Gdzieś pośród wielu nowości, które mogliśmy zobaczyć w ramach MFF Młode Horyzonty (tak samo w wersji kinowej, jak tej online), zauważyłem perełkę zeszłorocznego Millenium Docs Against Gravity. Dziewczyńskie historie wyróżniły się w moich oczach w głównej mierze dlatego, że już od dłuższego czasu ten „projekt” był widoczny na branżowym horyzoncie. I choć w konkursie dokumentów w ramach festiwalu film przegrał ze Światłem (2023) w reżyserii Sarah Lederman, to mimo to poszedłem na seans pełen młodopokoleniowej nadziei.
Poza tym Dziewczyńskie historie to reżyserski debiut Agi Borzym, co stanowiło kolejny element ekscytacji. W dokumencie, podobnie jak w fabule, debiut często stanowi najszczerszy moment filmowej kariery. Również czasu na przemyślenia, a potem na preprodukcję jest zdecydowanie najwięcej. Spokojnie obserwowałem, jak projekt został nagrodzony na Doc Lab 2021 oraz Sunny side of the doc tego samego roku. Gotowy dokument, najpierw prezentowany na międzynarodowym forum Kino Dzieci Industry, również dwa lata temu, swoją światową premierę zaliczył na wspomnianym MDAGu w 2023 roku, by trafić do regularnej kinowej dystrybucji 12 października 2023.
Niedługi, bo trwający godzinę film, to dosyć intymna rozmowa widza z dwiema dziewczynami, które pojawiają się na ekranie: Jagody i Zuzi. Obie są dla siebie dobrymi przyjaciółkami, choć chodzą do innych szkół. Spotykają się na skwerze albo placu zabaw – to tam dzieją się rzeczy na tyle magiczne i ważne, że dały Adze Borzym powód do nakręcenia o tym filmu. Bohaterki mają dwanaście lat, czyli są w wieku, w którym przeciętna dziewczyna po raz pierwszy miesiączkuje. To właśnie rozmowa o tej delikatnej kwestii w gronie znajomych zrodziła w głowie reżyserki pomysł, do którego została dobudowana cała kobieca perspektywa. Zaczynając od wszechobecnych pierwszych razów: nie tylko miesiączek, ale też buntów, pocałunków i w ogóle miłości, kończąc na stopniowo dostrzeganej mizoginii oraz nierówności płciowej.
Gdzieś pomiędzy, choć jedynie między wierszami, znajduje się młodzieżowy worek kompleksów, który nastolatkowie skutecznie zakładają sobie na głowę. Bo w końcu jedno liceum jest lepsze od drugiego, to znaczy znajduje się wyżej w „rankingach”, a przecież z dziecięcej perspektywy właśnie od niego będzie zależeć nasza przyszłość. Dylemat szkoły średniej można by pewnie wrzucić do wspomnianego grona pierwszych razów, bo dla wielu jest to pierwsza (nie)ważna życiowa decyzja, którą trzeba podjąć. Kobieca perspektywa dodaje nam również pierwsze makijaże, a tym samym, co łączy się z dojrzewającym ciałem, pierwsze myśli o swojej atrakcyjności wobec rówieśników. Naprawdę szkoda, że Borzym nie zatrzymuje się zbyt długo na tych kwestiach, które, jak podejrzewam, mogłyby nadać Dziewczyńskim historiom nieco mniej frywolny wydźwięk.
Reżyserka skupia się za to na okresie bezpiecznego buntu i płciowego konwenansu, który dotyka bohaterki. Zuzia prowadzi ze swoją mamą niekończące się dysputy na temat zbliżającego się balu ósmoklasisty, na którym jej córka będzie tańczyć poloneza. Sęk w tym, że w pełni dziewczęca klasa Zuzi, nie pozwala jej na taniec z konwencjonalnym partnerem, czyli mężczyzną. Oliwy do ognia dolewa koncept szkolnych mundurków, w które, zamiast szykownych sukien, mają być ubrane dziewczynki. To wszystko budzi sprzeciw – teraz, jak nigdy wcześniej, coraz bardziej świadomy i sensownie uargumentowany, na który bezradna rodzicielka może tylko wzruszyć ramionami i powiedzieć: „taka jest tradycja”.
Pojawiają się również teksty dotyczące płciowych różnic, które dziewczyny stopniowo zaczynają nie tylko zauważać, ale i bezpośrednio odczuwać. Jak Zuzia sama wspomina, dopiero teraz wśród rówieśników nastąpiło „wymieszanie”; chłopcy zadają się z dziewczynkami, a dziewczynki z chłopcami. Każdy z nich wyszedł ze swojej płciowej bańki, co automatycznie spowodowało, że niewinne chłopięce „fuj” wypowiadane choćby na wzmiankę o kobiecej menstruacji, jest odczytywane jako coś znacznie poważniejszego niż chwilowa odraza. Myślę, że to Adze Borzym udało się w tym filmie najlepiej – edukowanie, bardzo przystępne i bezpośrednie, unaoczniające problemy tu i teraz, które niewątpliwie rezonują z młodą publiką. Trudno mi w tym wszystkim uwierzyć w społeczną samoświadomość nastoletnich Jagody i Zuzi, ale trzeba przyznać, że Dziewczyńskie historie fundują solidną lekcję wychowania do życia w rodzinie, której tak bardzo brakuje w polskiej szkole.
Patrząc szerzej, należy docenić w pełni feministyczny projekt: za scenariusz, zdjęcia, muzykę i montaż filmu również odpowiadają kobiety. Choć faktem jest, że „kobiece spojrzenie” w światowym kinie bywa coraz szerzej obecne, to dalej podział sił w branży nie osiągnął w tej kwestii swojego ekwilibrium. Może nie ponadczasowo ani wyczerpująco, ale jednak świadomie Dziewczyńskie historie dokładają swoją cegiełkę i tutaj.
Fot.: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty