Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie

Wielogłosem o…: „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”

Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie zaskoczyło naszych redaktorów nie tylko świetnymi kreacjami aktorskimi, ale także samym pomysłem na film i jego realizacją. Choć podczas seansu wpatrujemy się wciąż w tylko jedno w zasadzie pomieszczenie i patrzymy tylko na siedmioro przyjaciół rozmawiających podczas wspólnej kolacji – ani na chwilę nie jest nudno. Włoska produkcja kipi od emocji, a zwrotów akcji również nie brakuje. Podczas zabawy, która opiera się na tym, że uczestnicy kolacji odczytuja na głos SMS-y, które do nich przyjdą, i odbierają rozmowy z włączonym głośnikiem, wychodzi na jaw wiele długo skrywanych tajemnic i bolesnych prawd, a to z kolei prowadzi do kłótni, wyrzutów, oskarżeń i… kolejnych tajemnic. Film z Kasią Smutniak w jednej z głównych ról (Polka wcieliła się zresztą w pomysłodawczynię tej „niewinnej” zabawy) dzięki Aurora Films można od jutra oglądać w polskich kinach studyjnych, a nam jest niezmiernie miło, że objęliśmy ten tytuł patronatem medialnym. Jeśli nie boicie się niełatwych rozmyślań, do których prowadzi film, koniecznie obejrzyjcie ten nietuzinkowy obraz. Tymczasem zapraszamy do lektury Wielogłosu, w którym Mateusz i Sylwia rozmawiają o tym, co najbardziej spodobało im się we włoskim obrazie, a co – jeśli w ogóle jest coś takiego – nie do końca wyszło jego twórcom.

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: W zasadzie nie miałam co do tego filmu żadnych konkretnych oczekiwań. Miałam co prawda nadzieję na udaną produkcję, po obejrzeniu której będę usatysfakcjonowana, ale na pewno nie spodziewałam się filmu, który bez reszty mnie wciągnie, mimo że poniekąd przyświeca mu zasada trzech jedności – miejsca, akcji i czasu. Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie to bowiem relacja z jednego wieczoru, a dokładnie z jednej kolacji, na jakiej spotykają się przyjaciele z okazji zaćmienia księżyca. Siłą rzeczy akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu. A jednak absolutnie nie jest nudno, a w miarę rozkręcania się akcji, trudno oderwać oczy od ekranu. Emocje buzują niemiłosiernie, a widz – mniej lub bardziej cierpliwie – czeka na kulminacyjny moment tego nietypowego “przedstawienia”

Mateusz Cyra: Ja z kolei sporo o filmie czytałem przed seansem i oczekiwania miałem spore. Na szczęście był to ten jeden z nielicznych wypadków, gdy film sprostał oczekiwaniom, a nawet okazał się być odrobinę lepszy, niż zakładałem. Włoska produkcja to ten rodzaj filmu, który podczas seansu przykuwa do fotela, sprawiając, że zapominamy o świecie, a tuż po napisach końcowych kłębi się w człowieku mnóstwo pytań, wątpliwości, przemyśleń i analiz. Wykorzystanie jako motywu przewodniego dla całej fabuły prostego eksperymentu socjologicznego było w tym wypadku istnym strzałem w dziesiątkę, a twórcy nie bali się pójść na całość w ukazaniu ludzkich przywar. Fenomenalna rozrywka!

