czarownica

ZAKURZONY PROJEKTOR #8: „Stań przy mnie” (1986)

Lato w pełni, a do zimnych i ponurych dni jeszcze trochę czasu. W ankiecie Zakurzonego Projektora na szczęście wygrał motyw wakacji oczami optymisty. Na taki temat zawsze warto pisać i chciałabym właśnie tym tekstem przypomnieć o jednej z najpiękniejszych filmowych adaptacji prozy Stephena Kinga, która jest jednocześnie pięknym filmem o dojrzewaniu, przyjaźni. Nie ma w niej nadnaturalnych wątków i przerażających klaunów, ponieważ jest to czysta, prawdziwa i subtelna opowieść obyczajowa, której reżyserii podjął się w 1986 roku Rob Reiner. Stań przy mnie, bo o tej wakacyjnej historii mowa, to cudowna, ale też nostalgiczna opowieść, do której chce się wracać, by jeszcze raz poczuć smaki ostatniego lata dzieciństwa, by jeszcze choć troszkę skosztować tego niezapomnianego klimatu beztroski i czasu bez zmartwień.

Inspiracją do filmu stała się nowela Stephena Kinga Ciało. Należy ona do zbioru Cztery pory roku obok innej doskonałej opowieści pisarza – Skazani na Shawshank. W 1982 roku, bo wtedy wydano zbiór, King był już zaszufladkowany jako autor grozy i, wydawałoby się, nic nie było w stanie zmienić tej świadomości. Mam wrażenie, że nawet dziś postrzega się go jako pisarza horroru i zapomina się, że jego wielkie i piękne dzieła nie były horrorami. Wracając jednak do zbioru Cztery pory roku, muszę przytoczyć, że dla ówczesnego odbiorcy był to prawdziwy szok, że King pisze coś obyczajowego (oprócz noweli Metoda oddychania, nie było w zbiorze nic nadnaturalnego). Jednak sukces filmowy Skazanych na Shawshank (1994) jeszcze był daleko w przyszłości i masowy odbiorca nie był przyzwyczajony do takiej formy pisarstwa i ekranizacji jego dzieł.

Film powstały jako adaptacja noweli Kinga jest mistrzowski. Stań przy mnie jest jeszcze lepsza, w moim odczuciu, od oryginału, a to zdarza się niezmiernie rzadko. Reiner realizuje historię Kinga i czyni to doskonale, nie gubiąc przy tym najważniejszych elementów fabuły i głębi wydarzeń. Grupa nastoletnich chłopców przeżywa swoje ostatnie dziecięce lato – pełne jeszcze beztroski, pełne spokoju i harmonii. To takie jedyne lato w życiu – tuż u progu dorosłości, gdzie wszystko widziane jest inaczej – dziecięca perspektywa zostaje później brutalnie zmieciona przez rzeczywistość, a pełna fantazji wyobraźnia, zastąpiona przez prozę życia. Osią zdarzeń jest poszukiwanie ciała nastolatka i nawet tutaj widać pełną brawurę nastoletnich wyborów – sami odnajdziemy zwłoki, nie bacząc na zawiadomienie dorosłych. Dla dorosłego widza właśnie będzie to przyjrzenie się temu, jak wygląda świat widziany oczami dziecka, jak inna i różna jest perspektywa i wreszcie jak wszystko się zmienia wraz z upływem lat. I to, że jeszcze niedawno sami byliśmy jak ci chłopcy, którzy organizują wyprawę ku przygodzie, na przekór wszystkim i wszystkiemu, bo młodość rządzi się swoimi prawami.

Narracja Stań przy mnie robi wrażenie. Chciałoby się zasiąść w fotelu i oglądać ten film w nieskończoność. Oddawać się tej nostalgicznej podróży w przeszłość i móc przeżywać przygody razem z Gordiem (Will Wheaton), Chrisem (nieodżałowany River Phoenix), Teddym (Corey Feldman) oraz Vernem (Jerry O’Connell). Jest to obraz, który wiernie oddaje zamysł Kinga. Reiner pokazał nam świat dorastających chłopców w taki sposób, że nie sposób oderwać się od ekranu. Film nie stracił nic ze swojego przesłania, a powstał przecież 34 lata temu. Jest starszy niż ja, a mimo to odnalazłam w nim nieprzecenioną wartość i dodatkowo dopełnił moją wizję tej historii utrwaloną przez nowelę Kinga. I chyba nie jest to film dla dzieci. Jest o film o dzieciach, ale dla dorosłych już dzieci, którzy chcą przypomnieć sobie, jak to było i troszkę się wzruszyć za tym, co już utracone i nie wróci. Przypomina, że trzeba czerpać z życia garściami, by móc poprzez takie filmy wracać pamięcią do swoich pięknych wspomnień ostatnich wakacji, ostatniego lata. Może i nie poszukiwaliśmy zwłok (przynajmniej nie wszyscy), ale przygody, które mieliśmy zapisały się w naszej pamięci. Historia chłopców idących wzdłuż torów kolejowych, by odnaleźć zwłoki zmarłego tragicznie rówieśnika jest metaforą dorastania. To, co znajdzie się na końcu drogi będzie z jednej strony zwieńczeniem pewnego trudu, a z drugiej strony, rozczarowaniem.

Klimat filmu jest jego niezaprzeczalnym atutem – Ameryka lat 50., czas senny i spokojny, tuż przed rewolucją obyczajową, cicha prowincja gdzieś w Oregonie. Czterej bohaterowie są autentyczni i ich osobowość jest fenomenalnie pokazana i odegrana. Młodzi aktorzy stworzyli niezapomniane kreacje. I to, co w obrazie jest niewątpliwie najlepsze i mnie ujęło, to współgranie z rzeczywistością. Poznajemy bohaterów w domku na drzewie, słuchamy o ich marzeniach i wyobrażeniach, patrzymy na nich przez pryzmat tego, jacy sami byliśmy w dzieciństwie. My już wiemy, że życie jest nieco inne, a ich perspektywa jest zabawna, ale… ta radość, błysk i niewinność urzeka najbardziej. Bo każdy z nas był dzieckiem i każdy kiedyś musiał dojrzeć i przejść tę magiczną barierę między dzieciństwem a dorosłością. I tym samym właśnie, pozornie prosta historia o dziecięcej przyjaźni, staje się kultowym filmem, który wzruszy niejednego widza. Takie etap przejściowy, moment zmiany, gdzie tuż za rogiem czyha dorosłość, jest motywem opowieści, którą snuje King i Reiner.

Warto też wspomnieć o tym, że Stań przy mnie jest pięknym widowiskiem wizualnym – zdjęcia są estetyczne, mają w sobie jakąś prostotę i delikatność. Są tak zrealizowane, że nie odwracają uwagi od głównych wydarzeń, a są pięknym tłem i tworzą klimat. Drugą istotną kwestią jest muzyka, która wiernie oddaje klimat lat 50. – tytułowy utwór Stand by me w wykonaniu Bena E. Kinga. Ten klimat, ta muzyka, ta historia – całą sobą przenoszą nas do Stanów Zjednoczonych, bliskich dzieciństwu Stephena Kinga. To wielka wartość obrazu filmowego.

Stań przy mnie jest filmem, jakich już teraz mało. Opowiada prostą historię w sposób, który otwiera przed widzem nieskończenie wiele – tęsknotę, wzruszenie, smutek i radość jednocześnie, jakiś żal za tym, co utracone. I bez wątpienia jest to jedna z najpiękniej opowiedzianych historii o przyjaźni, dzieciństwie i dorastaniu, o wielkich nadziejach, rozczarowaniach. To historia jednej chwili – pięknego, ostatniego lata młodości, po którym już nic nie będzie takie samo.


Tytuł: Stań przy mnie

Tytuł oryginalny: Stand by me

Reżyseria: Rob Reiner

Scenariusz: Raynold Gideon, Bruce A. Evans

Gatunek: Dramat

Rok produkcji: 1986

W rolach głównych: Will Wheaton, River Phoenix, Corey Feldman, Jerry O’Connell, Kiefer Sutherland

Nagrody i nominacje: Nominacja do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany,  Nominacja do Złoty Glob za Najlepszy reżyser i Najlepszy dramat, kilka innych nominacji.

Ocena: 9

 

czarownica

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *