Żadne zombie, żadne potwory czy duchy nie działają na wyobraźnię miłośnika horroru tak mocno, jak dziecięce postacie. Kiedy w horrorze jest dzieciak, to najczęściej okazuję się, że albo jest on opętany przez wulgarnego demona (Regan z Egzorcysty), albo chce pozabijać wszystkich dorosłych (dzieciaki z Dzieci kukurydzy i Wioski przeklętych), albo powraca zza grobu i nie jest już tym słodkim dzieckiem, co kiedyś (Smętarz dla zwierzaków – o remake’u pisałam tutaj). I pewnie można by jeszcze dodać kilka przykładów, a przede wszystkim ten jeden najjaskrawszy, o którym chciałam napisać w tekście z cyklu Zakurzony projektor. To właśnie Omen i straszący w nim mały Damien przyprawiają o gęsią skórkę, a sam film uchodzi za klasykę horroru satanistycznego. To, że przy okazji zgarnął parę nagród, w tym Oscara za muzykę dla Jerry’ego Goldsmitha, tylko podkreśla fakt wyjątkowości produkcji. Omen w reżyserii Richarda Donnera (zmarłego w tym roku), do którego scenariusz napisał David Seltzer (o moich wrażeniach z powieści Omen tutaj) to kwintesencja horroru satanistycznego tuż obok Egzorcysty i powstałego jeszcze w końcówce lat 60. Dziecka Rosemary. To także dla mnie jeden z najlepszych filmów grozy wszech czasów, a który oglądany także z perspektywy czasu przynosi nowe refleksje.
Imię bestii
Tu potrzebna jest mądrość. Kto ma rozum, niech obliczy liczbę bestii; jest to bowiem liczba człowieka. A liczba jego jest sześćset sześćdziesiąt sześć. (Apokalipsa św. Jana 13,18)
Szóstego dnia czerwca o godzinie szóstej rano w rzymskiej klinice rodzi się dwóch chłopców. Jeden z nich umiera – jest to syn Roberta Thorna (Gregory Peck), amerykańskiego dyplomaty i jego żony Katherine. Drugi chłopiec jednak żyje, lecz został osierocony. Robert podejmuje decyzję o przygarnięciu chłopczyka, wraz z żoną nadają mu imię Damien i przez pięć lat szczęśliwie wychowują. Wkrótce jednak w obecności małego Damiena zaczynają dziać się dziwne i niepokojące rzeczy. Niedługo później Robert odkrywa, że jego syn to antychryst, którego jedynym celem jest zniszczenie świata i ludzkości.
Postać antychrysta to wyjątkowo ciekawy motyw w popkulturze (o postaci diabła w kulturze masowej więcej tutaj), który przez lata był wykorzystywany w różnych filmach, serialach czy powieściach (komediowa wizja antychrysta to np. Dobry omen). Jednak tak naprawdę jego postać i idąca z nim przepowiednią wywodzi się z Biblii i tam można także szukać wzmianek na jego temat, głównie w Apokalipsie św. Jana (pojawia się tam zaledwie kilka razy). Antychryst to obok swojego ojca, Lucyfera, główny przeciwnik Boga. Mimo enigmatycznych wzmianek o synu samego szatana popkultura przygarnęła go i uczyniła jedną z najciekawszych i najbardziej przerażających postaci, którą to można interpretować na wiele sposobów. Bardzo klasyczne, a zarazem budzące spory lęk podejście zaproponował nam właśnie Richard Donner i David Seltzer. Ich antychryst jest wcieleniem zła w ludzkiej postaci – małego chłopczyka o niewinnym spojrzeniu.
Mały antychryst
Horrory sprzed lat, w tym także te osobliwe twory lat 70., miały w sobie to ulotne coś, co odczuwało się podczas seansu. Groza, lęk, jakieś atawistyczne zło drzemiące w warstwie fabuły i samych bohaterach. Daje się to odczuć nawet i dziś, kiedy ogląda się jedne z najlepszych horrorów tamtych lat. Omen ma w sobie wszystko, co czyni go filmem genialnym i zajmującym, takim, który bez problemu przetrwał w świadomości widza, ale także potrafi straszyć i zasiewać ziarno niepokoju i w dzisiejszym odbiorcy. Tutaj cała perspektywa skupia się na chłopcu – Damienie. Odkąd pojawią się na ekranie, chcemy w nim widzieć tylko zło. Kiedy zostaje nam powiedziane, że to syn szatana i chce zniszczyć świat, wcale się nie dziwimy. Czy słusznie? Co tak naprawdę ukrywa się pod pozornie prostą fabułą filmu ?
Właściwa akcja filmu rozpoczyna się w momencie piątych urodzin Damiena – jego opiekunka zakłada sobie wówczas sznur na szyję i skacze z dachu domu, dedykując ten czyn samemu chłopcu. To punkt przełomowy i uświadomienie widzowi tego, z jak ohydną kreaturą w ludzkim ciele mamy do czynienia. Mały chłopczyk o anielskiej buzi miałby stać za takimi przerażającymi czynami? Co właściwie zrobił?
Późniejsze sekwencje podkreślają tylko demoniczny charakter Damiena. Chłopiec dostaje ataku paniki w pobliżu kościoła, a zwierzęta w zoo uciekają przed nim w popłochu. Jednak te drobne wydarzenia nie uświadamiają rodzicom, że ich dziecko jest antychrystem, są to błahe zdarzenia, choć wykreowane w taki sposób, aby widz czuł ciarki na całym ciele i zaczął podejrzewać, że z tym małym chłopcem jest coś nie tak. Późniejsze sceny tylko nas utwierdzą w tym, z jak potężną istotą mamy do czynienia, a karuzela okrutnych wydarzeń, które dzieją się wokół Damiena, podkręca atmosferę wyczekiwania na najgorsze.
Harvey Stephens, odtwórca roli Damiena, miał do zagrania naprawdę ciężką postać i jako kilkulatek porządził sobie fenomenalnie. To na nim głównie skupiamy się w czasie oglądania filmu, to on kreuje w nas całą nienawiść, cały lęk – jest kwintesencją zła. Ta nadnaturalna groza to nie tylko postać Damiena i jego historia osadzona w surowym kościelnym klimacie, ale także niuanse tworzące obraz jako całość. Przede wszystkim to muzyka Jerry’ego Goldsmitha, która niesamowicie oddaje nastrój satanistycznej opowieści o zrodzonym złu. Mistrzostwo operatorskie w połączeniu z chóralną muzyką podkreśla klimat jednej z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych scen z Omenu – konfrontacji opiekunki Baylock z panią Thorn. Takie momenty w kinie to coś niesamowitego i trudnego do podrobienia.
Refleksyjne kino grozy
Omen to film, który pod płaszczykiem horroru skrywa prawdziwy dramat. Podobnie jak w Dziecku Rosemary mamy do czynienia z niewypowiedzianym pytaniem, czy to aby na pewno wszystko prawda? Polański w swoim kultowym filmie poukrywał i pochował większość odniesień do religii, nie chciał epatowania znakami wiary, gdyż sam nie był wierzący i wydawało mu się to nieuczciwe wobec widza. Podobnie zadziało się w Omenie. Twórcy nie szafowali wątkami religijnymi, nie było tu zjaw, demonów. Wydźwięk jest satanistyczny, owszem, ale głównie z powodu naszej percepcji i zakorzenionych w naszej kulturze odniesień do religii katolickiej, szerzej chrześcijańskiej. Czy to się sprawdza? Twórcom udało się stworzyć obraz, który przeszywa dreszczem, ale jednocześnie stawia bardzo odważne pytanie – może to z Panem Thornem jest coś nie tak? Może postradał zmysły i chce zabić swojego syna? Dzisiejsza moja refleksja jest na pewno inna niż przed laty, kiedy to Omen oglądałam po raz pierwszy. Dziś widzę tu dużo elementów dramatu rodzinnego, podkreślonego satanistycznym klimatem, więcej niż przerażającego horroru z dziecięcym bohaterem.
Omen jest doskonałym dziełem, które prezentuje zapoczątkowany Dzieckiem Rosemary nurt filmów grozy, które klimatem sięgają gotyckich elementów budowania nastroju – zjawiska nadprzyrodzone, ciemne moce, lęki, walka dobra ze złem. Jednak wrzucenie tego filmu do realiów współczesnych, dodanie bulwersujących wątków, sięgnięcie po satanistyczne elementy sprawia, że doskonale trafił na grunt lat 70. Wpłynął wtedy na podświadomość i wywołał spazmy strachu u widzów w kinach, co zdarzyło się też trzy lata wcześniej podczas seansów Egzorcysty. Jednak Egzorcysta szokował dosłownością obrazu, bardziej dosadnością, bo film Friedkina także daje pole interpretacji. W Omenie jednak nie ma takich brutalnych scen, a mimo to równie mocno wyciąga na wierzch nieuświadomione lęki społeczeństwa, podkreślając je wątkami religijnymi, co tworzy silny i mocny przekaz. Bardzo byśmy chcieli pewnie, żeby Damien ukazał nam się w swojej prawdziwej postaci, zrzucił wszystkie zasłony i żebyśmy mogli odetchnąć z ulgą, że dobrze wymierzyliśmy i wycelowaliśmy nasze przypuszczenia. Finałowe sceny mogą jednak mocno nami szarpnąć, wywołując wszak więcej rozważań, niż byśmy mogli chcieć. Szatan w ciele małego chłopca ma na celu wywołać w nas zwątpienie, pozwolić nam zboczyć z obranych ścieżek rozumowania, pozwolić, byśmy szli jak baranki na rzeź i uwierzyli w istnienie nadrzędnego zła, zapominając o złu tuż obok. Omen doskonale posługuje się motywami z mitologii chrześcijaństwa, wątkami wzbudzającymi strach w wielu z nas, dosłownie gra nam na emocjach. Mały książę ciemności o niewinnym oczach i diabolicznym uśmiechu stał się już ikoną i nie sposób nie docenić kreacji i pomysłu scenariuszowego na tę postać – milczący, wydający z siebie jedynie okrzyki i pomruki, patrzący prosto na nas. Nie umiemy pojąć, co się kryje za tym milczeniem i tymi spojrzeniami, wyczuwamy rosnący dystans i napięcie. Obraz Richarda Donnera to film doskonały, groza w najczystszej postaci, horror wszech czasów, który do dziś może wywoływać uczucie niepokoju i jest pozycją obowiązkową dla każdego fana horrorów.
Tytuł: Omen
Oryginalny tytuł: The Omen
Gatunek: Horror
Rok produkcji: 1976
W rolach głównych: Gregory Peck, Lee Remick, Billie Whitelaw, David Warner, Harvey Stephens, Patrick Troughton
Nagrody i nominacje:
Wygrana Oscar – Najlepsza muzyka oryginalna: Jerry Goldsmith
Nominacja Oscar – Najlepsza piosenka: Ave Satani
Nominacja do Złoty Glob – Najbardziej obiecujący nowy aktor: Harvey Stephens
Nominacja do BAFTA – Najlepsza aktorka drugoplanowa: Billie Whitelaw
Nominacja do Saturn – Złoty Zwój – Najlepszy horror
Nominacja do WGA – Najlepszy scenariusz oryginalny dramatu: David Seltzer
Nominacja do Grammy – Grammy – Najlepszy album z oryginalną ścieżką dźwiękową napisaną dla filmu kinowego lub na potrzeby specjalnego programu telewizyjnego Jerry’ego Goldsmitha
Ocena: 8/10
Fot.: Twentieth Century Fox Film Corporation