PLUSY I MINUSY FILMU

Sylwia: Świetny pomysł na film i bardzo dobra jego realizacja to dwa najważniejsze atuty tej produkcji. Weźmy grono bardzo bliskich przyjaciół i sprawmy, aby ujawnili przed sobą wszystkie swoje sekrety (których jakoby nie mają), a wszystko to pod płaszczykiem niewinnej gry, która ma być tylko formą rozrywki… Przyjaciele (trzy pary i jeden mężczyzna, który przybył sam ze względu na gorączkę nowej partnerki) z wielkimi oporami i pod presją oskarżycielskich spojrzeń godzą się w końcu położyć na stole swoje telefony (nazwane przez pomysłodawczynię gry czarnymi skrzynkami) i odbierać wszystkie przychodzące w czasie kolacji połączenia przy włączonym głośniku, a także odczytywać na głos wszystkie SMS-y, jakie w tym czasie zostaną do nich wysłane. Zabawa wydaje się niewinna, zwłaszcza że każdy z jej uczestników zarzeka się, że nie ma absolutnie nic do ukrycia. Z czasem jednak okazuje się, że tajemnice to domena każdego z przyjaciół, a z każdą przychodzącą rozmową i wiadomością robi się coraz duszniej, coraz goręcej i coraz bardziej niebezpiecznie – a tym samym coraz bardziej wciągająco i interesująco z perspektywy widza. Do tych dwóch plusów należy także zaliczyć bardzo udane i bardzo, ale to bardzo naturalne aktorstwo, o którym będziemy wspominać później.

Co do minusów… W zasadzie chyba nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia. Za to Tobie nie podobało się chyba za bardzo zakończenie tej historii? Na tyle, byś zaliczył je jako minus filmu?

Mateusz: Nie, jednak nie na tyle, by uznać to za minus. Nie do końca podoba mi się finałowa scena, bo uważam, że summa summarum twórcy takim zakończeniem stają w obronie swoich bohaterów, z których przez całą produkcję szydzą i których dwulicowość wytykają przez większość czasu. Pozostawienie tej historii w taki sposób ma jednak i dobre strony, dlatego nie klasyfikuję tego jako minus tej opowieści. W ogóle uważam, że ten film ustrzegł się błędów i wad na tyle widocznych, by zaniżały one ocenę końcową i bardzo dobre wrażenie, jakie pozostawia po sobie seans. Dlatego też zgadzam się w pełnej rozciągłości z Tobą i tym, co wskazujesz jako siłę filmu Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. To świetnie skrojona, intelektualna rozrywka, która daje satysfakcję widzowi z tego, co obserwuje na ekranie. Bohaterowie są może i tylko zarysowani, a akcja goni akcję, ale jest w tej produkcji niepowtarzalny klimat, który sprawia, że żadna z tych rzeczy nie przeszkadza, bo i nie o to w tym wszystkim chodzi.

Sylwia: A ja scenę finałową uważam za niezwykle udaną i moim zdaniem twórcy w ten sposób wlali w serca widzów jeszcze więcej goryczy, niż kiedy odkrywali kolejne sekrety bohaterów. I zachowali jeszcze więcej realności. Zakończyli film tak, jak ta kolacja skończyłaby się naprawdę, a nie tak, jak wszyscy chcielibyśmy, aby się skończyła.

NAJLEPSZA SCENA

Sylwia: Prawda jest taka, że kiedy brzydkie sekrety przyjaciół zaczynają wychodzić na jaw jeden po drugim – każda kolejna scena skrzy się od emocji, wzajemnych oskarżeń, niedowierzania i żalu, a widz ma ochotę głośno wypowiadać raz za razem niecenzuralne słowa, komentując tym samym to, co dzieje się na jego oczach. W zasadzie więc mogłabym w tym miejscu wymienić każdą scenę, w której większe sekrety wychodzą na jaw. A jednak nie wiem, czy najmocniejszą z nich nie była ta, kiedy do Rocco zadzwoniła córka jego i Evy. Nie będę zdradzała, o co konkretnie chodziło, ale sam fakt, że nastoletnia córka zadzwoniła do ojca poradzić się go w kwestii damsko-męskiej (wszystko cały czas na głośnomówiącym!), podczas gdy jej matka jest terapeutką (i kobietą, i matką – jej matką), było wystarczająco bolesne dla siedzącej obok Evy. Takich sytuacji było naprawdę sporo. Podobnie jak z Cosimo – kiedy już myśleliśmy, że dowiedzieliśmy się o nim najgorszego, okazuje się, że to jeszcze nie wszystko… Jestem ciekawa, jaka scena Tobie najbardziej zapadła w pamięć jako najlepsza.

Mateusz: Było ich zdecydowanie za dużo, by wymienić tylko jedną. Również uważam za jedną z lepszych właśnie tę, podczas której Rocco rozmawia z córką o istotnym dla niej momencie w życiu. Nie bez powodu zresztą to wtedy między przyjaciółmi trwała najdłuższa i najbardziej wymowna cisza, która nie towarzyszyła bohaterom nawet wtedy, gdy na jaw wychodziły dramaty znacznie poważniejsze i głębsze.

Jednak jeśli mam wskazać najlepszą scenę i ograniczyć się tylko do tej jednej, to będzie to moment, w którym wychodzi na jaw orientacja seksualna jednego z bohaterów. Towarzyszące temu niefortunnemu “coming outowi” oskarżycielskie spojrzenia, wszędobylski wyrzut, brak zrozumienia wymieszany nawet z odrobiną pogardy i agresji – nie dość, że zostało to fenomenalnie napisane, to jeszcze aktorzy zagrali to równie dobrze. Przy czym, tak jak mówię – Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie obfituje w dobre sceny.

NAJGORSZA SCENA

Sylwia: Nie potrafię wskazać momentu w tym filmie, który określiłabym mianem najgorszej sceny. Ani razu podczas seansu się nie nudziłam, ani razu nie byłam zniesmaczona (nie liczę oczywiście zachowania niektórych z bohaterów, bo moralność postaci podczas omawiania najgorszych scen nie ma tu nic do rzeczy). Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie to naprawdę świetny film – dobrze zagrany, dobrze wyważony i dobrze pomyślany. Każda scena jest ważna, nie ma dłużyzn, akcja jest wartka i pełna emocji.

Mateusz: Nic dodać, nic ująć.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: W tej kategorii można by pisać i pisać. Choć twórcy nie pozwalają nam poznać żadnej z postaci dogłębnie, bo w ciągu nieco ponad półtorej godziny przedstawiają nam siedem osób, to mamy o nich takie pojęcie, że wiele możemy sobie wyobrażać i dopowiadać, a to z kolei sprawia, że ich charakterystyki stają się jeszcze bardziej skomplikowane i mniej płaskie, niż gdyby zostało im poświęcone kilka godzin seansu z dogłębną analizą psychologiczną.

Mateusz: Cieszę się, że o tym wspominasz, bo jest to jeden z elementów filmu, który bardzo przypadł mi do gustu – żaden z bohaterów nie został konkretniej przedstawiony, wszystkich znamy z perspektywy reszty przyjaciół oraz z ich przygotowań do odwiedzin u Evy i Rocco, ale nie sprawia to wcale, że odczuwamy jakiś brak czy niedopowiedzenie, a całą resztę możemy – jak już wspomniałaś – dopowiedzieć sobie sami wraz z kolejnymi scenami. Fajny zabieg!

Sylwia: Na uwagę na pewno zasługuje grana przez Kasię Smutniak Eva, której jedynym problemem, na początku filmu, wydaje się być niełatwa relacja z dorastającą córką. Kobieta i dziewczyna nie dogadują się, nie potrafią znaleźć wspólnej płaszczyzny, na której mogłyby się porozumieć. Z czasem jednak okazuje się, że to niejedyny problem Evy – jej małżeństwo również zaczyna się rozpadać, ponadto na jaw wychodzi fakt, że kobieta zdecydowała się powiększyć piersi, co nie mieści się w głowach jej przyjaciółek przez wzgląd na zawód, jaki Eva wykonuje. Skoro bowiem terapeutka nie potrafi zaakceptować własnego ciała, to jak mają sobie z tym radzić “normalne” kobiety, na przykład jej pacjentki.

Każdą z postaci można by omówić w podobny sposób – dość krótko, ale konkretnie. Najważniejsze jest jednak to, że każda z nich kłamie, oszukuje i zataja, oczekując jednocześnie, że wobec niej przyjaciel czy partner tak nie postąpi.

Mateusz: I to jest chyba kwintesencja tego filmu – na grupce tych konkretnych bohaterów twórcy pokazali ludzką hipokryzję, obłudę i jakieś takie ogólne wewnętrzne samoprzekonanie, że wszystko, co czynimy, jest jak najbardziej do usprawiedliwienia, jeśli tylko odpowiednio to uargumentujemy. Relacje międzyludzkie oraz – odrobinę to zawężając – damsko-męskie to niezwykle skomplikowana sprawa, ale nie będzie to z mojej strony żadnym wielkim odkryciem, gdy napiszę, że przynajmniej połowa tych komplikacji wynika z tego, że ludzie sami wszystko komplikują i psują coś, co funkcjonuje, działa i jakoś się sprawdza, szukając dziury w całym lub pragnąc jeszcze więcej, niż mają.

AKTORSTWO

Sylwia: Wszyscy aktorzy spisali się bardzo dobrze – już podczas pierwszych scen, kiedy przyjaciele są razem, w pełnym gronie, czuć między nimi swobodę i intymność (niepełną oczywiście, jak się później okazuje). Taka gra aktorska sprawia, że zaczynamy jako widzowie zwracać uwagę na niuanse – drobne gesty, ukradkowe spojrzenia, westchnięcia. A takich rzeczy w tym filmie jest sporo – im więcej rzeczy wychodzi na jaw, tym częściej będziemy oglądali kolejne osoby wlepiające wzrok w podłogę lub stół, mnące w rękach fragment koszuli czy sukienki albo bawiące się kieliszkiem. Mnie chyba najbardziej “uwiodła” jednak Alba Rohrwacher wcielająca się w rolę Bianki (swoją drogą, ciekawe, że zarówno prawdziwe imię aktorki, jak i postaci, w którą się wcieliła, oznacza ten sam kolor). Jej gra wydała mi się najbardziej naturalna, choć wpływ na to mógł mieć także fakt, że jej rola wymagała pewnej dozy dziewczęcości i uroku – zwłaszcza na tle innych postaci, w tym nieco dojrzalszych kobiet, które są już matkami. Jednak pozostali, jak na przykład Edoardo Leo wcielający się w Cosimo – świetnie zagrał mężczyznę, któremu bez problemu można uwierzyć, że do szaleństwa kocha swoja żonę, co jednak nie przeszkadza mu romansować z innymi – nie zawiedli. Również Valerio Mastandera jako Lele zagrał naturalnie i wiarygodnie, a scena, w której komplikuje się sprawa zamiany telefonów, zyskała dzięki niemu energii i dynamiczności. Nie widzę w gronie tych aktorów słabszego ogniwa – nie dość, że dobrze zagrali, to jeszcze zostali idealnie dobrani do swoich ról.

Mateusz: To prawda – dobór aktorów do poszczególnych bohaterów jest bardzo dobry i wszystko było zagrane i zgrane na tyle dobrze, że nawet nie przeszło mi przez głowę, by szukać alternatyw dla poszczególnych postaci. Moim zdaniem nikt nie wybija się na tle pozostałych, nawet mimo faktu że taki Marco Giallini (Rocco) czy Giuseppe Battiston (Peppe) mają odrobinę mniejsze role niż towarzyszący im aktorzy. A to też jest sztuka, aby przy tak sporej ilości pierwszoplanowych postaci znaleźć i utrzymać równowagę między nimi, a to udało się zarówno reżyserowi, scenarzystom, jak i odwtórom poszczególnych ról. Ja nie mam ulubieńca – podobali mi się w zasadzie wszyscy i każdego z aktorów obejrzałbym w innej produkcji, żeby zobaczyć, jak radzą sobie w innych rolach.

