Bartosz Marmol, mózg i lider formacji Administratorr Electro, zgodził się odpowiedzieć na kilka moich pytań dotyczących najnowszego dzieła jego projektu – Ziemowit. Zapraszamy do lektury.
Opowiedz na początek, jak wyglądała praca nad Ziemowitem? Proces twórczy przebiegał sprawnie, czy było zgoła inaczej?
Płyta powstała w całości w studio Serakos w 2015 roku, miałem gotowe utwory z akompaniamentem gitary i na początek nagraliśmy próbki z wokalem, następnie wykasowaliśmy gitarę i zaczęliśmy tworzyć elektroniczne brzmienie pod linie wokalu. Tak wyglądały technikalia, a w praktyce to mieliśmy dużo czasu, zero presji i maksymalną wolność twórczą, co sprawiło, że praca nad Ziemowitem była czystą przyjemnością. Elektronika, użyta w Ziemowicie z założenia miała przypominać słuchaczowi lata osiemdziesiąte; zdobyliśmy syntezatory z tamtego okresu i staraliśmy się, aby ten klimat był obecny na krążku.
Brzmienie w porównaniu do debiutu wydaje się być bardziej oszczędne, a w zamian położono większy nacisk na uwypuklenie melodii. Celowo chcieliście osiągnąć taki efekt?
To było naszym założeniem. Na pierwszej płycie słychać, że poszukujemy własnego brzmienia, wiedzieliśmy, że chcemy iść w kierunku elektroniki, ale trudno było wskoczyć od razu do tego nowego świata, nie zapominając o korzeniach rockowych, punkowych, w których się wywodzimy i myślę, że to słychać. Ten brak zdecydowania objawia się ilością ścieżek, którymi próbowaliśmy przykryć rockowy charakter materiału. Nie krytykuję tego podejścia, było ono koniecznym i niezbędnym elementem naszej drogi do Ziemowita, który jest – jak słusznie zauważyłeś – oszczędny pod względem aranżacyjnym, ale dzięki temu jest bardziej czytelnym i jednoznacznie elektronicznym albumem niż nasza debiutancka płyta Sławnikowice-Zgorzelec 17:10.
Przeczytałem w Internecie opinie, że Ziemowit to muzycznie pomost pomiędzy czasami współczesnymi i przeszłością. Zgadzasz się z taką opinią? Czy jednak masz inny pogląd na ten temat?
Adminsitratorr Electro podąża w swej twórczości pod względem tekstowym po mojej ścieżce autobiograficznej. Nasz pierwszy album dotyczy bezpośrednio mojej młodości spędzonej w baśniowej prowincjonalnej rzeczywistości. Ziemowit rozpoczyna się dokładnie w miejscu w którym kończy się pierwsza płyta, czyli w momencie opuszczenia rodzinnego domu i przeprowadzki do Warszawy.
Kim jest tytułowy Ziemowit? Czy on symbolizuje kogoś konkretnego? A może symbolizuje pewną postawę bądź grupę społeczną?
Żywot Ziemowita zaczyna się w momencie, kiedy pojawiam się w stolicy (rok 2000), która jest dla mnie światem zupełnie nowym i niekontrolowanym. Aby zmienić ten niepokojący stan rzeczy, powołałem do życia Ziemowita… Pamiętam doskonale ten szczególny moment, gdy w pierwszym dniu zajęć na studiach siedzieliśmy – tzn. studenci – na trawniku i uczyliśmy się zapamiętać swoje imiona, a kiedy przyszła kolej na mnie, to powiedziałem, że nazywam się Ziemowit i tak po prostu powstał człowiek, któremu na bieżąco wymyślać musiałem życie, w które uwierzyłem zarówno ja, jak i całe moje otoczenie. Ziemowit trwał dobrych kilka lat, nie było jeszcze Facebooka i można było dość łatwo kreować nowe oblicze. Oczywiście była to pewnego rodzaju kreacja połączona z chęcią i możliwością rozpoczęcia wszystkiego od nowa. A wracając do drugiej części twojego pytania, to Ziemowit poświęcony i dedykowany jest kłamcom – można powiedzieć, że to grupa społeczna (śmiech), ludzie, którzy żyją zagubieni w stworzonych przez siebie rzeczywistościach.
Bardzo podobają mi się teksty z Ziemowita, więc podpytam o nie trochę. Najpierw Fan, w którym wokalista śpiewa, że jestem swoim największym fanem… Co chcesz przez to powiedzieć?
Kiedyś w trakcie wywiadu, na pytanie redaktora, które dotyczyło tego, czego aktualnie słucham, odpowiedziałem, że niezmiennie od wielu lat słucham wyłącznie siebie. Dzieje się tak dlatego, że od wielu lat żyję w nieustannym procesie twórczym, w którym albo tworzę nową muzykę, nagrywam ją, albo gram i promuje – trudno mi wtedy słuchać czegoś innego. Więc można powiedzieć, że ja naprawdę jestem swoim największym fanem. Jest to podejście z przymrużeniem oka, ale dzięki niemu można mówić niewygodną i zabawną prawdę. Fan to jednak głębsza historia niż tylko egoizm, chciałem pokazać tym tekstem, iż tego typu podejście doprowadzone do ekstremum może okazać się wielkim błędem. Gdy fan zaczyna nami rządzić, zaczynają się problemy w realnym życiu.
Utwór ten wpisuje się również w aktualny obraz świata, który rejestrowany jest za pomocą i z perspektywy obiektywu kamer telefonów komórkowych, które tłoczą do sieci niezliczone gigabajty nagrań i zdjęć. Właśnie dlatego technikę „selfie” Adminsitratorr Electro wykorzystał jako kanwę do stworzenia teledysku do Fana. W teledysku zobaczyć można mix wielu nagrań „selfie” wykonanych przez członków zespołu. W kadrach widzimy jak w wielu ciekawych miejscach członkowie zespołu wykonują playback swojego utworu. W celu zachowania pełnej realności członkowie zespołu kręcili filmiki sami w zaciszach swoich domów (zobaczyć możemy unikalne wnętrza prywatnych kuchni, łazienek, sypialni) lub przemykając po ulicach miast (np. Ho Chi Min City, Warszawa).
W telewizji gorzko akcentujesz rolę telewizji we współczesnym świecie. Nadal ona rządzi naszym życiem? Nawet pomimo faktu, iż odbiorniki telewizyjne powoli odchodzą do lamusa kosztem Internetu?
Uważam, że rządzi szczególnie w pokoleniu ludzi starszych, aktualnie pokolenie 35+. Uważam, że telewizja wyrządziła temu pokoleniu straszną krzywdę poprzez aplikowanie w bardzo krótkim czasie – od początku lat dziewięćdziesiątych – bardzo dużą ilość medialnej papki, która skrzywiła sposób postrzegania rzeczywistości tego pokolenia. Kraje zachodnie miały więcej czasu na poradzenie sobie z masowym przekazem informacji niż my. A Internet i nowe pokolenie w nim żyjące to następny etap, chyba jeszcze bardziej popieprzony niż telewizja, ale temat na zupełnie inną rozmowę.
Przykuwa nie tylko tytułem utwór La vagina de la muerte. Dla mnie to nieco przesadzona, lecz męska opowieść, no właśnie, czy na pewno o miłości do kobiety? O czym opowiada ten utwór?
Często jestem o to pytany (śmiech), chyba głównie przez tytuł, z którego jestem zadowolony. Odpowiadam na to pytanie podobnie – utwór jest mocno metaforyczny. Pozornie to szowinistyczne i niepoprawne spojrzenie na relacje damsko-męskie, jednak po chwili zastanowienia dojść można do prawdy, w której mężczyzna jest swoistym więźniem, niewolnikiem i cały czas walczy o życie uwięziony w tytułowej waginie śmierci. A dla mnie śmierć jest raczej kobietą (śmiech).
Na jaki cud czekają zakochani w piosence Czekamy na cud?
To piosenka o marzeniach, które jednak z czasem przeradzają się w coś nierealnego, dlatego nazywać zaczynamy je cudami. Jest to historia o umieraniu marzeń, które nie wytrzymują starcia z rzeczywistością, która działa niczym bezduszna korporacja, dla której mimochodem zaczynamy pracować i oddawać życie.
Podsumowując liryki na Ziemowicie, to wydaje się, że są one bardziej osobiste, skupione na relacjach damsko-męskich. Tak sobie to zaplanowałeś i wynikło to z pierwotnego planu na płytę? Czy jednak taka tematyka zdominowała płytę spontaniczne, w sposób naturalny? Dopytuje się, bowiem Sławnikowice – Zgorzelec 17:10 charakteryzowały się jednak bardziej uniwersalnym charakterem tekstów.
Ja powiedziałbym tak, że teksty na pierwszej płycie były bardziej czytelne, osadzone w rzeczywistości. W Ziemowicie jest bardziej intymnie choć dalej autobiograficznie – jednak słuchacz ma dużą dozę wolności interpretacyjnej dlatego spotykam się z różnymi odczuciami słuchaczy, co mnie bardzo cieszy. Uwielbiam teksty, które interpretowane są inaczej przez każdego – takie małe uniwersum.
Wracając jeszcze do debiutu… Od premiery Sławnikowice – Zgorzelec 17:10 minęły dwa lata. Czy z perspektywy czasu jesteście zadowoleni z efektu, jaki osiągnęliście na tej płycie? Zmieniłbyś coś na niej?
Absolutnie nie zmieniłbym nic – pierwsza płyta to nasz pierwszy krok w stronę brzmienia, które usłyszeć można na płycie Ziemowit. Nie jestem zwolennikiem zmian w płytach, które zostały zrealizowane w przeszłości, tworzone były one pod wpływem wielu warunków, które zaistniały właśnie wtedy i już nigdy więcej nie zaistnieją – to pewnego rodzaju zdjęcie. Wolę koncentrować się na nowych projektach.
Jakie są Wasze plany po wydaniu Ziemowita? Ruszycie w trasę koncertową z nowym materiałem?
Już 4 listopada ruszamy w trasę koncertową, po całej Polsce. Będziemy występować z takimi zespołami jak Das Moon, Komety. Wszystkie informacje znaleźć można na stronach internetowych. Tak więc serdecznie zapraszamy do poznania Ziemowita.
Dziękuję za rozmowę!
Fot: cantaramusic.pl