Plaster miodu – Eva Cassidy – „Nightbird” [recenzja]

Eva Cassidy to jedna z tych artystek, która rozgłos, uznanie i miliony sprzedanych płyt uzyskała dopiero po swojej śmierci. Przedwczesna śmierć artystki jest – można to śmiało powiedzieć – dużą stratą dla świata muzyki i dziś można tylko gdybać, co by było, gdyby wokalistka nie zaniedbała swojego zdrowia, a co za tym idzie nieodpowiednio wcześnie wykryty nawrót choroby nowotworowej nie zakończyłby jej życia w wieku 33 lat. Jej wokal kojarzy się z niebywałym ciepłem, które rozchodzi się po wnętrzu słuchacza z każdą przesłuchiwaną piosenką. Wydany miesiąc temu album Nightbird, będący trzypłytowym zapisem koncertu z 3 stycznia 1996 roku w jazzklubie Blues Alley w Waszyngtonie jest uznany za najlepszy występ w całym dorobku Evy Cassidy. To jazzowa, pełna melancholii podróż, która nakazuje przystanąć na moment w tym – jakże zabieganym – świecie.

Jak już wspomniałem wcześniej – wydawnictwo Nightbird składa się z 2 płyt cd, na których możemy usłyszeć w sumie 33 piosenki, w tym znalazło się miejsce dla ośmiu wcześniej nie publikowanych, co stanowi nie lada gratkę dla fanów artystki. Jakby tego było mało – trzeci krążek to DVD z zapisem koncertu w nieśmiertelnym Blues Alley. Koncert co prawda powtarza piosenki zawarte na płytach, jednak czym innym jest samo wsłuchiwanie się w piękny głos Evy Cassidy, a czym innym obserwowanie tego, jak bardzo żyła muzyką, oraz ile emocji uchodziło z niej wraz z każdą frazą poszczególnych utworów. Nawet nie z każdą frazą, ponieważ wyraz twarzy Amerykanki tylko podczas grania na gitarze wyrażał więcej niż kilkaset słów. Mimo iż koncert trwa tylko 55 minut, po upłynięciu tego czasu czujemy się przepełnieni urokiem Evy Cassidy, pozostaje w nas nutka nostalgii, cudowne odprężenie i… tak właściwie, chętnie zaczęlibyśmy od początku.

Nightbird w większości składa się z przeróbek znanych wszem i wobec utworów, takich jak What a wonderful world, Time after time, Over the Rainbow, Cheek to Cheek czy chociażby Son of a Preacher Man. Na szczęście nie jest to (i nigdy nie powinno być tak postrzegane) wada. Eva Cassidy swoim głosem, interpretacją nadaje zupełnie nowy, często niespodziewany wydźwięk poszczególnym kompozycjom. Mimo faktu, iż przecież większość z nas zna na pamięć słowa wspomnianych tu piosenek, w wykonaniu docenionej na światową skalę dopiero pośmiertnie artystki zyskują nierzadko inny sens, a niekiedy Eva Cassidy wydobywa z – bądź co bądź – wyświechtanych tekstów, głębsze dno. Oczywiście puryści, przywiązani do oryginalnego wykonania i tak będą kręcić nosem, ale w moim przekonaniu nie sposób nie docenić artyzmu wokalistki.

Jakiś czas temu spotkałem się ze stwierdzeniem, że amerykański aktor – Morgan Freeman – ma miodowy głos, którego słucha się z niezakłamaną przyjemnością. Niniejszym ogłaszam, że Eva Cassidy również posiada takowy, tyle tylko, że jest to inny gatunek miodu. Słuchanie płyty Nightbird to uciecha dla uszu. Mógłbym jeszcze rozpływać się nad mocnymi stronami barwy, umiejętnościami wokalnymi, czystością śpiewania lub skalą głosu. Pytanie tylko: Po co? Posłuchajcie sami:

Eva Cassidy - Fields of Gold

Nightbird to taka płyta, którą wielu miłośników muzyki powinno posiadać w swoim domowym zbiorze. Choćby z tego względu, że jest to kawał muzycznej historii lub dlatego, że Eva Cassidy łagodzi obyczaje. Oczywiście każdy może słuchać omawiane tu wydawnictwo jak chce, jednak ja bardzo lubię włączyć Nightbird po całym tygodniu pełnym zabójczego tempa, zdecydowanie zbyt wielu nocy z deficytem snu, stresu i odpłynąć, zatracić się w opowieści, jaką snuje amerykańska wokalistka. Autentycznie odpoczywam psychicznie już po kilku piosenkach. Rzecz jasna, taka muzyka nie trafi do wszystkich, ale to nic. Dla osób, które mają choć odrobinę wrażliwości, a nazwisko Cassidy dotychczas niewiele im mówiło – będzie to małe i przyjemne odkrycie. Czy polecam płytę? Myślę, że jest to pytanie retoryczne.

Fot.: Warner Music Poland

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *