mepharis

Życzenie śmierci – Mepharis – „Rebirth” EP [recenzja]

Poznański skład Mepharis może nie nagrał najlepszego materiału w rodzimym undergroundzie w tym roku, ale niewątpliwie okładka Rebirth jest mocnym kandydatem do obrazka roku, w kategorii grafiki zdobiącej płytę. Tak sugestywna i doskonała, aczkolwiek prosta w wykonaniu okładka nie może zwiastować słabej muzyki. I faktycznie tak jest – Rebirth mimo że nie jest wbrew pozorom najnowszą muzyką stworzoną przez Mepharis, doskonale prezentuje duże możliwości tego składu.

Na początek nieco historii. Kapela powstała w 2007 roku. Trzy lata później doczekała się pierwszej demówki, zatytułowanej niezwykle sugestywnie – Suicide Avenue. A kolejne trzy lata później własnym nakładem wydała Sic Luceat Lux. Miałem okazję posłuchać debiutu i jeszcze o nim napiszę parę słów w najbliższej przyszłości, lecz warto podkreślić, że Mepharis uprawia zgrabne połączenie death i doom metalu. Z jednej strony słuchacz jest atakowany grobowym growlem Przemysława Cygańczuka, natomiast gitary wspomnianego już Cygańczuka i Marcelego Pociechy obok soczystego riffowania potrafią pięknie zapłakać, niczym u mistrzów doom metalowego grania.

Na właściwą treść EP Rebirth składają się dwie autorskie kompozycje, które pochodzą jeszcze z Sic Luceat Lux. Zostały one porządnie przemeblowane, na nowo zaaranżowane i ponownie nagrane w Left Hand Studio. Niewątpliwie czas pozwolił na to, aby zespół przemyślał te kawałki i je po prostu dopracował. Na pierwszy ogień idzie klimatyczny Dance of Memories. Nie będę ukrywał, że po spokojnym wstępie zostaniemy zaatakowani death metalowym ciosem, w trakcie którego głowa sama się zbiera do headbangingu (niestety włosów brak). To doskonale świadczy o Mepharis. Kawałek wchodzi momentalnie i „bez popity”, natomiast dalej zostaje urozmaicony doomowymi zwolnieniami. Najważniejsze, że muzyka Mepharis jest uporządkowana, brak w niej jakiegokolwiek chaosu. Podobnie rzecz ma się z melancholijnym, mniej deathowym Hermit’s Tale, który z miejsca przykuwa pięknym tematem przewodnim gitary.

Obok własnych kompozycji zespół wplótł na płytkę dwa covery. Pierwszy to nieśmiertelny kawałek Anathemy – A Dying Wish, który idealnie pasuje na tę epkę. Drugi cover to Sepultura z czasów Chaos AD. Nie ukrywam, że byłem zaskoczony, jednak Mepharis idealnie oddali pierwotną wściekłość i agresję oryginalnego wykonania kapeli braci Cavalera. Kończąc recenzję, muszę przyznać, że muzycy Mepharis, w porównaniu do debiutu, okrzepli, nabrali doświadczenia, co, jak sądzę, zaprocentuje na kolejnej płycie, która – mam nadzieje – pojawi się na powierzchni w niedługim czasie. Wygląda na to, że mieszanka death i doom metalu nie jest jeszcze martwym gatunkiem.

Mepharis - A Dying Wish (Anathema cover) - EP Rebirth '16

Fot.: Silent Assassin Promotions/Mepharis

mepharis

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *