W hołdzie Nowej Fali – Jean-Paul Civeyrak – „Z perspektywy Paryża” [recenzja]

W ludzkiej naturze leży chęć definiowania. Lubimy to, co znane i konwencjonalne, łatwo dające się zaszufladkować, najlepiej do kategorii z powszechnie uznanej najwyższej półki. Nie inaczej jest w przypadku kina, które niejednokrotnie ucierpiało na uciążliwej i schematycznej filmowej systematyce, niewiele mającej wspólnego z emocjami wywoływanymi u widza, o co przecież w sztuce chodzi. Na potrzeby tej recenzji stworzyłam więc zupełnie nowy podział, do którego przynależność jest w moim przekonaniu konieczna, by uznać film za warty uwagi. Bez względu na gatunek czy wysokość budżetu, w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko jedno: obejrzany przez nas film był takim, do którego trzeba dojrzeć, czy tym, który dojrzewać pomaga? Długo zastanawiałam się, gdzie w tym podziale umieściłabym najnowszy obraz Jean-Paul Civeyraca, Z perspektywy Paryża, będący swoistym hołdem złożonym nowofalowemu francuskiemu kinu, które, jak szumnie głoszą krytycy, umarło już dawno temu. Krytycy ci, znający zapewne wszystkie blaski i cienie twórczości Godarda, mogą mówić swoje – dla mnie francuska Nowa Fala nigdzie nie była bardziej żywa niż w obrazie Civeyraca.

Z perspektywy Paryża to historia młodego i ambitnego Etienne (Andranic Manet), który do tytułowego miasta przeniósł się z Lyonu, by idąc śladem wspomnianego Godarda czy Truffauta, stać się głosem nowego pokolenia. Poza sentymentalnym snuciem się po pustych paryskich ulicach, piciem kawy w uroczych kawiarniach w towarzystwie Flauberta i słuchaniem Bacha w otoczeniu kłębów papierosowego dymu, główny bohater filmu uczęszcza na Sorbonę, gdzie wraz z innymi intelektualistami uczy się fachu reżysera. Dzięki temu już w pierwszych minutach seansu poznajemy głównego bohatera dzieła Civeyraca, którym bez wątpienia jest kino. Wielogodzinne dyskusje na temat szanowanych reżyserów sprawiają, że choć Etienne w Lyonie zostawił rodzinę i kobietę, z którą był w długoletnim związku, to właśnie wokół szkoły zaczęło się kręcić całe jego towarzyskie życie, w którym na pierwszy plan szybko wysunął się owiany tajemnicą Mathias (Corentin Fila). Etienne szybko uległ czarowi filmowej bohemy z Paryża, w której nie rozmawia się o sprawach przyziemnych – niekończące się dyskusje światopoglądowe czy też te dotyczące sztuki obnażyły wady głównego bohatera, często ślepo podążającego za przekonaniami innych. Wyraźnie odczuwający wyższość wobec swojej dziewczyny, rodziców i doceniających kino współczesne znajomych, blednie na tle niedostępnego i opryskliwego Mathiasa. Wpatrzony w kolegę Etienne, chcąc być jak on, gubi siebie i swoją artystyczną wizję, za cel uznając jedynie zdobycie aprobaty młodego reżysera.

Toksyczna przyjaźń, zawiłe relacje z (wieloma) kobietami czy znajomość z Jean-Noëlem (Gonzague Van Bervesseles) zawsze są jedynie pretekstem do rozpoczęcia kolejnego dialogu, niebezpiecznie oscylującego między intelektualizmem a pretensjonalnym pseudofilozoficznym bełkotem. Trzeba przyznać, że Civeyrac z większości tego typu sytuacji wychodzi zwycięsko. Twórca filmu nie udaje, że jest mądrzejszy od Platona – na pretensjonalność pozwala swoim bohaterom, ale nie sobie, a błądzenie swoich postaci zrzuca na karb młodości. Ostatecznie, gdybym miała określić ten film jednym zdaniem, powiedziałabym, że jest to opowieść o dojrzewaniu; artystycznym, jak i – być może przede wszystkim – emocjonalnym. Reżyser zajął się więc nie tylko pokazaniem bardziej abstrakcyjnych i filozoficznych poglądów bohaterów, ale również relacjami między nimi. Choć widzowie niezaznajomieni z założeniami nowofalowymi mogą uznać to za uchybienie, Civeyrac w świetny sposób jedynie sygnalizuje, co w danym momencie czują postaci. Przez nadanie filmowi zimnego i surowego charakteru, pozostawia naszej wyobraźni nie tylko to, co stało się w życiu bohaterów, ale również emocje, które w związku z danym wydarzeniem odczuwają. Tutaj należałoby napisać słów parę o aktorach, którzy w moim przekonaniu, nie są największą zaletą tej produkcji. O ile postacie drugoplanowe się bronią (na szczególną pochwałę zasługuje Sophie Verbeeck w roli młodej aktywistki, Annabelle), o tyle główny aktor jest nie tyle chłodny i surowy, co zwyczajnie nijaki. Być może nie rzucałoby się to w oczy, gdyby Andranic Manet w pełni wykorzystał potencjał Etienne’a, który był naprawdę ogromny. Oszczędnymi środkami można było nieco inaczej poprowadzić historię młodego artysty, który między silnymi charakterami swoich znajomych, nie potrafi odnaleźć siebie.Z perspektywy Paryża

Bez wątpienia Civeyrac z klasyki nurtu, w którym tworzy, czerpie garściami, pozbawiając swój film tego, co dla wielu było największą zaletą francuskiego kina przełomu lat 50. i 60. – eksperymentu. Nagłe cięcia, zmiany rytmu akcji, duże przeskoki czasowe i brak dokładnego zarysu logicznej motywacji działań bohaterów – owszem, pozostawiają duże pole do popisu wyobraźni widza, jednak w przypadku Nowej Fali nie jest to żadna nowość. Civeyrac, wykorzystując pewien zabieg, zrobił z tego jednak zaletę. Przez to, że reżyser fabułę filmu osadził w czasach nam współczesnych, stworzył niesamowity kontrast między tym, co oglądamy, a tym, w jaki sposób jest nam to pokazane. Klasyczne, wręcz staroświeckie, czarno-białe ujęcia, z kompozycjami Bacha w tle i młodzieżą żywo dyskutującą na temat Myśli Pascala to obraz w dzisiejszych czasach niemal niemożliwy do spotkania, przez co machinalnie wpychamy Z perspektywy Paryża w znacznie odleglejsze nam ramy czasowe. Robimy to do momentu, w którym na ekranie zamiast kartki i długopisu nie pojawi się laptop, a bohaterowie nie zaczną rozmawiać na temat Pussy Riot, z włączonym radiem w tle, w którym mowa o możliwej kandydaturze Emmanuela Macrona na prezydenta Francji. Civeyrac zainspirował się więc kulturalnym dorobkiem Nowej Fali, jednak przez nadanie mu aktualności sprawił, że Z perspektywy Paryża nie jest jedynie bezmyślną kalką, ale obrazem artystycznego i aktywnego ideologicznie środowiska stolicy Francji, z którym jako przedstawicielka tego samego pokolenia, w pewnym sensie mogę się utożsamiać. Reżyser, pozostając wiernym klasyce, pokazał, że jest coś, co obok tradycyjnego czarno-białego kina, nigdy nie wyjdzie z mody – bunt.Z perspektywy Paryża

Z perspektywy Paryża to łagodny krok w dorosłe, być może pretensjonalne kino, o którym każdy wie, że jest, każdy wie, że w dobrym tonie jest je znać, ale nie wszyscy mają ochotę zapoznać się z nim głębiej niż przez listę nazwisk wybitnych twórców na Wikipedii. Paradoksalnie Civeyrac stworzył dzieło z jednej strony niezrozumiałe, być może nawet niestrawne dla ludzi niezaznajomionych z Nową Falą, do której z pewnością trzeba dojrzeć, a z drugiej – Z perspektywy Paryża to obraz intrygujący, idealnie nadający się na nowofalową inicjację, będącą wyrazem dojrzałości artystycznej odbiorcy. Do filmu Civeiraca w równym więc stopniu trzeba dorosnąć, co on sam pomaga dojrzeć do odbioru surowego, nieoczywistego kina, jakim z pewnością jest dorobek kinematograficzny Francji z przełomu lat 50. i 60.

Fot.: Aurora Films

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *