Narodziny gwiazdy po polsku – Jan Hryniak – „Zenek” [recenzja]

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Zenek w reżyserii Jana Hryniaka to nie jest film o disco polo. Widzowie, którzy spodziewają się poznać początki gatunku oraz historię jego fenomenu na przykładzie Zenona Martyniuka, będą zwyczajnie rozczarowani.

Nie usłyszymy tu zbyt wielu przebojów Akcentu ani nie potupiemy nóżką do Oczu Zielonych.

O czym jest więc Zenek? To przede wszystkim film o prostym chłopaku z podlaskiej wsi, który realizuje swoje marzenia. To również klasyczna historia o miłości, przyjaźni, rodzinie i braterstwie…

Łatwo jest oceniać i oskarżać dzieło Jana Hryniaka o polityczne koneksje. Bijące po oczach majestatyczne logo TVP rzeczywiście trudno ominąć, niemniej jednak – czy tylko pod tym kątem należy patrzeć na historię Zenka i skreślać dlatego, że jest to film o liderze disco polo, podczas gdy tylu wspaniałych artystów nie doczekało się swoich biografii? Na pewno nie.

Zenkowi Jana Hryniaka bez wątpienia nie można odmówić wspaniałej scenografii. Pierwsza połowa filmu to bardzo precyzyjne odzwierciedlenie  Polski  czasu transformacji. Jak słusznie zapowiadano przed premierą lata 80. i 90. ukazane wraz z kasetami magnetofonowymi, plakatami z Terminatora, BRAVO i meblościanką to sentymentalna podróż na Podlasie do czasów, powiedzielibyśmy dzisiaj, duchologicznych. Duża w tym zasługa charakteryzacji,  aktorzy w pierwszej połowie Zenka naprawdę bowiem wyglądają, jak wyjęci z epoki. Kadry do złudzenia przypominają stare, pochowane w albumach zdjęcia, które do dziś trzymamy na dnie szafy w swoich domach. W takiej rzeczywistości przyszło dorastać królowi disco polo. W rzeczywistości, która pomimo wszechobecnej szarzyzny pełna była folkloru i zabawy. W kraju, w którym Polacy wraz z Cyganami tańczą wspólnie do muzyki granej na akordeonie przy ognisku, gdzie na weselach za występ zespołu gospodarz płacił walizką wódki, a języka angielskiego uczyło się ze słuchu, eksplorując twórczość Limahla, kupionego na bazarze.

Do pewnego momentu mamy do czynienia z naprawdę dobrze zrobionym filmem. Jakub Zając w roli młodego Zenka odnajduje się świetnie. W wiarygodny sposób przedstawia młodzieńcze lata króla disco polo wraz z jego pierwszymi zauroczeniami i fascynacjami muzycznymi. Momentami zapomina o specyficznym tonie głosu króla disco polo, ale te potknięcia można mu wybaczyć, biorąc pod uwagę całość. Film w ogóle jest doskonałym popisem aktorskich umiejętności. Klara Bielawka w roli Danki, żony Zenka, tworzy bardzo ciekawą  kreację, która  pomimo słabości tkwi zawsze przy boku króla. Na uwagę zasługuje również Magdalena Berus w roli cyganki Sylwii – zauroczonej w Zenku, oraz Karol Dziuba, któremu rola Ryśka, przyjaciela i klawiszowca Akcentu bardzo pasuje, co dodaje autentyczności.

zenek

Niestety na tym kończą się walory dzieła Jana Hryniaka. Udawane dokumentalne dopowiedzenia z offu w programie POLO Rex to najbardziej nietrafiona część scenariusza. Przebitki do roku 2020, w których bohaterowie zupełnie niepotrzebnie tłumaczą dalszą część sceny, totalnie wybijają z rytmu, burzą klimat i psują atmosferę odbioru dzieła. Nasuwają tym samym skojarzenia z paradokumentami takimi jak Trudne Sprawy. Stają się przez to najbardziej denerwującymi elementami filmu, podczas których zadajemy sobie nieustanne pytanie: PO CO? Kolejnym mankamentem filmu jest brak równowagi. Tak jak pierwszej części naprawdę nie można wiele zarzucić, prócz kilku niedociągnięć, tak druga zwyczajnie zamienia się w tanią sensację. Wątek z porwaniem Daniela, syna Zenka, i jego heroiczne odbicie to element niewnoszący absolutnie nic dobrego do fabuły filmu. Miał to być film o chłopaku realizującym marzenia, stającym się w pewnym sensie ikoną polskiej muzyki rozrywkowej disco polo, a wyszedł tani kryminał opowiadający o relacjach rodzinnych. Jednym słowem zapomniano o tym, na czym owa historia miała się opierać. Być może miało to głębszy sens, wyżej wymieniony wątek miał bowiem faktycznie miejsce w życiu Sławomira Świerzyńskiego, lidera zespołu Bayer Full, niemniej jednak nie do końca jasne jest to, co miał nam uświadomić.  Kolejnym minusem jest również ukazanie Zenka Martyniuka przez dwóch aktorów, ponieważ o ile Jakub Zając odnajduje się w roli doskonale, o tyle Krzysztof Czeczot uosabiający Zenka nadal pozostaje Krzysztofem Czeczotem. Co prawda jego grze aktorskiej nie można nic zarzucić, ale zawiodła tutaj charakteryzacja. Przyklejony do twarzy sztuczny uśmiech i ciągle pojawiający się kciuk w górę to trochę za mało, by przybliżyć nam postać Zenka. Tak samo jest zresztą w przypadku pozostałych aktorów, których krótko mówiąc – czas się nie ima.

Podsumowując – Zenek mógł być dobrym filmem. Gdyby Jan Hryniak w drugiej części skupił się z taką samą pieczołowitością, jak na początku, na późniejszych latach kariery lidera Akcentu wraz z wybuchem popularności zespołu, pierwszymi występami w telewizji i koncertami zagranicznymi, które doprowadziły do rozkochania w sobie rzeszy Polaków – to mógłby być naprawdę kawał dobrego kina. Niestety możemy jedynie dywagować, co by było, gdyby. Mamy to, co mamy, i niestety na pewnym etapie coś poszło nie tak, a całość jest dość mierną historią o dobrodusznym, nieco naiwnym człowieku z wielkim sercem, który  na pohybel wszystkim osiągnął sukces, za życia stając się legendą disco polo.  Zenek to po prostu film, który można obejrzeć, ale nie trzeba.

Film obejrzeliśmy dzięki Cinema City

zenek


Przeczytaj także:

Recenzja filmu Narodziny gwiazdy

Write a Review

Opublikowane przez

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Tagi
Śledź nas
Patronat

2 Komentarze

  • Drugi raz nie pójdę, ale nie żałuje pierwszego. Gra aktorska i podobieństwo aktorów do realnych osób super, dobrani perfect. Jestem z jego regionów, ale póki co na obczyźnie. Niektóre wątki wywoływały ciary na rękach. Fajna pamiatka z super czasów dla Polski

  • Byłam na „Zenku” z czystej ciekawości w ohkinie we Wrocławiu i niestety nie był to dobry film. Ani scenariusz, ani aktorzy, ani historia. Szkoda.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *