Czerwone niebo nad Laramie

Zemsta najlepiej smakuje na rudo – Hermann, Greg – „Comanche – 4 – Czerwone niebo nad Laramie” [recenzja]

Dzieje się w serii Hermanna i Grega, oj, dzieje… Pierwszy raz jednak od przybycia na ranczo Trzy szóstki zdarza się tak, że nasz niestrudzony wyborowy strzelec, Red Dust, odłącza się od grupy gnany potrzebą wykonania niebezpiecznej misji zabicia człowieka, który wszędzie, gdzie się pojawia, pozostawia za sobą trupy. Polowanie na braci Dobbsów, którego świadkami byliśmy w tomie trzecim, Wilki z Wyoming, zamienia się w pogoń za tym jednym, najgroźniejszym, bo najbardziej bezlitosnym i nieznającym skrupułów bratem. Reda Dusta w jego zadaniu utwierdza nie tylko obrona uciśnionych, ale także obietnica złożona Kaznodziei. A ponieważ Dust jest człowiekiem honoru, możemy być pewni, że nie spocznie, dopóki nie wypełni zadania. To z kolei sprawia, że czeka nas przygoda bez chwili wytchnienia podczas lektury czwartego tomu – Czerwone niebo nad Laramie.

Zdążyliśmy się już, jako czytelnicy, zapoznać a nawet zaprzyjaźnić z postaciami, które sprawują pieczę nad ranczem. Przyzwyczailiśmy się również, że trzymają się one razem – jeśli wpadają w kłopoty – to działają wspólnie, jeśli się cieszą – to również w grupie. Być może właśnie ze względu na nasze przyzwyczajenie i aby tym samym przełamać pewną rutynę, twórcy zdecydowali się zmienić nieco formę czwartego tomu. Jego akcja rozpoczyna się mniej więcej kilka lub kilkanaście dni po tym, jak na ostatniej stronie trzeciego tomu Red Dust opuszczał ranczo, by wypełnić swoją misję, której podjął się, gdy zmarł Kaznodzieja. I choć nasz rudowłosy kowboj oddzielił się od reszty bohaterów, to Hermann i Greg znaleźli sposób, by czytelnik mógł choć na chwilę zajrzeć do pozostałych na ranczu bohaterów. Po raz pierwszy bowiem pociąg przejeżdżający obok Trzech szóstek miał doczepiony dziwny, czerwony wagon. I kiedy Clem i Toby zastanawiają się, do czegóż u licha ten wagon służy, ktoś wyrzuca im z niego wyładowany worek z napisem: Poczta Stanów Zjednoczonych. Wtedy chłopaki nie mają już wątpliwości, że w środku znajduje się list od Reda. Razem z Comanche i Tenem Gallonsem zabierają się za czytania. I właśnie tak twórcy poprowadzili narrację – jako zobrazowanie treści listu, który napisał Red Dust do swoich przyjaciół. I trzeba przyznać, że wprowadza to fajne urozmaicenie do serii, tchnie świeżością, choć przecież tak wiele wcale nie zmienia. Z listu przenosimy się do miejsc, w których przebywa Dust i to z nim pozostajemy już do końca komiksu. Towarzyszymy mu w jego nieustającej pogoni za okrutnikiem i mordercą.

W pościgu za Dobbsem zmysł tropiciela i zdolności w zasadzie okazują się niepotrzebne. Mężczyzna zostawia za sobą każdorazowo martwych lub okaleczonych ludzi, a jego szlak dodatkowo znaczy rabunek i kradzież. W ten sposób Red dociera do pewnego zajazdu, którego bywalcy mają co nieco do opowiedzenia o Dobbsie, a także sami zdążyli zapałać do niego chęcią zemsty. Kowbojowi zostają przedstawieni: Bombardier Cavendish, bokser, który wybiera się do Cheyenne na jarmark, Shaver Sharp, zaowodowy cyrkowy strzelec, również wybierający się na jarmark, Amos J. Coogan, handlarz bronią, Isadora Davenport, dama z Bostonu pragnąca ulokować swoje oszczędności w przemyśle modowym w Wyoming, a także Leighton Hart, który eskortuje wyżej wspomnianą Isadorę. Ponadto brat Leightona padł ofiarą, razem z trzema innymi mężczyznami, bestialstwa Dobbsa – mężczyźni zostali zabici bez mrugnięcia okiem w dodatku za kwotę stu dolarów. Okazuje się również, że Russ Dobbs nie podróżuje sam – jest z nim jeszcze jeden, tajemniczy mężczyzna, który towarzyszy mu w napadach i morderstwach.

Całe towarzystwo które Dust poznał w zajeździe zmierza do Cheyenne, a w przybytku czekają oni na transport. Kiedy ten w końcu przybywa, okazuje się, że woźnicą jest nie kto inny, jak sam Sid Bullock, ten sam którego dobrze już znamy z poprzedniej części cyklu. Co więcej po drodze padł on ofiarą Dobbsa i choć prawdopodobieństwo, że wóz zostanie napadnięty ponownie, jest znikome, pasażerowie obawiają się o swoje bezpieczeństwo – zwłaszcza trzęsący portkami handlarz bronią. Dust upatrując w nim przynętę, zgadza się chronić go przed zbirami. Ruszają więc w podróż, jednak taki już chyba los czwartego tomu, że bohaterowie się rozdzielają – również tym razem nie dane im będzie ukończyć podróży wspólnie.

Jak wynika z samego już tytułu – krew zalewa ziemię, po której stąpa Dobbs, miejmy jednak nadzieję, że jej ostatnia kropla spłynie razem z nim, kiedy Red Dust wreszcie wypełni narzucone samemu sobie zadanie pomszczenia Kaznodziei. Do samego końca komiksu przyjdzie nam czekać na rozwiązanie tej historii i na informację o tym, czy sprawiedliwość dosięgnie okrutnika. Komiks porusza przy tym interesujące kwestie, jak choćby wyzbycie się wszelkiej przemocy – czy jednak niekiedy nie przynosi to więcej szkód niż pożytku? Czy wyznawanych wartości nie trzeba niekiedy przetasować i dopasować do środowiska i ludzi, z jakimi musimy się mierzyć? Sam Dust zrozumiał co nieco w poprzedniej części cyklu, wie już, że nie zawsze warto upierać się i trzymać sztywnych, wyznaczonych przez siebie lub konwenanse zasad – czasami trzeba je naginać, ponieważ ani świat, ani ludzie, którzy zasiedlają Ziemię, nie są przewidywalni i skłonni się do nich ugiąć.

Jeśli chodzi o stronę wizualną, Czerwone niebo nad Laramie, w niczym nie odbiega od pierwszych trzech tomów. Twarda oprawa i biała tylna część okładki są już charakterystyczne dla tego cyklu. Tym razem jednak, zgodnie z tytułem, front został obleczony w intensywną czerwień, co słusznie zapowiada nagromadzenie emocji. O rysunkach w zasadzie niewiele więcej mogę powiedzieć, czego nie zaznaczyłabym już podczas recenzowania wcześniejszych tomów. Rysunki Hermanna rewelacyjnie wpisują sie w klimat Dzikiego Zachodu – podkreślając piękno stojące na równi z dzikością i nieokiełznaniem. Świetnie wyglądają przestrzenie, które sprawiają wrażenie niosących wolność, ale i przytłaczające nią. Ruch i energia postaci, a także zwierząt, o czym wspominałam już w recenzji Wilków z Wyoming, zostają świetnie oddane – nie ma w nich sztuczności ani przesady. Rysownik i scenarzysta dobrali sie idealnie nie tylko pod względem talentów, ale także – mam wrażenie – charakterów i pasji. Na każdej stronie czuć energię, jaką obydwoje włożyli w tę serię, co z kolei sprawia, że czyta się ją jeszcze przyjemniej i z jeszcze większym zaangażowaniem.

Czerwone niebo nad Laramie to opowieść nieco inna niż dotychczasowe, które wchodzą w skład serii Comanche. Nie otrzymujemy bowiem opowieści o grupie wspaniałych ludzi, którzy tworzą na ranczu nietypową, lecz kochającą się i szanującą rodzinę. Nie patrzymy na Reda Dusta jak na człowieka opanowanego i zimnokrwistego, który choć broni porządku – nie zabija. Tym razem obserwujemy kowboja chyba w jednej z najtrudniejszych ról – jako człowieka, który pragnie się zemścić, ale także naprawić swój własny błąd. Dust w swojej zemście jest nadal opanowany i nie rzuca się na oślep ku obiektowi swojej nienawiści i misji. Zachowuje charakter nadany mu przez twórców od początku, ale też się rozwija i nie jest ślepo zapatrzony w wyznawane przez siebie ideały. Kieruje nim życie – tak jak nami wszystkimi. To jest zresztą bardzo istotne – że choć cykl Comanche rozgrywa się w świecie i czasach nam odległych, to pozostaje w swoim przekazie ponadczasowy i uniwersalny.

Fot.: Wydawnictwo Komiksowe

Czerwone niebo nad Laramie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *