To my

11:11 – Jordan Peele – „To my” [recenzja]

Jordan Peele może dziś uchodzić za odnowiciela zmurszałej konwencji, jaką jest horror. Rok temu odbierał Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny za swój poprzedni obraz zatytułowany Uciekaj!, który był też nominowany do statuetek Amerykańskiej Akademii Filmowej w najważniejszych kategoriach, tj.: Najlepszy film i Najlepsza aktor pierwszoplanowy. Kino grozy w ostatnim czasie przeżywa pewien renesans, o czym świadczą sukcesy artystyczne oraz frekwencyjne takich filmów jak Dziedzictwo: HereditaryCiche miejsce. Jednocześnie ten skostniały gatunek w dobie popkultury, która wciąż odtwarza te same schematy i figury kultury masowej, jest bodaj w największym stopniu dotknięty właśnie zjawiskiem powtarzania oraz repetycji, by wspomnieć w tym miejscu, niezależnie od recenzenckich ocen, takie wytwory kinematografii z ostatnich lat, jak To, Suspiria, Halloween, a także Smętarz dla zwierzaków, którego premiera będzie miała miejsce w najbliższych miesiącach. W jakim zakresie Jordan Peele, twórca filmu To my, którego kariera jest dość zaskakująca (wszak przed swoim debiutem był on komikiem), zajmuje na mapie współczesnego kina gatunkowego osobne miejsce?

Najnowszy obraz twórcy Uciekaj! tylko pozornie jest horrorem. Bliżej mu do schematu, który z braku adekwatnego polskiego terminu, należałoby nazwać mystery movie. Przewrotnie nawiązuje zresztą też do struktur home invasion i survival movies. Oczywiście tych odniesień jest zresztą więcej, bo pojawiają się tutaj rozwiązania znane z krwawych slasherów, ale też filmów o zombie w takim ujęciu, jakim tego typu obrazom znaczenie nadał klasyk gatunku, George Romero.

Reżyser unika klasycznych jump scare’ów stosowanych przemysłowo w tego typu produkcjach. Perfekcyjny montaż ma tutaj egzemplifikację w innych fragmentach filmu, w szczególności zaś w jednej finałowej sekwencji, której szczegółów zdradzić nie mogę.

W ogóle pisanie o tym obrazie, bez zdradzania czegokolwiek na temat fabuły, jest trudne, bo recenzent może spotkać się z zarzutem spoilerowania. Mamy więc afroamerykańską czteroosobową klasyczną rodzinę w modelu 2+2, która spędza wakacje w domku nad morzem. Ich letni wypoczynek zakłócony zostaje poprzez pojawienie się na podjeździe daczy ubranej na czerwono i trzymającej się za ręce grupy będącej lustrzanym odbiciem protagonistów – wyglądającej i zachowującej się zupełnie jak oni.

Konstrukcja utworu Jordana Peele’a jest zresztą analogiczna, jak w jego debiucie. Film otwiera prolog pozornie niezwiązany z resztą dzieła, zaś zaraz po nim następują napisy początkowe, w tle których wykonywany jest tajemniczy etniczny motyw muzyczny. Notabene ujęcie rozpoczynające film, na którym widać ekran oldschoolowego telewizora z lat 80., emitujący informacyjne niusy z 1986 r., przypomina mi podobne otwarcie w Climaxie Gaspara Noego.

Miarą wartości dobrego kina grozy nie jest jednak tylko to, jakie bezpośrednie, wręcz somatyczne efekty wywołuje w umysłach i ciałach widzów, ale przede wszystkim jakim społeczno-politycznym kontekstem jest obudowane. Reżyser poszedł w swojej kolejnej fabule znacznie dalej niż w Uciekaj!, który był swoistym komentarzem do współczesnego paraliberalnego zakamuflowanego rasizmu. W To my mamy do czynienia raczej z kontekstem klasowym, a wskazane wyżej figury ubrane w charakterystyczne robotnicze czerwone kombinezony mogą być interpretowane jako awangarda zapowiedzi socjalistycznej rewolucji stłamszonego prekariatu, co może w jakiejś mierze współgrać z aktualnymi nastrojami w Stanach Zjednoczonych, których wykwitem jest popularność takich lewicowych polityków, jak Bernie Sanders i Alexandria Ocasio-Cortez. Symptomatyczne przy tym wszystkim, że nieproszeni goście na pytanie, kim są, odpowiadają z sardonicznymi uśmiechami na twarzach: Jesteśmy Amerykanami.

Oczywiście wątek rasowy również nie pozostaje bez znaczenia. Wszak głównymi bohaterami są członkowie czarnoskórej rodziny, która osiągnęła dość znaczący status społeczny – nie tak wysoki jednak, jak familia białych WASP (White AngloSaxon Protestants), z którymi się przyjaźnią. Nieproszeni intruzi mogą być zatem w tym układzie figurami wypartej niewolniczej przeszłości, a wobec tego stają się emanacją nieprzepracowanych traum historycznych. Można też odczytywać film To my jako drwinę z amerykańskich obsesji na punkcie teorii spiskowych (istnienie na obszarze Stanów Zjednoczonych całej gęstej sieci podziemnych tuneli o niejasnym przeznaczeniu jest zasygnalizowane już w napisach na początku obrazu) oraz bigoteryjnej religijności. Zresztą czego tutaj nie ma: króliki, łańcuch ludzi dobrej woli trzymających się za ręce, lustrzane odbicia, sobowtóry, Thriller Michaela Jacksona, Szczęki Stevena Spielberga, Kevin sam w domu. Każda interpretacja jest dopuszczalna, a reżyser bałamutnie szafuje rozmaitymi tropami. Jakikolwiek drobny nawet rekwizyt i słowo mają swoje znaczenie, zaś ironicznym komentarzem do sytuacji jest wybrzmiewający zresztą już w samym zwiastunie, popularny w latach 90., utwór I got 5 on it zespołu LUNIZ. Podobnie zresztą, jak we wcześniejszym Uciekaj!, sporo jest tutaj czarnego humoru, jak choćby w scenie, w której inteligentny system zarządzania funkcjami domu opacznie odczytuje komunikat właściciela wzywający policję i rozpoczyna emisję hip-hopowego kawałka Fuck the police, legendarnego składu N.W.A. O wartości obrazu świadczy też aktorstwo Lupity Nyong’o w podwójnej roli, przy czym głos jej doppelgangera za każdym razem wywoływał u mnie ciarki.

Jest zatem najnowszy tytuł Jordana Peele’a nie tylko inteligentną rozrywką, ale także komentarzem do skomplikowanej postnowoczesności. Celowo nie tłumaczę, skąd wziął się tytuł mojego tekstu. W tym zakresie zainteresowanych odsyłam do kin, gwarantując, że z całą pewnością będą to dobrze spędzone dwie godziny.

Fot.: United International Pictures

Film obejrzeliśmy dzięki Cinema City


Przeczytaj także:

Recenzja filmu Uciekaj!

Wielogłos o filmie Dziedzictwo. Hereditary

Wielogłos o filmie Ciche miejsce

To my

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *