Audioriver 2019: święto muzyki elektronicznej [relacja]

Tegoroczna, czternasta już edycja Audioriver odbyła się w dniach 26–28 lipca 2019 r. w Płocku. Pierwszego dnia na scenach na płockiej plaży wystąpili między innymi: Polo & Pan live, David August, Monolink live, Danger, Dirtyphonics, Catz ‘n Dogz, Kobosil, a drugi dzień imprezy zgromadził tłumy na koncertach Jona Hopkinsa, The Blaze, Charlotte de Witte czy Petera Van Hoesena. Trzeciego dnia – Sun/Day na festiwalowiczów czekały sceny poza miasteczkiem festiwalowym, a na jednej z nich zagościł stały bywalec Audiorivera, Damian Lazarus.

Pierwsze elektroniczne dźwięki powitały uczestników festiwalu już na płockim Starym Rynku, gdzie pojawiła się jedna ze scen, a towarzyszyły jej: namiot do spotkań dyskusyjnych oraz paneli, a także stoiska partnerów festiwalu, na których można było nabyć płyty i powiększyć wyposażenie festiwalowej garderoby. Otwarciu bram towarzyszył tradycyjny już deszcz, który tylko podgrzał plażową atmosferę, jednak do rana było już sucho i ciepło. W takiej atmosferze około siódmej, po wschodzie słońca kończyły się ostatnie sety w Circus Tencie i Kosmosie.

Jednym z pierwszych zespołów grających na Main Stage okazała się polska grupa BOKKA, słynąca z tożsamości ukrywanej pod maskami w trakcie występu. Na starcie uraczyła fanów hitem Let it, a później zaprezentowała przekrój elektronicznej twórczości. Kolejnym, mocnym elementem pierwszego dnia mianować można było francuski duet Polo & Pan Live, który podczas swojego tanecznego setu zadedykował wszystkim Polakom utwór Arc-en-ciel (pl.: Tęcza). Artyści set zakończyli kawałkiem Nanã, do którego stojący pod sceną tworzyli fale, by usłyszeć finalnie: Thank you very much Poland. You’re beautiful.

Następnie Main Stage przejął lubiący improwizacje David August. 29-letni artysta komponuje wielopłaszczyznową muzykę elektroniczną i twierdzi, iż tworzenie muzyki – akt tworzenia w ogóle – powinien być wolny od racjonalizmu, a w najlepszym wypadku powinien polegać wyłącznie na komunikacji z podświadomością. W czasie jego występu ze sceny wybrzmiewały transowe, momentami nieco ambientowe dźwięki, a muzykę dopełniały kolorowe iluminacje i kłęby dymu. W połowie koncertu David wyjął gitarę, by poszerzyć gamę brzmieniową o kolejne sample. W Hybrid Tent trwał wtedy koncert Dimension – producenta, którego muzyka idealnie balansuje między klubowym parkietem a falami radiowymi. Nie zabrakło na nim Desire, czarno-białego oświetlenia i nieprzerwanego tańca festiwalowiczów.

Wracając na Maina można było dołączyć do widowiska autorstwa Steffena Lincka, występującego pod nazwą Monolink i wywodzącego się ze środowiska szeroko rozumianej „muzyki gitarowej”. Na scenie towarzyszyła mu elektronika, perkusja, klawisze, które wspólnie uczestniczyły w tworzeniu łagodnych, choć absorbujących rytmów. Wielu z odbiorców spędziło te półtorej godziny siedząc na skarpie i obserwując główną scenę z Wisłą w tle.

Inne sceny gwarantowały równie intensywne doświadczenia. Warto wspomnieć występ Recondite b2b Marcus Worgull – czyli set dwóch DJów. Znany jako Recondite Lorenz Brunner to jeden z najbardziej wyrazistych producentów i live performerów na scenie, który posiada w swoim katalogu wiele świetnych wydawnictw, a jedno z nich, charakterystyczny utwór Levo, był wykorzystywany jako motyw muzyczny w serialu HBO pt.: Młody Papież. Ich setowi w Circusie towarzyszyły występy taneczne kobiet w różowo-fioletowych, błyszczących strojach, które wzbudziły mieszane uczucia u stałych bywalców Audio (można było to usłyszeć po koncertach).

Na Burn Stage pod gołym niebem zagościł znany już dobrze festiwalowiczom w Płocku polski projekt elektroniczny – Catz ‘n Dogz. Set Grzegorza Demiańczuka oraz Wojciecha Tarańczuka został przedłużony ze względu na odwołany tuż przed festiwalem przyjazd Black Madonny, która nie mogła dotrzeć do Polski z powodów osobistych. Przedłużone sety na Burn Stage’u trzymały w napięciu do samego rana i pozwalały dłużej cieszyć się kontaktem z mocnym line-upem sceny.

W KOSMOSIE zagościli SHDW & Obscure Shape, czyli Marco i Luigi, wykazujący umiejętności mieszania wielu nurtów, takich jak detroit techno, acid i rave, a podłoga pod namiotem uginała się od tanecznych kroków. W Circusie pojawił się Enrico Sangiuliano, czyli włoski producent, performer i inżynier dźwięku, który stworzył okoliczności do grupowego transu. Pierwszy dzień festiwalu na Main Stage od 3:00 zamykał Danger – Francuz prezentujący na scenie wizję mocnego, brudnego elektro. Pojawił się na estradzie w czarnej bluzie oraz masce, w której w miejscu oczu widniały świecące na biało i czerwono krążki.

Ciekawą strefą okazał się nowy Chillout Zone, czyli miejsce zalesione, oświetlone magicznie kolorowymi lampami rozstawionymi wśród drzew, z własną sceną. Było nie tylko schronieniem dla zmęczonych, ale oferowało też dużo dobrej, choć mniej tanecznej, muzyki. Kojące dźwięki elektroniczne płynęły tam do 5 nad ranem.

W sobotni poranek bawić można było się nad zalewem Sobótka albo spędzać czas na Starym Rynku: uczestnicząc w panelach o teraźniejszości i przyszłości muzyki elektronicznej, Q&A z gościem Fundacji #sexedPL — Michałem Pozdałem, a wieczorem biorąc udział w muzycznym biforze (Raidho & T.Etno live, Seb & Rodrigezz).

Sobotę na Main Stage otworzył Eltron, czyli polska klasyka gatunku. Zaprezentował performance opierający się nie tylko na muzyce, ale również na wielowarstwowych strojach tancerek i wyświetlanych na telebimach napisach (niczym Massive Attack), takich jak szyld: technomormoni. Po nim pojawili się na scenie głównej Afterhuman Afterparty by Manoid & Hashimotowiksa. Ulewny deszcz nie przeszkodził ani Jonowi Hopkinsowi, ani Wilkisonowi — podczas ich występów taniec trwał w najlepsze, choć większość uczestników festiwalu chowała się pod namiotami by burzę przeczekać. Hopkins był z pewnością jednym z headlinerów minionej edycji, a jego występowi towarzyszyły angażujące wizualizacje oraz miecze świetlne. The Blaze zachwycili i rozgrzali zmokniętą publikę, a Modeselektor Live zamknął imprezę w mocnym stylu.

Na scenie G&V dwie godziny grał BØGUTA Ø2. W tym czasie w Circusie zagrał Oliver Huntemann, który w swej 25-letniej producenckiej karierze ma na koncie remiksy dla takich artystów jak Chemical Brothers, Depeche Mode czy Underworld. Po nim, około 3:30, na tej samej scenie zagościła Belgijka Charlotte de Witte, objawienie sceny techno ostatnich lat, która brzmienia nieco bardziej mroczne i głębokie łączyła ze swoim wokalem. Hybrid Tent prawie odleciał przy secie weteranów z Black Sun Empire, a na Burnie rządził Lee Burridge, a później brookliński duet Bedouin i jego mistyczne brzmienia. W namiocie True Music zagrał Beskres by Kamp, czyli projekt Michała Słodowego i Radka Krzyżanowskiego, tworzący romantic techno. Przed świtem w Hybrid grę rozpoczęli artyści z Eatbrain – obecnie jednej z najciekawszych wytwórni specjalizujących się w wydawaniu produkcji w klimatach muzyki drum and bass neurofunk, założonej przez węgierskiego producenta o pseudonimie Jade. Szef labelu oraz jej reprezentanci zaprezentowali na Audioriver specjalny wspólny występ w wersji Eatbrain League: Teddy Killerz b2b Jade b2b Fourward ft. MC Coppa, który okazał się jednym z najbardziej żywiołowych na festiwalu.

Wśród 11 scen i stref muzycznych miejsce dla siebie znalazły też strefy Fundacji #sexedPL (w której można było spotkać się z Anją Rubik), a także Komisji Europejskiej, które cieszyły się dużym zainteresowaniem.

Niedziela zaś, czyli Sun/Day, toczyła się spokojnie. Poza miasteczkiem festiwalowym, w parku nad Wisłą na przybyłych czekały dwie sceny, z których płynął relaks i ukojenie. Na pierwszej zagrali: Foxall, Leon & Glasse, Davi, Brina Knauss i Damian Lazarus. Na drugiej: In-Deed, K.O., Seba — Logical Progression Set, Degs Live, Kissy Sell Out I Jaguar Skills.

Minusem festiwalu były pewne niedociągnięcia organizacyjne, takie jak długie kolejki po opaski czy niedoinformowani ochroniarze na całym terenie festiwalu (większość z nich nie miała pojęcia, co znajduje się w jakim miejscu, gdzie są jakie strefy). Audioriver reklamowano wcześniej jako festiwal chcący ograniczyć zużycie plastikowych butelek, organizatorzy zachęcali do zabrania ze sobą własnych pojemników na wodę. Strefa ich napełniania powstała tylko jedna, ustawiały się do niej bardzo długie kolejki, a woda się kończyła i trudno było podejść do wodopoju by ugasić pragnienie nad ranem. Na stoiskach z napojami można było nabyć płyny w plastikowych kubkach czy butelkach. Choć każdemu krokowi do zbliżenia się do bycia bardziej ekologicznym z chęcią przyklasnę, wydaje mi się, że ta kwestia mogła zostać w Płocku lepiej rozwiązana.

 

Inf. własne oraz materiały prasowe.

Fot. wyróżniająca: Audioriver, pozostałe: Głos Kultury

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *