Strażnicy Alana Moora to jeden z najgenialniejszych, najważniejszych i najodważniejszych komiksów wszech czasów. Uniwersum doczekało się grona zagorzałych fanów. Nic więc dziwnego, że DC Comics postanowiło nieco zarobić na kultowym dziele. Tak powstał crossover łączący świat Strażników z uniwersum DC Comics. Zegar zagłady wydany w ramach Odrodzenia DC pełnymi garściami czerpie ze Strażników. Jednak scenarzysta Geoff Johns i rysownik Gary Frank zrobili wiele, by projekt Odrodzenie DC nabrał sensu i znaczenia. Przy okazji rzucili nowe światło na całą koncepcję uniwersum. W wyniku tej kooperacji powstało dzieło przytłaczające rozmachem, a zarazem rewolucyjne i absolutnie genialne.
Punktem wyjścia fabuły komiksu jest znany z uniwersum Strażników wątek krucjaty Ozymandiasza. Jej celem było zjednoczenie mocarstw w walce z kosmicznym zagrożeniem. Od wydarzeń znanych z Watchmenów minęło siedem lat. Adrian Veidt został zdemaskowany jako winny śmierci milionów nowojorczyków. Wbrew jego oczekiwaniom świat w międzyczasie wcale nie zmienił się na lepsze. Korea Północna wycelowała rakiety w Stany Zjednoczone, Rosjanie nie porzucili imperialistycznych zapędów, po raz kolejny prąc na zachód, przez ziemie polskie, a przez cały świat przetaczają się niezliczone protesty.
Ocalić ten świat od zagłady może tylko wielki nieobecny – ukrywający się przed ludzkością gdzieś w odległych galaktykach Doktor Manhattan, czyli przeistoczony Jon Osterman. Mission impossible podejmie się najbardziej niejednoznaczna postać serii, posługujący się dość specyficznym kodeksem moralnym Ozymandiasz. Raz jeszcze poczuje się on w obowiązku, by ratować świat. W podróży towarzyszyć mu będzie odmieniony Rorschach oraz Mim i Marionetka.
Gdzie jest Superman?
Odyseja doprowadzi ich do najinteligentniejszych reprezentantów świata DC, czyli Bruce’a Wayne’a i Lexa Luthora. W tle tej niezwykłej wędrówki majaczyć będą takie ważkie kwestie jak geneza nadludzi czy próby ostatecznej eliminacji herosów przez zwykłych obywateli. Najważniejszą dla fabuły kwestią jest jednak to, czy za tytułowym, odmierzającym czas do apokalipsy, zegarem nie stoi sam Manhattan? I dlaczego Supermana nie ma, kiedy jest potrzebny?
Klimat komiksu jest odpowiednio mroczny, przesłanie bynajmniej nie optymistyczne, a bohaterowie dalecy od moralnej jednoznaczności. Wielowątkowa narracja jest wielkim hołdem dla mitologii Strażników, a zarazem bardziej niż udanie „uczłowiecza” tę mitologię, transformując ją na język bliższy współczesności.
Zegar zagłady jest dziełem zaskakująco metatekstualnym. Ten „komiks o wszystkich komiksach” jest dziełem precyzyjnie spajającym wątki w logiczną i spójną całość. Twórcy konsekwentnie budują fundamenty przyszłej mitologii, wprowadzając czytelnika w prapoczątki uniwersum.
Warstwa wizualna jest znakomita. Gary Frank z wyczuciem połączył światy Watchmenów i DC w estetycznie jednorodną całość. Grafik postawił na realizm, intensywne barwy i wyrazistą kreskę. Prostota i nasycenie kadrów kolorami nie komplikują dodatkowo i tak intensywnej narracji. Świetnie wypada zderzenie nadnaturalności z brutalnym naturalizmem.
Zegar zagłady to opowieść fenomenalna i zarazem niesłychanie hermetyczna. Niewtajemniczonych w uniwersum artystyczne popisy Johnsa i Franka i bogactwo kontekstów mogą zwyczajnie przytłoczyć. Czytelnik nieznający serii zgubi się w gąszczu nawiązań i wątków. Misterna intertekstualna sieć tkana jest przez twórców dla grona wiernych fanów, raczej bez ustępstw na rzecz tych, którzy swoją przygodę ze Strażnikami chcieliby rozpocząć właśnie tym tomem. Raczej nie jest to więc lektura, po którą powinni sięgać ci, którzy o świecie Strażników wiedzą niewiele czy zgoła nic.
Fot.: Egmont
Przeczytaj także:
Recenzja komiksu Ostatni rycerz na Ziemi