Siła rodzinnych więzi – David F. Sandberg – „Shazam” [recenzja]

Wytwórnia Warner Brothers wraz ze swoją franczyzą DC Comics od dawna już, także ze względów objętościowych, ale przede wszystkim frekwencyjnych oraz artystycznych, pozostawała daleko w tyle za konkurencyjnym disnejowskim Marvelem, który wciąż jest dla tego studia niedoścignioną, jeśli chodzi o wyniki finansowe, kurą znoszącą złote jajka. Dopiero od niedawna, za sprawą sukcesów udanych produkcji, jakimi były Aquaman, a wcześniej Wonder Woman (o której notabene mówiło się nawet w kontekście stanięcia w oscarowych szrankach), walka dwóch wielkich hollywoodzkich wytwórni zdaje się być względnie przynajmniej wyrównana. Zapowiedzi dotyczące realizacji indywidualnych opowieści o Jokerze oraz Harley Quinn są w tym kontekście jeszcze bardziej intrygujące.

Na tle śmiertelnie poważnych, mrocznych oraz przepełnionych patosem sag o Supermanie i Batmanie, lekki, luzacki, komediowy Shazam jest zaskoczeniem, jednak to, co w odniesieniu do DC Comics zdaje się być przełomem, w przypadku Marvela jest standardem. Luminarze zarządzający Warnerowską fabryką snów dość późno skonstatowali się w zakresie tego, co jest decydującym czynnikiem determinującym sukcesy rywalizującego z nią studia. Strategia definiowania konkretnych komiksowych superherosów w ramach dostępnych konwencji gatunkowych znalazła w filmie Sandberga swój pełen wyraz. W istocie bowiem mamy w tym miejscu do czynienia z familijnym coming of age dla nastolatków, przyobleczonym tylko w schemat opowieści o bohaterze wyposażonym w ultramoce.

Notabene struktura filmu Shazam nie jest wcale odkrywcza, albowiem wykorzystano tutaj klasyczną narrację z obszaru origin story prezentującą krok po kroku narodziny jeszcze niezdefiniowanej figury nadczłowieka. Przy tym wszystkim jest to jednak niegłupi film o potędze rodzinnych więzi, które zresztą nie muszą mieć charakteru biologicznego, ale być wynikiem przebywania w rodzinie zastępczej. Oczywiście w tezie mówiącej o konieczności pielęgnowania familijnych uczuć nie ma niczego odkrywczego, ale przesłanie filmu, w jakiejś mierze nacechowane dydaktyzmem, nie czyni tego w sposób nachalny, nie stając się ckliwą laurką. Wynika to zapewne z faktu, że film okraszony został dużą dawką humoru, inkrustowanego autentycznie poruszającymi momentami wzruszenia, w szczególności wtedy, gdy główny bohater, Billy Batson, podejmuje usilne próby mające na celu odnalezienie swojej matki.

Fakt przypadkowej przemiany w przegiętego wizerunkowo Shazama daje w filmie także asumpt do refleksji na temat współczesnych, zwłaszcza męskich, ról kulturowych w społeczeństwie. Wybrzmiewa to tak na tle adwersarza tytułowego protagonisty – kampowo demonicznego doktora Sivany – jak i niepełnosprawnego, przybranego brata Billy’ego Freddy’ego. Na tym tle formułuje się jeszcze, stricte insajdersko komiksowy wątek losowości superbohaterskiego dotknięcia. Otóż logika wskazywałaby na to, że to zafascynowany komiksem Freddy, a nie obojętny wobec tej pasji Billy, dostąpi łaski, co jednak się nie dzieje.

Kwestia komiksu została przy tym potraktowana z dużą dozą ironii przez twórców. Świat, w którym funkcjonują bohaterowie, jest uniwersum, gdzie superbohaterowie nie są papierowymi figurami z kart opowieści obrazkowych, ale równorzędnymi celebrytami, gdzie używanie przez nich nadzwyczajnych umiejętności nikogo nie zaskakuje. Sam Shazam nakreślony został w tym uniwersum bardzo wyrazistą kreską. To absurdalnie umięśniony facet w czerwonym trykocie i ze staromodną peleryną na plecach. Komizm większości sytuacji wynika tutaj z faktu, iż Billy zamieniając się w latającego w przestworzach Shazama, pozostaje nastolatkiem w ciele dorosłego mężczyzny. Opowieści tej bliżej do takich wykwitów kina, jak Spider-man: HomecomingSpider-man: Uniwersum niż klasycznych wytworów tak macierzystej DC Comics, jak i alternatywnej Marvel Comics. Takie porównanie wskazuje, że jest to wyborna, iskrząca się humorem inteligentna rozrywka.

 

Film obejrzeliśmy dzięki Cinema City


Przeczytaj także:

Recenzja filmu Spider-Man: Homecoming

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *