Popsysze

Jądro ciemności – Popsysze – „Kopalino” [recenzja]

Popsysze na swoim nowym albumie niewątpliwie zabili mi ćwieka. Kopalino pokazuje światu, że trio nie zamierza zamykać się w stylistycznym kokonie, a wręcz przeciwnie. Nowy krążek jest dowodem na to, że zespół wydaje się posiadać wręcz nieograniczoną, artystyczną wyobraźnię.

Na pierwszych dwóch płytach formacji mieliśmy piosenki – ogólnie rzecz biorąc. Niektóre charakteryzowały się większą przebojowością, chwytliwością, a niektóre, z naciskiem na drugi LP, zatytułowany Popsute, dryfowały w kierunku, jaki zespół ostatecznie obrał na Kopalino. A jest to płyta ambitna, niejednoznaczna, pełna frapujących eksperymentów z brzmieniem i formą.  Zespół zamknął się, tworząc ten materiał, w sali prób umiejscowionej w kaszubskiej wsi Kopalino, izolując się od świata. I jak sami muzycy opowiadali w wywiadach, nie mieli specjalnych oczekiwań przed rozpoczęciem prób. Chcieli zupełnie na luzie sprawdzić, co wyjdzie ze wspólnego grania i ewentualnie zarejestrować swoje pomysły na taśmie.

No i wyszedł z tego cały album, przepełniony fantastycznymi, wciągającymi, trudnymi do jakiejkolwiek kategoryzacji i zaszufladkowania dźwiękami. Dużo tutaj swobodnej formy, luźnego podejścia do aranżów. Zespół uwolnił się z reżimu kompozycyjnego, jakim charakteryzują się piosenki. Dzięki czemu mamy na Kopalino takie cudeńka, jak rozwibrowane Pobrzeże, które stylistycznie, jeżeli już musimy, możemy śmiało umieścić gdzieś pomiędzy psychodelią a space rockiem. Nie inaczej jest z kompozycją otwierającą album. To bardzo obrazowa muzyka, ochoczo działająca na wyobraźnię. Tudno na przykład nie wizualizować mrocznych wizji we własnym umyśle, słuchając niepokojącego, mrocznego Kurhanu. Zachwycają folkowe inklinacje w kompozycji zatytułowanej Słońce, a kończąca płytę Latarnia przytłacza gęstą atmosferą. Nie będę ukrywał specjalnie, że to właśnie instrumentale mnie najbardziej zachwyciły na Kopalino.

Nie znaczy to, że „piosenkowe” momenty są słabe. Wręcz przeciwnie. Energiczny, hałaśliwy, z galopującym basem track Linia numer osiem, to dowód, że Popsysze nie stracili umiejętności grania piosenek. Jednak określenie „piosenka” jest tutaj zdecydowanie zbyt dużym uproszczeniem. No, chyba że można uznać za takową baśniową, delikatną Kasienkę czy opartą na hipnotycznej, rytmicznej figurze perkusji i basu Powiedz co widziałeś.

Dobrze, że Popsysze na trzeciej płycie postanowili pójść nieco w innym kierunku. Trio stworzyło płytę wciągającą w swój własny, niełatwy do porównania z czymkolwiek innym, świat dźwięków, które potrafią zawładnąć słuchaczem, pozostawiając go kompletnie zdezorientowanym. Tak było w moim przypadku, bo nie będę ukrywał, że ociągałem się z napisaniem tej recenzji z prostego powodu. Ta płyta nie od razu ukazała mi swoje piękno. Musiałem wiele razy ją przesłuchać, przetrawić, poznać z każdej strony, aby docenić kunszt i ekspresję muzyków formacji Popsysze. Kopalino to nie album na jedno czy dwa przesłuchania – raczej zaprasza nas do dłuższej wędrówki, która niejednokrotnie zbacza z utartego szlaku. Na pewno nikogo, kto z tą płytą się bliżej spotka, nie pozostawi obojętnym.

Popsysze - Kopalino (Full Album) 2017

Fot.: Nasiono Records

Popsysze

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *