VüjekVäsyl

Żyjemy w kraju, w którym złoty środek trafił szlag – rozmowa z Tomaszem Wasyłyszynem i Ireneuszem Knyziakiem – muzykami formacji VüjekVäsyl

Formacja VüjekVäsyl powróciła z nową muzyką. O krążku zatytułowanym Vu=mc2 porozmawiałem z Tomaszem Wasyłyszynem, czyli Vüjkiem Väsylem, który jest głównym mózgiem całego przedsięwzięcia oraz z gitarzystą, Ireneuszem Knyziakiem. Zapraszam do lektury, szczególnie że panowie w swoich wypowiedziach nie ograniczali się do tematów czysto muzycznych.

Niewiele czasu – bo rok – minęło od premiery krążka Twarze Złe. Czyżby w projekt Vüjekväsyl wstąpiła nowa energia, że tak szybko nagraliście nowy krążek? Zmieniło się coś u Was od nagrania poprzedniego LP?

Vüjek Väsyl:  Myślę, że energia dalej jest na podobnym, wysokim poziomie. Proszę pamiętać, że między premierami dwóch poprzednich płyt też nie minęło dużo czasu. VüjekVäsyl jest projektem, który pierwotnie miał być „dowcipem”, a tu proszę, już trzecia płyta.

Ireneusz Knyziak: Nasz wydawca powiedział: “to najlepszy moment na trzecią płytę!”. A że wydajemy płyty własnym sumptem… Mieliśmy ochotę na nagranie płyty, pomysły na kolejne melodie, Väsyl ciekawe pomysły na teksty. Czego więcej potrzeba do nagrania płyty? Nie mieliśmy powodów, żeby się powstrzymywać i dusić zapał.

Nowa płyta charakteryzuje się spokojnym klimatem, a zapowiedzi prasowe mówią, że to najsmutniejsza płyta VüjkaVäsyla. Faktycznie płyta w porównaniu z Twarze Złe urzeka melancholią i tekstami pełnymi zadumy. Skąd ta zmiana?

VüjekVäsyl:  Bo ja wiem… są różne „zmiany”, wystarczy pośledzić nagłówki gazet. Może po prostu te zmiany nie nastrajają mnie optymistycznie. Z drugiej strony, klimat płyty, którą nagrywamy w naszym małym kolektywie, jest trudny do przewidzenia. Możemy sobie założyć, że płyta będzie np. „rockowa”, ale i tak produkt końcowy będzie w znacznej mierze barometrem nastrojów poszczególnych członków zespołu. Na pewno zaskakujące stało się wprowadzenie pianina, jako instrumentu na płycie. To wielka zasługa nowego członka zespołu – Adama Wasilkowskiego (znanego m.in. z Joanny Makabresku). Pianino nadało tym numerom nieco melancholii. Mój kolega z zespołu, Irek, nazywa tę płytę żartobliwie „kabaretem starszych panów” i myślę, że coś w tym jest :).

Ireneusz Knyziak: To nawet nie był żart. W kilku momentach ta płyta uruchamia moje wspomnienia w kierunku dokonań Panów Wasowskiego i Przybory. Nie widzę w tym nic złego. Ba! Dla mnie to porównanie skłaniające do dumy. Jest ciekawa linia melodyczna, jest czytelnie podany tekst z treścią. Wszystko się zgadza. A że cała płyta ma taki nastrój? Tacy byliśmy w momencie nagrywania tej płyty. Znak momentów w naszych indywidualnych historiach i suma zespołowej energii. Założenia były kompletnie inne. Nie uwierzyłbyś, gdybym teraz przytoczył wspomnienie planu na ten krążek. Zupełnie gdzie indziej chcieliśmy skończyć. Daliśmy się ponieść. Dobrze popłynęliśmy z nurtem. Nie zmagaliśmy się.

Czekam na jutro poświęcony został pamięci Dawida Bowiego. To ważny dla Was artysta? Jaki okres twórczości Bowiego cenicie najbardziej?

VüjekVäsyl:  Odejście Bowiego to była jedna z tych „zmian”, która była najsmutniejsza w ciągu dwóch ostatnich lat. W ogóle proszę pamiętać, że odeszło wtedy wielu artystów „z naszej półki”, co nie nastraja zbyt optymistycznie i zmusza do refleksji nad tym, jak zaplanować te 2, 3 dekady życia, które nam jeszcze zostały. I to przy bardzo pomyślnych wiatrach.

Bowie był dla mnie ważnym artystą i identyfikowałem się z nim – im byłem starszy, tym bardziej. Wbrew ogółowi nie jestem wielkim fanem „trylogii berlińskiej”, choć Heroes to jeden z moich ulubionych numerów. Najbardziej podobał mi się Bowie w latach 80. Płyta Outside, krytykowana przez większość tzw. znawców, to był prawdziwy strzał! Ponura, ultrapsychodeliczna, a przy tym bardzo przestrzenna. Poza tym płyta była taką zamkniętą opowieścią o detektywie Nathanie Adlerze. To chyba jedyna oprócz Ziggy Stardusta płyta Bowiego, która zawiera jakąś zamkniętą opowieść.

Ireneusz Knyziak: Dla mnie Ziggy i od Outside do końca. Blackstar miałem okazję odpalić kwadrans po rozpoczęciu sprzedaży w Polsce. Słuchałem tej płyty w pracy. Praktycznie to przestałem zajmować się tematami pracowymi na dwa odtworzenia. Byłem w poważnej rozterce. Z jednej strony techniczne aspekty produkcji i aranżu, a z drugiej zaskakujący smutek, powaga i odlot. Słyszałem Bowiego śpiewającego do mnie z kosmosu. Tyle że w jego przypadku to nie było większe zaskoczenie. A co do okresu z lat osiemdziesiątych – zaczynam dopiero odkrywać ten fragment historii. China girl miałem zakodowane jako pop z Wideoteki w telewizorze (śmiech). Jest w tym jakość Bowiego. Już to wiem.

W złotym środku śpiewasz, że musisz stanąć po jednej stronie, bo złoty środek trafił szlag. To dosyć nieciekawa konstatacja, bo wygląda na to, że w społeczeństwie brakuje miejsca dla osób o neutralnej postawie, że musimy stanąć zawsze po jakiejś stronie. Czyżbyś w tym tekście próbował opisać współczesną Polskę, która jest podzielona na pół i wydaje się, że nie da się jej już połączyć w całość?

Vüjek Väsyl: Nigdy nie chciałem zajmować się polityką. Ale żyjemy w kraju, w którym złoty środek rzeczywiście trafił szlag. Na temat tego, czy Polska została podzielona, czy nigdy nie została spojona, istnieją różne koncepcje. Jedna z nich (cytuję tu słowa publicysty) zakłada, że Polska od czasów „pana wójta i plebana” nic się nie zmieniła. Dalej są ci i są tamci. Niedawno rozmawiałem z kimś z mojej rodziny i usłyszałem ciekawą koncepcję. Otóż, przez ostatnie dwie i pół dekady wmawiano Polakom, że są tolerancyjni, otwarci, gotowi na daleko idące reformy, a może po prostu wcale tak nie było. Może po prostu zawsze byliśmy narodem zaściankowym, ksenofobicznym. Zawsze bardziej nas bolało, że sąsiad ma lepiej, nawet, jeśli wypracował swój majątek ciężką pracą i systematycznym poprawianiem swoich kwalifikacji. Ale jest jeszcze gwóźdź do trumny…. Otóż, rozmawiam z mężczyzną, który reprezentuje podobno te bardziej otwarte poglądy, zresztą był redaktorem w gazecie, którą obecnie uważa się za opozycyjną. Przeraziło mnie, jak przeszło pięćdziesięcioletni facet może być naiwny. Jakich argumentów używa, aby usprawiedliwić swój permanentny brak pracy. Jak niewiele się nauczył od ukończenia dyplomu… Nie uczył się języków, nigdzie nie był, nic nie widział. W ogóle obcowanie z rodakami nieco mnie przeraża, czemu daję z kolei wyraz w utworze W jakim oni mówią języku. No i z przerażeniem stwierdzam, że najlepiej się czuję, jak stąd wyjeżdżam, o czym z kolei mowa w utworze Przygoda zaczyna się od nowa. Gdy nie jestem Vüjkiem, pracuję jako lekarz i to dość sporo. Kiedy byłem ostatni raz w Szwajcarii (która z kolei jest dla mnie strasznie zaściankowa), gdzie mieszka mój syn, zacząłem wypytywać w aptekach o możliwość współpracy, gdybym tam wpadł na dłużej. Okazuje się, że nie ma żadnego problemu. Wszyscy wszystko „verstehen”, załatwianie stosownych papierów zajmuje chwilę, a specjalistów w mojej branży nie ma w ogóle, więc kto wie…

Ireneusz Knyziak:  Jako Polacy dajemy sobie coraz mniej zgody na neutralność. Musisz być z nami, bo jeśli nie, to jesteś przeciwko nam. A człowiek bez jednoznacznego poglądu….? O! To musi być jakiś szpieg albo kapuś. Z drugiej strony to, czym karmią nas media, uruchamia u ludzi myślących potrzebę opowiadania się po konkretnej stronie. Osobiście mam swoje poglądy polityczne, ale staram się nimi nie dzielić publicznie. Nie wypisuję manifestów i peanów pochwalnych dla moich faworytów politycznych… cholera, mam ich coraz mniej…. A z drugiej strony nie szkaluję drugiej strony. Ktoś w tym kraju walczył o demokrację. Wciąż nie potrafimy się nią posługiwać. Gdy chcę wyrazić moją polityczną opinię, to idę do urny wyborczej lub na referendum. Bo to moje prawo i obowiązek. I jestem tombakowym środkiem, bo nie mam kogo obdarzyć moim zaufaniem. To taka gorzka konkluzja.

W tekstach na Vu=mc2 dryfujesz po tematach społecznych. Nie miałeś ochoty, obserwując scenę polityczną, dołożyć w jednym z tekstów naszym politykom, czy jednak staracie się unikać takich tematów?

Vüjek Väsyl: Tak jak pisałem, nie bardzo mogę odnaleźć się po żadnej ze stron tego konfliktu. Popracuję parę lat i płyty VüjkaVäsyla  począwszy od szóstej – siódmej będę wydawał pewnie za granicą. To nie jest już moje miejsce.

Ireneusz Knyziak: Ewentualnie będziemy robić tłumaczenia płyty na przyszły język polski. A może dojdzie do tego, że się zradykalizujemy?! (śmiech).

Gdzie znajduje się Hotel Jardan? To prawdziwe miejsce? Jeśli tak to, dlaczego urosło do rangi tematu całej kompozycji? Co jest wyjątkowego w tym miejscu?

VüjekVäsyl: To bardzo ciekawa historia. Zacytuję w tym miejscu fragment mojej innej wypowiedzi. Kiedy byłem bardzo małym dzieckiem byłem dwukrotnie z rodzicami na południu Jugosławii (obecnie Czarnogóra). Wakacje były bardzo udane, wspominałem je całe życie. Mieszkaliśmy, jak to wtedy bywało, na skromnych kwaterach. Natomiast z okna mieliśmy widok na mały półwysep, na którym majestatycznie stał sobie elegancki Hotel Jadran. Był piękny: biały budynek na brzegu skalistego półwyspu robił kolosalne wrażenie. Pod hotelem stały drogie samochody, chodzili dobrze ubrani ludzie i przez następne cztery dekady hotel funkcjonował w mojej świadomości jako synonim nieosiągalnego luksusu.

Równo czterdzieści lat później w moim życiu nastąpił „hard reset”, bo udało mi się zakończyć niezbyt udane małżeństwo. Postanowiłem zabrać mojego sześcioletniego wówczas syna do miejsca, w którym sam przeżyłem najmilsze chwile swojego dzieciństwa. Dokładnie dzień po moim rozwodzie wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas przez Budapeszt do Podgoricy (dawniej Titograd). Drugi etap podróży odbywał się małym samolotem, który miał niehermetyzowaną kabinę, więc lecieliśmy na 3500 m tuż nad Bałkanami. Były w nim dwa rzędy nienumerowanych miejsc, dokładnie jak w tramwaju. Stewardessa czytała rozmówki cygańsko-angielskie, trzęsło jak jasna cholera, ale czułem się naprawdę wolnym człowiekiem. W dodatku miałem przy sobie synka, którego bardzo kocham i który zawsze był bardzo dzielnym podróżnikiem, a ta podróż była wyjątkowa. Podróż do moich korzeni, gdy sam byłem u rozstaju dróg, ale w moim życiu zaczął się lepszy moment. Zwiedzanie miasteczka po 40 latach było niesamowitym przeżyciem! Niewiele się w nim zmieniło, poznawałem stare miejsca; zresztą miałem zdjęcia, które zrobił mój tata 40 lat temu, i te zdjęcia zrobiły wśród lokalsów furorę. Natomiast okazało się, że nie ma już Hotelu Jadran! W Internecie nie ma żadnych danych na ten temat, ale hotel ucierpiał w czasie trzęsienia ziemi w 1979 roku, a dziesięć lat później, już jako pustostan, osunął się do morza. Podobno nikt nie zginął. Na jednym portalu społecznym, na naszym profilu, są zdjęcia hotelu Jadran „przed i po”.

Ireneusz Knyziak: Gdy usłyszałem od Vasyla tę historię,  zaczęła rezonować we mnie jej głęboka symbolika. Mocna i stabilna, na pozór, konstrukcja. Wyobrażenie mocy i majestatu. Być może źródło przekonań. Mentalna kotwica przytrzymująca w zasięgu ręki wspomnienia. Każdy może nazwać to po swojemu. I nagle okazuje się, że już tego nie ma. Zapadło się, przepadło w morskich falach, rozpłynęło się. Co dzieje się z tym, co symbolizowało w naszej wyobraźni? Od pewnego czasu jest to dla mnie bardzo interesująca tematyka. Zmaganie się, radzenie sobie z wyobrażeniami, przekonaniami, dążenie do zmiany albo dawanie sobie zgody na to, co dzieje się w naszym życiu.

W jakim oni mówią języku ma nieco przerażający wydźwięk. Dlaczego bohater tej piosenki nie jest w stanie porozumieć się z otoczeniem? Ten kawałek to studium wyobcowania jednostki w społeczeństwie? Czy jednak, co innego miałeś na myśli tworząc ten kawałek?

Vüjek Väsyl: …albo studium wyobcowania społeczeństwa od jednostki. Moja narzeczona jest psychologiem, ale zazwyczaj nie podejmuje się interpretowania tego, co się dzieje w mojej głowie. Początkowo zastanawiałem się, czy w ogóle ten numer powinien znaleźć się na płycie i czy nasze wiecznie zadowolone z siebie społeczeństwo w ogóle przyjmie do wiadomości, że ktoś ich nie kuma. Odpowiem grzecznie tak: to nie jest kwestia tego, że świat, który mnie otacza, zmienił się nie do zaakceptowania, tylko moja możliwość akceptacji tego, co się dzieje, spadła do zera.

Ireneusz Knyziak: Też jestem psychologiem i nie podejmuję się interpretowania tego, co dzieje się w głowie Väsyla. (Śmiech) Też coraz mniej rozumiem. I to skłania mnie do wytężonej pracy nad zrozumieniem. Czuję potrzebę słuchania argumentów. Mam na to gotowość. Wiele energii pochłonęło nauczenie się tego, co jest obecnie ogromnym deficytem społecznym. Ludzie nie porozumiewają się ze sobą. Ludzie wyrzucają z siebie ogromne ilości komunikatów. I nie jest ważne, czy nadawca zrobił to zrozumiale, a odbiorca należycie odebrał intencję. Nie dopytujemy. Coraz rzadziej mówimy wspólnym językiem. Nie słuchamy z chęcią zrozumienia. Słuchamy po to, żeby usłyszeć moment, w którym jest nasz czas na odpowiedź. I odpowiadamy tak, jak jest nam wygodnie. Nie zaś tak, żeby nawiązać do kontekstu rozmówcy. I tak rozumiem ten tekst. Ciężka to prawda. Zacznijmy się słuchać i rozumieć, o czym faktycznie rozmawiamy. I rozmawiajmy o sprawach ważnych. Okazujmy zainteresowanie ludziom z naszego otoczenia. Usłyszmy to, co do nas mówią, a nie to, co chcemy lub nie chcemy usłyszeć. To taki apel.

Vüjekväsyl - Czekam na jutro

Jaka jest geneza Marymonckiego Szamana? To chyba najbardziej zwariowany tekst na płycie…

Vüjek Väsyl:  Kolejna historia z dreszczykiem :). Chyba nigdy nie miałem okazji się pochwalić – jestem prawdziwym chłopakiem z Marymontu! W miejscu, gdzie milicja bała się wjechać, gdy coś się działo, spędziłem całe dzieciństwo i młodość. Już jako student poznałem starszego pana, który mieszkał na ogródkach działkowych przy Kępie Potockiej, bo po rozwodzie został bez chaty. Opowiadał, że jak wraca do domu nad ranem znad Kanałku Marymonckiego, to przy stawach Kellera widzi czasem duchy w hitlerowskich hełmach. Tłumaczył, że w czasie powstania jakiś nierozsądny niemiecki patrol zapuścił się na Marymont, ale miejscowi żule zgotowali mu piekło i że to są nazistowskie duchy. Nazywałem tego pana marymonckim szamanem.

Ireneusz Knyziak: W wersji koncertowej ten numer łapie inną energię. Jest niezły odjazd! A Stawy Kellera to mało znany, bardzo malowniczy zakątek w tej części Warszawy. Odkryłem go niedawno. Ma ciekawą energię. Może dzięki duchom? (śmiech).

Skąd pomysł na to, aby słynny wzór Einsteina przerobić na tytuł płyty? Za wzorem Vu=mc2 kryje się jakaś tajemnica?

VüjekVäsyl: Zacznijmy od tego, że początkowo miało być  Vu=mc3, bo to trzecia płyta.  Jest to wzór na życie à la Vujekvasyl, tylko jeszcze nie do końca wiem, co on oznacza.

Myślę, że przy pewnym ciężarze, jaki niesie ze sobą płyta, ucieczka w stronę matematyki jest sprytnym wybiegiem, żeby przynajmniej na okładce nie było społecznej polemiki.

Planujecie koncerty z nową muzyką? Jeśli tak, to gdzie można Was zobaczyć?

Vüjek Väsyl: Planujemy, ale na razie nie mamy jeszcze większych zaproszeń typu Wembley albo Łużniki (śmiech). Kilka dni temu zagraliśmy bardzo udany, acz kameralny koncert w warszawskim Spatifie. Tuż po wakacjach zagramy na pewno kilka koncertów w Warszawie i okolicach, o czym będziemy niezwłocznie informować na naszej stronie i na portalu społecznościowym.

Ireneusz Knyziak: Koncerty bardzo chętnie. To ważny element w promowaniu płyty i budowaniu wizerunku oraz pozyskiwaniu nowych słuchaczy. Chociaż rynek koncertowy dla tak niszowych kapel jak nasza jest coraz trudniejszy. Jednak w koncertach jest siła. Osobiście lubię nadawać materiałowi z każdej kolejnej płyty żywą energię. Trochę się o to spieramy w składzie. Jest frakcja “wersji płytowych” i jest frakcja “live”. Oczywiście wszystko w przyjacielskiej atmosferze. A jaki jest efekt? Zapraszamy na koncerty, jeśli chcecie się przekonać.

Jak wspominałem na początku, imponujące jest tempo wydawania Waszych płyt. Myślisz już nad kolejnym kompozycjami?

Vüjek Väsyl:  No pewnie!  Vujek 4 jest już na moich deskach kreślarskich. Jak pogramy trochę koncertów, to znowu zacznie się fascynująca praca nad wymyślaniem nowych numerów. Prawdę mówiąc, jest to ten etap pracy, muzyka, którą lubię najbardziej. Mam wspaniałych kolegów w zespole. W czasie wymyślania numerów spotykamy się w mniejszych grupach i robimy najpierw to, potem tamto. Przy okazji spędzamy bardzo miłe chwile, rozmawiając  „o życiu”.

Ireneusz Knyziak: Rzeczywiście pojawiło się już hasło: “kolejna płytę nagramy w… i będzie jak…”. Czyli myśl już jest uruchomiona. Za jakiś czas zobaczymy, co i kiedy z tego wyjdzie. No i zobaczymy, jaka filozofia pracy nad płytą weźmie górę tym razem. Mam swoje propozycje. Pogadamy o tym po wakacjach. Może będą ku temu okazje podczas podróży koncertowych? (śmiech).

W ostatniej naszej rozmowie, rok temu, powiedziałeś, że Cytadela kiedyś jeszcze powróci. Zmieniło się coś w tym temacie od tamtego okresu?

VüjekVäsyl: Cytadela przeszła na przedwczesną emeryturę (w związku z obniżeniem wieku emerytalnego), ale na pewno powróci. Nie w tym roku, nie w następnym, ale powróci. I obiecuję, że warto będzie poczekać!

Dziękuję za rozmowę!

Fot.: cantaramusic.pl

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *