zanurzeni

Miłość wypływa na wierzch – Wim Wenders – „Zanurzeni” [recenzja]

Twórczość Wima Wendersa charakteryzuje się wyrazistym stylem i sposobem narracji. Jest jednym z moich ulubionych przedstawicieli kina autorskiego. Wraz z Wernerem Herzogiem są zaliczani do przedstawicieli Nowego Kina Niemieckiego nurtu datowanego na lata 60. i 70. XX wieku. W twórczości Wendersa lubię jego amerykański epizod, inspiracje filmami drogi i krajobrazy bijące po oczach z szerokiego kadru. Dziś jednak o jego nieco nowszym filmie –  Zanurzeni ­– ekranizacji powieści J.M. Ledgarda pod tym samym tytułem.

Zanurzeni – miłość, rozłąka i śmierć

Zanurzeni jest filmem rozpisanym na dwóch aktorów. To oni mają tu największe znaczenie, reszta postaci jest epizodyczna i służy reżyserowi tylko do odmalowania tła i pokazania backgroundu postaci. Także skupmy się na nich. Zanurzeni to historia o miłości. Ona, Danielle Flinders, grana przez Alicię Vikander, jest naukowcem. Bada najgłębsze rejony oceanu, miejsca, do których nikt jeszcze nie dotarł. On, James Moore, grany przez Jamesa McAvoya jest tajnym agentem próbującym dotrzeć do islamskich terrorystów w Somalii. Spotykają się w małym hotelu, w którym poszukują spokoju i ciszy przed ich najważniejszymi w życiu misjami. Oboje mogą podczas nich zginąć. Ona na skutek awarii łodzi podwodnej zanurzonej na niespotykaną dotąd głębokość, on z ręki islamskich terrorystów.

 

Żadne z nich tego nie planowało, ale się stało. Zakochują się i angażują. I nagle dopada ich strach przed misją oraz przed tym, co mogą utracić, jeśli się nie powiedzie. Dalsza historia ukazywana jest z dwóch perspektyw. Kamera raz po raz przenosi nas na misję Jamesa, aby po chwili przeskoczyć do grupy naukowców przygotowujących się do zanurzenia.

Zanurzeni – dwa filmy w jednym

Podczas swojej misji Moore szybko trafia do więzienia. Chyba nikt nie uwierzył w jego historię niesienia pomocy ludności Somalijskiej i chęci odnalezienia bezpiecznego źródła wody. Przetrzymywany jest najpierw w kompletnych ciemnościach, żeby później trafić do głębokiej dziury. Jego wątek jest wypełniony akcją trzymającą w napięciu. Pełna jest skrajnych emocji, bohater nieustannie ociera się o śmierć, a niepewność jego losu w końcu udziela się widzowi.

 

Wątek Danielle po rozstaniu, cóż, ogranicza się do rzucania telefonem, na którym nie ma wiadomości od Jamesa. Tak to wygląda z zewnątrz. Do tego, co dzieje się wewnątrz bohaterki, nie mamy niestety dostępu ze względu na płytką grę aktorską. Na ratunek Vikander przychodzi jednak poezja, która obrazuje to, czego, nie jest w stanie sobą pokazać. Ukryte w niej rozważania zbliżają człowieka do natury. Tworzą z niego integralną całość ekosystemu ziemskiego.

Miłość, która ratuje świat

Ale co właściwie autor miał na myśli? Z historii Jamesa i Danielle przebijają inspiracje mitem o Orfeuszu. W niezwykle podniosłych kwestiach dialogowych Danielle opisując głębię oceanu, porównuje ją do Hadesu. Oboje razem z Jamesem schodzą do tego mitycznego miejsca na ziemi i w głębi siebie, stoją twarzą w twarz ze śmiercią jedynie po to, aby móc powrócić do utraconej miłości.

Choć brzmi to bardzo naiwnie, Wendersowi nieco udało się zatuszować ten wyświechtany motyw miłości silniejszej niż śmierć w nieco szerszym kontekście filozoficznym obrazu. Zarówno ona, jak i on podejmują swoje misje, aby pomóc ludzkości. James dąży do rozbicia siatki islamskich terrorystów stojących za atakami w całej Europie. Ona szuka odpowiedzi na pytania dotyczące przeszłości i przyszłości życia na ziemi, badając nieskalane ręką człowieka pokłady oceanu. Czy miłość może być tym, co łagodzi zapędy człowieka do autodestrukcji. Czy jest rozwiązaniem na wszystkie bolączki ludzkości związane z kryzysem klimatycznym i terroryzmem? Cóż… może.

Och, ta Vikander

Warto wspomnieć o aktorach, którym reżyser powierzył dość ambitne role. To w końcu na nich trzyma się cały film. McAvoy zdołał ukazać wszelkie szarpiące jego bohaterem uczucia, strach i niezgodę na swój los. Jego postać jest spójna. Z kolei Vikander… cóż – nie dała rady. Pani profesor jest połączeniem naiwnej dziewczynki z jakimś cieniem zdecydowanej i silnej kobiety, która gotowa jest na wszelkie poświęcenia w imię nauki. Najlepiej widać to już w początkowych scenach poznawania się pary. Reżyser zdecydował się na mocne zbliżenia. W tych paru kadrach McAvoy doskonale oddaje charakter Jamesa, choć prawie nic nie mówi. Z kolei twarz Danielle jest pusta, patetyczna i po prostu śmieszna.

Choć Zanurzeni według mnie nie są udanym filmem, ma on w sobie pewien potencjał. Gdyby reżyser miał więcej czasu np. jak w Aż na koniec świata i sama Vikander nie byłaby Vikander – ten film wyglądałby o wiele lepiej. Wówczas nawet krótkie i patetyczne partie dialogowe miałyby większy sens. Polecam Wam filmy Wendersa, ale z pewnością nie ten. W swojej filmografii Wenders ma o wiele lepsze obrazy.

Zanurzeni na Cineman - zwiastun

 

Fot.: Monolith Films


 

Omawiane wydanie DVD filmu Zanurzeni dostaniecie na Gandalf.com.pl

zanurzeni

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Bugajna

Kulturoznawca, literaturoznawca, pisze tu i ówdzie o tym i o tamtym. "Niektórzy noszą baletki i wierzą, że na koniec wszystko będzie dobrze. Inni noszą kowbojki, które stukają, i wierzą w co innego: że trzeba wyjść na zewnątrz i zobaczyć świat, póki jeszcze trwa" R. J. Waller. Baletki to z pewnością nie jej typ obuwia.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *