następnie znów uciekli przed tą wojną w rodzinne strony. Drugi bohater Timur – uchodźca z Krymu (oficer floty czarnomorskiej) – mieszka obecnie we Lwowie, jest uczestnikiem wojny w Donbasie. Ostatni bohater, Aleksander, tułał się najbardziej od Afganistanu, poprzez wojnę w Abchazji, wojnę w Osetii Południowej. Wskutek swoich działań wojennych stał się niejako więźniem Gruzji. Nie może się z niej wydostać. Nie może wrócić w rodzinne strony, które teraz nie leżą już na Litwie, ale w obwodzie kaliningradzkim, a on sam jest Litwinem pochodzącym ze zrusyfikowanej rodziny. Celem tych bohaterów jest pokonanie pewnych przeszkód, aby być razem z rodzinami, zaś okoliczności im na to nie pozwalają. Po drugie, wojna jako taka i jako pewne fatum, które za nimi podąża. Nie wszyscy bohaterowie książki byli uwikłani w wojnę, a więc wybraliśmy takich, w których życiu ta wojna jest obecna. Po trzecie, kryterium wiekowe, które pojawiło się na etapie scenariusza, ale tak wyraźnie, poprzez konstrukcję montażową, pojawiło się właśnie w filmie. Chcieliśmy mieć bohaterów w różnym wieku. Timur nie pojawia się w książce, bo jest to bohater, mówiąc umownie – Dawida. Wątki Aleksieja i Aleksandra są opisane w książce.
Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na wątek kobiety? Otóż, mówiąc szczerze, nie szła za tym jakaś konkretna idea, aby wszyscy bohaterowie byli mężczyznami. Tak wyszło. Chłopaki nie mieli po prostu do zaproponowania jakiejś kobiecej postaci, której historia byłaby na tyle intrygująca, co wybrane przez nas wątki.
Co do Naddniestrza, to byliśmy tam i realizowaliśmy pewien materiał poglądowy, który mieliśmy przedstawić w PISF. Miał być czwarty bohater o polskich korzeniach. Pojawia się w książce. Jest naddniestrzańskim opozycjonistą, ale jednocześnie o orientacji prorosyjskiej. Byliśmy tam w trakcie wyborów prezydenckich. Chodziło nam o to, aby to wszystko nie było takie dramatyczne, ale żeby był pokazany pewien absurd.
Tomasz Grzywaczewski: …Mikołaj Buczacki. Odwołuje się do idei sarmackich i wolności rozumianej w kategoriach swoistej wolności szlacheckiej. Zrealizowane tam zdjęcia być może technicznie nadają się do włączenia do filmu, ale powstało ich jednak za mało. Potem próbowaliśmy ponownie udać się do Naddniestrza, żeby zrealizować właściwe zdjęcia, ale nie dostaliśmy zgody tamtejszego Urzędu Mediów Masowych. Co do innych potencjalnych wątków, to na bardzo wczesnym etapie koncepcyjnym były wątki Abchazów w Turcji i pewnej kurdyjskiej dziewczyny z irackiego Kurdystanu, ale ostatecznie porzuciliśmy te wątki, bo nie odpowiadały koncepcji obszaru postradzieckiego.
Czy mieliście jakieś perypetie natury wizowo-administracyjnej? W końcu realizowaliście zdjęcia na obszarze parapaństw, które przez nikogo nie są uznawane.
Karol Starnawski: Górski Karabach nie jest uznawany nawet przez Armenię, która nie chciała oficjalnie łamać prawa międzynarodowego. Tam nie było żadnych problemów. Karabaskie ministerstwo spraw zagranicznych działa bardzo sprawnie. Jedyny problem dotyczył realizacji zdjęć na linii frontu. W trakcie naszej podróży do linii frontu, ze względu na jakiś incydent zbrojny, zostaliśmy zawróceni. Było ryzyko, że skonfiskują nam już zrealizowane materiały. Z wielkim trudem udało nam się przekonać tamtejszych oficerów, aby zwrócili nam sprzęt. Podobna sytuacja miała miejsce na Ukrainie, gdzie z Timurem jechaliśmy na front. Został nam przydzielony tzw. pressofficer, który musiał się z nami poruszać. Co do Gruzji, to moglibyśmy teoretycznie wjechać do Abchazji, ale wówczas sami.
Jakimi językami się posługiwaliście?
Karol Starnawski: Głównie rosyjski, ale na przykład z Timurem rozmawialiśmy po polsku. Jego żona mówi do niego po rosyjsku, a on do niej zwraca się po ukraińsku. Z bohaterami z Karabachu rozmawialiśmy po rosyjsku, bo ormiańskiego jeszcze nie znamy. Z Aleksandrem i Iriną też rozmawialiśmy po rosyjsku. Gruziński nie wchodził w grę. Aleksander nie mówi też już po litewsku.
Przejdę do wątków dotyczących poszczególnych bohaterów. Aleksiej, czyli karabaski raper.
Karol Starnawski: On obecnie przebywa w Doniecku, gdzie uczy się w jakiejś szkole administracyjno-wojskowej. Urodził się w Karabachu i gdy tam wybuchła wojna, był niemowlęciem. Dorastał już na Ukrainie. Zachęcam do oglądania jego teledysków na Youtube. Jego pseudonim to Arcach (po ormiańsku – Karabach).
Tomasz Grzywaczewski: Najpierw poznałem rodziców Arcacha, notabene w trakcie ostatniego dnia swojego pobytu w Górskim Karabachu. Oni pokazali mi teledyski swojego syna. Dopiero potem pojechałem do niego w Doniecku. W książce jest więcej o jego przeszłości.
W jaki sposób Timur znalazł się na froncie wschodnim?
Karol Starnawski: On skończył wyższą szkołę oficerską. Odbył różne szkolenia, w tym także te natowskie, w których Ukraina brała udział. Był oficerem średniego stopnia we flocie czarnomorskiej. Uznał, że w momencie, w którym wybuchła wojna, powinien się tam znaleźć i przystąpił do batalionu ochotniczego. Zawodowo uczy w szkole przysposobienia obronnego. Ponadto ma jakąś rentę. Jego żona jest fryzjerką.
Trzeci bohater to Aleksander, którego wątek był najbardziej dramaturgiczny. W jaki sposób doszło do jego spotkania z siostrą?
Karol Starnawski: Przygotowując się do zdjęć, chcieliśmy, aby każdy bohater miał swój cel, do którego dąży. Chcieliśmy budować dramaturgię wokół tego. Tak jest w przypadku Aleksieja i Timura. Problem dotyczył Aleksandra, bo choć jego historia jest bardzo dramatyczna, to dzisiaj w jego życiu nie dzieje się nic interesującego. Jego żona jest kucharką i z tego żyją. Mieszkają na osiedlu dla uchodźców z Abchazji i nie muszą płacić czynszu. Wówczas Tomek przypomniał sobie, że on ma jakąś rodzinę. Aleksander przekazał mu nawet jakiś list do braci, aby go kiedyś im doręczył.
Tomasz Grzywaczewski: Film jest pod tym względem rozwinięciem książki. Sama opowieść w książce kończy się na etapie odnalezienia przeze mnie siostry Aleksandra. Zresztą tutaj pojawia się też wątek dobrego rosyjskiego milicjanta, który zatrzymał mnie w obwodzie kalinigradzkim po prostu do kontroli drogowej, pytając się, co ja tutaj robię. Opowiedziałem mu wówczas o Litwinie Aleksandrze, który stracił kontakt z rodziną. Wobec tego ten milicjant pojechał ze mną na jakąś komendę, gdzie w archiwach znalazła się teczka Aleksandra i dane jego rodziny. Pojechałem pod ten adres, po czym drzwi otworzyła mi jego najmłodsza siostra Eugenia.
Karol Starnawski: W momencie, w którym okazało się, że jest siostra, pojawia się potrzeba doprowadzenia do ich spotkania i sfilmowania tego. Wtedy będziemy mieli dramaturgię.
Moje ostatnie pytanie skierowane jest do Karola i dotyczy tego, czy masz koncepcję jakiegoś kolejnego filmu dokumentalnego dotyczącego obszaru postradzieckiego.
Karol Starnawski: Tak. Mam dwa projekty, które są w fazie bardzo wstępnego developmentu. Pierwszy film miałby dotyczyć relacji polsko-ukraińskich przez pryzmat Wołynia. Podstawą znów jest książka, a mianowicie pozycja Witolda Szabłowskiego Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia. Nie będzie to stricte film historyczny, ale raczej kino drogi. Druga koncepcja znów związana jest z osobą Tomka Grzywaczewskiego i będzie odnosić się do historii dwóch łódzkich dziennikarzy, którzy w latach 90. byli korespondentami wojennymi w b. Jugosławii, gdzie ledwo uszli z życiem.
Dziękuję za rozmowę. Życzę pomyślności w realizacji tych, jak i innych projektów.
Fot.: Fundacja Działań Artystycznych i Filmowych „Ruchome obrazy”, Karol Starnawski
Przeczytaj także:
Recenzja filmu Cienie imperium