KWESTIE TECHNICZNE

Sylwia: Jeśli mam być szczera, to niespecjalnie zwróciłam uwagę na muzykę w filmie, więc w moim odczuciu nie była ona wybitna. Natomiast to, jak operowano kamerą, bardzo fajnie oddało klimat filmu – wręcz czujemy przestrzeń między przyjaciółmi, która staje się zwężać z każdym wyjawionym sekretem. Zdjęcia i nieco przytłumione kolory podbijają atmosferę duszności, która dopada w końcu każdego ze zgromadzonych na kolacji. Wszystko to dobrze ze sobą współgra, tworząc film ciekawy tematycznie, ale także przyjemny wizualnie, na który miło się patrzy pomimo niepewności, jaką wywołuje poprzez zachwianie wiary w prawdomówność drugiego człowieka. Także tego najbliższego.

Mateusz: Był w całym filmie jeden konkretny motyw muzyczny, który dość często się powtarzał i była to całkiem przyjemna dla ucha melodia, podobnie zresztą uważam o całej ścieżce dźwiękowej do filmu. Może obyło się bez rewelacji i nikt jakoś specjalnie nie będzie poszukiwał samej muzyki z Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie, ale oceniłbym ją na dobrą z plusem.

Wspomniałaś o pracy kamery, zdjęciach i ogólnej kolorystyce filmu, dlatego nie będę powielał zdania, z którym się zgadzam. Ja z kolei chętnie wspomnę o tym, że bardzo przypadł mi do gustu dom bohaterów, u których gościli przyjaciele oraz my przez niemal dwie godziny. Osoby odpowiedzialne za scenografię i rekwizyty odwaliły kawał dobrej roboty, sprawiając, że to wnętrze perfekcyjnie imituje dobrze urządzony i zorganizowany dom i sądząc po samym wystroju, układzie pokoi i wszystkim, co złożyło się na ogólne tło dla perypetii bohaterów, uważam, że można znacznie łatwiej uwierzyć w opowiadaną przez twórców historię.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Sylwia: Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie to świetny dramat z elementami komediowymi, który choć rozgrywa się w jednym pomieszczeniu podczas jednej kolacji, może pochwalić się niezwykle wartką akcją i wieloma zwrotami fabularnymi. W pewnym momencie już nic nie jest pewne, a widz wątpi, czy którakolwiek z osób jest wierna, godna zaufania i zwyczajnie dobra. Włoska produkcja podważa może odrobinę wiarę w przyjaźń, ale… czy na pewno? A może właśnie udowadnia w perfekcyjny i zgrabny sposób, że przyjaźń nie rozpadnie się dopóty, dopóki przyjaciele nie wiedzą o sobie absolutnie wszystkiego? Film pozostawia nas z wieloma refleksjami i bardzo dobrze – na pewno po seansie nie będziemy się czuli lekko i przyjemnie, ale w dobrych filmach nie o to przecież chodzi.

Mateusz: Włosi udowadniają, że wciąż pamiętają, jak się robi filmy dobre, mocne, zostawiające w widzu multum przemyśleń po seansie. Tak się to powinno robić i uważam, że dystrybutor Aurora Films lepiej nie mógł wejść w 2017 rok niż właśnie tak udaną produkcją, jaką jest Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Wiem na pewno, że będę wracał do tego filmu, bo czasem dobrze jest za sprawą tak udanych obrazów dokonać autorefleksji na temat nas samych, naszych bliskich oraz czasów, w jakich przyszło nam żyć. Ten film przeraża, wpędza w spiralę wątpliwości, ale i przednio bawi, a to chyba najważniejsze tak dla widza, jak i dla twórców.

Ocena Mateusz: 8/10

Fot.: Aurora Films

Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *