HellHaven

Żyjemy w czasach kultu pieniądza – rozmowa z Jakubem Węgrzynem i Sebastianem Najderem z HellHaven

Progresywno-metalowa ekipa HellHaven powróciła z następcą ciepło przyjętego debiutu Beyond The Frontier. Niewątpliwie wydany nakładem Pronet Records krążek Anywhere Out of the World jest zdecydowanym krokiem do przodu w karierze zespołu. O płycie, inspiracjach oraz naszym świecie porozmawiałem z dwoma muzykami HellHaven – Jakubem Węgrzynem oraz Sebastianem Najderem. Zapraszam do lektury.

Wszędzie, byle poza ten (nasz) świat. Już sam tytuł jest mocną deklaracją. Jaki jest temat przewodni Waszego najnowszego dzieła?

Kuba: Nie trzymaliśmy się usilnie twardej koncepcji. Myślę, że od wielu lat świat rocka progresywnego, a już w szczególności rocka polskiej sceny jest trochę zmęczony podejściem – jest prog rock, musi być koncept album. W ogóle w światowym prog rocku nowej fali zaczyna być duszno pod kątem formy, jaką przyjmują nowe płyty. Dlatego też nasz album jest taką wariacją na tematy, które są odzwierciedleniem naszych wszystkich wątpliwości, rozczarowań, chęci zmiany, oddechu, przerwy. Przez cały okres tworzenia płyty Sebastian tworzył teksty, bazując jedynie na własnych odczuciach i interpretacji tego, co nas otacza. Swoje myśli filtrował przez literaturę, sztukę piękną, kulturę w jakiej przyszło nam żyć i tworzyć. Nie jest to co prawda koncepcja doskonale niepowtarzalna, ale na pewno szczera, w pełni autorska i bogata w wiele naprawdę zaskakujących i ciekawych rozważań. Płytą mówimy jedno – „Stop. Mamy prawo interpretować świat inaczej”.  A z całego serca proponuję zapoznać się nie tylko z naszą muzyką, ale przysiąść i nad jej tekstami. Niestety w obecnej kulturze bardzo mało czasu poświęcamy na tekst utworu, który bądź co bądź jest najważniejszym elementem. Muzyka jest jedynie nośnikiem słów.

Sebastian: Tytuł zainspirowany został jednym ze spleenów Charlesa Baduilaire’a o takim samym tytule. Utwór traktuje o dialogu między podmiotem lirycznym a jego duszą na temat szczęścia. Jak dla mnie, spleen ten jest klasycznym wstępem do całej wartości merytorycznej albumu. Dlatego też jego końcowy fragment będzie zamieszczony w fizycznej wersji płyty.

Ostatnie wydarzenia na świecie jakkolwiek zainspirowały Was do stworzenia właśnie takiego konceptu? Co było główną inspiracją do stworzenia Anywhere Out of the World?

Sebastian: Ostatnie newsy nie mają większego znaczenia. Zdecydowanie można odnieść się do całej historii ludzkości.

Kuba: Biorąc pod uwagę ilość pracy nad płytą, wątpię, czy ktoś z nas oglądał wiadomości od początku 2016 roku :).

A czy Wy sami, w życiu codziennym, macie ochotę uciec wszędzie, byle poza ten świat?

Kuba: Odpowiedź będzie do bólu banalna – muzyka jest dla nas odskocznią od tego, co dzieje się na co dzień. Tak na to pytanie odpowie zapewne 99% muzyków. Z jednej strony każdy z nas (muzyków) chce być w jakimś sensie oryginalny i niepowtarzalny, ale kierują nami wspólne cechy, które odpowiadają za to, że zostaliśmy wszyscy autorami tekstów, piosenek, scenariuszy… Myślę, że tytuł płyty Anywhere Out Of The World jest odzwierciedleniem takiego uniwersalnego podejścia, które kieruje wszystkimi ludźmi kultury i szeroko pojętej sztuki. Bo sztuka jest bramą w miejsce, w której kartki nie są zapisane. W miejsce, gdzie dostajemy pędzel i sami możemy stworzyć własną wersję rzeczywistości. Niektórzy robią to za pomocą ołówka, inni słowa, instrumentu, pomysłu… Ale każdy stara się gdzieś uciec. Wraca dopiero wtedy, gdy wie, że alternatywny świat, który stworzył, jest wart zaprezentowania szerszej publiczności. Myślę, że my nie uciekamy wszędzie, byle poza ten świat. My raczej od czasu do czasu wracamy do świata rzeczywistego.

A czy zastanawialiście, mając na uwadze własne życiowe doświadczenie, nad tym, czy lepiej jest faktycznie uciekać od świata, od ludzi, czy jednak zdecydowanie należy przeciwstawiać się całemu złu i próbować zmieniać świat na lepsze?

Kuba: Jeżeli na siłę zaczniemy zmieniać świat na lepsze, nie będziemy się różnić niczym innym od tych jedynie słusznych ideałów, z którymi mniej lub bardziej świadomie walczymy. W życiu nie chodzi o to, aby zmieniać czy zmuszać innych do przyjęcia jakiegoś narzuconego sposobu bycia. Stalin też chciał zmienić świat na lepsze. Jeżeli nie akceptuję narzucania mi wartości przez kogoś innego, sam nie powinienem nikomu narzucać swoich. Wokół każdego z nas jest niewidoczna przestrzeń, która powinna być niezależna od wszystkiego co poza nią. Za dużo ludzi chce zmieniać świat, za mało pozwala żyć innym ludziom w spokoju. Ta płyta niczego nie zmieni. Nie spowoduje rewolty ani buntu. Ona ma pokazać, jak my interpretujemy to, co dzieje się dookoła nas. Jeżeli komuś z słuchaczy będzie z tą wizją po drodze – tym lepiej. Znaczy, że ta płyta jest właśnie dla niego. Drogi słuchaczu, nie jesteś sam. Nie tylko ty się pogubiłeś w wartościach XXI wieku.

Muzyka wydaje się nieco spokojniejsza, łagodniejsza niż na debiucie. Ciężar tematyczny wpłynął mocno na brzmienie? Co mieliście najpierw? Kompozycje czy jednak pisaliście piosenki pod wpływem konceptu, który powstał w Waszych głowach?

Kuba: Przeważnie najpierw powstaje muzyka. Chociaż nie jest to zasadą. Proces tworzenia utworów nie jest usystematyzowany ani zunifikowany. Wszystko rozpoczyna się od pomysłu, który zaczyna obrastać w pierwsze dźwięki, melodie, słowa, zdania. Czasami jest tak, że utwór powstaje w jedną noc. Czasami pracuje się nad nim przez pięć, sześć miesięcy. Niektóre pomysły są doskonałe od samego początku. Inne wymagają pewnego rodzaju „ostania się”. Dojrzenia. Odstawienia na półkę. Cały proces kończy się w momencie, kiedy zatrzymujemy się na chwilę, aby posłuchać całości. Jeżeli utwór niesie ze sobą wszystko to, co kochamy w muzyce, wtedy kończymy nad nim pracę. Doskonale czuć, kiedy piosenka jest skończona i tworzy pewną całość. Dzieje się to wtedy, kiedy podczas odsłuchu człowiek płynie wraz z dźwiękami i przestaje się zastanawiać „czy to jest dobre?”, „co poprawić?”, „co zmienić?”, tylko słucha i ma ochotę posłuchać raz jeszcze. To takie banalne w swojej prostocie. O czym chyba zbyt często zapominamy. Nie podchodźmy do muzyki jak do równania matematycznego. Jesteśmy ludźmi, a zbyt często chcemy tworzyć sztukę, jakbyśmy byli maszynami.

Jednym najbardziej charakterystycznych utworów jest They Rule The World, który przepełniony jest bliskowschodnim klimatem. Opowiedzcie proszę więcej o tej wyjątkowej kompozycji, która niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. Co chcecie w niej przekazać słuchaczowi?

Sebastian: Przede wszystkim głównym zamysłem utworu jest uświadamianie o tym, że wszystko, co rozumiemy jako naszą rzeczywistość oraz świat i jego porządek, to z góry ustalone koncepty, przez grupę nielicznych, trzymających w ryzach cały świat. To co wiemy i to co pokazują media – to wszystko teatrzyk. To czego uczymy się w szkołach, do czego przyzwyczaja nas kultura masowa i otoczenie, to wszystko zostało już dawno ustalone. Po prostu wszyscy mamy myśleć tak samo, abyśmy byli łatwi w kontroli i wierzyli w jakiś wyższy sens. Można o tym pisać godzinami. Można nazwać to teoriami spiskowymi czy czymkolwiek innym. Tekst nie ma o tym przekonywać, nie ma mówić, że to stricte ci lub tamci pociągają za sznurki, każdy wierzy w co chce, ale jeśli masz dość oleju w głowie to na pewno masz wątpliwości w ,,prawdziwość” świata, w którym przychodzi Ci funkcjonować na co dzień.

HellHaven - The Dawn & Possibility of an Island (New song 2017)

Na Waszym FB przy okazji premiery utworu The Dawn & Possibility Of An Island napisaliście, że żyjemy w czasach deficytu na wszystko co piękne. A to nie jest tak, że piękno mamy na wyciągnięcie ręki, tylko sami nie chcemy po nie sięgać?

Kuba: Dzisiejsze piękno jest pojęciem bardzo względnym. Przykładowo – mi może się podobać disco polo. Udowodnisz mi, że nie jest to sztuka wyższa? Powiesz – sztuka wyższa porusza, zmusza do myślenia, rozważania, powoduje ciarki na plecach, chwilę błogości. Ja odpowiem – wszystko to samo czuję, słuchając disco polo. To kto ma rację? Jeżeli będziemy walczyć na argumenty – to nikt. Piękno jest bardzo względne. Utwór The Dawn & Possibility Of an Island również traktuje właśnie o takim pięknie względnym. Bardzo trudnym do opisania, scharakteryzowania. Bo to jest piękno według naszych niepowtarzalnych i indywidualnych wartości. Świat wartości, na które jesteśmy wrażliwi jest coraz bardziej przykrywany hałdami kiczu i fałszu. Życie pędzi coraz szybciej. W jeden dzień pochłaniamy tyle informacji, na ile ludzie ubiegłego wieku potrzebowali tygodnia czasu. Żyjemy w czasach kultu pieniądza, gdzie opłacalne stało się dobro niskiej jakości, zrobione na szybko, o krótkim okresie przydatności. Pierwsze strony gazet zapełniają szybko wykreowane gwiazdy, które tworząc wątpliwej jakości sztukę, święcą przez rok, a potem gasną na wieki, ustępując kolejnej setce im podobnych tworów. Tak wygląda dzisiejsza sztuka. Tak wygląda dzisiejsze piękno. Czy komuś może się to podobać? Może i – co więcej – podoba się. Mając na względzie to, co powiedziałem wcześniej – żyję i daję tym ludziom żyć. Mają takie prawo. Ale tam gdzie możemy, chcemy jako zespół ludzi pokazać, jakie wartości są dla nas piękne. I co MY rozumiemy pod pojęciem piękna. To właśnie zawarte jest w naszej muzyce i tekstach.

Płytę kończycie łacińską sekwencją omnia vincit amor et nos cedamus amori. Wygląda na to, że na koniec płyty staracie się przemycić jednak jakąś pozytywną myśl o nas, otaczających nas ludziach i świecie. Moje tropy są słuszne?

Sebastian: Na płycie znajdują się dwa takie ,,pozytywne” teksty. Pierwszym z nich jest Overview Effect, a drugim właśnie Possibility of an Island. Oczywiście reszta utworów to nie depresja pełną gębą, jednak te znacznie się wyróżniają.  Jeśli chodzi o końcową sentencję, to jest tu zachowana pewna koncepcja. Płytę rozpoczyna Anywhere out of the world, w którym w pewnym momencie utworu podmiot śpiewa Amor vincit omnia/lie. Całkowity upadek ideałów, wiary. Natomiast na koniec wiara zostaje przywrócona. Płytę otwiera upadek, jednak zamyka ją swoiste odrodzenie. Coś w stylu: ,,Wyruszyłem po za ten świat z przeświadczeniem, że już nie chcę tutaj wracać, jednak w trakcie podróży uświadomiłem sobie, że są rzeczy, dla których jednak warto”.

Na Anywhere Out of The World zaskoczyliście rozwiązaniami aranżacyjnymi, jak użycie trąbki, na której zagrał Erwin Żebro z zespołu Piersi. Jak doszło do Waszej współpracy i tego, że zagrał na płycie?

Sebastian: Kolega kolegi znajomego z ciotecznej strony mojego wujka jest dobrym kolegą Erwina. Lub coś koło tego :). Zapoznał nas, a później już poszło z górki. Erwin posłuchał nagrań, przyszedł do studia i zagrał. Jakieś 95% pierwszych podejść od razu weszło na płytę. Grał tak, jakby to tam miało po prostu być. Wspaniały muzyk. Bardzo miły i piekielnie utalentowany człowiek.

Co zmieniło się w HellHaven od momentu poprzedniej płyty? Bagaż doświadczeń z nagrywania debiutu pozwolił Wam na większy komfort pracy w studiu i przy tworzeniu nowego materiału?

Kuba: Nie mieliśmy i nie mamy producenta. Wszystkie nasze upadki i sukcesy to wynik ciężkiej pracy. Wielu rzeczy nauczyliśmy się na własnych błędach. Rozwijamy się razem z naszą muzyką. Jedną z najważniejszych rzeczy, jakie postanowiliśmy w trakcie prac nad nową płytą, było skupienie się na jej brzmieniu. W studio spędziliśmy kilka dni na poszukiwaniu odpowiedniego brzmienia gitar, perkusji, dopasowaniu mikrofonów, ustawieniu wzmacniaczy, testowaliśmy różne ciekawe rozwiązania. Dało to bardzo zadowalający wynik. Trochę odmienny od tego, jaki zaprezentowaliśmy na poprzedniej płycie Beyond The Frontier, która została nagrana przy użyciu minimalnej ingerencji „z zewnątrz”. Na tamtej płycie chcieliśmy brzmieć jak najbardziej zbliżenie do brzmienia live. Na obecnej poszliśmy w kierunku brzmienia studyjnego, nowoczesnego. Z punktu widzenia aranżacyjnego największa zmiana nastąpiła w podejściu do budowy utworów. W końcu udało nam się stworzyć piosenki. Poprzednia płyta była trochę takim zbitkiem dziesiątek riffów, które owszem, stanowiły bardzo ładną, dopracowaną całość, ale brakowało im takiego polotu „do tupania nogą”. Było ambitnie, było wszystkiego bardzo dużo, ale z czasem stwierdzam, że za bardzo chcieliśmy pokazać, ile mamy pomysłów w głowie. Z obecną płytą trochę zwolniliśmy, uspokoiliśmy zapędy do multiplikowania pomysłów i doszlifowaliśmy te najlepsze. Dlatego powstały nie tylko utwory muzyczne, ale także piosenki. Ale proszę nie mylić tego z radiową przystępnością. Jest tu wszystko, co HellHaven potrafi – dużo świetnych melodii, łagodnych gitar przeplecionych ciężkimi riffami, zwolnienia, błogie zagrywki, delikatne solo, galopady techniczne i wiele więcej.

Kiedyś nazwaliście się zespołem art metalowym. Dlaczego właśnie tak? Rozwińcie, proszę, tę myśl.

Kuba: Pojęcie Art Metalu powstało, kiedy redaktorzy muzyczni recenzując naszą pierwszą płytę, nie umieli do końca zakwalifikować nas do jednego stylu muzycznego. Art Metal powstał z połączenia dwóch stylów, z których chyba czerpiemy najwięcej – Art Rock i Progresywny Metal. Artrockowa nuta jest widoczna w naszych lżejszych momentach, kiedy łączymy delikatność instrumentów z przystępną i wpadającą w ucho melodyką. Przestrzenne brzmienia gitar, instrumentów dętych, skrzypiec, fortepianu czy syntezatorów, melodyjne wokale. Strona prog metalowa to w szczególności momenty, w których nad utworem zaczynają dominować cięższe gitary, czasami niższe strojenie, zabawy technicznymi riffami i skalami. W naszej muzyce kierujemy się trzema zasadami: dać słuchaczowi oddech, nie grać na jedno kopyto, tworzyć w końcu piosenki, a nie zlepki przekombinowanych riffów.

Jak z perspektywy czasu oceniacie debiutancką EP i pełnowymiarowy debiut Beyond The Frontier?

Kuba:  Z naszego punktu widzenia osiągnęły niespodziewany sukces. Obie płyty były obecne na antenach większości polskich stacji radiowych (nie tylko internetowych, ale także takich jak Radio Opole, Radio Gdańsk, Radio PIK, PR3, PR2). Był też spory odzew z zagranicy. Utwór About Reading And WritingBeyond The Frontier był wybrany na kompilację CD, która została wydrukowana w nakładzie ponad 40 000 egzemplarzy na rynku amerykańskim i kanadyjskim. Co najważniejsze, dostajemy dużo maili, wiadomości, telefonów od osób, które chwalą to, co robimy. Uwaga, znowu będę banalny do bólu, ale tak – odbiór fanów jest najważniejszą motywacją! Tutaj nie da się powiedzieć nic innego. A najpiękniejsze są losowe sytuacje, jak na przykład, gdy jedziesz w autobusie i słyszysz znajomą melodię. Rozglądasz się, a tam jakaś obca ci osoba słucha Twojej płyty. Małe rzeczy, a naprawdę cieszą. Z takich małych, skromnych sukcesów buduje się sukces całego zespołu.

Planujecie koncerty promujące Anywhere Out of The World?

Kuba: Planujemy. Wszystkie informacje są na naszej stronie oraz Facebooku. Póki co, nie jest tego dużo. Ilość koncertów będzie rosła w czasie. Sprawa organizacji koncertów w Polsce to temat na inną rozmowę. Stoimy przed ogromną ścianą pod tytułem „chcesz zagrać – płać”, dlatego ilość koncertów będzie odzwierciedleniem tego, jakie będzie zainteresowanie naszą płytą. Koło się niestety zamyka, bo aby zwiększyć zainteresowanie płytą, trzeba grać koncerty. Koncertów natomiast nie ma bez zainteresowania płytą. Czekamy na odrobinę szczęścia, przypadku i być może pozytywnego zaskoczenia. Mimo wszystko robimy, co w naszej mocy, aby w końcu wystartować w Polskę północną i kraje ościenne.

Dziękuję za rozmowę!

Fot.: Pronet Records

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *